Wojcik_w_rodzinie_okladka

„W rodzinie ojca mego” nie jest historią Radia Maryja. Nie jest to też reportaż taki jak „Imperator” Piotra Głuchowskiego i Jacka Hołuba, w którym autorzy przeanalizowali treść artykułów publikowanych na łamach „Naszego Dziennika” i audycji emitowanych w Radiu Maryja. Owszem, w pierwszej części książki Wójcika czytelnik zostaje zaznajomiony z perypetiami towarzyszącymi zakładaniu rozgłośni i okolicznościami, w jakich podjęto decyzję o rozpoczęciu działalności radia, ale stanowi to tylko wstęp do głównej opowieści. Składają się na nią świadectwa poszczególnych słuchaczy rozgłośni, będące dowodem kryzysu dotykającego część polskiego Kościoła – samotności jego wiernych oraz kompleksów wobec części społeczeństwa będącej beneficjentami transformacji ustrojowej, które ich wypełniają. To nad nimi pochyla się Marcin Wójcik, były dziennikarz „Gościa Niedzielnego”.

Słuchacz, który nie słucha

Książka zaczyna się dosyć sennie. Historia pani Jadwigi, która spokojnie czyta gazetę, słucha radia i piele chwasty, bo „dobrze to wpływa na jej stawy, mięśnie, a słońce rozdaje za darmo witaminę D”, usypia czytelnika. Tłem dla tych codziennych czynności jest głos płynący z radioodbiornika. To Głos Rodziny. Z jednej strony mówi o nadchodzącej wiośnie, która nastanie, jeśli będziemy silni, z drugiej przekonuje nas, że „człowieka nie można kopnąć, chyba że czerwonego”. Ta huśtawka nastrojów budzi w czytelniku czujność. Wójcik przyjął iście hitchcockowską metodę, by przykuć uwagę odbiorcy. Druga i ostatnia zarazem historia ze wstępu, opowieść księdza Zygmunta opisującego swoje seksualne przygody, przypomina opowieść duchownego-homoseksualisty zakażonego wirusem HIV ze „Wściekłego psa” Wojciecha Tochmana [1].

Dalej czytamy o Pawle, gorliwym katoliku, słuchaczu, widzu, czytelniku i zazdrosnym żonobójcy oraz o „moherowym berecie”, sympatycznej babci uczącej Wójcika szydełkowania, która trzyma na półce autobiografię żony „zdrajcy” (Danuty Wałęsy) i książkę „lewaka” (Mariusza Szczygła) i słucha namiętnie „Rozmów niedokończonych” (audycji w Radiu Maryja). Poznajemy historię Krzysztofa, który pragnie „po bożemu wzmacniać więzi z żoną”, chociaż nie potrafi z nią w ogóle rozmawiać czy pary studiującej online w szkole ojca Rydzyka, chlubiącej się tym, że zawsze zgadza się z wykładowcami. Rozbieramy Jerzego Zelnika, podziwiamy jego tors z „Faraona” i dowiadujemy się o jego sympatii do Rodziny, a równocześnie czytamy o obawach aktora wobec stosowanej przez nią cenzury w eterze. Słuchamy Krystyny Pawłowicz, która w czasie debaty nad ustawą o planowaniu rodziny rzuciła w stronę posła Marka Balta trzy zdania: „Nie poniżaj ich. Spierdalaj. Siadaj”. Dziwimy się słowom modlitwy skandowanej przez tłumek protestujący przed siedzibą Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, gdy podjeżdża pod nią jej członek Krzysztof Luft: „Zdrowaś Maryjo – patrzcie, Luft wysiada – łaski pełna, Pan z Tobą – jak ja go nienawidzę – błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus”. Przysłuchujemy się też opowieści kibola, studenta w szkole ojca Rydzyka, przypominającej strumień świadomości złożony z nacjonalistycznych komentarzy internetowych, patriotycznych frazesów i wytartych sloganów z naklejek w autobusach.

W cieniu oblężonej twierdzy

Wszystkie przytoczone przez Wójcika świadectwa łączy jedno – paradoks. Jakaś niezrozumiała, wewnętrzna sprzeczność. Mamy przed oczami ludzi zagubionych. W większości to zawiedziony tłum, osoby po przejściach, ludzie, którzy doznali porażek. Obraz wyłaniający się z opowieści wyznawców ojca Rydzyka to miła, poczciwa babulka, która szydełkuje i smaży kotlety, by chwilę później wymachiwać transparentem z napisem „Platforma złodzieje!”. To obraz zagubionych mężczyzn, którzy kilkunastokrotnie dźgają swoje żony nożem, by udowodnić sobie swoją wartość. To Krystyna Pawłowicz powołująca się na dobre wychowanie, a zarazem odmawiająca przeproszenia Anny Grodzkiej za porównanie jej do boksera.

Według Wójcika „Rodzina ojca mego” to nie tylko tradycyjnie rozumiani słuchacze. Rodzina jest u reportażysty uosobieniem patologicznej części polskiego katolicyzmu. To dlatego czytelnik znajdzie w książce historię kibola-nacjonalisty, studenta szkoły ojca Rydzyka, który w swoim codziennym postępowaniu nigdy nie kieruje się wartościami chrześcijańskimi. Prowadzi on dość libertyński tryb życia, bluzga, pewnie czasem się z kimś pobije. Stąd również opisana w reprotażu historia „Natankowego Królestwa”, w którym poznajemy ludzi skupionych wokół Piotra Natanka, księdza, na którego nałożono karę suspensy. Historie te są świadectwem kolejnego paradoksu, który da się zrozumieć jedynie wtedy, gdy pojmiemy, że czynnikiem pozwalającym na istnienie Rodziny jest lęk – poczucie zagrożenia ze strony wszechobecnych wrogów. Bać się należy każdego, kto nie godzi się na supremację prawicowej triady: Boga, Honoru i Ojczyzny.

Skalę podziałów społecznych prowokowanych przez Radio Maryja, ten syndrom „oblężonej twierdzy”, ilustrują tytuły podrozdziałów: „Ojciec”, „Dzieci” oraz „Obcy”. Ten sztywny podział, wykluczający bycie pomiędzy, wymusza na czytelniku opowiedzenie się po którejś ze stron, co tworzy toksyczną atmosferę dogmatyzmu. Przyswajalność owej toksyczności zależy od gruntu, na jakim zostanie zasiana. Podatni są na nią jednak niemal wszyscy. Wojciech Bojanowski, który na miesiąc wcielił się w rolę studenta Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej i opisał to w reportażu „Byłem uczniem Ojca Dyrektora”, stwierdził, że zaczął myśleć jak Rodzina Radia Maryja – bał się „wrogich mediów”, chociaż sam dla nich pracował [2]. Z kolei Wójcik, który na potrzeby przygotowywanej książki również zapisał się do szkoły ojca Rydzyka, na pytanie o to, co najbardziej zaskoczyło go podczas pracy nad reportażem, odpowiedział, że „wsiąkanie” w niego poglądów Rodziny [3].

Próbując zrozumieć

Największą słabością książki jest zauważalna dysproporcja w opisywaniu stron konfliktu wokół Radia Maryja. Część o „Obcych” została potraktowana przez reportażystę bardziej jako dodatek, ciekawostka niż integralny element książki. Możemy co prawda zapoznać się z historią Krzysztofa Lufta, członka KRRiT, człowieka religijnego, który z niezrozumiałych dla niego powodów jest brutalnie zwalczany przez Rodzinę, ale po tym mały fragmencie czujemy niedosyt. Podobnie rzecz się ma z historią ojca Ludwika Wiśniewskiego, duchownego sprzeciwiającego się działalności ojca Rydzyka. Te dwie opowieści to zaledwie dwadzieścia stron książki, mniej więcej tyle samo, co wstęp. Należałoby nieco rozwinąć ten wątek, nie tylko po to, by zachować ilościowe proporcje, lecz także po to, by zrównoważyć negatywny wydźwięk książki. Łatwo jest obnażyć strach i irracjonalne zachowania słuchaczy, ale czy czytelnik wyniesie z tego wartościową lekcję na przyszłość?

Środowiska, które na co dzień krytycznie podchodzą do instytucji założonych przez ojca Rydzyka i reprezentowanych tam wartości, często popełniają błąd w ich opisie. Na przykład według Karola Osłowskiego – badacza pracującego w zespole prof. Ireneusza Krzemińskiego i autora pracy pt. „Czego nas uczy Radio Maryja?” [4] – artykuły publikowane na ten temat w „Gazecie Wyborczej” pozbawione są pogłębionej analizy przyczyn pojawienia się Rodziny Radia Maryja. Ponadto, według Osłowskiego, słuchacze rozgłośni są w nich przedstawiani jako osoby wykluczone, które nie poradziły sobie z transofmacją. „Na próżno szukać jednak prób dyskusji o tym, w jaki sposób zaangażować tych ludzi w życie społeczeństwa. Nie odnajdziemy prób analizy tego, na co odpowiedzią jest Radio i co skłania ludzi do zwracania się ku niemu” – ocenia socjolog.

Książce Wójcika z powodzeniem można postawić te same zarzuty, które sformułował Karol Osłowski. Opisane przez niego historie to wyraz zagubienia i samotności, ludzkich tragedii, ale brak w nich wytłumaczenia ich przyczyn. Skąd w tych wszystkich ludziach takie odczucia? Co ich pchnęło do desperackiego trzymania się Rodziny? Czy można było tego uniknąć?

Reportaż Wójcika nastraja czytelnika pesymistycznie. Krytyka Radia Maryja jego autorstwa obnaża pustkę światopoglądową milionów Polaków, desperacko błądzących w poszukiwaniu autorytetów. Ostatecznie znajdują je w postaci parareligijnej oferty ojca Rydzyka. Tak jak Marian, bohater jednego z reportaży Wójcika, który wysłał swój biogram do książki o słuchaczach „Maryi” i otrzymał odpowiedź, że jego historia nie nadaje się do publikacji. Ale nie rezygnuje: „Taki życiorys napiszę, żeby spodobał się Radiu Maryja”. I włączy radio oraz telewizor, i kupi gazetę. Na cześć ojca Rydzyka i Wielkiej Rodziny Radia Maryja.

Przypisy:

[1] Wojciech Tochman, „Bóg zapłać”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2010.
[2] Wojciech Bojanowski, „Byłem uczniem Ojca Dyrektora”, „Duży Format” 2012, nr 46, dodatek do „Gazety Wyborczej” 2012, nr 282, wydanie z dnia 05.12.2012.
[3] Marcin Wójcik (w rozmowie z Damianem Gajdą), „Kościół jest zafascynowany ojcem Rydzykiem”.
[4] Karol Osłowski, „Radio Maryja w «Gazecie Wyborczej» w latach 1998–2004”, [w:] Ireneusz Krzemiński (red.), „Czego nas uczy Radio Maryja”, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2009.

 

Książka:

Marcin Wójcik, „W rodzinie ojca mego”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.