bierut_okladka

Narzekanie na braki w biografistyce przywódców PRL czy też szerzej – polskich komunistów – jest tyleż rytualne, co zasadne. Temat ten, przed 1989 r. ujmowany głównie tak, by nie odchylić się od partyjnej linii (aczkolwiek opublikowano wtedy sporo wartościowych wspomnień), po przełomie został właściwie zarzucony. Zmiana w tym obszarze zachodzi dopiero od kilku lat, aczkolwiek nie zawsze dobór ciekawych bohaterów idzie w parze z głębią perspektyw i wiedzą autorów.

Szczęścia, póki co, nie mają najważniejsi liderzy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, czyli pierwsi sekretarze jej Komitetu Centralnego. Najbardziej chyba znana biografia Wojciecha Jaruzelskiego została napisana przez autora, który raczej lekko traktuje naukowe standardy, natomiast memuary samego generała za sprawą niezapomnianego stylu podpadają raczej pod kolejną komunistyczną zbrodnię na narodzie polskim. Edward Gierek zostawił po sobie trasę do Katowic, Spodek i potężne stężenie (auto)hagiografii w antykwariatach. Wreszcie Władysław Gomułka napisał rewelacyjne pamiętniki, ale najlepsza jego biografia właśnie świętuje swoje trzydzieste urodziny. Biorąc pod uwagę, że wolna od cenzury historiografia jest niewiele młodsza, można nad nią tylko ciężko westchnąć.

Najsmutniej na tym tle wyglądają jednak narracje o Bolesławie Bierucie, człowieku, który do 1956 r. zdążył zostać prezydentem, premierem oraz liderem partii [1]. Do tej pory czytelnicy zainteresowani powojennym lokatorem Belwederu mogli wybierać między dobrą, ale cieniutką książeczką Andrzeja Garlickiego, drewnianym i powierzchownym opracowaniem Czesława Kozłowskiego oraz iście kuriozalnymi wynurzeniami Jana Chylińskiego, służbowo adiutanta, a w cywilu syna towarzysza „Tomasza” [2]. Na godną tego miana biografię Bieruta wciąż czekamy. By osłodzić sobie tęsknotę, można sięgnąć po ostatnią książkę Piotra Lipińskiego, który od lat specjalizuje się w reportażu historycznym osadzonym w rzeczywistości politycznej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Wokół Bieruta krążyło już kilka jego wcześniejszych publikacji, teraz przyszedł czas na podsumowanie dociekań.

Bierut dla laików

Dla czytelnika niespecjalnie zorientowanego w meandrach biografii Bieruta czy w ogóle historii polskiego komunizmu jest to w tym momencie najlepsza pozycja, od której można zacząć przygodę z towarzyszem „Tomaszem”. Książka Lipińskiego w większości nie odkrywa niczego, czego nie moglibyśmy dowiedzieć się o tej postaci z rozproszonych, ale łatwo dostępnych źródeł. Jej ogromną zaletą jest jednak zebranie tego materiału w zwarty, sprawny i po prostu bardzo interesujący wywód, gdzie klarownie zarysowane są najważniejsze punkty zwrotne i inne kluczowe wydarzenia. Lipiński prostuje kilka wciąż reprodukowanych uporczywie mitów i bzdur, np. że Bierut był funkcjonariuszem NKWD albo że naprawdę wcale nie nazywał się Bierut. Trudno znaleźć w jego opowieści jakieś błędy czy przekłamania.

Książka Lipińskiego odpowiada też na proste pytanie o to, dlaczego właściwie mamy studiować życiorys pierwszego z „pierwszych”. O ile historycy są raczej zgodni, że trzej wspomniani wyżej przywódcy PRL-u odcisnęli silne piętno na polskich dziejach, o tyle Bierut wypada przy nich blado. Był osobą o przeciętnych zdolnościach i charyzmie, a przede wszystkim sprawował wysokie funkcje partyjne i państwowe w czasach, kiedy margines swobody polskich komunistów był najwęższy – od koniuszków wąsa po główkę fajki pewnego Generalissimusa. To wszystko prawda. Prześledzenie losów Bieruta stwarza jednak rozliczne możliwości ku temu, by poruszyć znacznie więcej tematów – dotyczących nie tylko stalinizmu, ale także tego, skąd wzięli się ci, którzy go wprowadzali nad Wisłą.

Czcionki rewolucji

Przyszły prezydent Polski Ludowej urodził się w 1892 r. pod Lublinem, w rodzinie sytuującej się pomiędzy bardzo ubogim chłopstwem a równie ciężko doświadczonym proletariatem. Wyrzucony ze szkoły za antycarski strajk, wcześnie musiał zacząć pracować i ostatecznie wykształcił się na zecera, czyli reprezentanta robotniczej arystokracji. Czuć ironiczny dystans Lipińskiego (który jednak nie wpada w ton pogardliwego rechotu) wobec świadectw o dzieciństwie i młodości Bieruta, które przypominają niemal wypisy z żywotów świętych, tyle w nich moralnych cnót i świadomości komunistycznej niemal od kołyski. W opowieści reportażysty brakuje jednak szerszej refleksji o ówczesnym społeczeństwie, zarówno pod względem położenia warstw, z których wywodził się Bierut, jak i swoistego ducha czasu, który na nie oddziaływał: czasu rewolucji, umasowienia polityki, emancypacji klas ludowych, marzeń o zmianie świata. W tym sensie zresztą Bierut nie był, jak pisze Lipiński, człowiekiem XIX w., ale postacią na wskroś dwudziestowieczną. Inaczej mówiąc, brakuje opowieści o powodach, które mogły kierować różnych ludzi ku radykalnej lewicy – i tylko w ograniczonym stopniu zmienia to, skądinąd bardzo dobry, pomysł, by wywód ten zderzyć z relacją Władysława Matwina, komunisty młodszego od Bieruta o ćwierć wieku.

Podobnie rzecz się ma z fragmentami, w których Lipiński opisuje relację młodego zecera i jego mistrza Jana Hempla, który do marksizmu doszedł przez quasi-religijny mistycyzm. Znów brakuje tu opowieści o tym, czym była partia, do której obaj wstąpili, a więc Polska Partia Socjalistyczna – Lewica, i czym różniła się ona od PPS czy też Socjaldemokracji Królestwa Polskiego i Litwy. Więcej dowiadujemy się co prawda o spadkobierczyni PPS-Lewicy i SDKPiL, czyli Komunistycznej Partii Polski (do 1925 r. Komunistycznej Partii Robotniczej Polski), szkoda jednak, iż autor nie poświęcił choć kilku linijek odpowiedzi na pytanie, skąd właściwie wziął się jej problem z kwestią niepodległości Polski. A prawdopodobnie właśnie z powodu antyniepodległościowego nastawienia KPRP Bierut na pewien czas wycofał się z politycznej aktywności w jej szeregach, koncentrując się na zaangażowaniu w ruch spółdzielczy, który był mu autentycznie bliski.

W dalszej części Lipiński zgrabnie przybliża kolejne najważniejsze zwroty w politycznej biografii spółdzielcy, który nie tylko wrócił w ramiona partii, lecz także szybko przedzierzgnął się w jej etatowego funkcjonariusza – „zawodowego rewolucjonistę” i kursanta politycznych szkół w ZSRR. Autor sięga tu po pomoc wiarygodnych ekspertów i źródeł, ponownie jednak brakuje trochę oddechu – pokazania, czym była ta szczególna formacja ludzi, którzy całe swoje życie poświęcili rewolucji, którzy oddali partii ster swojego losu, zerwali z dotychczasowymi tożsamościami, oraz jak przedstawiali się oni na tle całego ruchu komunistycznego, który w większości składał się z ludzi łączących zaangażowanie polityczne z pracą zawodową (albo jej poszukiwaniem). Fantastyczną pożywką dla formy literackiej, jaką jest reportaż, mogłoby być szersze potraktowanie wpływu, jaki na komunistów wywierała konieczność konspiracji, a także doświadczenia więziennego. Podobnie fragmentowi o pracy Bieruta w organach Międzynarodówki Komunistycznej mogłoby towarzyszyć kilka zdań o napięciach związanych z tożsamością jej działaczy, rozpiętą pomiędzy polskością (węgierskością, niemieckością, żydowskością itd.) a radzieckością czy też prawdziwym internacjonalizmem.

Największym jednak mankamentem tej części książki jest nieobecność opisu, który oddałby trudną dziś do pojęcia specyfikę ówczesnego ruchu komunistycznego. Z jednej strony była to ciepła, bliska, braterska wspólnota połączona silnymi więzami lojalności i zjednoczona walką o wspólny cel oraz radykalnym odrzuceniem zasad, na których wspierał się ówczesny porządek. Dla „zawodowych rewolucjonistów”, takich jak Bierut, stawała się ona całym światem – odpowiednikiem rodziny, umacniającym ich w dokonanych wyborach. Z drugiej strony ruch ten był organizacją, która miała być zdyscyplinowana niczym armia. Żeby być „prawdziwym komunistą”, nie wystarczało wierzyć w ideę – trzeba było wierzyć w partię. A ta coraz bardziej wymagała również nieustannej czujności – i to wobec samych towarzyszy, pomiędzy których zakraść mógł się wróg, trockista, szpieg. Paranoiczna podejrzliwość znalazła swą kulminację podczas Wielkiej Czystki, kiedy w ZSRR zamordowano pod zmyślonymi zarzutami kilkuset najważniejszych działaczy KPP. To wszystko jest co prawda w książce Lipińskiego obecne, nie mogę się jednak pozbyć wrażenia jakiejś naskórkowości, prześlizgnięcia się po tych – skądinąd potwornie trudnych – tematach.

Między strachem a uwielbieniem

Jesienią 1939 r., jak wielu innych aktywistów KPP, Bierut znalazł się pod władzą radziecką. Lipiński tylko mimochodem wspomina, że nie czekały ich tam honory i uznanie, a raczej upokorzenia – de facto nie pisze jednak dlaczego. Dużo więcej dowiadujemy się o szczególnie tajemniczym okresie w życiu Bieruta, czyli latach 1941–1943, kiedy pracował w kolaborującym z Niemcami magistracie w Mińsku, z dużym prawdopodobieństwem działając tam na rzecz wywiadu radzieckiego. Autor rekonstruuje również obecny stan naszej wiedzy na temat okoliczności sprowadzenia Bieruta do Warszawy i włączenia go do działalności podziemnej Polskiej Partii Robotniczej. Pokazuje też zarzewie jego konfliktu z Władysławem Gomułką oraz podstawowy chyba wyznacznik jego postawy politycznej: dążenie do możliwie wiernego wypełniania oczekiwań Moskwy (chyba zarówno z powodów ideowych, jak i w celu pragmatycznego dostosowania się). W tej lojalności wobec Centrali Bierut nie wahał się wysłać w 1944 r. listu, który określić można po prostu jako donos na „Wiesława”.

Wielka Historia sprawiła, że przedwojenny działacz nielegalnej i napiętnowanej KPP – i to nie najwyższego szczebla – a podczas okupacji przewodniczący Krajowej Rady Narodowej, fasadowego „parlamentu” zorganizowanego przez PPR, w 1944 r. staje się głową nowego państwa polskiego. Lipiński słusznie podkreśla, że stało się to całkowicie z woli Józefa Stalina i że w dużej mierze przypadek, a nie specjalne przymioty osobiste, wyniósł Bieruta tak wysoko, aż do przysięgi prezydenckiej. Zaraz jednak przechodzi do opisu codziennego urzędowania, bez zatrzymania się choćby na chwilę, by zastanowić się, czym takie doświadczenie musiało być dla polskich komunistów – od młodości przyzwyczajonych do walki z państwem i władzą, którzy teraz nagle musieli państwo budować, a władzę stanowić. Autor zwraca uwagę na znaczenie rozmowy Bieruta ze Stalinem w październiku 1944 r., kiedy to wódz światowego proletariatu brutalnie zwymyślał i upokorzył polskiego przywódcę i jasno wskazał, że oczekuje od PPR przykręcenia społeczeństwu śruby. Była to lekcja, w której pobrzmiewały tony 1937 r. Komuniści polscy pilnie więc jej wysłuchali, by faktycznie dokonać ostrego zwrotu. W interpretacji autora postawy i działania polskich komunistów chyba za bardzo jawią się jako behawioralne reakcje na sygnały z Moskwy.

Kolejny fragment narracji Lipińskiego skręca w stronę opisu bardziej generalnych wydarzeń i procesów historycznych drugiej połowy lat 40., przetykanych obrazkami z życia osobistego Bieruta i wyjątkami z jego szybko zarzuconych – i rozczarowujących – zapisków. Na tyle, na ile umożliwia to popularny format książki, autor rekonstruuje też rozgrywkę polityczną z 1948 r. zakończoną napiętnowaniem Gomułki jako reprezentanta odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego i objęciem przez Bieruta fotela przywódcy PZPR. To samo dotyczy zapoczątkowanych wówczas aresztowań wśród samych komunistów i paranoicznych poszukiwań „wroga wewnętrznego” w partii, czemu towarzyszy próba odpowiedzi na pytanie, na ile tacy ludzie jak „Tomasz” mieli świadomość, że cała ta konstrukcja jest całkowicie sztuczna, na ile zaś ulegali psychozie podejrzliwości, którą sami napędzali. Później jednak opowieść o okresie stalinizmu czy też stalinizacji Polski rozpada się jakby na kilka oddzielnych fragmentów, którym brakuje spójności. Dobrą decyzją autora było natomiast poświęcenie dużo uwagi tzw. sprawie Władysława Wolskiego, który podjął w 1950 r. przy pewnym wsparciu ambasadora ZSRR próbę wystąpienia przeciwko kierownictwu. Został jednak zdecydowanie spacyfikowany, a Moskwa ostatecznie nie udzieliła mu poparcia. Przez pryzmat tej sprawy Lipiński wyraźniej pokazuje to, o czym pisałem wyżej: napięcie między lojalnością, posłuszeństwem wobec „towarzyszy radzieckich”, a pewnego rodzaju grą o przetrwanie, którą trzeba było podjąć, współistnienie uwielbienia dla Stalina z potężnym strachem.

Zrozumieć polskich komunistów

Czesław Miłosz stwierdził kiedyś, że ich prawdziwe życiorysy nigdy nie zostaną napisane. Śmiem być większym od niego optymistą, aczkolwiek konstruowanie tych biografii nie jest dziś zadaniem łatwym. Ludzie ci już nie żyją – na szczęście Lipiński dołożył starań, by kilkanaście lat temu do nich dotrzeć i ich wysłuchać. Pozostawione przez nich wcześniej relacje obarczone są różnymi (auto)cenzuralnymi słabościami, na które autor również zwrócił uwagę. Jednak forma reportażu historycznego, dużo luźniejsza niż naukowej monografii, zostawia dużo przestrzeni dla subiektywnych dywagacji (o ile, rzecz jasna, zakorzenione są one w materiale, który udało się autorowi pozyskać). Lipiński pod koniec książki przyznaje się niejako do porażki, deklarując, że nigdy nie zrozumie, jaki był Bolesław Bierut. Zapewne jest to prawda uniwersalna – w każdej biografii jesteśmy skazani tylko na pewne przybliżenia. Lekturze tej książki towarzyszyło jednak poczucie jakiejś interpretacyjnej wstrzemięźliwości ze strony autora.

O niektórych jej przejawach pisałem już wcześniej. Czuć też, że Bierut jest dla autora przede wszystkim czołowym reprezentantem zależnego od Moskwy, opresyjnego systemu totalitarnego – albo osobą, która się nim ostatecznie stanie. Lipiński nie napisał swojej książki w duchu prokuratorskim, w którym każde zdanie przepełniałoby proste potępienie. Jednak w opisie młodości jego bohatera nacisk położony jest niejako na ośmieszenie powojennej hagiografii, gubi się jednak gdzieś bardziej empatyczna próba wczucia się w sytuację młodego robotnika, którego w początkach XX w. zaciekawiły dyskusje o rewolucji i sprawiedliwości. Oczywiście, Bierut interesuje nas dlatego, że jego twarz spoglądała z wielkich portretów w latach 50. Znalazła się tam z woli Stalina, ale odpowiednich przywódczych rysów nabrała wcześniej, na pewno w latach 30. Nie jestem jednak pewny, czy Piotr Lipiński zrobił też wszystko, by uchwycić przebieg tej operacji. Sprawnie i żywo rekonstruując życiorys swojego bohatera, nie do końca chyba spełnił obietnicę pośrednio zawartą w tytule. Pokazał człowieka – i całe grono mu podobnych, dla których „partia była bogiem” i którzy próbowali zaszczepić to credo polskiemu społeczeństwu – chciałoby się jednak, by spróbował jeszcze mocniej przeniknąć do wnętrza wspólnoty, która w to przez dziesięciolecia wierzyła.

 

Przypisy:

[1] Pryncypialna drobiazgowość nie pozwala mi tu napisać „I sekretarzem KC PZPR”, gdyż do 1954 r. stanowisko to nosiło nazwę „przewodniczący KC”.

[2] Partyjny pseudonim Bolesława Bieruta.

Książka:

Piotr Lipiński, „Bierut. Kiedy partia była bogiem”, wyd. Czarne, Wołowiec 2017.