Kiedy w grudniu zeszłego roku zmarł Michel Déon, o jego śmierci pisały najważniejsze francuskie gazety. Wszystkie w podniosłym tonie, z należną zmarłemu atencją. W końcu żegnano matuzalema francuskiej literatury. Déon żył 97 lat. Pozostawił po sobie ponad czterdzieści tomów powieści, opowiadań, sztuk teatralnych, listów i utworów dla dzieci. Jego sylwetce i twórczości poświęcono jeden z prestiżowych zeszytów L’Herne. Od 1978 r. należał do grona „nieśmiertelnych”, czyli członków Akademii Francuskiej. „Był jej pamięcią i sumieniem” – mówiła dziennikarzom Hélène Carrère d’Encausse, historyczka i sekretarz tego najstarszego w Europie towarzystwa naukowego [1].

W Polsce – cisza. O odejściu pisarza nie zająknęła się nawet Polska Agencja Prasowa. W sumie temu milczeniu trudno się dziwić. Kto z polskich czytelników umie wymienić choćby jednego członka Akademii Francuskiej? I kto czytał książki Déona, z których nad Wisłą ukazały się tylko dwie: wydana w latach 1973 r. powieść „Liliowa taksówka”, która kilka lat później została zekranizowana przez Yves’a Boisseta z Fredem Astaire’em, Charlotte Rampling i Philippe’em Noiretem w rolach głównych, oraz opowiadanie dla dzieci „Tomek i nieskończoność”?

Drieu2_baner

O Michelu Déonie warto jednak pamiętać z innych powodów niż szacunek dla francuskich literackich sław. Ten nobliwy akademik, wytrawny stylista i zapamiętały podróżnik był ostatnim żyjącym przedstawicielem tzw. szkoły dezynwoltury, a więc nieformalnej grupy pisarzy zwanych huzarami, których najbardziej intensywna działalność twórcza przypada na lata 50.

Wiarusy i huzarzy

Kim byli huzarzy? I skąd wzięła się ta dość enigmatyczna nazwa? Pierwszy raz określenie to pojawiło się w 1952 r. w grudniowym numerze „Les Temps Modernes” – pisma skupiającego sartre’owską lewicę. Jego autorem był młody, niespełna 23-letni krytyk Bernard Frank, który w pamiętnym artykule „Grognards et hussards” (Wiarusy i huzarzy) postanowił rozprawić się ze wschodzącymi gwiazdami młodej francuskiej prawicy literackiej. Oprócz Déona – którego akurat Frank nie wymienił, lecz który był potem kojarzony z grupą – w tekście do zaszczytnego grona faszystów zostali zaliczeni Roger Nimier, Antoine Blondin i Jacques Laurent. Wszystkich ich łączyły wiek (w momencie zakończenia wojny mieli mniej więcej po 20 lat), zamiłowanie do prowokacji i nieufność wobec moralizatorskich zapędów zarówno komunistów, jak i gaullistowskich republikanów. Ich literackimi mistrzami byli pisarze kojarzeni raczej z prawą niż lewą stroną. Nad ich pisarską karierą czuwał m.in. François Mauriac, któremu akurat trudno zarzucić nadmierny radykalizm, ale również takie postacie, jak Jacques Chardonne czy Paul Morand – zagorzali petainiści, uwikłani w czasie wojny w kolaborację z Niemcami.

Roger_Nimier_Herne

Frank wytknął młodym pisarzom powyższe afiliacje i ukuł zgrabne, zapadające w pamięć porównanie do starych wiarusów i młodych huzarów. W tym ostatnim przypadku bezpośrednią inspiracją był dla niego tytuł głośnej powieści Nimiera „Le hussard bleu” (Niebieski huzar, 1950), której główny bohater, François Sanders, zbyt młody, by walczyć w ruchu oporu, w momencie wyzwolenia zaciąga się do XVI regimentu huzarów, z którym zostaje wysłany do Niemiec, by polować na resztki ukrywających się nazistów. Słowo „huzarzy” jest więc w pierwszym rzędzie nazwą obejmującą konkretne pokolenie, które weszło w dorosłe życie tuż po zakończeniu niemieckiej okupacji.

Figury wiarusa i huzara mają jednak u Franka również inną konotację i łączą się ściśle z napoleońskim imaginarium. Wiarusy to najstarsi i najwierniejsi członkowie Gwardii Cesarskiej, huzarzy to młodzi, niedoświadczeni żołnierze – krnąbrni i pełni brawury. Huzarami mieli być Nimier, Laurent i Blondin. Wiarusami – burżuazyjni, zachowawczy krytycy starszego pokolenia w rodzaju Roberta Kempa czy Émile’a Henriota. Obie grupy różniły się wiekiem, lecz według Franka łączyło je ze sobą silne ideowe powinowactwo. Pomimo tego, że huzarzy uważali się za wolnych, nieobciążonych balastem przeszłości ani żadnymi moralnymi pętami twórców, w istocie podążali utartą ścieżką swoich konserwatywnych poprzedników.

Na złość lewicy

Faszyści? Reakcjoniści? Twórcy zachowawczej, burżuazyjnej literatury? Wszystko to jest zbyt łatwo powiedziane, by oddawało całą prawdę. W rzeczywistości obraz powojennego pokolenia był o wiele bardziej zniuansowany. Owszem, dwaj spośród czterech wymienionych pisarzy, Déon i Laurent, byli mocno związani z Akcją Francuską – skrajnie prawicową, rojalistyczną i nacjonalistyczną organizacją, kierowaną przez Charles’a Maurrasa. Déon w czasie wojny pełnił w Lyonie funkcję sekretarza redakcji „L’Action française”, organu prasowego francuskich nacjonalistów. Laurent zaangażował się w działanie Akcji Francuskiej jeszcze przed wojną jako licealista. W czasie wojny pracował w Biurze ds. Studiów powołanym przez rząd Vichy. Zresztą po objęciu tej skromnej urzędniczej posady miał okazję poznać innego młodego urzędnika Vichy, niejakiego François Mitterranda. Jednak nieco inaczej wyglądały biografie Blondina i Nimiera. Pierwszy spędził wojnę jako robotnik przymusowy w Niemczech, co, nawiasem mówiąc, nie przeszkodziło mu pisywać po wyzwoleniu do pism w stylu antysemickiego „Rivarola”. Drugi, najmłodszy z całej czwórki (w 1940 r. miał 15 lat), w czasie niemieckiej okupacji najpierw uczęszczał do Liceum Pasteura w Neuilly, później studiował na Sorbonie i spokojnie dorabiał sobie w sklepie filatelistycznym wuja.

Antoine-Blondin-L-Humeur-vagabonde

Prawicowość czterech przyjaciół po piórze miała więc różne źródła i różne odcienie. Jaki był jej wspólny mianownik? Na pewno nie było nim chrześcijaństwo ani żadna inna forma religijności. Wszyscy wymienieni pisarze byli do bólu laiccy. Nie była nim też konserwatywna wiara w odwieczny społeczny porządek, którego należy z całych sił bronić przed zgubnym wpływem postępowców. Ich prawicowość miała więcej z buntu niż zachowawczego przywiązania do uświęconych norm. W 1973 r. Michel Déon, poproszony przez miesięcznik „Le Magazine Littéraire” o wypowiedź na temat literackiej prawicy lat 50., podsumował jej ideowy profil w ten sposób:

„Powiedzieć, że prawica jest wszystkim, czym nie jest lewica, to wykazać się brakiem precyzji. Według mnie dzisiaj lewica jest równie reakcyjna, równie obskurancka jak prawica w roku 1880. Tak samo moralizatorska i ględząca. Nie być takim jak ona – czy właśnie to nie oznacza bycie człowiekiem prawicy? […] Być po prawej stronie to pozostawać absolutnie wolnym w wyrażaniu się, to móc podziwiać zarówno Aragona, jak i Drieu la Rochelle’a, to móc ich porównywać. Osobiście nigdy nie wstydziłem się tego, że uwielbiam Aragona, a więc człowieka lewicy. Boję się tylko, by pisarz lewicowy nie pozwolił się dziś ubezwłasnowolnić przez system, który sprawi, że będzie się interesował jedynie lewicą” [2].

Po 20 latach Déon mógł sobie pozwolić na lekko frywolny ton i dezynwolturę. W powyższym fragmencie widać przede wszystkim próbę złagodzenia swojego dawnego stanowiska i dania lewicy lekkiego szczutka w nos. Jednak w tym opisie jest też sporo prawdy. Déon, Laurent, Nimier i Blondin wybrali prawicę trochę na złość lewicy, a dokładniej – na złość temu wszystkiemu, co reprezentowała. Na ich celowniku znalazły się, po pierwsze, patos moralnych zwycięzców, po drugie, przekonanie o własnej dziejowej misji,  po trzecie, patrzenie na literaturę i sztukę przez okulary społecznej powinności. Wszystkie trzy hasła uosabiał w latach 50. Sartre oraz pismo „Les Temps Modernes”, które już w pierwszym numerze z października 1945 r. kwestię roli literatury postawiło jasno: „Naszym zamiarem jest spowodowanie pewnych zmian w społeczeństwie, które nas otacza”. W ten sposób, by „literatura stała się na powrót tym, czym nigdy nie powinna przestać być: funkcją społeczną” [3].

W służbie Vichy

Pokoleniowym mitem powojennych komunistów i komunizujących intelektualistów był ruch oporu. W kolaborującej na potęgę Francji to komuniści wykazali się hartem ducha i wolą walki (co prawda dopiero od 1941 r., gdy Niemcy wypowiedziały wojnę ZSRR). Mitem tym karmili się również gaulliści. Obie grupy pozwalały Francuzom żywić przekonanie o własnym wojennym bohaterstwie. Co jednak jeśli w czasie wojny ktoś był drobnym urzędniczyną w vichystowskiej instytucji lub sprzedawcą znaczków w paryskim sklepiku, a w najlepszym wypadku mógł się pochwalić jedynie krótkim wojennym epizodem już po wyzwoleniu Paryża? I co jeśli wiedział, że podobnych jemu było nad Sekwaną całe mnóstwo? Zwycięska Francja okazywała się w ten sposób wielką tragifarsą. Do tego dochodził jeszcze jeden ważny czynnik – metryka. To prawdziwe przekleństwo: być za młodym, by zostać wojennym bohaterem.

jacques-laurent

Nie bez przyczyny Nimier główną postacią swojej debiutanckiej powieści „Les Epées” (Szpady), wydanej w 1948 r., uczynił znanego nam już skądinąd François Sandersa. Nasz bohater, który w „Le hussard bleu” zaciąga się, podobnie jak Nimier, do regimentu huzarów, w prozatorskim debiucie pisarza jest młodym rekrutem, rozpoczynającym swoją przygodę z wojskiem w 1939 r. W 1940 r. zostaje wzięty do niewoli, z której ucieka, by w 1942 r. dołączyć do ruchu oporu. Tam dostaje rozkaz zlikwidowania szefa miejscowej milicji, paramilitarnej organizacji powołanej przez rząd Vichy do zwalczania zbrojnego podziemia. Aby jak najlepiej wypełnić rozkaz, zostaje jej członkiem. Trwa w tej podwójnej roli na tyle długo, że zaczyna powoli tracić umiejętność rozróżniania, po czyjej jest stronie:

„Zastanawiałem się, czy jestem po prostu członkiem milicji, czy też członkiem ruchu oporu, który jest przebrany za członka milicji. A może byłem nawet faszystą, który bawił się w bycie członkiem ruchu oporu, ubrany w mundur koloru navy blue [mundur milicji – PK]. Nigdy nie dotarłem do tego trzeciego poziomu przypuszczeń, ponieważ wiadomo, że jeśli pójdziesz dalej, poczujesz niewyobrażalne intelektualne zmęczenie” [4].

Wiele lat później Bernard Frank opisze swoje zaskoczenie po pierwszej lekturze tej książki: „Podczas gdy powieści poświęcone wyzwoleniu pełne były uczestników ruchu oporu, on włożył do swojej «Epées» członka vichystowskiej milicji. Byliśmy wstrząśnięci. Dławiliśmy się ze złości, tupaliśmy nogami. «Ta kreatura wciąż gdzieś tu jest?»” [5].

Prowokacje dandy prawicy

Prawicowość huzarów była więc antyheroiczna, libertyńska, dandy, z lekką nutką cynizmu. Odbijało się to na ich sposobie pisania. Posługiwali się częściej szyderstwem i ironią, niż wygłaszali kazania. „Być może nie będziemy skutecznym pismem – pisał w 1953 r. we wstępniaku do pierwszego numeru «La Parisienne», w którym publikowali potem huzarzy, jej redaktor. – Naszą ambicją nie jest bowiem przewodzenie, lecz uwodzenie” [6]. Huzarzy, owszem, uwodzili, ale znacznie częściej usiłowali szokować. Oprócz tworzenia powieści, pisanych przejrzystym językiem, krótkimi zdaniami, pełnych nieoczywistych bohaterów, zajmują się głównie publicystyką, w której króluje pamflet i ostry, felietonowy ton. Nie zapominają przy tym o promowaniu ważnych dla siebie postaci. Prowadzą antysartre’owskie kampanie (por. słynny tekst Laurenta „Paul et Jean-Paul”, w którym Sartre jest zestawiony z XIX-wiecznym pozytywistą Paulem Bourgetem), ale jednocześnie piszą sporo o swoich idolach. Wszyscy odkrywają zepchniętych na margines, skompromitowanych kolaboracją pisarzy. Nimier wzywa do przyznania literackiej Nagrody Nobla Céline’owi. Cała czwórka rehabilituje Drieu La Rochelle’a, który w 1940 r. tak bardzo wyczekiwał zwycięstwa Hitlera [7].

Przy tym wszystkim wcale nie boją się nowoczesności, zmian. Nimier jest współscenarzystą „Windą na szafot” Louisa Malle’a ze wspaniałymi rolami Jeanne Moreau i Maurice’a Roneta oraz muzyką Milesa Davisa. Déon dużo podróżuje, poznaje nowe kraje i kultury. Odwiedza Szwajcarię, Włochy, Stany Zjednoczone, Kanadę, Portugalię, Grecję. Huzarzy unikają koturnowości. Cenią luz i swobodę. Blondin lubi dobre wino w ilościach przekraczających zwykłe normy i sport (pisze o nim do różnych gazet), Nimier – piękne kobiety i samochody.

Śmierć tego ostatniego jest chyba najlepszym symbolem szalonego, prowokacyjnego stylu bycia francuskiej dandy prawicy. Autor „Le hussard bleu” rozbije się swoim najnowszym modelem Astona Martina na autostradzie w okolicach Paryża. Na miejscu wypadku policjanci znajdą za kierownicą jego przyjaciółkę, 27-letnią blond piękność. Cała tragedia rozegra się w roku 1962. Laurent, Blondin i Déon będą tworzyć jeszcze przez długie lata, jednak odejście Nimiera, który dziś miałby tyle lat co Jean d’Ormesson, zamyka pewną epokę. To właśnie wówczas młoda francuska prawica literacka przestaje być młoda. Za dziesięć, piętnaście lat zbuntowani prawicowi anarchiści złagodnieją, zaczną przyjmować odznaczenia i tytuły. Déon zostanie powołany do Akademii Francuskiej w 1978 r., Laurent w 1986 r. Z tym że to nie studia nad statecznymi żywotami konserwatywnych akademików, lecz nad ich szaloną chmurną młodością są dziś najciekawsze i to z nich możemy się czegoś nauczyć. Wbrew intuicji historia lubi się bowiem powtarzać.

 

Przypisy:

[1] „L’écrivain et académicien Michel Déon est mort”, „Le Monde” z dn. 28.01.2016.
[2] „Comme les mousquetaires, les hussards était quatre. Entretien avec Michel Déon”, propos receuillis par Jean-Jacques Brochier, „Le Magazine Littéraire”, nr 83, grudzień 1973. Cyt. za: François-Jean Authier, „Ambiguïté et ubiquité du discours critique «de droite» chez Jacques Laurent”, „Revue d’Histoire littéraire de la Frnace”, nr 3 (lipiec-wrzesień 2005), s. 622–623.
[3] Cyt. za: François-Jean Authier, dz. cyt., s. 634.
[4] Roger Nimier, „Les Epées”. Cyt za: Marc Dambre, Christopher Flood, „The Politics of Provocation in the Hussards”, „South Central Review”, tom 17, nr 4 (zima, 2000), s. 66.
[5] Bernard Frank, „Mon siècle. Chroniques”, edited by Quai Voltaire in 1993 and by Juilliard in 1996, s. 52.
[6] Cyt. za: François-Jean Authier, dz. cyt., s. 634.
[7] Por. Piotr Kieżun, „Faszysta w tweedowej marynarce. O kontrowersjach wokół Drieu La Rochelle’a”, „Kultura Liberalna”, nr 180 (25/2012), z dn. 19 czerwca 2012.