Od czasu postawienia muru berlińskiego (1961) do jesieni narodów (1989) z NRD próbowało uciec ok. 150 tys. Niemców. Wydostać się na Zachód, spełnić sen o wolności i dobrobycie. Udało się to co czwartemu. Liczba osób, które zginęły w trakcie nielegalnej próby przekraczania granicy nie jest dokładnie znana. Szacuje się ją na od kilkuset do ponad tysiąca. Na samej granicy bułgarskiej zastrzelono 339 uciekinierów z NRD. Dane te przytacza historyk Krzysztof Ruchniewicz w posłowiu „Stempla do wolności”.
Pokonać granice
„Stempel do wolności” to opowieść o ucieczce trójki chłopców z NRD – o planie karkołomnym, którego sukces zależał jedynie od dobrej woli i determinacji autora wspomnień, Rüdigera von Fritscha. Krewny generała Wehrmachtu, z wykształcenia historyk i germanista, a od 1984 roku – czyli dekadę po wydarzeniach przedstawionych w książce –pracownik niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W latach 1986-1989 przebywał na swojej pierwszej placówce dyplomatycznej w Warszawie. W latach 2004-2007 był zastępcą szefa Federalnej Służby Wywiadowczej. Od 2010 r. pełni funkcję ambasadora Niemiec – przez cztery lata w Polsce, a od kilku miesięcy w Rosji.
W 1973 roku von Fritsch nawiązał kontakt ze swoim dalekim krewnym – jak pisze – „czwartego stopnia”, mieszkającym w NRD. O wszystkim zadecydowała seria zbiegów okoliczności. Von Fritsch szybko zdecydował się zorganizować kuzynowi ucieczkę do RFN. Kierował się zwykłą ludzką empatią i humanitaryzmem, powody ideologiczne nie odgrywały większej roli. „Wiedziałem, że to, co robię, jest kwestią przyzwoitości i moralności, która definiuje się poza przepisami. (…) Istniało prawo oporu”, tłumaczył we wspomnieniach swoją decyzję.
Ustalenie trasy ucieczki przebiegło za pośrednictwem wymiany listownej, prowadzonej w specyficznym kodzie komunikacyjnym (np. emigrację nazywano „zbieraniem minerałów”, Berlin Wschodni – Szwajcarią). Plan wydawał się od początku szaleńczy: „Z trzech enerdowskich maturzystów zrobimy zachodnioniemieckich hipisów, zabierzemy was na wschodnią bułgarską granicę i wyjedziecie z przywiezionymi przez nas [i sfałszowanymi] paszportami do Turcji”. Dalej droga miała obejmować Grecję i Włochy – do RFN.
Najpierw jednak trzeba było przygotować tytułowy „stempel do wolności”. W książce znaleźć można niezwykle barwne i szczegółowe opisy techniki podrabiania pieczęci paszportowych: chałupniczego korzystania z gumek do ścierania, odlewania matrycy woskowej, mozolnego wycinania wzorów skalpelem, doświadczeń „młodego chemika” z uzyskaniem właściwego koloru tuszu, a na końcu – dramatycznego poszukiwania rodaminy B, składnika farby fluorescencyjnej. Między wierszami „poradnika dla fałszerza” czytelnik natrafia na lakoniczne opisy zmian w geopolityce światowej oraz na wycinki z prasy niemieckiej – zarówno RFN, jak i NRD: o zatrzymaniach kolejnych uciekinierów, procederze, jak to określała wschodnia propaganda, „wrogiego handlu ludźmi”.
Początkowo ucieczkę planowano na 7 lipca 1974 r. Datę wybrano nieprzypadkowo – rozgrywano wtedy finał mundialu. Niemcy Zachodnie wygrały w nim z Holandią 2:1 (trzecie miejsce na turnieju zajęła Polska, pokonując Brazylię 1:0). Szum medialny wokół meczu finałowego miał uśpić czujność straży granicznej. Ze względu na „trudności obiektywne” – niespodziewaną zmianę koloru stempli przez bułgarskich pograniczników – przedsięwzięcie przesunięto o tydzień. Data ta także okazała się niefortunna. 15 lipca na Cyprze greccy wojskowi przeprowadzili zamach stanu wymierzony w abp. Makariosa. Napięcie w relacjach między Atenami, Nikozją i Ankarą rosło. Wydarzenie to nie ułatwiło Niemcom przedostania się przez granicę bułgarską i przemierzenia Bałkanów.
Utracona przeszłość
„Stempel do wolności” to nie tylko opowieść o murze berlińskim. To także intrygująca analiza relacji społecznych w NRD i RFN, życia po obu stronach sztucznej granicy, odmienności kulturowych i społecznych, które naznaczyły trzy dekady dziejów Niemiec. W jednym z wywiadów udzielonych w trakcie ambasadorowania w Polsce von Fritsch wspominał: „Obawialiśmy się, jak mój kuzyn i jego przyjaciele ułożą sobie życie na Zachodzie. Ucieczka oznaczała odcięcie się od rodziny i życie w całkowicie odmiennych warunkach. W NRD wszystko było uregulowane i kontrolowane przez państwo. U nas ciągle trzeba było podejmować samodzielnie decyzje. Moja rodzina przygarnęła uciekinierów jak przybrane dzieci. Skończyli studia, mają dobrą pracę” [1].
Scharakteryzowane w książce zawieszenie między dwoma światami obejmowało zarówno percepcję przestrzeni kulturowo-politycznej, ale i czasu – regulowanego nie przez „wielką politykę”, lecz sentymentalny stosunek do dziejów rodziny. Początek książki to opowieść o utraconej przeszłości. Społeczne ramy pamięci von Fritscha obejmują nie tylko żal po zerwaniu kontaktów z bliskimi za murem. To także reminiscencje o czasach świetności kolonialnej – dziadek autora był właścicielem dwóch farm w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej (współczesnej Namibii).
W pamięci rodziców autora poczesne miejsce zajmowała wojna, zwłaszcza zniszczenie Drezna. Pisał: „Utracono zresztą nie tylko Afrykę, ale zniknęły całe światy: cesarstwo i ojczyste Drezno. Rosja, skąd z nadbałtyckich prowincji pochodzili rodzice mojej matki, od dawna znalazła się pod panowaniem komunistów. Utracono mienie, najpierw z powodu inflacji, następnie przez wywłaszczenie. Utracono tereny obydwu rodzin, a w końcu właściwie też całe Niemcy. (…) Wszystko, co utracili i wycierpieli, ciągle bolało. Nic nie było ostateczne, zamknięte, rozliczone, z niczego nie zrezygnowali, rany się nie zabliźniły”.
Tożsamość społeczna wiązała się ściśle z postrzeganiem mobilności przestrzennej. Von Fritsch stwierdził: „Tego, co dla mnie należało do normalności, Tom nie mógł doświadczyć; podróżować, dokąd się chciało, swobodnie się wypowiadać, pozwolić sobie na luz i chodzić swoimi własnymi ścieżkami”. Autor wychowany był w „kulturze autostopu”, nieskrępowanego odkrywania nowych miejsc i kolekcjonowania wrażeń. W czasie wolnym najchętniej podróżował. Po maturze zwiedził USA, Kanadę i północny Meksyk, planował podróż do Nowej Zelandii – autostopem przez Bliski Wschód i Azję Południowo-Wschodnią. Prawdziwej „egzotyki” doświadczył jednak zupełnie gdzie indziej, bo za najbliższą granicą.
Dla von Fritscha podróż do NRD na początku lat 70. była wyprawą „na inną planetę”. Oglądając „uroczystość z okazji «dziesiątej rocznicy budowy ochronnego wału socjalistycznego»”, miał wrażenie uczestnictwa w „surrealistycznym teatrze”. Zaskoczyła go wszechobecna propaganda oraz militaryzacja przestrzeni publicznej – zauważalna szczególnie w pasie nadgranicznym. Tak wspominał kontrolę paszportową: „Ogarnia mnie uczucie przygnębienia. (…) Uczucie bycia bezbronnym. Szare zimne korytarze. Po prawej i lewej odpada ponura popielata farba. Blade neonowe światło. Ohydny zapach lizolu, wszechobecnego w NRD środka dezynfekcyjnego. Straż graniczna z wyniosłą miną. Atmosfera przepisów, samowoli i niepewności. (…) Zimna, udawana uprzejmość”. Wspomnienia takie dla części czytelników korzystających z dobrodziejstw układu z Schengen mogą wydawać się zupełną abstrakcją. Pokazują jednak, że w polityce europejskiej od zawsze panowała silna tendencja do wznoszenia murów, odgradzania się, strachu przed obcym, wrogiem – dawniej politycznym, a dziś kulturowym.
Wyjątkowość przekładu
Wrocławski ATUT zdecydował się na krok ryzykowny, idący pod prąd wobec standardów polskiego rynku wydawniczego. W 2013 r. ukazał się polski przekład książki Rüdigera von Fritscha, a w 2014 roku, nakładem tegoż samego wydawnictwa, opublikowano wersję niemiecką – „Die Sache mit Tom. Eine Flucht in Deutschland”. Strategia taka, ewidentnie nie obliczona na komercyjny sukces, zasługuje na uznanie. Rzadko polski czytelnik uzyskuje wszak możliwość zakupienia za złotówki nowo wydanej książki obcojęzycznej i porównania jej z aktualnym polskim tłumaczeniem.
Dodać należy, że polskie wydanie zostało przygotowane niezwykle starannie, w sposób bardziej estetyczny od niemieckiego. Zawiera więcej ilustracji, map, szkiców niż oryginał. Polska wersja opatrzona została także w posłowie oraz przypisy, których w niemieckiej wersji brak. Ma też zgrabniejszy tytuł niż „Sprawa Toma”, jak zapewne należałoby tłumaczyć „Die Sache mit Tom”. Dzięki temu „Stempel do wolności” jest lekkim w lekturze dokumentem życia społecznego, świadectwem historycznym czasów, o których pamięć stopniowo zanika.
Przypis:
[1] artykuł „Historia w rodzinie”, „Gazeta Wyborcza” 2010, nr 262, s. 9.
Książki:
Rüdiger von Fritsch, „Stempel do wolności. Ucieczka z Niemiec do Niemiec”, tłum. Kamila Gierko i Winfried Lipscher, słowo wstępne: Hans-Dietrich Genscher, posłowie: Krzysztof Ruchniewicz, Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 2013.
Rüdiger von Fritsch, „Die Sache mit Tom. Eine Flucht in Deutschland”, Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 2014.
Uwaga redakcyjna: W pierwotnej wersji artykułu błędnie napisano, że w meczu o trzecie miejsce w piłkarskich Mistrzostwach Świata w 1974 r. Polska pokonała Brazylię 2:1. W rzeczywistości Polska zwyciężyła 1:0.