Szanowni Państwo,
czego oczekujemy od opozycji? Z polityką jest jak z piłką nożną – niemal każdy jest przekonany, że zna się na niej doskonale – a zatem i strategii działania, które proponuje się opozycji, nie brakuje. Z grubsza można je jednak podzielić na dwie grupy: tych, którzy nawołują do zjednoczenia wszystkich partii opozycyjnych, oraz tych, którzy uznają, że siła opozycji tkwi w jej różnorodności.
Zwolennicy tego pierwszego stanowiska argumentują, że wobec skali zniszczeń, jakich dokonuje PiS w polskim porządku prawnym oraz zagrożenia, jakie rządy tej partii stanowią dla gospodarki i międzynarodowej pozycji Polski, należy odłożyć na bok różnice programowe, stworzyć już teraz wspólną listę wyborczą i jednym frontem atakować PiS aż do kolejnych wyborów.
Zwolennicy drugiej drogi odpowiadają, że taka strategia, zamiast pomóc opozycji, doprowadzi do jej całkowitej marginalizacji. Wspólna lista wyborcza będzie bowiem tworem sztucznym – jak bowiem w jednej partii mają się znaleźć zwolennicy świeckiego państwa z Nowoczesnej, konserwatyści z Platformy, etatyści z PSL-u, ekolodzy z Zielonych czy odwieczni działacze z SLD? W takiej grupie z konieczności wszelkie dyskusje programowe zostaną usunięte w cień, aby nie doprowadzić do jej rozpadu. A zatem przez najbliższe 3 lata Polacy będą skazani na wybór pomiędzy szarżującym PiS-em, a bliżej nieokreślonym anty-PiS-em, od którego nie dowiemy się niczego poza tym, że jest przeciwny działaniom rządu.
„Kultura Liberalna” od dawna opowiada się przeciwko tworzeniu sztucznego tworu, który Tomasz Sawczuk z naszej redakcji ironicznie w jednym z tekstów nazwał „Polską Zjednoczoną Partią Opozycyjną”, a który jedność miałby jedynie w nazwie. Polityka w demokracji musi polegać na konkurencyjnej walce różnych propozycji politycznych. Zadaniem opozycji jest nie tyle zniechęcić ludzi do Jarosława Kaczyńskiego, co przekonać ich do siebie. W przeciwnym razie, nawet gdyby za 3 lata udało się pokonać PiS, będzie to zwycięstwo niezwykle kruche, które szybko skończy się rozpadem „koalicji” antypisowskiej i na dłuższą metę wzmocnieniem partii Kaczyńskiego.
Nie znaczy to, że nie należy wspólnie protestować przeciwko działaniom PiS-u, naruszającym porządek konstytucyjny. Ale należy zejść na ziemię. Dopiero gdy przeciwnicy PiS-u przestaną sobie mydlić oczy tym, że moralnie stoją po stronie Dobra w walce ze Złem, a zaczną kalkulować, jak wygrać następne wybory, w Polsce coś się zmieni – przekonuje w swoim tekście Jarosław Kuisz.
Z kolei Tomasz Sawczuk podkreśla, iż „nie jest prawdą, że można robić tylko jedną rzecz naraz – atakować PiS zwartym szykiem albo budować polityczną alternatywę”. Jeśli partie opozycyjne tego nie zrozumieją, straci na tym nie tylko polska demokracja, lecz także one same. „Jeżeli każdego dnia przepowiadasz koniec świata, a ten złośliwie nie następuje, bardzo możliwe, że ludzie w końcu przestaną cię słuchać”, twierdzi publicysta „Kultury Liberalnej”.
W podobnym tonie wypowiada się inny nasz autor. Zdaniem Wojciecha Engelkinga partie opozycyjne gonią PiS, ale na pytanie, co zrobią, gdy go wreszcie złapią, nie potrafią udzielić żadnej odpowiedzi poza odwołaniem się do dziedzictwa PRL-owskiej opozycji. „Złaknionemu nowości wyborcy opozycja proponuje żywego trupa. Kto wie, być może nawet jej koalicja będzie się nazywała Unią Wolności”, pisze Engelking.
Z tymi zarzutami zwróciliśmy się do przedstawicieli dwóch największych partii opozycyjnych (partię Pawła Kukiza trudno uznać za spójne ugrupowanie opozycyjne), odpowiadającymi w nich właśnie za wypracowanie programu.
„Pół roku po wyborach nikt nie oczekuje od opozycji propozycji programowych. Nikogo by dziś nie obeszły”, twierdzi Tomasz Siemoniak w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim i Julianem Kanią. Kiedy więc poznamy program PO? „W czerwcu rozpoczynamy cykl 16 konwencji programowych. Na finałowej, która odbędzie się 24 września w Warszawie, zaprezentujemy nowy gabinet cieni”.
Co do kwestii programowych w podobnym tonie wypowiada się Paweł Rabiej z Nowoczesnej. O ile jednak Siemoniak wyklucza jak na razie tworzenie wspólnego ugrupowania, Rabiej nie jest mu z góry przeciwny. „Z naszych badań i rozmów z wyborcami wynika, że ludzie domagają się pokoju społecznego oraz zjednoczenia opozycji w celu pokonania PiS”. Tym bardziej, że zdaniem Rabieja prawdziwa ofensywa PiS-u dopiero się zacznie. Receptą na odsunięcie Prawa i Sprawiedliwości od władzy ma być „wyjście do wyborców” i wizyty w najmniejszych miejscowościach, tak jak to w latach 90. robił…. Jarosław Kaczyński.
Podobną strategię wybrała partia Razem, o czym pisze w Komentarzu Nadzwyczajnym Mateusz Trzeciak z tego ugrupowania. Razem jednak od czasu wyborów konsekwentnie odmawia udziału w przedsięwzięciach z innymi partiami opozycyjnymi, uznając, że tylko w ten sposób może być dla swoich wyborców wiarygodną alternatywą. Mimo to poparcie dla niej wciąż oscyluje w granicach 2–3 proc. i od kilku miesięcy pozostaje bez zmian. „Idziemy powoli, bo zmierzamy daleko”, przekonuje Trzeciak, choć doświadczenie pokazuje, że brak sukcesów dla niejednej już polskiej partii okazał się zabójczy.
Zapraszamy do lektury!
Łukasz Pawłowski
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja „Kultury Liberalnej”.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Julian Kania, Tomasz Sawczuk, Wojciech Engelking.