Szanowni Państwo!
Deklarowanym celem nowej ustawy o działaniach antyterrorystycznych jest wzmocnienie mechanizmów koordynacji służb w walce z terroryzmem. Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego stanie się najważniejszą służbą specjalną odpowiedzialną za przeciwdziałanie terroryzmowi. Niejako przy okazji ustawa przyznaje jej szereg nowych uprawnień.
Tryb prac nad projektem nie zachęca jednak obywateli do nadmiernego przyglądania się szczegółom: powstaje on w sposób de facto uniemożliwiający merytoryczną dyskusję czy sugerowanie niezbędnych poprawek. Przypomnijmy, że do wiadomości publicznej projekt podano dopiero po tym, jak na swoich stronach zamieściła go Fundacja Panoptykon, do której przesłał go anonimowy nadawca.
Rząd najpewniej przyjmie projekt na posiedzeniu we wtorek, 10 maja, a ustawa co do zasady powinna wejść w życie 1 czerwca. W międzyczasie czeka nas zatem parlamentarny sprint legislacyjny.
Minister Spraw Wewnętrznych, Mariusz Błaszczak, jak i inni zwolennicy ustawy, argumentuje, że nowe prawo nie odbiega od podobnych aktów uchwalonych na Zachodzie, daje polskim służbom odpowiednie narzędzia do walki z terroryzmem i pozwala lepiej skoordynować ich działania. Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Paweł Soloch, stwierdził, że w świetle zapisów nowej ustawy nie grozi nam „realne nadużycie władzy”, a zdaniem ministra Błaszczaka zastrzeżenia do projektu zgłasza wyłącznie „grupa pięknoduchów – ludzi, którzy myślą, że wszystko będzie wspaniale”.
Warto podkreślić, że to ocena poprzedzająca formalne zgłoszenie jakichkolwiek propozycji do projektu. Co więcej, w państwach Europy Zachodniej i Stanach Zjednoczonych od 11 września 2001 r. toczy się nieustająca debata o dobór najbardziej adekwatnych środków do zamierzonych celów. Na jej przykładzie doskonale widać, że nikt nie ma monopolu na najlepsze pomysły. Wydać zaś pieniądze z naszych podatków na środki, które nam bezpieczeństwa faktycznie nie zapewnią, to akurat żadna sztuka. W przypadku USA okazało się, że dostęp do sekretów związanych z bezpieczeństwem państwa i jego obywateli uzyskały osoby zupełnie przypadkowe i niekompetentne.
Ponadto napięcie pomiędzy bezpieczeństwem zbiorowym a wolnością jednostki nigdy nie znika, także dlatego warto wczytać się w ustawę – ponieważ, jak pisze Katarzyna Szymielewicz, „obywatel po prostu ma prawo do prywatności. To władza ma się tłumaczyć z tego, dlaczego potrzebuje konkretnych informacji, co zamierza z nimi zrobić i jak zamierza je ochronić przed możliwymi nadużyciami”. A pole do takowych jest jej zdaniem niemałe.
Lektura projektu prowadzi do wniosku, że ustawa zamiast walczyć z terrorystami, przede wszystkim może terrorystów… tworzyć. Projekt znacząco tę kategorię osób rozszerza. Zaproponowana zmiana definicji przestępstwa o charakterze terrorystycznym – przy odrobinie wyobraźni – umożliwi bowiem uznanie za terrorystę np. kogoś, kto znieważa prezydenta w celu zmuszenia go do zaprzysiężenia sędziów Trybunału Konstytucyjnego.
Innym zaskakującym założeniem, na którym opiera się projekt ustawy, jest powiązanie zagrożenia stwarzanego przez konkretną osobę z jej obywatelstwem. Wszyscy „nie-Polacy”, mówiąc w uproszczeniu – np. turyści, zagraniczni prezesi korporacji, mieszkający w Polsce obywatele innych państw, w tym unijnych – traktowani mogą być jak podejrzani, a ochrona ich prywatności stanie się bliska zeru. Na podsłuch obywatela RP wciąż musiałby się zgodzić sąd, inni mogliby być inwigilowani na podstawie decyzji szefa ABW.
Problemów z ustawą jest znacznie więcej: teoretycznie ABW uzyska zdalny dostęp do wszystkich publicznych baz danych i możliwość blokowania dostępu do treści w internecie. Może to dotyczyć np. całego portalu społecznościowego ze względu na fakt, że ktoś umieścił na nim treść mającą związek z terroryzmem. Dopiero po 5 dniach (sic!) sąd może ocenić, czy żądanie było zasadne.
Jak pisze Rafał Wonicki, nowe przepisy do góry nogami wywracają charakter relacji między państwem a obywatelem, które powinny obowiązywać w liberalnej demokracji. „Władza, mając możliwość śledzenia wszystkich, jak chce i kiedy chce, stawia obywateli w roli podejrzanych, a nie w roli suwerena i podmiotu praw. Takie państwo, zamiast stać na straży wolności, traci zdolność do jej rzeczywistej ochrony”.
Poza tym ustawa zwyczajnie utrudni życie. Nie będzie już można posiadać anonimowo telefonicznej karty prepaid: przy jej zakupie trzeba będzie podać dane osobowe (m.in. numer PESEL). Potencjalni terroryści łatwo ominą to ograniczenie, korzystając np. z kart zagranicznych lub kupionych przez podstawione osoby. Ucierpią dziennikarze chroniący swoje źródła i zwykli obywatele pragnący zachować anonimowość.
To nie jedyny zapis, który w walce z rzeczywistym zagrożeniem terrorystycznym będzie nieskuteczny. Jak zwraca uwagę Krzysztof Liedel w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim, także główny argument władz za stworzeniem nowego prawa, czyli konieczność zapewnienia bezpiecznego przebiegu Światowych Dni Młodzieży i szczytu NATO, jest pozbawiony podstaw.
„Ustawa, nawet jeśli zostałaby wprowadzona już dziś, nie poprawi naszego bezpieczeństwa. Służby muszą się przecież dostosować do nowego prawa i nauczyć się je wykorzystywać, a w tym celu muszą zostać stworzone nowe struktury i mechanizmy działania”. Poza tym „tworzenie nowych przepisów ad hoc, pod jedno konkretne wydarzenie, jest absurdem nie tylko z punktu widzenia bezpieczeństwa, lecz także całego systemu prawnego”.
Analiza ustawy antyterrorystycznej rodzi więc poważne wątpliwości, co jest jej prawdziwym celem. Poza kilkoma propozycjami dotyczącymi koordynacji służb, na pierwszy plan wysuwa się bowiem szereg propozycji ograniczających prawa i wolności człowieka. Zastrzeżenia wzmacnia kontekst: przyjęta w styczniu tzw. ustawa inwigilacyjna, ułatwiająca służbom zbieranie informacji na temat naszej aktywności w internecie, ponowne połączenie prokuratury z Ministerstwem Sprawiedliwości i przyznanie Prokuratorowi Generalnemu – czyli Ministrowi Sprawiedliwości – możliwości zlecania konkretnych czynności w postępowaniach przygotowawczych, czy wreszcie dopuszczenie w procesie karnym tzw. owoców zatrutego drzewa, czyli dowodów pozyskanych z naruszeniem prawa.
Służby specjalne, prokuratura i kierujący nimi politycy, stają się coraz silniejsi. Nie wiemy, czy i jak zostanie wykorzystany rosnący potencjał aparatu państwa. Wiemy natomiast, że jako obywatele mamy coraz mniej „bezpieczników” – gwarancji prawnych, instytucjonalnych, kontrolnych, które by nas przed ewentualnymi nadużyciami ochroniły.
Mimo wszystkich wymienionych zagrożeń, jak na razie propozycje rządu nie wywołują masowego oporu społecznego, jak niegdyś słynne już ACTA. Dlaczego tak się dzieje? Na to pytanie odpowiada twórca internetowy i popularny YouTuber Karol Paciorek w rozmowie z Wojciechem Engelkingiem i Adamem Suwińskim, którą publikujemy w Komentarzu Nadzwyczajnym.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej” i Fundacja Panoptykon
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja „Kultury Liberalnej” i Fundacja Panoptykon.
Opracowanie: Katarzyna Szymielewicz, Łukasz Pawłowski, Wojciech Klicki, Rafał Wonicki, Wojciech Engelking, Adam Suwiński.
Ilustracje: Anna Krztoń.