„Wiek XX był wiekiem nerwic i histerii, wiek XXI to wiek depresji i nałogów”. Tak pisze Małgorzata Halber w swojej debiutanckiej powieści „Najgorszy człowiek na świecie”. Historia alkoholiczki Krystyny szturmem podbiła polski internet, a pod każdym postem na temat książki pojawiały się setki komentarzy: „To o mnie”. Czy rzeczywiście pokolenie współczesnych 20-, 30-, 40-latków może jak w lustrze przejrzeć się w opowieści o niepewnej, pełnej lęków i fobii kobiecie, która pewnego dnia uznała alkohol za magiczne rozwiązanie swoich problemów?

Okazuje się, że tak. Wyniki badań nie są optymistyczne. Według raportu EZOP, pierwszego w Polsce badania stanu zdrowia i kondycji psychicznej Polaków, co czwarty z nas w ciągu swojego życia doświadcza zaburzenia psychicznego. Do naszych najpoważniejszych problemów należą m.in. nadużywanie alkoholu, które dotyka co dziesiątego obywatela w wieku reprodukcyjnym i co piątego mężczyznę. Nadreprezentacja mężczyzn pojawia się także w grupie uzależnionych od alkoholu – 4,4 proc. spełnia kryteria diagnostyczne tej choroby, również klasyfikowanej jako zaburzenie psychiczne. Liczbę nadużywających alkoholu Polaków można oszacować więc na około 3 mln, z czego problem uzależnienia dotknął ponad 600 tys.

Inne najpowszechniejsze zaburzenia, z którymi zmagamy się jako naród, to m.in. zaburzenia lękowe w różnej formie – na napady paniki lub fobie specyficzne cierpiało blisko 2,5 mln Polaków. Co trzydziesty obywatel doświadczył epizodu dużej depresji, a prawie milion Polaków miał do czynienia z zaburzeniami afektywnymi (depresje, manie, hipomanie, dystymie). Czy to wystarczy, żebyśmy potraktowali zaburzenia i choroby psychiczne jako wyzwanie dla współczesnej służby zdrowia, zamiast spychać i tak niedofinansowaną już psychiatrię na wstydliwy margines?

Jak Polska prezentuje się na tle innych państw? Przytoczone wyżej wyniki dotyczące zaburzeń lękowych i depresji nie odbiegają specjalnie od europejskiej średniej, a w porównaniu z wieloma innymi państwami wypadamy naprawdę dobrze. W Stanach Zjednoczonych na przykład problem depresji dotyka w ciągu życia nawet 20 proc. mieszkańców – w Polsce to 3 proc. Znacznie gorzej jest jednak pod względem liczby samobójstw. Jak wynika z danych Eurostatu, wskaźnik samobójstw w Polsce – 16,35 na 100 tys. mieszkańców – jest znacznie wyższy niż unijna średnia wynosząca 11,67. Jesteśmy także jedynym krajem Unii, w którym ta statystyka z roku na rok wzrasta zamiast maleć.

Gdzie powinniśmy upatrywać źródła naszych problemów ze zdrowiem psychicznym? Bez wątpienia częściowo odpowiedzialny za rosnącą liczbę odnotowywanych przypadków może być… wydłużanie się listy zaburzeń, o czym już na łamach „Kultury Liberalnej” pisaliśmy. W wydawanej przez Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatryczne bazie „The Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders” (DSM) liczba pozycji przez 60 lat jej istnienia zdążyła wzrosnąć o ponad 200!

Część polskich psychologów i psychiatrów odpowiedzi poszukuje także w doświadczeniach transformacji ustrojowej – głębokich i gwałtownych przeobrażeń w niemal wszystkich aspektach życia: zawodowym, społecznym, rodzinnym, intymnym. W PRL-u, gdy wszyscy żyliśmy pod presją i w warunkach ograniczonej wolności, wypracowaliśmy sobie pewne strategie ucieczkowe, które straciły rację bytu w nowych warunkach. Wówczas jednak wśród najważniejszych powieści wymieniano książkę Jerzego Krzysztonia pod znamiennym tytułem… „Obłęd”. W koszmarnych wizjach pacjenta szpitala psychiatrycznego rodacy doszukiwali się wykrzywionego obrazu Polski Ludowej.

„Za komuny Polacy poszukiwali psychoterapii głównie z powodu nerwic” mówi psycholog Wojciech Eichelberger w rozmowie z Adamem Puchejdą. „Prawdopodobnie łączyło się to z komunistyczną opresją. Ludzie żyli w kotle pod ciśnieniem i jakoś musieli sobie z tym radzić. Wraz z nadejściem demokracji i gospodarki rynkowej głównym źródłem zaburzeń stało się nieadekwatne poczucie własnej wartości – zbyt wysokie lub zbyt niskie. „Problem w tym, że ta strategia ma krótkie nogi, bo życie w końcu zweryfikuje taką sztuczną fasadę. A wtedy zaczyna się bolesny proces rozstawania się ze złudzeniami na własny temat, który ma często obraz depresji zwanej depresją narcystyczną, twierdzi Eichelberger.

Z tezą o poważnym wpływie przemian ustrojowych zgadzają się też psycholog Jacek Santorski i psychiatra Andrzej Kokoszka. Czy nie jest jednak tak, że wzrost liczby pacjentów z depresją to także wynik rosnącej świadomości i społecznej akceptacji dla tego rodzaju problemów? Innymi słowy, zwiększyła się nie tyle liczba ludzi z problemami, co ludzi gotowych się do tego przyznać? „To pozory. Depresja została zdestygmatyzowana, ale jednocześnie zbanalizowana. Ci, którzy naprawdę cierpią na depresję, mają przechlapane tak samo jak 40 lat temu”, mówi Kokoszka w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim.

W danych dotyczących zdrowia psychicznego Polaków uwagę zwraca także jego „demokratyczny” charakter, przekonuje psychiatra i współautor badań zdrowia psychicznego Polaków, Jacek Moskalewicz – większość zaburzeń dotyka Polaków w podobnym stopniu, bez względu na takie cechy jak poziom wykształcenia czy miejsce zamieszkania. Inaczej jest w przypadku rosnącej w Polsce liczby samobójstw, które w przeważającej większości dotyczą mężczyzn. „U mężczyzn wskaźnik samobójstw wygląda dramatycznie i ma charakter klasowy. Mężczyźni z wykształceniem podstawowym giną z powodu samobójstwa prawie 9 razy częściej – 90 do 10 samobójstw na 100 tys. ludzi”, mówi Moskalewicz.

Konsekwencjom zaburzeń psychicznych – w tym także tym najpoważniejszym – można by przynajmniej częściowo zapobiec, lecz wciąż nie jest u nas dobrze z dostępnością i jakością leczenia oraz profilaktyki. A mimo prognoz głoszących, że odsetek cierpiących przez różnego rodzaju choroby i zaburzenia będzie wzrastał, psychiatria nie jest dla polskich władz priorytetem. Podczas gdy w krajach Unii wydatki na psychiatrię wynoszą średnio 5–6 proc. środków budżetu państwa przeznaczanych na służbę zdrowia, w Polsce to prawie o połowę mniej.

Problemem nie jest jednak wyłącznie ograniczony dostęp do specjalistów, lecz także brak wiedzy na temat problemów psychicznych i sposobów leczenia. Problemem tym większym, że wraz ze wspomnianą już liczbą zaburzeń rośnie także liczba leków i firm, które chcą nam te leki sprzedać. W polskich – i nie tylko polskich – mediach ukazują się „dziesiątki alarmistycznych tekstów straszących epidemią zaburzeń psychicznych”, pisze Emilia Kaczmarek z „Kultury Liberalnej”. „Dość często są to jednak artykuły sponsorowane, a ich autorzy zalecają leczenie nawet lekkich przypadłości za pomocą leków psychotropowych”. Samo zwiększenie budżetu na leczenie niewiele więc da „bez szeregu zmian prawnych i instytucjonalnych – takich jak nowa polityka zarządzania konfliktami interesów w służbie zdrowia”, twierdzi Kaczmarek.

Ważne jest także to, jak o zaburzeniach psychicznych i osobach na nie cierpiących w ogóle się mówi. A pod tym względem – wbrew pozorom – w ciągu ostatnich dekad nie dokonał się w Polsce znaczący postęp. Jak piszą autorzy specjalnego raportu przygotowanego przez Obserwatorium Debaty Publicznej „Kultury Liberalnej” osoby „z zaburzeniami psychicznymi są w naszym kraju trwale narażone na zjawiska stygmatyzacji, dyskryminacji i wykluczenia”. To kolejny dowód na to, że rzekoma tolerancja i postępujące zrozumienie problemu są jedynie pozorne.

Zapraszamy do lektury!
Redakcja „Kultury Liberalnej”