Tezie tej nie wszyscy przyklasną. Większość krytyków władzy uważa, że gdy przychodzi do obrony podstawowych reguł demokracji, takie niuanse jak stan opozycji lepiej odłożyć na bok. Sądzę, że jest to pogląd błędny zarówno z przyczyn ideowych, jak i pragmatycznych. Powodów jest wiele, wyróżnijmy choć kilka.
Po pierwsze, działania podejmowane na skutek przyjęcia tego poglądu będą zapewne nieskuteczne. Stanowisko takie ogranicza pole aktywności opozycji do defensywy, co uniemożliwia jej przejęcie władzy. Po drugie, owa obrona i tak jest źle ustawiona i za bardzo skupiona na przeszłości. Po trzecie, działania opozycji nie spełniają swojej funkcji, jeśli same nie sprzyjają wzmocnieniu fundamentów naszej demokracji.
Najlepszą obroną jest atak
Zwolennicy defensywnej postawy wobec PiS-u przekonują, że skoro partia ta zagraża fundamentom systemu politycznego, to myślenie o naprawie kraju można odłożyć na lepsze czasy, a cała opozycja powinna stanąć w szeregu i skupić się na obronie demokracji. To pogląd co najmniej problematyczny.
Jeżeli każdego dnia przepowiadasz koniec świata, a ten złośliwie nie następuje, bardzo możliwe, że ludzie w końcu przestaną cię słuchać. By wygrać wybory, trzeba przedstawić wiarygodną propozycję zarówno aktualnym zwolennikom opozycji, jak i osobom niezdecydowanym, ale także części wyborców PiS-u. Zgodny z logiką zejścia do defensywy wspólny start opozycji w wyborach gwarantuje niewiele więcej ponad rejtanowską w tonie walkę o bliżej nieokreślone status quo, z którą to propozycją PiS rozprawi się w pięć minut. Wystarczy, że przypomni o kilku reformach społecznych w rodzaju programu Rodzina 500+, zapowiedzianym już ustanowieniu bardziej progresywnych podatków czy podniesieniu kwoty wolnej od podatku, którymi to tematami opozycja nie miała się ochoty zajmować.
Nawet gdyby mimo tych przeciwności koalicja całej opozycji wygrała następne wybory, będzie to zwycięstwo niezwykle gorzkie. Sojusz taki będzie możliwy wyłącznie kosztem kompletnej pustki programowej. Czy naprawdę chcemy tylko odsunąć PiS od władzy?
Myśli nowocześniejszego Polaka
Wbrew pozorom, PiS jest w pewnym zakresie bardziej nowoczesny od swoich radykalnych krytyków. Ujawnia się to w momencie, gdy politycy tej partii pytają przedstawicieli opozycji o to, czego właściwie chcą bronić. W odpowiedzi można usłyszeć, że chodzi o obronę zachodnich wartości lub dorobku III RP.
Traktując Zachód i reguły liberalnej demokracji jako mity, radykalni krytycy PiS-u bronią pewnego historycznego konsensu, który był wytworem sprzyjających okoliczności. Ale Zachód to nie tylko formacja niejednolita, mieszcząca w sobie rozmaite modele polityczne i podlegająca nieustannym zmianom. Jest to także przestrzeń, której Polska jest aktualnie konstytutywną częścią. Polska – co podkreśla PiS – nie musi się więc odnosić do Zachodu z perspektywy pilnego ucznia. Na tym właśnie polega projekt „odzyskiwania suwerenności” czy „wstawania z kolan”. O ile jednak radykalni krytycy PiS-u tęsknią do świata, który nie istnieje, pewnej idealizacji Zachodu, rząd żyje fantazją o możliwości autarkii.
Nie jest prawdą, że można robić tylko jedną rzecz na raz – atakować PiS zwartym szykiem albo budować polityczną alternatywę. | Tomasz Sawczuk
Jeżeli chodzi o obronę dorobku III RP, sprawa wygląda podobnie: opozycja zwrócona jest w przeszłość. „Opowiadanie się za III RP” może z grubsza oznaczać dwie rzeczy. Po pierwsze, jakiś rodzaj dumy z dotychczasowej historii Polski po roku 1989. Po drugie, pogląd, że gdzieś między latami 2007–2015 nastąpił w Polsce koniec historii i pozostaje bronić „dorobku” III RP.
Pierwsza z tych kwestii rozgrzewa emocje, ale jest dla polityki – w tym dla większości młodych wyborców – nieistotna. Emocja związana z tak rozumianym dorobkiem może wywoływać pewien entuzjazm. Ale polityka dotyczy przede wszystkim nie roztrząsania historii, lecz wybierania między bieżącymi alternatywami. W tym kontekście bardzo wątpię, aby ktoś na poważnie mógł bronić tezy, że wystarczy wrócić do przeszłości, choć postawa opozycji sugeruje, że właśnie tak wyłożoną tezę wspiera. Polacy nie mają powodu, by tęsknić do tego, co było – chcą czegoś lepszego. Opozycja powinna się do nich zwrócić z adekwatną ofertą. Postawa odmienna umacnia tylko PiS.
————————————————————————————————————————-
Czytaj także pozostałe teksty z Tematu Tygodnia:
Jarosław Kuisz „Opozycja. Scenariusze klęski”
Wojciech Engelking „Dlaczego ludzie interesują się polityką?”
Tomasz Siemoniak w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim i Julianem Kanią „Plany Platformy”
Paweł Rabiej w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim „Igrzyska dopiero się zaczną”
Mateusz Trzeciak z partii Razem „Idziemy powoli, bo zmierzamy daleko”
————————————————————————————————————————-
W obronie demokracji
Paradoksalnie postawą bardziej antypisowską okazuje się nie taka postawa, która w obronie najwyższych wartości wytacza do starcia największe działa, ale taka, która aktywnie reaguje na zmieniający się kontekst społeczny. To jest zaś niemożliwe bez budowania własnego języka politycznego, który uderzałby w społeczny nerw. Kolejny wielki bój o historię, który można z łatwością ustawić jako walkę elit (opozycji) z ludem (rządem PiS-u), to zdecydowanie za mało.
Nie jest przy tym prawdą, że można robić tylko jedną rzecz na raz – atakować PiS zwartym szykiem albo budować polityczną alternatywę. Niewątpliwie należy prowadzić mocną, zajmującą publikę krytykę PiS-u i KOD może odgrywać w tym zakresie pewną pozytywną rolę. Aktywizacja tysięcy ludzi maszerujących w poparciu dla liberalnej demokracji to ważne osiągnięcie. Ale to tylko mała część stojących przed nami wyzwań.
Politycy opozycji powinni potraktować ludzi poważnie. W tym celu muszą być w stanie powiedzieć nie tylko, dlaczego PiS to kiepska partia, lecz także, co sami oferują w zamian. Skoszarowana w jednym obozie opozycja występuje w obronie demokracji, chociaż kieruje nią antypolityczny odruch. Liberalizm istnieje tymczasem tylko w formie praktycznej i można go mieć albo na drodze demokratycznej polityki, albo wcale. Defensywna odmowa uprawiania polityki skazuje nas na wybór między dwoma rodzajami oligarchii, z których obie posługują się moralnym szantażem, ale żadna nie działa długofalowo na rzecz wzmocnienia demokracji.
*Ikona wpisu: autorka: Ewa Kubat-Pawłowska