1.

„Szkoda mi ludzi, którzy znają Tove Jansson tylko jako autorkę Muminków” – tym zdaniem rozpoczyna się przedmowa Philipa Teira, otwierająca zbiór opowiadań fińskiej pisarski, i jest to zdanie, które wydaje mi się równie znaczące, co irytujące. Znaczące, bo dobrze oddaje pewien trend w postrzeganiu Tove Jansson, u nas stosunkowo nowy, wywołany chyba przede wszystkim publikacją szeroko komentowanej biografii „Mama Muminków” Boel Westin (wyd. pol. 2012), a teraz podtrzymany publikacją wyboru opowiadań „Wiadomość”. Można by tę perspektywę streścić tak: owszem, znacie Muminki, ale prawdziwa Tove Jansson jest gdzie indziej, prawdziwa Tove Jansson to jej twórczość plastyczna oraz literatura dla dorosłych. Mam wrażenie, że z książki Westin najlepiej został zapamiętany wątek zmęczenia Tove Muminkami, jej niechęci do bycia zaszufladkowaną jako twórczyni sympatycznych trolli. W jej przypadku to całkowicie zrozumiałe, tyle że znajomość stosunku twórcy do jego twórczości przecież nas – czytelników, odbiorców – nie obowiązuje.

Pozycja muminkowego cyklu jest w Polsce dość wyjątkowa: wbrew pozorom, w niezbyt wielu krajach jest to klasyk znany aż tak powszechnie jak u nas. Przekładów jest mnóstwo, lecz z rozpoznawalnością bywa już bardzo różnie: znam sporo porządnie oczytanych ludzi z całej Europy, od Hiszpanii po Holandię, którzy o Tove Jansson usłyszeli pierwszy raz ode mnie. Oczywiście, zdarzają się takie przypadki jak Japonia, gdzie Muminki otoczone są szaleńczym kultem (pytanie, czy jednak nie za sprawą serialu animowanego), ale Polska wciąż wydaje się tu dość uprzywilejowana, tym bardziej że właściwie nie dociera do nas marketingowa fala muminkowa.

tove-jansson-wiadomosc_okladka

Nie dalej jak dwa tygodnie temu miałem okazję znaleźć się wsamym sercu tego zjawiska – w helsińskim biurze Moomin Characters Ltd., skąd zarządza się produktami janssonowskiego brandu – i oglądałem te wszystkie pluszaki (promowana jest nawet tak epizodyczna postać jak Przodek z „Zimy Muminków” – jego podobizny zajmowały dobre pół szerokiej półki: „W Japonii bardzo go lubią” – wyjaśnił nam gospodarz), piórniki, tacki, stołki i imponującą kolekcję kubków (acz nie znalazłem wspominanego przez Tove w „Wiadomości” papieru toaletowego z Muminkami w pastelach). Pomyślałem sobie, że u nas nie jest źle, skoro polski kult Muminków wciąż zasadza się na książkach. Kolejne edycje kanonicznej serii co rusz pojawiają się w księgarniach wydawane przez Naszą Księgarnię, doczekaliśmy się też nakładem Ene Due Rabe publikacji wszystkich trzech oryginalnych ilustrowanych książeczek z uniwersum trolli („Kto pocieszy Maciupka?”, „Niebezpieczna podróż”, „Co było potem?”), a teraz właśnie ukazuje się pierwszy tom nowej edycji zebranych komiksowych pasków, z których większość przed paru laty opublikował Egmont.

Sukces Muminków nie jest jednak czymś, co powinno nas martwić czy wzbudzać litość wobec autorki: to trochę tak, jakbyśmy żałowali, że Conan Doyle jest pamiętany zasadniczo za sprawą Sherlocka Holmesa, Hašek – Szwejka, a Cervantes – Don Kichota. Cykl o trollach to przecież literackie arcydzieło, nie tylko literatury dla dzieci, lecz także literatury w ogóle: każdy, kto pamięta ostatnie trzy części serii („Opowiadania z Doliny Muminków”, „Tatuś Muminka i morze”, „Dolina Muminków w listopadzie”), a jeszcze lepiej jeśli próbował je czytać dziecku, wie, że to wcale nie są pozycje dla najmłodszych. To w muminkowym cyklu Jansson osiągnęła wielkość – są to książki prawdziwie genialne, przede wszystkim dzięki sposobowi ukazywania postaci i relacji między nimi. Przy minimum środków i niezwykłej oszczędności w opisie fińskiej autorce udało się stworzyć przekonujące uniwersum typów, postaw i zachowań, świat z jednej strony niesamowity, z drugiej – zupełnie zwykły, łatwo rozpoznawalny.

Toteż nie, ja tam nie współczuję tym, którzy znają tylko Muminki. Co wcale nie znaczy, że nie warto poznać i innych rzeczy Tove Jansson.

2.

„Wiadomość” zawiera jakieś trzydzieści opowiadań, adresowanych ewidentnie do czytelnika dorosłego (choć spora część z nich ma charakter tak osobisty, że sprawiają wrażenie adresowanych do nikogo, pisanych dla samej siebie), z których kilka mogliśmy przeczytać wznacznie skromniejszym zbiorze „Podróż z małym bagażem”, wydanym po polsku w 1994 r. (te pojawiają się w przekładzie Teresy Chłapowskiej) oraz większość zupełnie premierowych, przetłumaczonych przez Justynę Czechowską.

Roboczo i prowizorycznie można by je podzielić na dwie grupy. Pierwsza z nich to teksty o charakterze autobiograficznym (a może quasi-autobiograficznym): one otwierają tom i czyta się je trochę tak, jak ciąg dalszy wspomnieniowej książki Jansson „Córka rzeźbiarza”. W „Moi kochani wujkowie” pisarka kreśli portret swojej rodziny, „Listy do Konikovej” to fragmenty korespondencji z przyjaciółką, odsłaniające codzienność narratorki podpisującej się imieniem Tove, a „Łódka i ja” przynosi opowieść o samotniczej wyprawie dwunastoletniej dziewczyny na morze. Teksty odnoszące się do czasów młodzieńczych ustępują powoli miejsca opowieściom, z których wychyla się dojrzała już Tove, Tove sławna, przede wszystkim za sprawą trolli. Świetne są „Listy”, składające się wyłącznie z pozbawionych komentarza wiadomości wysyłanych autorce przez Tamiko Atsumi, fankę z Japonii. Natomiast szczytem znakomitości jest nowela-kolaż „Wiadomość”, zamykająca tom i nadająca mu – jakże słusznie – imię, zlepiona z urywków różnych wiadomości wysyłanych do Tove: są tu zarówno domowe zapiski od życiowej partnerki („Wyjedz resztki z lodówki”), informacje zawodowe (jak wspominane już „Oczekujemy jak najszybciej pani odpowiedzi dotyczącej motywu Muminków na papierze toaletowym w pastelach”), jak i pytania czy prośby od czytelników, czasami mocno zaskakujące („Co mam zrobić z rodzicami, są coraz bardziej beznadziejni. Pisz!”). Tak klasycznie skrojone wspomnienia z początku zbioru, jak i kolaże z końcowych jego partii dają nam wgląd w osobowość autorki, odsłaniają ją (nie wiem jednak, na ile), są atrakcyjne pewnie głównie dla tych, którzy z jakichś względów interesują się Tove Jansson, ale także dla tych, którzy chcieliby się przyjrzeć artystce – pisarce i rysowniczce.

Drugą grupę stanowią nowele-jako-takie, czyli opowiadania zwykle klasyczniejsze w formie, z jakimś bohaterem czy bohaterami, fabularną konstrukcją, zazwyczaj trzecioosobową narracją – i te wydają mi się najsmakowitsze, bo po prostu uniwersalne. Jak wiadomo, wybitne opowiadanie cechować się musi precyzją i umiarem, niezwykle ważne jest, by historia opowiedziana została celnie, a konstrukcja i fabuła zgrane zostały idealnie. W tym sensie Jansson zalicza się do mistrzów formy krótkiej: takie historie, jak „Mały letnik” – o nieznośnym chłopcu, przyjętym na lato przez rodzinę, czy „Wiewiórka” – studium trudnej relacji łączącej kobietę mieszkającą na wysepce z zabłąkanym tam gryzoniem, albo wreszcie „Sztuka w naturze” – opowieść o stróżu doglądającym plenerowej wystawy, który odkrywa sens artystycznego dzieła – są to wszystko cacka w dziedzinie noweli, tak po prostu, bez żadnych dodatkowych kontekstów czy uzasadnień.

Nowelistyka Jansson okazuje się też bardzo spójna, powracają w niej pewne motywy i tematy. Nie trzeba wcześniej nic wiedzieć o autorce, by zgadnąć, że zajmowała się sztukami plastycznymi: postaci rysowników i malarzy przewijają się tu co chwila. Opowiadanie „Czarno-białe” (dedykowane zresztą Edwardowi Goreyowi; odkrycie, że Tove lubiła Goreya, sprawiło, że świat wydał mi się harmonijny i głęboko sensowny), którego bohaterem jest rysownik, zamykający się w odosobnieniu, by pracować, to coś na kształt manifestu artystycznego, a zarazem najpiękniejszy, jaki znam, portret ilustratora w literaturze pięknej. Jeszcze ważniejszym motywem jest podróż, straciłem rachubę, w ilu nowelach bohaterowie gdzieś jadą, albo chcą jechać – być może kulminacyjnym opowiadaniem tego nurtu jest „Wielka podróż” – rzecz o Róży i Elenie, przyjaciółkach planujących wspaniałą wyprawę, do której jednak jakoś nie może dojść. No i trzeba jeszcze wspomnieć, że listy stanowią także motyw przewodni tego tomu – epistolarna forma musiała bardzo odpowiadać autorce.

3.

Zapewne jest to rezultat mojej osobistej fiksacji – i obawiam się, że Tove Jansson nie byłaby z tego powodu zadowolona, o ile by ją to w ogóle obeszło – ale przy tych najlepszych opowiadaniach od razu włączały mi się muminkowe skojarzenia. W „Małym letniku” dostrzegłem cień „Strasznej historii” z „Opowiadań z Doliny Muminków”; stróż ze „Sztuki w naturze” to przecież Paszczak, który kochał ciszę; no a relacje kobiety z wiewiórką przywodzą mi na myśl książkę „Tatuś Muminka i morze” i opisane tam trudne stosunki Muminka z Małą Mi, a może i z Buką. To oczywiście indywidualna przypadłość, ale myślę, że jakoś tam wymowna: mocą „dorosłej” nowelistyki Tove jest dokładnie to, co stanowi o wielkości trollowego cyklu – pokazywanie międzyludzkich relacji, charakterów w działaniu i na styku, ale raczej nie w sytuacjach dramatycznych, w jakich lubuje się literatura – tu nie ma śmierci, wielkiej miłości, tragizmu, dramatów na wielką skalę. Tove specjalizuje się sprawach drobniejszych, zwyklejszych, codziennych, i ma do nich jakieś takie swoje podejście, na określenie którego przychodzi mi do głowy raptem jeden, mało literaturoznawczy przymiotnik: „sympatyczne”. I właśnie o to chodzi, bo takie sprawy dotyczą nas wszystkich, w końcu wielkie miłości, tragizmy i dramaty nie zdarzają nam się, na szczęście, codziennie.

Tak interesujący twórcy jak Tove Jansson – niestety też nie.

 

Książka:

Tove Jansson, „Wiadomość”, tłum. Teresa Chłapowska i Justyna Czechowska, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2015.