Podczas gdy panowie częściej ćwiczą w samotności lub z grupką sąsiadów chodzą na spacery z ptaszkami w klatkach, panie preferują ćwiczenia zespołowe. Rozczulające turystów i namiętnie przez nich fotografowane sceny z kilkudziesięcioma emerytkami tańczącymi z wachlarzami, mieczami czy bezrekwizytowo doskonalących się w sambie, to nowa i gorąca płaszczyzna konfliktu w chińskich miastach.
Samo zamiłowanie emerytek do tańca to pozornie niewinne hobby. Problem tkwi w dwóch drobiazgach. Po pierwsze – muzyka, to nie jakieś brzęczące w tle spokojne melodie, ale dudniące rytmy puszczane z profesjonalnego sprzętu. Przywożone na wózkach głośniki muszą bowiem zapewnić podkład muzyczny słyszalny czasem i dla setki tańczących. Po drugie – pora. Panie ćwiczą dwa razy dziennie. Odsłona ranna rozpoczyna się w okolicach szóstej rano, choć latem zdarzają się jeszcze bardziej ranne ptaszki, wieczorem zaś w okolicach godziny dziewiętnastej. Ćwiczenia poranne trwają około godziny, wieczorne potrafią przeciągać się i do dwudziestej drugiej.
Gdyby tańce te odbywały się na pustyni, stepie albo w opuszczonych halach fabrycznych, dokuczałyby one co najwyżej nielicznym nomadom czy przedstawicielom fauny. Problem jednak w tym, że mają one miejsce w parkach, na publicznych placach czy na skrawkach pustych przestrzeni wewnątrz osiedli mieszkaniowych. A o świcie i wieczorem dźwięk pięknie się niesie.
Nic więc dziwnego, że mieszkańcy domów znajdujących się w strefie rażenia fali dźwiękowej i zmuszanych dwa razy dziennie do biernego uczestnictwa w emeryckich pląsach nie są zachwyceni. Nie wszyscy wstają tak rano, a wieczorem w domu szuka się raczej ciszy, a nie dyskoteki. Wściekli są zwłaszcza rodzice, których dzieci przez permanentny hałas nie mają warunków do nauki. Gdy gorycz przebiera miarę, wkurzeni mieszkańcy przystępują do działania, w którym cel uświęca czasem brutalne środki.
Zazwyczaj pierwszym etapem są rozmowy mieszkańców z administracją, następnie administracji z tańczącymi. Zazwyczaj nie przynoszą one efektów, bo panie argumentują, że nie mają innych miejsc do ćwiczeń, a ruch to przecież zdrowie. Potem mieszkańcy zaczynają się skarżyć władzom na zakłócanie porządku publicznego, co również przynosi mizerne skutki. Policja nie jest w stanie obstawić wszystkich placów i pilnować cały czas niskiej mocy głośników, a gdy przedstawiciel władzy wpada na kontrolę, rezolutne panie muzykę przyciszają na tę właśnie chwilę. Gdy desperacja mieszkańców jest potężna, w sporze pojawiają się metody walki partyzanckiej. W chińskich mediach co jakiś czas pojawia się nowa relacja z wykurzania emerytek. W grę wchodzi na przykład obrzucanie przedmiotami z okien, polewanie wodą, posypywanie piaskiem, rozlewanie śmierdzących płynów czy oleju, strzelanie w powietrze (to okazało się skuteczne, bo strzelający dostał 6 miesięcy ciszy w więzieniu za nielegalne posiadanie broni) czy szczucie mastiffami, olbrzymimi tybetańskimi psami.
Sporadycznie emerytki udaje się pokonać ich własną bronią. Mieszkańcy pewnego osiedla w mieście Wenzhou zrzucili się na profesjonalny sprzęt nagłaśniający za 260 tys. juanów (ok. 130 tys. złotych), postawili go na dachu i gdy tylko panie włączały muzykę, uruchamiali go i skutecznie zagłuszali taneczne rytmy (niestety media nie donoszą czy inną muzyką, czy może audycjami z państwowych rozgłośni radiowych). Niektóre miasta, np. Nanning, wprowadzają zakazy publicznych tańców w parkach, w pobliżu szpitali, szkół czy budynków mieszkalnych, podobny zakaz planowany jest w Kantonie. Chińskie emerytki tańczą już nie tylko w Państwie Środka. W ubiegłym roku policja w Nowym Jorku aresztowała grupkę Chinek nadmiernie hałasującą w parku, miesiąc temu pokaz tańca odbył się na dziedzińcu Luwru. O guangchangwu, czyli tańcach na publicznych placach i problemach z nimi związanymi powstają nawet piosenki.
Konflikt pomiędzy paniami, które tańcząc dbają o kondycję fizyczną i równocześnie pielęgnują życie towarzyskie, a pragnącymi ciszy mieszkańcami, pokazuje jak ciężko pogodzić sprzeczne interesy mieszkańców miast. Horrendalne ceny gruntów w Chinach powodują, że kurczy się ogólnodostępna przestrzeń publiczna i brakuje miejsc, w których mieszkańcy, nie wadząc sobie nawzajem, mogliby realizować swoje pasje. Wraz ze zwiększaniem się długości życia i niskim wiekiem emerytalnym (mężczyźni – 60 lat, kobiety – 55) liczba emerytów nieubłaganie rośnie i według oficjalnych danych w 2020 r. ludność powyżej 60. roku życia, będzie stanowić ok. 16 proc. chińskiego społeczeństwa. Grupowe tańce dostarczają starszym ludziom darmowej rozrywki i zapewniają codzienną porcję ruchu, więc zakazywanie ich to niekoniecznie dobre rozwiązanie. W niektórych miastach udało się przekonać panie do ćwiczeń ze słuchawkami, niekiedy grupy kupują wysokiej jakości sprzęt grający, który emituje muzykę jedynie w określonych kierunkach. To jednak jednostkowe przypadki, a na większości chińskich placów i skwerów wciąż trwa walka na decybele.