List amerykańskiej ambasador Georgette Mosbacher do polskiego premiera został napisany w reakcji na wkroczenie ABW do domu operatora TVN Piotra Wacowskiego. Dziennikarz pracował przy głośnym materiale o polskim środowisku neonazistowskim. Jeden z zatrzymanych neonazistów zeznał, że cała impreza była prowokacją, za którą organizacje miał on otrzymać 20 tysięcy złotych. Ta wersja wydarzeń została błyskawicznie podchwycona przez prawicowe media oraz polityków i na jej podstawie prokuratura wszczęła śledztwo kwestionujące dziennikarską rzetelność materiału TVN, a Wacowskiego oskarżyła o propagowanie totalitaryzmu, bo w czasie imprez, które filmowali reporterzy, sam też „heilował”.
List ambasador USA skierowany do premiera wraz z kopią do prezydenta oraz szefa MSWiA zawiera niedopuszczalne, nawet w niepublicznej korespondencji dyplomatycznej, błędy. Jego ujawnienie, będące prawdopodobnie kolejnym etapem walk wewnętrznych w PiS-ie, wywołało konsternację na krajowym podwórku. Oto najbardziej proamerykański rząd w Europie jest upominany przez ambasador USA, która nie dba o pisownię nazwisk najważniejszych polskich polityków. W reakcji rzeczniczka rządu tonuje nastroje, członkowie PiS-u strofują amerykańską ambasador, wicepremier Gowin odwołuje swoje spotkanie z Mosbacher, a opozycja wieści kolejny polsko-amerykański kryzys.
Ambasada interweniuje
W oświadczeniu napisanym na zwykłym papierze, z odręcznymi dopiskami, Mosbacher upomniała się o respektowanie wolności mediów w Polsce. Ambasador wyraziła zdziwienie, że członkowie PiS-u, w tym szef MSWiA, publicznie zaatakowali niezależne media. Dodała, że rząd wydaje się w większym stopniu zainteresowany kwestionowaniem działań reporterów TVN niż sfilmowanymi ekstremistami. Na koniec ambasador wyraziła nadzieję, że premier Morawiecki odstąpi od atakowania i ścigania dziennikarzy, których praca „wyraża publiczny interes i wzmacnia nasze społeczeństwa”.
Według Marcina Makowskiego z „Do Rzeczy” politycy obozu rządzącego są wstrząśnięci formą listu, co ma być przyczyną milczenia KPRM. Największym zdziwieniem nie jest jednak zachowanie samej ambasador, ale zaskoczenie obozu władzy i części publicystów.
Premier Morawiecki doznał następnej prestiżowej porażki i został zmuszony do ustępstw, czego dowodem jest wycofanie zarzutów prokuratury wobec operatora TVN i prawdopodobne odejście od pomysłu repolonizacji mediów. Wszystko to pod dyktando sił z zagranicy. | Jakub Bodziony
Błąd za błędem
Po pierwsze, właścicielem TVN jest koncern Discovery. Zakupu telewizji dokonano za 14,6 miliardów dolarów, co jest jedną z największych amerykańskich inwestycji nad Wisłą. Mosbacher wystąpiła więc w obronie gospodarczych interesów korporacji ze swojego kraju. Słuszne obiekcje można mieć wobec formy i stylu wypowiedzi, ale nie zmienia to faktu, że ambasador wypełniała swoje obowiązki. Ich częścią jest również lobbing za korzystniejszym opodatkowaniem dla amerykańskich firm, co przez niektórych zostało uznane za news. Jeśli politycy obecnego rządu nie zdają sobie sprawy z tych realiów, to pozostaje tylko współczuć polskim firmom prowadzącym interesy za granicą.
Po drugie, Georgette Mosbacher zachowała się dokładnie tak jak jej dobry przyjaciel i przełożony – Donald Trump. Polskim publicystom zapatrzonym w amerykańskiego prezydenta, który w Warszawie z promptera odczytywał frazesy o polskiej historii, na pewno nie uciekły wielokrotne publiczne upokorzenia, jakie Trump serwował swoim sojusznikom. Prezydent wywoływał gromki aplauz, kiedy ostro odnosił się do Niemiec czy Unii Europejskiej, ale kiedy jego reprezentantka to samo robi w stosunku do Polski, wywołuje oburzenie. Tymczasem, jeśli polska prawica naprawdę lubi Trumpa, musi polubić także Georgette Mosbacher.
Po trzecie, PiS po raz kolejny wykazało się nieznajomością realiów anglosaskich, pokazując, że nie uczy się na własnych błędach. Polskie władze muszą zrozumieć, że przychylne nastawienie Donalda Trumpa w kluczowych dla nas kwestiach bezpieczeństwa, nie oznacza taryfy ulgowej w pozostałych sprawach. Najwyraźniej pokazała to niesławna nowelizacja ustawy o IPN, wskutek której Amerykanie postanowili zamrozić kontakty dyplomatyczne z polskimi politykami najwyższego szczebla. Innym przykładem sprzed niespełna roku jest kategoryczna reakcja Departamentu Stanu na plany KRRiT, którą chciała nałożyć na TVN bezprecedensową karę finansową. Dodatkowo, sama Mosbacher już podczas wysłuchania w amerykańskim Senacie podkreślała znaczenie wolności słowa, a zaledwie kilka dni temu w Sejmie ostrzegała, że Kongres nie będzie tolerował ograniczania wolności mediów.
Polska w trzecim rzędzie
Bezpośrednia forma i treść listu pokazuje miejsce Warszawy w szeregu sojuszników Białego Domu. Polska znajduje się w innej pozycji niż Arabia Saudyjska czy Turcja i głosy pytające, dlaczego Amerykanie nie pochylają się z troską nad wolnością mediów w tamtych krajach, nie mają większego sensu. Odpowiedź jest prosta: nie robią tego, ponieważ nie mogą sobie na takie zachowanie pozwolić. Podwójne standardy istnieją, a potencjał gospodarczy i strategiczny wymienionych państw jest dla USA znacznie ważniejszy niż relacje polsko-amerykańskie. Dodajmy, że ani Turcja, ani tym bardziej Arabia Saudyjska nie są uznawane za demokracje liberalne. A to przecież Polskę na pierwszym miejscu jeśli chodzi o „miarę wolności i demokracji” klasyfikował prezes Kaczyński. Polityczny realizm, którego PiS, będąc w opozycji, domagał się od rządu, okazuje się dla Zjednoczonej Prawicy warunkiem nie do spełnienia.
PiS, izolując się od wszystkich europejskich sojuszników, pozostając w konflikcie z UE i stawiając tylko na USA, skazało się na kaprysy Donalda Trumpa i jego przyjaciół. | Jakub Bodziony
Niezrozumienia sytuacji dopełniają reakcje takie jak ta Ryszarda Czarneckiego, który chciał zażegnać kryzys poprzez pokazanie ambasador wieczoru wyborczego TVN po zwycięstwie Trumpa w 2016 roku. Poseł Marcin Horała błysnął stwierdzeniem, że TVN ma kapitał rosyjski, bo tak „mówi się na mieście”, a Witold Waszczykowski uczył Amerykanów dyplomacji (!), określając Mosbacher jako „nowojorską celebrytkę” i dodając, że „mamy kłopot z jej brakiem profesjonalizmu”, choć jeszcze niedawno premier Morawiecki witał ją bardzo ciepło.
Za amerykańską urzędniczką murem stanęła amerykańska administracja, twierdząc, że „świetnie reprezentuje Departament Stanu i rząd Stanów Zjednoczonych w Polsce”. Sama ambasador w środę pośrednio odniosła się do sprawy na Twitterze, podkreślając znakomite relacje obu krajów oraz znaczenie wolności słowa i niezależnych mediów.
Cała sprawa ujawniła kolejny blef polskiego rządu. PiS, izolując się od wszystkich europejskich sojuszników, pozostając w konflikcie z UE i stawiając tylko na USA, skazało się na kaprysy Donalda Trumpa i jego przyjaciół. Premier Morawiecki doznał następnej prestiżowej porażki i został zmuszony do ustępstw, czego dowodem jest wycofanie zarzutów prokuratury wobec operatora TVN i prawdopodobne odejście od pomysłu repolonizacji mediów. Wszystko to pod dyktando sił z zagranicy. Prawicowi politycy PiS-u wielokrotnie protestowali przeciwko poprawności politycznej i przypominali o pierwszorzędnej roli państw narodowych. Oba te życzenia się spełniły, ale dla Polski nie jest to powód do radości. Bo kiedy silni bezwzględnie bronią swoich interesów, słabsi muszą się podporządkować.
*/ Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Adam Guz / KPRM