Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Michał Szczerba z PO wszedł na mównicę sejmową, aby zgłosić poprawkę do ustawy budżetowej. Szczerba miał ze sobą tabliczkę z napisem „Wolne media”, w proteście przeciwko zmianom ograniczającym dostęp dziennikarzy do sejmu. Marszałek Kuchciński wykluczył go z obrad i nakazał opuszczenie sali, a posłowie opozycji zbiorowo zablokowali mównicę. PiS przeniósł obrady do innego pomieszczenia, tam zaś – w okolicznościach wątpliwych regulaminowo – uchwalił budżet.
Pod sejmem zebrała się demonstracja, która trwała do późnych godzin nocnych, próbując zablokować wyjście polityków PiS-u z sejmu. Posłowie opozycji w dalszym ciągu zajmują mównicę, zaś opozycja – zjednoczona jak nigdy – od południa demonstruje na ulicach Warszawy. Zgromadzeni przed sejmem protestujący uniemożliwiali relacjonowanie wydarzenia reporterowi państwowej TVP Info, zasłaniając kamerę i zagłuszając jego wypowiedzi.
Ocena tej sytuacji nie jest łatwa.
Prawo i Sprawiedliwość oraz sprzyjające mu media będą próbować rozbijać sens tych wydarzeń na atomy. Czy zmiana reguł dostępu dziennikarzy do sejmu to zamach na demokrację? – pytał Jacek Karnowski w TVP Info. Czy rząd Platformy dbał o wolność mediów? – pytała w tej samej stacji rzeczniczka PiS-u Beata Mazurek. Jest to odwracanie kota ogonem, na które nie warto dać się nabrać.
Przy pomocy tej metody można z łatwością wyizolować wygodny fakt z niewygodnego kontekstu albo wybrać jedno zdarzenie, które pozwoli zdyskredytować cały protest. Takim zdarzeniem może na przykład stać się nagranie pokazujące szczeniackie i godne potępienia zachowanie jednego z demonstrantów, który położył się na ulicy, aby udawać, że ucierpiał w starciu z policją.
Aby zrozumieć więcej, musimy spojrzeć na kontekst. PiS łamie konstytucję, ignorując orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, oraz lekceważy zastrzeżenia wobec swoich działań zgłaszane przez organizacje międzynarodowe. Partia rządząca uchwala kolejne ustawy w ekspresowym tempie, nie mając najwyraźniej poczucia, że przed wprowadzeniem nowego prawa musi się z kimkolwiek konsultować. W ostatnim czasie parlament uchwalił ustawę ograniczającą wolność zgromadzeń. Równocześnie rząd ogłasza zamiar poważnej reformy sektora organizacji pozarządowych, wraz z powołaniem Narodowego Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego, bez żadnego porozumienia z jego przedstawicielami. W tym samym czasie media publiczne stały się przekaźnikiem rządowej propagandy.
Wszystko to składa się na obraz władzy, w którym rządzący mają coraz mniej ograniczeń. Osłabione jest prawo, rozmontowywane są ograniczenia instytucjonalne, nie mają znaczenia krytyczne głosy instytucji międzynarodowych, do których należy Polska, osłabiona jest demokratyczna rola opozycji i krytycznej wobec rządu części obywateli, a organizacje społeczeństwa obywatelskiego są na cenzurowanym. Innymi słowy, maleje praktyczna rola instancji kontrolnych. To dla władzy sytuacja niezwykle wygodna.
W tym kontekście decyzja o ograniczeniu dostępu dziennikarzy do sejmu zadziałała jak kropla, która przelała czarę.
Decyzja ta została znów podjęta bez konsultacji ze środowiskiem dziennikarskim i była krytycznie oceniana nawet przez dziennikarzy sympatyzujących z obecną władzą, którzy nie popierają antyrządowych protestów, w tym pracujących w mediach publicznych. Dla PiS-u nie miało to znaczenia.
PiS nawet nie szuka akceptacji dla swoich działań, tylko oczekuje w każdej sprawie pokornego podporządkowania. Tak postępują nie słudzy narodu, lecz jego panowie. | Tomasz Sawczuk
Partia rządząca postępuje tak, jakby demokracja oznaczać miała po prostu rządy silniejszych. To myślenie szkodliwe, a przy tym niezwykle krótkoterminowe. Aby państwo mogło dobrze działać, a patologie w publicznych instytucjach były wykrywane, władza musi być kontrolowana. Aby prawo uchwalane przez parlament mogło być powszechnie szanowane, jego kształt musi być możliwie powszechnie akceptowany.
PiS nawet nie szuka akceptacji dla swoich działań, tylko oczekuje w każdej sprawie pokornego podporządkowania. Tak postępują nie słudzy narodu, lecz jego panowie. To nie jest w demokracji normalne.
Jako że dialog wydaje się niemożliwy, w szeregach opozycji pojawiają się hasła o „polskim Majdanie” czy „obywatelskim nieposłuszeństwie”. Niektórzy politycy i publicyści powtarzają, że należy przeprowadzić ponowne wybory. Sytuacja jest trudna i nic dziwnego, że powoduje olbrzymie napięcia. Ale emocje powinien kontrolować rozum.
Po pierwsze, protesty są potrzebne. PiS niszczy dobre standardy demokracji. Okazywanie sprzeciwu wobec polityki partii rządzącej to konieczny wyraz braku zgody na taki stan rzeczy. Ale po drugie, opozycja musi kierować się pragmatyzmem. Nie może powielać PiS-owskiej iluzji, że jako jedyna reprezentuje naród. Trzeba pamiętać, że w chwili obecnej PiS prowadzi z dużą przewagą w sondażach i nawet jeżeli zdecydowałby się na przyspieszone wybory, mógłby je po prostu wygrać. Eskalacja emocji niekoniecznie musi sprzyjać zmianie tego stanu rzeczy.
Ikona wpisu: Fot.-Piotr-Drabik_Źródło_Flickr.com-CC-BY-2.0