Joanna Derlikiewicz: W poniedziałek w Warszawie prezydent Andrzej Duda i przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej, Xi Jinping, podpisali oświadczenie o długoterminowym partnerstwie strategicznym między Polską i Chinami. Jakie znaczenie miała pierwsza od 12 lat wizyta przewodniczącego ChRL w Polsce?

Bogdan Góralczyk: Po pierwsze, Xi Jinping sprawuje bardzo twardo władzę we własnym państwie, jego decyzje znaczą wszystko. Kiedy 12 lat temu był w Polsce poprzedni prezydent Chin, Hu Jintao, przywództwo chińskie było kolektywne. Teraz jest to przywództwo Xi Jinpinga, a to, gdzie on jedzie i co powie, ma w Chinach ogromne znaczenie. W polityce zagranicznej jest najbardziej aktywnym prezydentem ChRL okresu reform. Co ważne, coraz bardziej przypomina Mao Zedonga, a nie reformatora Deng Xiaopinga. W Chinach zaczynają się znamiona kultu jego osobowości – breloczki, kampanie propagandowe, piosenki śpiewane o wujku Xi, który przyniesie dobrobyt.

Drugi element to dwa geostrategiczne projekty, z którymi wystąpił nasz gość w 2013 r., w skrócie zwane „Jeden Pas, Jedna Droga”. Są to dwa Jedwabne Szlaki – jeden lądowy, drugi morski, oba zmierzające do Europy. Ten lądowy prowadzi wprost przez Rosję, Białoruś i Polskę do Niemiec, następnie na Zachód Europy. Niemcy zaś są dla Chin najważniejszym partnerem handlowym i gospodarczym w UE. Idei lądowego Jedwabnego Szlaku nie można zrealizować, nie angażując Polski.

Trzecia rzecz, że już w grudniu 2011 r., podczas wizyty w Chinach poprzedniego prezydenta Polski, Bronisława Komorowskiego, podpisano dwustronne porozumienie o współpracy strategicznej. Natomiast ten dokument teraz, po 5 latach, podniesiono w Warszawie do rangi comprehensive strategic partnership, czyli rozbudowanego partnerstwa strategicznego. To najwyższy status, jaki partner Chin może w chińskiej nomenklaturze otrzymać.

Do tego dochodzi czwarty element – w kwietniu 2012 r. Warszawę odwiedził ówczesny premier Chin, Wen Jiabao. Ogłosił wówczas inny strategiczny plan dotyczący naszego obszaru, który nazwano „16+1”. Chiny i 16 państw naszego regionu – trzy państwa bałtyckie, cztery wyszehradzkie, Bułgaria, Rumunia i państwa postjugosłowiańskie plus Albania. Na mocy tego porozumienia odbywają się doroczne spotkania na szczeblu premierów – raz w Chinach, raz w jednym z krajów europejskich. W ubiegłym roku w Nankinie na szczycie reprezentował Polskę nie premier, lecz prezydent, co sprawiło Chińczykom pewne trudności od strony protokolarnej. Ostatecznie Chińczycy obok wizyty naszego prezydenta na szczycie 16+1 zorganizowali jeszcze polskiemu prezydentowi oficjalną wizytę dwustronną. Wtedy – jak mówią obserwatorzy – pojawiła się pewna chemia między prezydentem Chin a prezydentem Dudą. Prezydentowi Xi bardzo podoba się, że Andrzej Duda jest młody i wykształcony.

Jak wszystkie te elementy wpłynęły na pozycję Polski w stosunkach z Chinami?

Wniosły one do tych stosunków nową jakość. Stawiam tezę, że po raz pierwszy w długich chińskich dziejach dobre relacje z Polską leżą w interesie Chin. Obecnie historyczne przekleństwo Polski ze względu na położenie między Rosją a Niemcami stało się – z punktu widzenia relacji z Chinami – jej geostrategicznym błogosławieństwem. To właśnie z tego powodu Chińczycy przyjeżdżają nad Wisłę, ale przychodzą w inny sposób, niż przychodzili dotychczas.

Co się zmieniło w chińskiej strategii wobec Polski?

Dotychczas przesyłali nam wyblakłe t-shirty, rozsypujące się trampki i podróbki. Teraz, gdy się przyjrzeć, wchodzą już do naszych domostw. Mają elektronikę użytkową – Huawei na polskim rynku goni już za południowokoreańskim Samsungiem. W Warszawie nową siedzibę otworzyła inna chińska firma produkująca smartfony, Xiaomi. Chińczycy wchodzą z nowymi technologiami, zakładają też w Warszawie filie własnych banków.

W czasie wizyty prezydenta Xi podpisano łącznie 40 porozumień – niektóre na szczeblu międzyrządowym, większość na szczeblu czy to przedsiębiorstw, czy regionów. Głównie chodzi tu o Łódź, którą Chińczycy chcą uczynić centrum logistyczno-transportowym na całą Europę na szlaku lądowym.

Dla morskiego Jedwabnego Szlaku takim centrum jest już kupiony przez Chińczyków port Pireus w Grecji. To wyjaśnia, dlaczego Xi Jinping przyjechał do Warszawy z Belgradu. Otóż Belgrad jest łącznikiem między Łodzią a Pireusem, dlatego też Chińczycy budują szybką kolej między Budapesztem a Belgradem.

Po raz pierwszy w długich chińskich dziejach Polska leży w interesie Chin. Historyczne przekleństwo Polski ze względu na położenie między Rosją a Niemcami stało się jej geostrategicznym błogosławieństwem. | Bogdan Góralczyk

Na co Polska może liczyć gospodarczo i vice versa – co ma Chinom do zaoferowania? Czy polski rząd, oczekujący udziału chińskich firm w inwestycjach infrastrukturalnych, ma realne możliwości wynegocjowania korzystnych warunków współpracy?

Jedwabny Szlak jest dla Polski szansą. Chiny wychodzą z pieniędzmi i projektami infrastrukturalnymi i mają na to środki. Z tego samego powodu tydzień przed wizytą Xi Jinpinga w Warszawie, wizytę w Pekinie złożyła kanclerz Merkel. Podpisała porozumienia i umowy na łączną sumę blisko 15 mld dolarów.

Polska znalazła się także wśród państw-założycieli AIIB – Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych, azjatyckiego z nazwy, ale chińskiego pod względem kapitału i struktury. Wejście do tego banku zostało ratyfikowane przez polski sejm, co było dla strony chińskiej swego rodzaju papierkiem lakmusowym, który ujawnił wolę polityczną po stronie polskiej.

Już od 2015 r. między Łodzią a Chengdu, stolicą najludniejszej prowincji, Syczuan, krążą pociągi. Na razie kursują 3 razy w tygodniu, po tej wizycie zaś wiemy, że do 2020 r. ma być ich dziesięciokrotnie więcej. Polskie linie lotnicze negocjują drugie bezpośrednie połączenie lotnicze z Chinami.

Chiny, jak widzimy na podstawie Jedwabnych Szlaków i formuły 16+1, mają swoje plany i wobec Polski, i wobec naszego regionu. Polska takiej strategii wobec Azji i wschodzących rynków nie ma.

Radosław Pyffel z Centrum Studiów Polska–Azja pisze, że mamy w Polsce tendencję do postrzegania Chin jako kogoś w rodzaju geopolitycznego św. Mikołaja, który przybędzie do Europy Środkowej po to, by uczynić Polskę liderem i niemalże wskrzesić ją jako regionalne mocarstwo. Czy wysokie oczekiwania wobec Chin nie okażą się jedynie pobożnymi życzeniami?

Chińczycy to bardzo wymagający partner, który liczy pieniądze i będzie stawiał warunki.

Musimy zważać na jedno – Chiny nie są i nie będą ani naszym sojusznikiem, ani państwem o systemie politycznym zbieżnym z naszym. Tymczasem Polska jest nie tylko członkiem NATO i UE, lecz także członkiem tych organizacji na samym ich skraju, w newralgicznym punkcie. Zbyt duże zaangażowanie się we współpracę z Chinami może wzbudzić podejrzenia czy niepokój Amerykanów. Jeśli chodzi o Europę Zachodnią – martwiłbym się mniej. Podawałem już przykład kanclerz Merkel, ale pamiętajmy, że tenże Xi Jinping był z wizytą jesienią ubiegłego roku w Wielkiej Brytanii i w Pałacu Buckingham przyjmowany był z fetą iście królewską. Nasi najbliżsi zachodni partnerzy nie zawahają się, żeby z drugą największą gospodarką świata prowadzić interesy.

Nie powinniśmy uciekać od współpracy z Chinami, bo to Chiny mają interes, żeby wejść do Polski. Dlaczego z tego nie skorzystać? Nie będzie to jednak łatwe, bo Chiny to nie jest św. Mikołaj, który sypie z worka z prezentami.

Jędrzej Winiecki w „Polityce” postawił ostatnio tezę, że Chiny poprzez swoją politykę szukania porozumień z poszczególnymi państwami europejskimi i tworzenia coraz to nowych „wrót do Europy” dążą do osłabienia procesów integracyjnych w Unii Europejskiej, stawiając państwa Europy Środkowo-Wschodniej w sytuacji rywalizacji o względy Pekinu.

Nie potwierdzę tej tezy. Chiny nie grają strategicznie na podział Europy, jak to robi Władimir Putin. Długo zależało im i nadal zależy, żeby Europa była jednym z ośrodków siły na ich geostrategicznej mapie. Z jednej strony, faktycznie negocjują osobne porozumienia bilateralnie z państwami europejskimi – a nie z Unią Europejską. Z drugiej jednak Xi Jinping rok temu jako pierwszy najwyższy przywódca chiński złożył wizytę w siedzibie Komisji Europejskiej w Brukseli, co było wyraźnym sygnałem politycznym. Chińczycy pragnęliby umocnienia instytucji europejskich, które jak wiemy, borykają się z kryzysami.

Chiny nie są łatwym partnerem – Chiny to partner skomplikowany. Gdy się go lepiej pozna, można grać na kilku fortepianach. Na pewno nie na jednym. | Bogdan Góralczyk

Zbliża się orzeczenie sądu arbitrażowego w Hadze dotyczące sporu toczącego się na Morzu Południowochińskim wokół statusu archipelagów Paracele i Spratly, do których Chiny roszczą sobie prawo. Pekin oświadczył już, że nie zamierza respektować orzeczenia, które będzie wiążące dla państw UE. Jaki wpływ orzeczenie to będzie miało na geostrategiczną politykę Chin?

Orzeczenie to będzie nieprzyjemne dla Chin. Chińczycy chcą porozumienia, ale dwustronnego z Filipinami i Wietnamem, bo to pomiędzy nimi są największe zatargi. Nie będzie drugiego Jedwabnego Szlaku morskiego bez kontroli Chin nad Morzem Południowochińskim. Dotychczas sprawowały ją okręty marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych, czasami wspierane przez Japonię. To jest tak naprawdę sedno tych sporów terytorialnych – bez względu na orzeczenie trybunału w Hadze, łatwo przewidzieć, że będą one trwały nadal.

Były prezydent Bronisław Komorowski, pytany ostatnio o to, czy Polska powinna podnosić kwestię praw człowieka w relacjach z Pekinem, stwierdził, że nie ma takiej potrzeby, by z Tybetem przesadzać i afiszować się w walce o „ideologię”. Radził drogę środka, by dbać o własne interesy i prawa człowieka, ale nie kosztem dobrych relacji. Czy zgodzi się pan z tym? Nie wiem, czy prawa człowieka można nazywać „ideologią”…

To jest też ideologia, jak najbardziej – kwestia odmiennych systemów wartości i odmiennych podejść do wielu kwestii. Cóż… radziłbym przyjmować podejście największych państw członkowskich Unii Europejskiej – Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, ale również Włoch, które podnoszą kwestie przestrzegania praw człowieka, czasami nawet w jakichś szerszych konfiguracjach przyjmują przedstawicieli Tybetu. Jednocześnie wszyscy wymienieni przeze mnie zachodni partnerzy Chin, nie wahają się w ogóle zawierać coraz większych umów i porozumień. Powinniśmy z tego wyciągnąć należyte wnioski dla siebie.

Pod naciskiem strony chińskiej Kancelaria Premiera odmówiła akredytacji, krytycznej wobec ChRL, polskiej dziennikarce Hannie Shen, nie wpuszczając jej na spotkanie premier Szydło i prezydenta Xi z dziennikarzami.

Jest to dowód, że mamy do czynienia z państwem niedemokratycznym, w którym coraz większe znaczenie mają jednoosobowe rządy naszego niedawnego gościa. Chiny to nie jest łatwy partner – to partner skomplikowany. Zarazem jednak nie da się ukryć, że to wielkie mocarstwo, a na dodatek nie zwykły kraj, lecz kontynent o różnych obliczach. Gdy się go lepiej pozna – można w relacjach z Pekinem grać na kilku fortepianach. Granie na jednym z pewnością nie wystarczy.