W kwestiach tak złożonych jak przyszłość rynku pracy kuszące jest odwoływanie się do historii. Można robić to tak jak Tim Harford, który przypomina, że bankomaty nie pozbawiły pracy bankierów, a arkusze kalkulacyjne – księgowych. Tego rodzaju odwołania, choć pouczające, trudno jednak nazwać miarodajnymi. Historia rzekomo lubi się powtarzać, ale bliższe rzeczywistości jest powiedzenie, że nie da się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Byłoby wspaniale, gdybyśmy potrafili z przeszłości wyciągać trafne i precyzyjne wnioski na temat przyszłości – w praktyce tak to jednak nie działa. Pokusę historycyzmu w myśleniu o tym, co będzie, typową dla statystyków i planistów, piętnował już w latach 40. XX w. Karl Popper. Obecny stan zależności między rozwojem techniki a popytem na pracę radykalnie różni się od czegokolwiek, co znamy z historii. Nie powtórzy się też w przyszłości. Dopiero więc uwolniwszy się od pokusy analogii, będziemy mogli aktywnie kształtować przyszłość w pożądanym kierunku.
Społeczny wymiar innowacji
Wyzwanie, przed którym stoimy, zawiera się w pytaniu, jak wykorzystać nowe możliwości, jakie stwarza technologia, by podnieść jakość życia przeciętnego człowieka? Co zrobić, by wyeliminować uciążliwe, monotonne, nieprzyjemne albo niebezpieczne zawody? Jak sprawić, by zyski z automatyzacji nie pozostały wyłącznie w rękach wąskiej grupy, przyczyniając się do dramatycznego wzrostu nierówności? Niewątpliwie, postęp technologiczny to zarówno szansa, jak i zagrożenie. Problem nabrzmiewa wtedy, gdy wzorem luddystów zauważamy tylko zagrożenia i buntujemy się przeciwko automatyzacji. Próby walki z nią to ślepa uliczka – w ten sposób może przedłużymy nieco istnienie niektórych zawodów, ale z perspektywy późniejszych zmian przykro byłoby na to patrzeć. W starożytności popularnym zawodem był nosiwoda. Wyobraźmy sobie, że lobby nosiwodów skutecznie blokuje budowę akweduktów i wodociągów miejskich. Czy świat byłby lepszy? Czy raczej jako ludzkość stracilibyśmy wielką szansę na polepszenie stanu zdrowia i warunków życia mieszkańców miast? Niepotrzebne utożsamianie zmiany technologicznej tylko z interesem kapitalistów odwraca naszą uwagę od społecznych korzyści, wynikających z wdrażania nowych technologii i od prób konstruktywnego uregulowania ich dystrybucji.
Mądre regulacje
Skłonność przedsiębiorstw do redukowania kosztów, jakie może przynieść automatyzacja, jest wpisana w funkcjonowanie biznesu. Można uznać to za wadę, bo zapewne spowoduje zniknięcie części zawodów, można też ocenić jako krok w stronę większej efektywności i gospodarki powszechnego dobrobytu – świętego Graala rozwoju ludzkości. Lecz niestety, nawet gdyby jej wdrożenie było technologicznie możliwe, obecny system polityczno-gospodarczy zupełnie nie jest na coś takiego przygotowany. Dlatego współcześnie potrzebne są nie tylko analizy zagrożeń, lecz przede wszystkim analizy możliwych rozwiązań. Dzięki nim w porę wypracujemy sposób na płynne przestawienie gospodarki na nowe tory i wykorzystanie potencjału technologii w sposób, który nie pogrąży świata w chaosie. Bez pracy nad mądrymi regulacjami i debaty o wartościach oraz oczekiwaniach społecznych nie będziemy w stanie w pełni wykorzystać dobrodziejstw technologii przyszłości. Jeśli nie podejmiemy tej debaty, nietrudno przewidzieć konsekwencje takiego zaniechania. Napędzający je resentyment może zaowocować rozwojem reakcyjnego populizmu i odebrać nam owoce wielkiej zmiany społeczno-technologicznej.
Pionierzy i partnerzy – ktoś pracuje nad twoją przyszłością
Choć niestety trudno wskazać konkretne działania polskiego rządu w tej dziedzinie, w skali globalnej jest ich całkiem sporo. Eksperymenty z dochodem gwarantowanym, które podejmują m.in. rządy Finlandii i kanadyjskiej prowincji Ontario, to dobry przykład. Wcielana przez tysiące programistów i twórców na świecie idea open-source jako optymalnego trybu współpracy przy rozwiązywaniu powszechnych problemów to inny przykład wyzwania rzuconego starym instytucjom, zwiastującego możliwe przyszłe modele działania. Nie wszystkie „przyszłościowe” rozwiązania są rzeczywiście przełomowe i czasami potrzeba wysiłku, by oddzielić ziarna od plew – szeroko promowany crowd-sourcing czy tzw. uberyzacja to przykłady co najwyżej liftingu starych sposobów działania. Pomocą w prototypowaniu nowych rozwiązań i eksperymentowaniu z nimi służy jednak rosnąca rzesza organizacji, które inspirują się wizjami przyszłości, by przecierać szlaki dla nowych modeli politycznych, biznesowych i społecznych. Oksfordzki Future of Humanity Institute czy Singularity University (który niedawno zawitał do Polski) to przykłady inicjatyw ukierunkowanych na opracowanie, rekomendowanie i wdrażanie przełomowych regulacji oraz narzędzi do zarządzania przyszłością. Jeśli rządzący zechcą słuchać ich tak, jak słuchają specjalistów od marketingu politycznego, będziemy mogli pozwolić sobie na bardziej optymistyczne spojrzenie na przyszłość stosunków społeczno-gospodarczych.
Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Alain Simpson, Flickr.com