Łukasz Pawłowski: Jak pani ocenia poniedziałkowe protesty? Z jednej strony mało kto spodziewał się takiej frekwencji, szczególnie że pomysł strajku padł niedawno, a w Warszawie cały dzień lało. Z drugiej – na ulicach było, według szacunków ratusza, ok. 30 tys. osób. To niewiele, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Warszawie samych kobiet jest około miliona. W innych miastach te manifestacje były jeszcze skromniejsze.
Monika Płatek: Ale nawet w mniejszych miejscowościach takie manifestacje miały miejsce. Kobiety wyszły i zaprotestowały. Demonstracje odbywały się właściwie na całym świecie, od Nowego Jorku, przez Londyn i Berlin, po Rosję, a nawet Singapur. Polki zostały usłyszane i w świat poszło wyraźne przesłanie. Mam nadzieję, że dotrze także do ludzi władzy.
Jakie to przesłanie?
Życie, autonomia, zdrowie kobiet nie może być przedmiotem politycznego handlu. A przez ostatnie dekady tak się właśnie działo – z Polkami, czyli ponad połową populacji tego kraju, się nie liczono. Traktowano nas jak kartę przetargową w rozgrywkach, które w żaden sposób nie przekładały się na poprawę jakości życia. Przecież w Polsce nikt nie dba o dzieci, które rodzą się z najróżniejszymi wadami psychicznymi i fizycznymi. Nikt nie dba też o los kobiet, które z takimi dziećmi zostają.
Dlatego proponowane obecnie zmiany prawa to kolejny dowód hipokryzji rządzących. Słowa o życiu i wartości życia są wykorzystywane do tego, by trzymać kobiety w upodleniu i w relacji podporządkowania. Poniedziałkowe marsze były wyraźnym sygnałem, że kobiety mają tego dość.
Część kobiet…
Kwestia dostępu do aborcji, to nie tylko sprawa prywatna, ale i polityczna. I nawet jeśli część kobiet nie przyszła – bo nie mogły lub nawet nie chciały – to one także usłyszały ten przekaz.
Mówi pani o trzymaniu ponad połowy społeczeństwa w upodleniu, ale nie brakuje Polek, które chcą zaostrzenia przepisów regulujących dostęp do aborcji. Od lat mówiło się, że przyczyną słabości ruchów feministycznych jest brak solidarności kobiet. Czy „czarne protesty” są dowodem na przełamanie tego problemu?
Nie należy w tym wypadku mówić o braku solidarności. Nie dziwię się tym kobietom, które nie tylko milczą, lecz nawet popierają działania rządzących. Część z nich z tej władzy korzysta, a część ma tak zinternalizowane poczucie, że ich przeznaczeniem jest poświęcenie swojego życia dla innych, że prawdopodobnie mówi to z przekonaniem.
Niektóre uwierzyły także w argumenty przedstawiane przez zwolenników projektu zaostrzenia prawa, zgodnie z którymi ma on powstrzymać „mordowanie dzieci”. Któż by chciał mordować dzieci?! Ale jeśli widzą ten problem tylko w ten sposób, jeśli nie przeczytały ustawy i nie rozumieją jej konsekwencji lub jeśli naprawdę uwierzyły, że niechciana ciąża to problem tylko i wyłącznie kobiety, nic dziwnego, że tak reagują. Nie jest to kwestia braku solidarności między kobietami. To przede wszystkim kwestia samouświadomienia, które powoli wśród kobiet postępuje. Polki zrozumiały, że muszą walczyć o własne życie i zdrowie, bo ta władza je oszukuje, podobnie jak poprzednie.
Jakie będą dalsze losy tego projektu? Pojawiają się komentarze, że PiS spróbuje załagodzić protest, przygotowując projekt ustawy nieco łagodniejszej niż pomysł Ordo Iuris, np. dopuszczający aborcję w dwóch przypadkach, gdy zagrożone jest życie matki i gdy ciąża jest wynikiem przestępstwa. Czy taki nowy „kompromis” pani zdaniem rozładuje napięcie?
Handel ciałem, zdrowiem i życiem kobiet pomiędzy politykami a klerem nie jest kompromisem, a kompromitacją. Nie możemy mówić o żadnym „kompromisie” tym bardziej, że nawet obecna, bardzo restrykcyjna „Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania” ciąży jest od samego początku łamana w sposób codzienny, bezczelny i nieskrępowany przez władzę.
W ramach wciąż jeszcze obowiązującej ustawy władza uznaje prawo każdego do odpowiedzialnego posiadania dzieci i swoje zobowiązanie, aby zapewnić obywatelkom i obywatelom „swobodny dostęp do środków i metod służących świadomej prokreacji”. W rzeczywistości polskie władze od początku łamały zobowiązania, które same na siebie nałożyły, a nowy projekt znosi całkowicie zdanie mówiące o uznaniu prawa do odpowiedzialnego decydowania o posiadaniu dzieci; usuwa badania prenatalne, kryminalizuje in vitro, odmawia prawa do środków antykoncepcyjnych i doraźnej antykoncepcji.
To wszystko w kraju, w którym nie ma infrastruktury dla ludzi niepełnosprawnych intelektualnie czy fizycznie. W przypadku dziecka z poważnymi wadami rehabilitacja powinna się zacząć od razu. Proszę zadzwonić do Centrum Zdrowia Dziecka i dowiedzieć się, ile trzeba czekać na rehabilitację. To kwestia miesięcy lub lat! A zatem ktoś, kto rodzi się z poważnymi wadami w biednej rodzinie, jest skazywany na życie w potwornym bólu. Państwo nie dba o to, by zapewnić godność człowiekowi już urodzonemu, a zamiast tego dbamy o godność komórki w jajowodzie, która nawet nie jest jeszcze ciążą.
Na tym nie koniec. Według projektu ustawy Ordo Iuris poronienie zrównuje się z przestępstwem. Niemal więc co czwarta kobieta w ciąży będzie narażona na śledztwo, bo mniej więcej tyle ciąż kończy się poronieniem na różnym etapie. Zamiast zadbać o zdrowie psychiczne i fizyczne tych kobiet, będziemy im zakładać sprawy karne.
Czy nie boi się pani jednak, że teraz, po demonstracjach, PiS wyśle jakiś sygnał, obiecując, że żadnej zmiany prawa nie będzie i protesty „rozejdą się po kościach”.
W jednym z ostatnich sondaży poparcie dla PiS-u z 36 proc. spadło do 29. Nie ma zgody na to, by uprawiać politykę kosztem autonomii, zdrowia i życia kobiet. Ta myśl już się przebiła. Powstało wiele różnych ruchów oraz inicjatyw na rzecz respektowania praw reprodukcyjnych kobiet. Ludzie się połączyli, a kobiety poczuły i zrozumiały swoją siłę. Wiedzą, że ich działania przyniosą polityczne skutki. Nie odpuszczą, bo mamy dość!
Być może wiele Polek i Polaków nie odważy się zaprotestować przeciwko temu, co mówią księża. Ale to, że dziś milczą, nie znaczy, że nie myślą. | Monika Płatek
Przeciwko tym „czarnym protestom” bardzo mocno zareagował też Kościół.
Proszę mi powiedzieć, dlaczego w Polsce, tym katolickim kraju, rodzi się tak mało dzieci?
Z różnych względów, często dlatego, że rodzice nie czują, iż są dostatecznie zabezpieczeni finansowo…
I w związku z tym nie uprawiają seksu? Wiemy, że to nieprawda. A zatem albo stosują antykoncepcję, albo decydują się na usunięcie ciąży. Badania pokazują wyraźnie, że to właśnie w „dobrych katolickich krajach” kobiety często decydują się na przerwanie ciąży, bo są skazane, w sytuacji lekceważenia ich praw i dostępu do nowoczesnej antykoncepcji, na aborcję.
Kościół to oczywiście bardzo poważny gracz, z którym liczy się władza, mam jednak nadzieję, że pełne hipokryzji nazywanie protestów „marszami śmierci” nie będzie miało wielkiego znaczenia dla kobiet. Już się chyba do tego przyzwyczailiśmy. Kościół to instytucja zdolna do przyznania się do błędu, ale dopiero w jakiś czas później. Przerabialiśmy to już z kobietami, które spalił na stosach. Kościół przeprosił za ten mord 400 lat po jego dokonaniu.
Poza tym pamiętajmy, że ludzie nie chodzą do kościoła dla polskich księży i biskupów, ale ze względu na wiarę. Być może wiele Polek i Polaków nie odważy się zaprotestować przeciwko temu, co mówią księża. Ale to, że dziś milczą, nie znaczy, że nie myślą.
* Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: aut. Marta Zawierucha.