W maju 2013 r. Jia Jinglong niecierpliwie przygotowywał się do ślubu. Za niecałe trzy tygodnie do jego domu w wiosce Beigaoying w prowincji Hebei miała wprowadzić się narzeczona. Co prawda działkę wraz z budynkiem chciał wykupić deweloper, ale proponowana rekompensata nie była zbyt atrakcyjna i pan Jia nie zgodził się na sprzedaż nieruchomości. To jednak okazało się nieważne. Nocą pojawił się ciężki sprzęt i ekipa budowlana, która zaczęły wyburzać dom. Jia Jinglong, chcąc ratować życie, wyskoczył z okna drugiego piętra, a na dole, zamiast pomocy, dostał potężne lanie od wynajętych przez dewelopera zbirów.
Bezdomny i poturbowany rozpoczął wędrówkę po urzędach, domagając się sprawiedliwości – kary dla ludzi, którzy bezprawnie zburzyli mu dom i zabrali ziemię oraz rynkowej rekompensaty. Choć tyle, bo odwołania ślubu i odejścia narzeczonej cofnąć już nikt nie mógł. Teoretycznie rzecz biorąc, jego żądania powinny zostać szybko uwzględnione, winni ukarani, a straty wynagrodzone. W państwie prawa zapewne tak by było, ale w Chinach panuje prawo silniejszego i bogatszego, bowiem skargi biednego rolnika odbijały się od ścian policji i coraz to innych urzędów. Zdesperowany Jia Jinglong postanowił więc sprawiedliwość wymierzyć samodzielnie. W lutym 2015 r. kupił pistolet do wbijania gwoździ i za pomocą strzału w tył głowy pozbawił życia osobę jego zdaniem ponoszącą największą odpowiedzialność – He Jianhua, lokalnego urzędnika, który współpracował z deweloperem i wspierał miejscowe inwestycje budowlane.
Schwytany i osadzony w areszcie, w listopadzie 2015 r. został skazany na karę śmierci. Apelacje i petycje obrońców, podkreślające okoliczności wydarzenia, nieskuteczność wymiaru sprawiedliwości i poczucie bezradności zwykłego człowieka wobec nieuczciwych urzędników, nic nie dały. Wyrok wykonano, mimo że wyższe instancje mogły zgodnie z prawem złagodzić wyrok, uwzględniając całokształt sytuacji. Sędziowie jednak nie spojrzeli łaskawym okiem na perypetie biednego rolnika, prawdopodobnie chcąc surowością kary pokazać, że samodzielne wymierzanie sprawiedliwości przez zwykłych ludzi, zwłaszcza wobec przedstawicieli administracji państwowej, to bardzo, bardzo zły pomysł.
W Chinach, i niestety nie tylko tam, bogaci i wypływowi są „równiejsi” od zwykłych ludzi. | Katarzyna Sarek
Sprawa Jia Jinglonga sprawiła, że po raz kolejny w mediach przypomniano sobie o starym problemie. Od lat chińscy chłopi tracą ziemię i dach nad głową w wyniku zagarniania terenów, zwłaszcza podmiejskich, przez bezwzględnych deweloperów. Oferowane rekompensaty zazwyczaj są dużo niższe od cen rynkowych, a protesty tłumione za pomocą skorumpowanych lokalnych urzędników. Większość rolników prędzej czy później musi pogodzić się z bezprawiem, ale najbardziej uparte jednostki sięgają po przemoc. Niekiedy wobec siebie – w przeciągu kilku ostatnich lat w Chinach w proteście przeciwko wysiedleniom samospaliło się co najmniej 40 osób; albo wobec dręczycieli – bronią swoich domów za pomocą wszelkich dostępnych środków, np. kamieni czy koktajli Mołotowa. W zdecydowanej większości przypadków ich protesty są bezskuteczne, a broniący ojcowizny często kończą w więzieniu za zakłócanie porządku publicznego czy zranienie napastników.
Przy okazji wykonania wyroku wiele osób zwróciło także uwagę na odmienne traktowanie obywateli przez chiński wymiar sprawiedliwości. Żona słynnego skazanego dygnitarza Bo Xilaia, Gu Kailai, została uznana winną morderstwa Brytyjczyka, z którym łączyły ją z pewnością szemrane interesy i być może romans. W 2012 r. została skazana na karę śmierci, ale potem wyrok złagodzono na dożywocie, mimo że nie zachodziły żadne okoliczności łagodzące, których można by znaleźć sporo np. w sprawie Jia Jinglonga. Po prostu w Chinach, i niestety nie tylko tam, bogaci i wypływowi są „równiejsi” od zwykłych ludzi.
Problem zauważyli także chińscy prawnicy, którzy wystosowali list otwarty do Chińskiego Sądu Najwyższego, podkreślając uchybienia niższych instancji i brak odniesienia się do winy zamordowanego urzędnika, a także zwracając uwagę na trudności w pracy obrońcy, któremu m.in. utrudniano dostęp do dokumentów. W publicznej dyskusji zwrócono również uwagę na niezwykle krótki ustawowy czas pomiędzy wyrokiem a jego wykonaniem, zaledwie siedem dni, przez co skazany nie ma możliwości ubiegania się o rewizję czy odsunięcie egzekucji.
Wykonie wyroku stoi również w sprzeczności z oficjalną linią władz, które twierdzą, że w Chinach kary śmierci są wymierzane rzadziej i ostrożniej (shao sha shen sha) niż dawniej i „pojawiły się postępy w ochronie praw człowieka w dziedzinie sprawiedliwości”. Rozdźwięk pomiędzy deklaracjami a faktami poświadczają również niedawno opublikowane dane, które pokazują, że chińska policja jest najskuteczniejsza na świecie i aresztuje wyłącznie winnych, bowiem w 2015 r. współczynnik skazanych w procesach wyniósł… 99,92 proc.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Powell; Źródło: Flickr.com (CC BY-NC-SA 2.0)
** Poprawka (18.11.2016): W poprzedniej wersji tekstu błędnie podano nazwę miasta, w którym dokonano egzekucji. To Shijiazhuang, a nie Heilongjiang.