Szanowni Państwo!
„Coś jakby wieprzek”, tak felietonistka „Wysokich Obcasów” Irena Cieślińska określiła w jednym z tekstów dziecko, które urozmaicało jej seans kinowy, nieustannie siorbiąc i objadając się popcornem. Na autorkę wylała się fala krytyki, zaskakująca i dla niej samej, i dla redakcji „WO”, która szybko zdjęła tekst ze strony i przeprosiła urażonych czytelników. A ci w słowach pełnych oburzenia tłumaczyli, że o ile krytyka dziecięcych wybryków jest jak najbardziej uzasadniona, o tyle już naśmiewanie się z jego tuszy to zachowanie publicystki niegodne. Tekst zniknął, a sprawa ucichła.
Cichnąć jednak nie powinna, bo jak pokazują publikowane co roku badania Instytutu Żywności i Żywienia, polskie dzieci należą już do najbardziej otyłych w Europie i szybko gonią liderów rankingu – m.in. Grecję i Włochy. Obecnie ponad 20 proc. polskich dzieci zmaga się z nadwagą i otyłością, choć jeszcze cztery dekady temu podobny problem miało mniej niż 10 proc. dzieci. Owo dziecko z kina było więc – nie ze względu na swoje zachowanie, ale masę ciała – coraz bardziej typowym przedstawicielem swojego pokolenia. Jak informuje Instytut Żywności i Żywienia, „z badań wynika, że ponad 50 proc. dzieci i młodzieży w Polsce na co dzień żywi się w sposób niezadowalający lub nieprawidłowy”.
„Jesteśmy na skraju epidemii”, mówi Grzegorz Łapanowski w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim. Popularny kucharz i juror programu „Top Chef” jest także prezesem Fundacji Szkoła na Widelcu, która stara się promować zdrowe żywienie w polskich szkołach. „Dynamika wzrostu liczby osób z nadwagą i otyłych jest dziś w Polsce szybsza niż w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Stoimy więc przed ogromnym zagrożeniem”, mówi Łapanowski. Ma rację, bo lista chorób, do powstania których przyczynia się nadwaga, jest niezmiernie długa: cukrzyca typu 2, choroby układu krążenia, a nawet nowotwory złośliwe.
Paradoks polega na tym, że epidemia otyłości trwa, mimo że od kilku lat przez Polskę przetacza się moda na gotowanie. Liczba programów kulinarnych w ofercie każdej stacji telewizyjnej zdaje się rosnąć z każdym sezonem, podobnie jak liczba książek kucharskich i gwiazd gotowych podzielić się z Polakami swoją kulinarną wiedzą. Wszystko to ma przełożenie na oferty polskich sklepów – na półki trafiają produkty, o których jeszcze kilka lat temu słyszała jedynie garstka zapaleńców. Moda na egzotyczne potrawy idzie w parze z odkrywaniem tradycji regionalnych i podkreślaniem wagi zdrowego żywienia. Dlaczego więc żaden z tych trendów nie ma większego przełożenia na zachowania Polaków?
„Istnieje chęć naśladowania wzorów żywieniowych przekazywanych przez kulturę masową, ale nie na tyle silna, żeby zmienić tradycyjne normy”, mówi w rozmowie z „Kulturą Liberalną” Henryk Domański, socjolog, współautor książki „Wzory jedzenia a struktura społeczna”. Z badań zespołu prof. Domańskiego wynika jednoznacznie, że Polacy najchętniej jedzą „tradycyjne potrawy”, czyli te, które w trakcie socjalizacji poznali najlepiej.
Problem w tym, że nie zawsze są to potrawy zdrowe, a w połączeniu z napływem taniego, wysoko przetworzonego jedzenia oraz coraz bardziej statycznym trybem życia powstaje poważne zagrożenie dla zdrowia, także najmłodszych Polaków.
Próbę walki z dziecięcą otyłością podjął rząd Ewy Kopacz, wprowadzając w sierpniu minionego roku przepisy drastycznie ograniczające listę produktów, które mogą być sprzedawane w szkolnych sklepikach i serwowane w szkolnych stołówkach. Inicjatywa spotkała się jednak z powszechną krytyką – protestowali właściciele sklepików, którzy grozili zamknięciem interesów; dyrektorzy szkół, którzy nie wiedzieli, czym mogą karmić swoich podopiecznych; protestowali także rodzice i same dzieci, argumentując, że państwo nie ma prawa ingerować w ich dietę. Symbolem rzekomej absurdalności nowych przepisów stała się zakazana drożdżówka, którą dzieci „przemycały” do szkół. Nowy rząd poprzednie przepisy złagodził, uznając je za „absurdalne”. Tym samym już od września drożdżówki powrócą do polskich szkół.
Jak jednak pisze socjolożka i antropolożka Zofia Boni, ów spór o drożdżówkę sprowadza całą dyskusję na manowce, bo nawyków żywieniowych nie da się zmienić, jedynie zakazując tych czy innych produktów. I tak w Wielkiej Brytanii podobne zmiany wprowadzono w połączeniu „z o wiele szerzej zakrojonym planem, obejmującym m.in. wprowadzenie zajęć z gotowania w szkołach i bezpłatnych posiłków dla najmłodszych dzieci”. Tylko kompleksowe działania, kładące nacisk na edukację kulinarną, a nie jedynie zmianę przepisów, mogą przynieść pożądane rezultaty.
Z tym zdaniem zgadza się również Magdalena Gendźwiłł, współautorka tekstów w dziale „Smakując” „Kultury Liberalnej”, prowadząca także blog kulinarny „Crust&Dust”: „Rzecz w tym, żeby zająć się nie tylko talerzami dzieci, lecz także edukacją rodziców i nauczycieli. […] Losy rozporządzenia «drożdżówkowego» pokazują, że prawo to nie wszystko, potrzebne jest też społeczne zaangażowanie”.
Czy to jednak powód, by z inicjatywy poprzedniego rządu po prostu zrezygnować? Złagodzenie przepisów problemu nie rozwiązuje, a liczba otyłych dzieci w Polsce wciąż rośnie. W kategorii 11-latków już jesteśmy na pierwszym miejscu.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Łukasz Pawłowski.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Jakub Bodziony, Joanna Derlikiewicz.
Ilustracje: Anna Rabsztyńska.