Demokracja
Premier stwierdziła, że należy „odbudować wiarę w demokrację” – dzień po tym, jak prezydent Andrzej Duda ułaskawił swojego byłego partyjnego kolegę, Mariusza Kamińskiego, koordynatora ds. służb specjalnych w rządzie Szydło, którego proces jeszcze był w toku, a kilka dni po przedstawieniu przez PiS projektu ustawy ograniczającej niezależność Trybunały Konstytucyjnego i zlikwidowaniu rotacyjnego przewodzenia sejmowej komisji ds. służb specjalnych.
Jeżeli nowy rząd poważnie traktuje zapowiedź przywrócenia zaufania obywateli do wymiaru sprawiedliwości, to jej przejawem powinien być przede wszystkim szacunek dla prawa, a nie „naprawianie” wymiaru sprawiedliwości poprzez zastępowanie władzy sądowniczej.
Gospodarka
Najwięcej czasu premier mówiła o kwestiach gospodarczych. Ministerstwo Rozwoju z Mateuszem Morawieckim na czele ma być w jej planach najważniejsze z punktu widzenia przyjętego modelu zarządzania.
Beata Szydło przekonywała o konieczności uniknięcia pułapki średniego rozwoju, do przyspieszenia wzrostu gospodarczego oraz lepszej realizacji idei sprawiedliwości społecznej. W ramach realizacji tego ostatniego celu premier zapowiada m.in. świadczenie o wysokości 500 zł miesięcznie na każde drugie i kolejne dziecko, a w mniej zamożnych rodzinach – także na pierwsze; przywrócenie wieku emerytalnego sprzed reformy (65 lat dla mężczyzn, 60 dla kobiet); wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej w wysokości 12 zł oraz podniesienie kwoty wolnej od podatku do 8 tys. złotych. Źródła finansowania tych projektów zostały jednak wskazane nader skromnie. Premier nie próbowała nawet przekonywać przy pomocy konkretnych wyliczeń, że wszystkie te propozycje długofalowo mają finansowy sens.
Zapowiedzi zrównoważonego rozwoju Polski nie współgrają z deklaracją o chęci utrzymania węgla jako głównego źródła energii i brakiem deklaracji związanych z polityką klimatyczną.
Nauka
Pani premier zapowiedziała „przywrócenie” wolności badań na uniwersytetach chwilę po tym, jak Jarosław Gowin zapowiedział usunięcie z rankingów czasopism naukowych „jakichś studiów gejowskich oraz lesbijskich”. Być może w zamian wolność owa zostanie rozszerzona o wszechstronne studia smoleńskie wraz z doświadczeniami na parówkach.
Nauka ma być też ściśle powiązana z biznesem, co niekoniecznie współgra z wyraźnie zaznaczaną przez Szydło potrzebą odejścia od logiki konsumenckiej w najważniejszych dziedzinach, takich jak zdrowie czy edukacja.
Kultura
Otwierające stwierdzenie Beaty Szydło, przypominające retoryką politykę Donalda Tuska, że „nasze życie składa się z małych spraw i tym małym sprawom chcę służyć”, przysłoniła seria zapowiedzi „wielkich przedsięwzięć” oraz kilkukrotnie wyrażana chęć silnego wpływu na kierunek rozwoju kultury.
Słowa o obronie europejskiej tolerancji przed zewnętrznym zagrożeniem i potrzebie ścierania się wielu poglądów w murach uniwersytetów nie współbrzmią z deklaracjami o konieczności „mocnego kształtowania świadomości” w szkołach oraz wytwarzania przez państwo „silnego poczucia tożsamości narodowej”.
Polityka zagraniczna
Nie inaczej ma się sprawa z polityką zagraniczną. Beata Szydło zapowiedziała prowadzenie jej, w odróżnieniu od dotychczasowej praktyki, w sposób „podmiotowy” i asertywny, co oznacza – jak pokazują ostatnie wypowiedzi Witolda Waszczykowskiego oraz Konrada Szymańskiego na temat kryzysu migracyjnego – pewien rodzaj niezbyt subtelnego sprzeciwu wobec losu, z artykułowaniem którego nie wiążą się żadne polityczne korzyści. To zapewnienie nie przeszkodziło jej jednak chwilę później stwierdzić, że należy przeciwstawiać się podziałom Europy.
Szydło stwierdziła też, że napływ uchodźców uświadamia, że należy dzielić się w Unii tym, co dobre, oraz pomagać w sytuacjach nadzwyczajnych, ale dodała, że „eksport problemów pewnych państw” to nie solidarność. Premier może mieć krytyczny stosunek do polityki migracyjnej Niemiec, do której się w tym stwierdzeniu odniosła, jej wypowiedź brzmi jednak tak, jakby kryzys migracyjny nie był problemem ogólnoeuropejskim, z którym UE będzie się musiała tak czy inaczej zmierzyć jako całość.
Jedna ręka nie klaszcze
Przemówienie Szydło było spokojne, stosunkowo zwięzłe i rzeczowe. Niepokoi jednak łatwość, z jaką premier przechodzi ponad trudnościami mogącymi wiązać się z interpretacją jej następujących po sobie zapowiedzi.
Premier mogła przez wiele minut mówić o rozwoju gospodarczym, zwiększeniu wydatków na innowacje i o „aktywizacji kapitału”, które mają rozbujać polską gospodarkę, ale największe chyba brawa otrzymała za zapowiedź przywrócenia „pełnego nauczania historii” w szkole oraz powrotu do „klasycznego kanonu lektur”.
W trakcie swojego wystąpienia Szydło wielokrotnie przywoływała pozytywne praktyki rządów swojej partii z lat 2005–2007. Skład nowego rządu rzeczywiście wydaje się w dużej mierze powtórką z tamtych czasów. Zapowiedzi premier niejednokrotnie nie pokrywały się jednak z dotychczas podejmowanymi działaniami.
Można odnieść wrażenie, że jeżeli PiS nauczył się czegoś w trakcie ośmiu lat bycia w opozycji, była to sztuka dialektyki. Beata Szydło potrafi z miną pokerzystki wygłaszać sprzeczne zapowiedzi, a jej partia zapowiadać w sejmie „pakiet demokratyczny”, by w tym samym czasie naginać wypracowane reguły państwa prawa. Trudno powiedzieć, czy bijący dzisiaj brawo Beacie Szydło posłowie PiS wiedzieli do końca, za czym właściwie klaszczą.