Pomimo tego, że od blisko dziesięciu lat śledzę zawodowo rynek książkowy we Francji, wciąż nie przestaje mnie zadziwiać francuska typologia gatunków literackich. Coś, co u nas byłoby wspomnieniami, zapiskami z podróży czy reportażem, w ojczyźnie Flauberta z uporem maniaka określane jest mianem powieści. Dobrym przykładem jest tutaj seria książek Patricka Deville’a, które w dziewięćdziesięciu procentach składają się z materiału non-fiction. Autor zabiera nas w nich w niezwykłą podróż wzdłuż równika, opisując w każdym tomie kulturową, literacką i polityczną historię takich byłych kolonialnych regionów jak Ameryka Środkowa, Afryka Równikowa czy Półwysep Indochiński. Wszystko jest opowiedziane ze swadą i wielkim talentem, ale powieściowej fikcji, która dla Nabokova była solą artystycznej prozy, jest tu tyle, co kot napłakał.
Podobnie rzecz się ma z wydaną niedawno książką francuskiego dziennikarza, pisarza i publicysty Christophe’a Boltanskiego „W ukryciu”. Strona redakcyjna zapowiada powieść. Jednak produkt, jaki otrzymujemy, jest czymś zupełnie innym – to oparty na dziecięcych wspomnieniach, rozmowach z bliskimi, oficjalnych dokumentach oraz prywatnym śledztwie dość dokładny portret rodziny autora. Na szczęście dysonans poznawczy działa w tym przypadku na korzyść twórcy. Opisane w książce osoby są na tyle nietuzinkowe, a ich historie tak pasjonujące, że wypada podziękować Boltanskiemu, iż opowieści o nich nie usiłował ubrać w beletrystyczny kostium.
Trzej bracia Boltanscy i syn
Kim są Boltanscy? To niezwykle uzdolniona i dość znana we Francji – a w artystycznych i naukowych kręgach również poza jej granicami – rodzina. Sam Christophe przez blisko dwadzieścia lat współpracował z poczytnym francuskim dziennikiem „Libération”, a następnie równie popularnym tygodnikiem „Le Nouvel Observateur”. Za reportaż o piekle kongijskiej kopalni otrzymał Nagrodę Bayeux-Calvados dla korespondentów wojennych. Jest również współautorem książek poświęconych konfliktom na Bliskim Wschodzie.
Jeszcze ciekawsze są sylwetki jego najbliższych. Ojciec, Luc Boltanski, to znany socjolog, wychowanek jednego z najwybitniejszych francuskich uczonych Pierre’a Bourdieu i przedstawiciel tzw. socjologii pragmatycznej. Stryj, Jean-Élie, jest lingwistą, znawcą teorii Chomsky’ego. Brat obydwu i najmłodszy z całej trójki – Christian Boltanski – to najbardziej chyba rozpoznawalny francuski artysta multimedialny i twórca instalacji poruszający problem pamięci i Holokaustu.
Prawdziwymi bohaterami „W ukryciu” nie są jednak członkowie pokolenia ojca Christophe’a Boltanskiego, lecz jego dziadkowie. On, Étienne Boltanski, był doświadczonym lekarzem z długoletnim stażem, członkiem francuskiej Akademii Medycznej. Ona, Myriam Boltanski – szerszej publiczności lepiej znana jako Annie Lauran – pisarką, autorką opartych na jej własnej biografii powieści, ukazujących bohaterki mozolnie walczące o swoje miejsce w życiu prywatnym i sferze publicznej, a także historie tych, których losy naznaczył cień Holokaustu, tak jak dzieje się to w jedynej jej powieści przetłumaczonej na język polski „Czapka Hitlera albo czas zapomnienia” (wyd. pol. 1977).
Z Odessy do Paryża
Te krótkie biogramy to jedynie niezbędna esencja pozwalająca naszkicować bogactwo osobowości, które pojawiły się w XX w. w rodzinie Boltanskich. Oczywiście, autor „W ukryciu” oczywiście na tym nie poprzestaje. Swoją opowieść konstruuje misternie, a zarazem niezwykle pomysłowo, używając jako ramy narracyjnej nie tyle biografii swoich bohaterów, a więc chronologicznie przedstawionych wydarzeń, ile przestrzeni – rodzinnego domu stojącego przy ulicy Grenelle w Paryżu i zajmującego połowę pałacyku „noszącego imię jakiegoś markiza albo wicehrabiego”. W ten sposób, przemieszczając się wraz z narratorem z kuchni do gabinetu, a następnie do salonu, łazienki i kolejnych pomieszczeń obszernego budynku, poznajemy jednocześnie jego mieszkańców, ich tajemnice, obsesje, obawy i marzenia.
Odsłania nam się również powoli sens tytułu książki. Budynek przy ulicy Grenelle przez wiele lat był bowiem nie tylko domem, ale także kryjówką. „Boltanski” to nie jest typowo francuskie nazwisko. „Dziadek powtarzał wielokrotnie – pisze Christophe – że nazwisko, które nam przekazał, posiada błąd. Zostało według niego źle zapisane przez francuskie służby imigracyjne, bo zgodnie z zasadami transkrypcji cyrylicy na alfabet łaciński powinno się kończyć na «y», a nie na «i». «Boltanski» pochodzi prawdopodobnie od nazwy miejscowości – od Bałty, miasta położonego sto osiemdziesiąt trzy kilometry na północny zachód od Odessy, do drugiej wojny światowej zamieszkanego w większości przez ludność żydowską, kolejno ottomańskiego, polskiego, rosyjskiego, radzieckiego, rumuńskiego i w końcu ukraińskiego” (s. 78).
Odessa, Żydzi, imigracja. Historia przyjazdu rodziców Étienne’a Boltanskiego do Francji to znany pod koniec XIX w. scenariusz. Jego ojciec Dawid, według rodzinnej legendy niedoszły śpiewak operowy, wyjeżdża do Paryża w poszukiwaniu lepszego życia. Matka, Enta Feinstein, przez lata zwana później przez domowników Nianią, wbrew woli ojca, kupca sprowadzającego z Turcji mięso i wino, z niewielkim tobołkiem i ciężkim samowarem pod pachą dołącza niebawem do blisko dwadzieścia lat starszego ukochanego. Ucieka nie tylko przed gniewem ojca, ale również przed odeskimi pogromami, których daty niczym ciężkie uderzenia pałki wyznaczają rytm epoki kończącej się najstraszniejszą hekatombą: 1821, 1859, 1871, 1881, 1900, 1905, 1919.
Dla obojga Francja miała być przystanią, miejscem wytchnienia, ojczyzną republikańskich cnót, której obywatelem może zostać każdy – bez względu na pochodzenie etniczne. Oboje zostaną znaturalizowani, jednak rzeczywistość okaże się mniej różowa niż urzędowe papiery. W epoce antysemickich wystąpień Édouarda Drumonta również nad Sekwaną żydowskie pochodzenie okaże się piętnem. Enta ukrywa je przed synkiem Étienne’em, który dowie się o swoim żydostwie dopiero w wieku dziewięciu lat. Swoim wnukom będzie ona opowiadać o wymyślonych rosyjskich przodkach, a sama – przedstawiać się jako Hélène Makagon.
Étienne, który skończy francuskie szkoły i jako Francuz będzie walczył na froncie zachodnim w czasie I wojny światowej, również dozna serii upokorzeń. Po zdaniu z druga lokatą pisemnej części egzaminu na stanowisko wykładowcy na wydziale medycyny usłyszy od szefa: „To na nic. Nie dostanie się pan. W ubiegłym roku przyjęli już jednego Żyda” (s. 92). W następnych latach będzie już tylko gorzej. W 1942 r. zostaje zwolniony z posady kierownika poradni konsultacyjnych w Szpitalu Świętego Antoniego. Po lewej stronie płaszcza nosi obowiązkową żółtą gwiazdę. Razem z młodą żoną musi uważać na każde słowo i gest. Może go wydać każdy. Rozwścieczony wybrykami jego kota sąsiad, dozorczyni, sklepikarz. W końcu pozoruje własną ucieczkę i ukrywa się przez ponad dwadzieścia miesięcy pod podłogą własnego domu w specjalnie przygotowanej skrytce. Po wojnie wcale nie następuje spodziewana idylla. Pewnego dnia na przedniej szybie samochodu jego żona znajduje kartkę z nagryzmolonym nieudolnie hasłem: „DOCHTOR BOLTANSKI RZYD”. Autorem jest, pisze Christophe Boltanski, „czyściutki, niewinny, niewiele ode mnie starszy chłopczyk w krótkich spodenkach z przedziałkiem z boku głowy” (s. 27–28). A raczej jego rodzice, szacowni paryscy mieszczanie.
Prywatne królestwo wolności
Wraz z Étienne’em „w ukryciu” przebywa również jego żona. Ukrywa się nie tylko przed nienawistnym i podejrzliwym spojrzeniem tych, którym przeszkadza „latynoski” wygląd jej męża. Stara się również uciec przed własną rodziną, prawdziwymi, pełnokrwistymi Francuzami, którzy swego czasu oddali ją na wychowanie ultrakatolickiej Marii Nélet – znanej szerzej jako Myriam Thélen – autorki krzepiących ducha, religijnych powieści. Wśród dedykowanych jej przez arystokratów, monarchistów i nacjonalistów książek, które pozostawiła w spadku swojej wychowanicy, znajdzie się m.in. „Dusza żydowska” ojca Stéphane’a Coubé, „kaznodziei z kościoła Madeleine, znanego ze swoich mów przeciw narodowi bogobójców” (s 137).
Myriam Boltanski alias Annie Lauran ucieka także przed własnym kalectwem spowodowanym wirusem polio. Bezwładne nogi, ciało odmawiające posłuszeństwa, bezradność w publicznej przestrzeni – wszystko to sprawia, że późniejsza pisarka zamyka się wraz z kręgiem najbliższych, mężem, synami i wnukami, w dobrze znanych sobie murach. Dom przy ulicy Grenelle zamienia w twierdzę, rodzinne gniazdo, prywatne królestwo wolności rządzące się specyficznymi regułami. Tu cenione jest to, co na zewnątrz pozostaje na cenzurowanym: łamanie zasad, antysystemowość, mała doza anarchii, dystans wobec zbiorowych uniesień. Nic dziwnego, że w domu Boltanskich zagościł ów intelektualny duch przekory, który jest niezbędny do wykształcenia artystycznych i naukowych indywidualności, co tak dobitnie pokazuje „W ukryciu”.
Próba uwrażliwienia
Koniec końców książka Boltanskiego nie jest więc żadną powieścią. Nie jest też jednak zwykłym rodzinnym wspomnieniem. To z jednej strony opowieść o tych, którzy przez całe swoje życie nie pragnęli być nikim więcej jak zwykłymi obywatelami we własnym kraju. Z drugiej zaś – próba uwrażliwienia na to, z jaką łatwością ludzie stają się trybikami w społecznej machinie odrzucenia innego. Nawet jeśli jedyna wina tego ostatniego polega na dziwnie brzmiącym nazwisku.
Książka:
Christophe Boltanski, „W ukryciu”, przeł. Katarzyna Marczewska, wyd. Oficyna Naukowa, Warszawa 2017.