0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Komentarz nadzwyczajny > Warszawa to nie...

Warszawa to nie Polska [Komentarz do wywiadu z Marci Shore]

Anka Grupińska

Warto patrzeć na świat z bliska i skupiać się na szczegółach, bo wtedy łatwiej jest nie zgubić prawdy. Marci Shore stawia w rozmowie z „Kulturą Liberalną” ciekawe tezy, jednak wyraża się na dużym poziomie ogólności, a przez to – mówiąc wprost – dopuszcza się skrzywień, czy nawet przekłamań. Trudno mi zgodzić się z jej uproszczeniami dotyczącymi charakterystyki środowiska opozycyjnego czy oceny różnych zjawisk polskiego życia publicznego.

………………………………………………………………………………………………………………………………….

Czytaj wywiad Jarosława Kuisza z Marci Shore „Polskość to tęsknota za czystością”.

………………………………………………………………………………………………………………………………….

Ideał przyziemny w podziemiu

Teza, jakoby pokolenie opozycjonistów miało poczucie, iż „gra o wielką stawkę, że zawsze chodzi o najwyższe wartości”, zaś „wychodząc od takiej postawy trudno się mierzyć z niedoskonałym życiem”, jest moim zdaniem twierdzeniem-trampoliną, które nijak ma się do rzeczywistości. Nie sądzę, żeby chodziło o najwyższe ideały. Kluczowe były raczej podstawowe wartości.

W tym miejscu mówię oczywiście za siebie i tylko trochę za środowisko, z którego wyrosłam. Kiedy zamykali moich przyjaciół do więzienia, nie mogłam jechać na wczasy. Chodziło o zwykłą przyzwoitość, zwykłe poczucie obowiązku. To było normalne życie, tylko w innej scenografii. I dlatego przemiany roku 1989 wcale nie były skokiem z klimatu tropikalnego w klimat arktyczny, to nie były dwie przeciwstawne sytuacje. Zwyczajnie żyliśmy, próbując zachowywać się w miarę uczciwie, i potem ten czas się zmieniał, a my zmienialiśmy się razem z nim.

Intelektualiści lubią kokietować siebie oraz swoich odbiorców, lecz ta kokieteria jest dość wsobnym sposobem na funkcjonowanie publiczne. Marci Shore przeczytała tekst Marcina Króla i na tej podstawie wyciągnęła wnioski. Tymczasem Marcin Król jest szczególną osobą ze szczególnego świata i jego sposób widzenia rzeczywistości, też szczególny, z pewnością nie jest jedyną prawdą. Takich prawd funkcjonuje w Polsce kilkadziesiąt, jeśli nie kilka tysięcy, a większość z nich jest dla intelektualistów całkowicie niezrozumiała. Świat za oknem to nie jest ich kanapowo-salonowy świat, który nie ma absolutnie nic wspólnego z codziennością.

Pamiętam, że po publikacji wywiadu z Marcinem Królem w „Gazecie Wyborczej” byłam w kawiarni MiTo na dużym spotkaniu z nim. I przyszli ludzie do inteligenta, do intelektualisty, do tego mądrego, który mądre rzeczy opowiada i mówi, że jest mu głupio, że jest taki odpowiedzialny za świat, że się wstydzi, że to tak kiepsko wyszło. Stała tam grupa Ukraińców, którzy jakieś pretensje do intelektualisty zgłosili, a on ich po prostu zbył, potraktował ich tak, że wyszli ze spuszczonymi głowami i z zażenowaniem. I ja z podobnym zażenowaniem stamtąd wyszłam.

Dobrze by było robić kolejną rewolucję, a nie kokietować się nic nieprzynoszącym gestem bicia we własne piersi.

Anka Grupińska

W rozmowie z Marci Shore są dwa zdania, które ukazują brak refleksji nad rzeczywistością, niewnikanie w nią z uwagą i trudem. Historyczka mówi: „Bardzo chciałam [pojechać do Kijowa], ale ze względu na moje malutkie dziecko uważałam, że mi nie wolno. Wstydzę się, że oglądałam Kijów za pośrednictwem mediów”. To po co my o tym rozmawiamy? Albo jesteśmy w czymś i coś robimy, albo przestajemy czarować. Takich powierzchownych spostrzeżeń nie ma sensu formułować. Krytyczne spojrzenie jest absolutnie konieczne, jednak warto patrzeć wnikliwie, uważnie, głęboko na to, co się dzieje tu i teraz. A przede wszystkim starać się patrzeć niekoniecznie i nie zawsze za pomocą swoich, wyuczonych metod badawczych.

Mamy (Polacy) wspaniałą tradycję oglądania się za siebie, robienia nieustającego rachunku sumienia, a nawet obwiniania siebie za niedoskonałości, bo wtedy jesteśmy tak strasznie szlachetni. Może ci intelektualiści, którzy ciągle podsumowują nasze doświadczenie, mogliby dać wskazówki, pomysły na teraz. Zgadzam się z Karolem Modzelewskim, że dobrze by było robić kolejną rewolucję, a nie kokietować się nic nieprzynoszącym gestem bicia we własne piersi.

Wielobarwność opozycji

Mam również inną niż Shore diagnozę dotyczącą doświadczeń biograficznych pokoleń opozycyjnych. Dla zdecydowanej większości przedstawicieli mojej generacji – aktywnej od połowy lat 70. – działalność opozycyjna nie była postrzegana przez pryzmat doświadczenia Holocaustu. Ta perspektywa wyraźnie doszła do głosu po 1989 r., kiedy doświadczenia żydowskie zaczęły być bardziej widoczne i ludzie sięgnęli po swoje tożsamości: nowe, pogłębione, inne. Wielokrotnie słyszałam zdanie, że to, czy ktoś był Żydem czy nie, nie miało wtedy znaczenia. Do niedawna znajdowałam w tym twierdzeniu jakąś ukrytą niechęć, negację, wypieranie. Dziś inaczej to zdanie słyszę. Bardzo bym życzyła sobie i nam, byśmy się uwalniali od podziałów, przestali postrzegać siebie w kategoriach inności w momencie, gdy to postrzeganie jest balastem, rozróżnianiem negatywnym.

W rozmowie z Shore ujawnia się również grzech warszawocentryczności. Doświadczenia Marca 1968 przekłada ona na doświadczenie pokoleniowe, chociaż rok 1968 nie dotyczył całej Polski. To jest osobne zdarzenie, z którego rzeczywiście wyrosło wielu opozycjonistów. Ale duża część opozycji, później „Solidarność”, działała także w różnych małych miasteczkach, które miały własną tożsamość. Między Warszawą a Krosnem jest ogromna różnica. Podporządkowanie jednej opowieści drugiej narracji to przejaw pychy historyków i intelektualistów różnego gatunku. Taką postawę można było zrozumieć w czasach, kiedy media były elitarne i objawiały „jedyną, słuszną prawdę”. Dzisiaj warszawocentryczność jest nie do zniesienia, szczególnie wtedy, gdy wpływa na nasze postrzeganie przeszłości. Każda centryczność w opowieściach generalizujących jest przecież zgubna.

 

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 313

(1/2015)
6 stycznia 2015

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE

PODOBNE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj