Agnieszka Doberschuetz: Bardzo się cieszę, że mamy okazję porozmawiać. Idea różnorodności i akceptacji jest mi bardzo bliska. Odnoszę wrażenie, że w dyskursie publicznym podnoszona jest najczęściej w kontekście odmienności etnicznej albo wyznaniowej. A ty wybrałaś przykład chłopca „odmiennego” z powodu choroby genetycznej. Dlaczego?
R.J. Palacio: W zasadzie przez przypadek, po niezwykłym spotkaniu, które miało miejsce kilka lat temu. Byłam wraz z synami w kawiarni. Przy stoliku obok siedziała mama z córeczką o bardzo charakterystycznie zdeformowanej twarzy. Mój młodszy syn zobaczył ją i zareagował panicznym płaczem. Przeraziłam się, że dziewczynka zauważy całe zajście. Niewiele myśląc, natychmiast zabrałam dzieci z kawiarni, żeby nie było jej przykro.
I nie zauważyła?
Chyba nie, nie sądzę. Za to jej mama owszem, tego jestem pewna. Strasznie było mi potem głupio. To była odruchowa reakcja, działałam w dobrej wierze. Dopiero później dotarło do mnie, że postąpiłam niewłaściwie. Ale tego nie mogłam im już wyjaśnić… Zrozumiałam też, że oto zmarnowałam cenną lekcję wychowawczą dla moich synów.
Jak więc wolałabyś wtedy postąpić?
Myślę, że powinnam synowi po prostu pozwolić na strach i płacz, ale własnym przykładem pokazać, że nie ma się czego bać. Może zagaić dziewczynkę i jej mamę… Ale takie refleksje przychodzą niestety po czasie – nie we wszystkich sytuacjach w życiu mamy pod ręką gotową instrukcję zachowań.
Dlatego postanowiłaś napisać „Cudownego chłopaka”? Właśnie jako rodzaj „instrukcji” dla osób, które nie wiedzą, jak się zachować, spotykając osoby „odmienne”?
Nie mogłam przestać myśleć o tym zajściu, przede wszystkim wyobrażając sobie, jak często ta dziewczynka i inne dzieci z zespołem Treachera Collinsa oraz ich rodzice muszą mierzyć się z trudnymi interakcjami – z ciekawskimi spojrzeniami, śmiechem, płaczem, przerażeniem etc. Bo chyba żadne inne zmiany w organizmie nie są tak zauważalne, jak deformacje twarzy. Od razu narzucają skojarzenie z odmiennością, podobnie jak kolor skóry. To faktory najszybciej i najwyraźniej różnicujące ludzi i, niestety, często też stygmatyzujące. Przecież inne postaci w moich książkach także zmagają się z różnymi formami własnej odmienności i poczucia niedopasowania! Każdy ma jakąś bolączkę, ale, w odróżnieniu od problemu Augusta, nie są one aż tak ewidentne.
W zasadzie nie miałam intencji napisania książki o losach chłopca z odmienną twarzą. W ogóle to nie odmienność była, w moim założeniu, kluczem.
Jak to? Co w takim razie?
Serdeczność! Wzajemna życzliwość. Szacunek, akceptacja, przyjazne relacje. Według mnie to jedyny słuszny sposób podejścia do wszelkich różnic międzyludzkich.
Czyli jednak, po czasie, tamta sytuacja w kawiarni okazała się owocną lekcją. I podsunęła przy okazji pomysł na książkę…?
Od dawna mam do czynienia z książkami, wiele lat pracowałam w wydawnictwie. I wiadomo, pisać też chciałam, a nawet próbowałam, ale raczej „do szuflady”, dla siebie. Choć w głębi serca wiedziałam od zawsze, że oprócz tworzenia grafik potrafię też pisać. To spotkanie było jak katalizator. Poczułam, że to, co się nam przydarzyło, warte jest rozwinięcia, zasługuje na głębszą historię. I – dosłownie tej samej nocy! – zaczęłam tworzyć sylwetki postaci, urywki fabuły. Spisywałam pomysły na karteczkach post-it! Aż zdałam sobie sprawę, że mam dość materiału na całą książkę. I oto jest!
Na szczęście dla czytelników!
I dla mnie! [śmiech]
A spodziewałaś się, że historia Augusta odniesie aż tak spektakularny sukces?
W ogóle! Wtedy pracowałam jeszcze na etacie w wydawnictwie i jako pracująca mama dwójki dzieci musiałam wyrobić sobie pewną rutynę, żeby w ogóle udało mi się książkę dokończyć. Budziłam się więc o północy, by pisać do trzeciej nad ranem. I tak co dzień, przez półtora roku. Oczywiście przychodziły chwile zwątpienia, gdy tak siedziałam sama pośród nocy, pisząc coś, co w niczym nie przypominało ówczesnych bestsellerów dla młodzieży – książek o wampirach, wojownikach etc. Nawet nie miałam pewności, czy ktoś zechce moją książkę w ogóle wydać. To, co się wydarzyło – przekład na kilkanaście języków, film, niegasnąca popularność – do dziś wydaje mi się niepojęte. Mojemu wydawcy zresztą też.
Zakładam, że nie pracujesz już na etacie…?
Nie, nie dałabym rady, ale przez kolejne trzy lata od publikacji wciąż pracowałam od 8.00 do 17.00!
Trzech lat potrzebował „Cudowny chłopak”, by zyskać sławę?
Skąd! Książka odniosła błyskawiczny sukces. Ale po tylu latach w branży wydawniczej wiedziałam, że dobra passa może trwać pięć minut – w większości znanych mi przypadków książka cieszy się popularnością przez góra kilka miesięcy, po czym wszystko wraca do normy. Znajomym autorom zwykłam radzić: nie rzucaj pracy! Sukces jest jak słomiany ogień, szybko przygasa, zachowaj bezpieczny etat. Więc przez trzy lata sama próbowałam łączyć pracę z promocją książki, targami, spotkaniami autorskimi etc. Ale zainteresowanie nie malało i nie mogłam już dłużej godzić zajęć, z których każde było jak pełen etat.
A do tego doszedł ruch Choose Kind (Wybierz Dobroć). Co to właściwie jest za inicjatywa?
To ruch afirmujący i promujący serdeczność i życzliwość. Tak jak i książka. Chodzi przede wszystkim o bycie milszym dla innych. I szerzenie tej idei. Bo jak już spróbujemy, to okazuje się, że nie trzeba wiele, że to wcale nie kosztuje wiele wysiłku. „Cudowny chłopak” pojawił się w momencie gorącej dyskusji wokół hejtu w amerykańskich szkołach. Zaczęli się do mnie zgłaszać nauczyciele, bo moja książka okazała się idealnym punktem wyjścia do pracy nad tym tematem. W sposób inspirujący, a nie potępiający niegodne zachowania. Pokazywała pozytywne wzorce. Zaczęliśmy więc w wydawnictwie tworzyć scenariusze lekcji, teksty pomocnicze i ćwiczenia. Powstała też platforma internetowa, gdzie każdy może się zalogować, podzielić historią, wesprzeć ofiarę hejtu czy poszukać pomocy. To nauczyciele i uczniowie wybrali „nawrócenie na dobroć”!
Czy to oznacza, że dzieci są z natury dobre, a potem dzieje się coś, przez co muszą się „nawracać”?
Według mnie nie ma nic bardziej czystego, niewinnego i dobrego niż serce dziecka. I przecież jako rodzice wspieramy je w tej dobroci – zauważ, jak zachęcamy małe dzieci w piaskownicy, by dzieliły się zabawkami, były przyjazne, bawiły się razem.
To kiedy i co odwodzi je od tej naturalnej dobroci?
Myślę, że kluczowe zmiany mają miejsce w okresie dojrzewania. Wtedy, gdy dziecko próbuje zdefiniować siebie, zdobyć określoną pozycję w swoim środowisku, ustalić, jaka jest jego rola wśród rówieśników i kim właściwie jest. To krytyczny moment, w którym powinniśmy przypomnieć dzieciom, że warto swoją tożsamość zbudować na dobroci i serdeczności. Niestety często sami przenosimy wówczas naszą wychowawczą uwagę na inne sprawy – obowiązki szkolne i domowe, oceny, osiągnięcia… Pozbawiona wsparcia i pozytywnych wzorców młodzież w USA dopuszcza się przerażających, dramatycznych czynów.
Nie tylko w USA. Może słyszałaś: miesiąc temu równolatek mojej córki zabił kolegę w szkole niedaleko nas…
To jest straszne. W Ameryce dochodzi do szkolnej strzelaniny niemal w każdym tygodniu. Przeraża mnie to. Dokąd zmierzamy? Jaka przyszłość czeka nasze dzieci? Jedyne, co daje mi nadzieję, to wiara w dobroć i jej moc. Musimy być lepsi i rozsiewać dobro, zarażać nim, zaszczepiać w młodych ludziach. Na przekór całemu złu, które dzieje się dookoła. Wydaje się to przecież takie proste: nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe. Ale w rzeczywistości nie zawsze jest to łatwe… Jeszcze trudniej nie wpaść w błędne koło, pozwolić sobie na błędy i wynieść z nich naukę. Zrobiłam coś źle? To nie znaczy, że jestem złym człowiekiem. Mogę mój błąd naprawić, wynagrodzić, a przynajmniej więcej go nie popełnić. W takich chwilach zwątpienia i frustracji trzeba właśnie wspierać młodego człowieka.
August nie zmienia się pomimo choroby i ogromu przykrości, jakiego doznał w swoim niełatwym życiu.
Tak, bo oprócz przykrych sytuacji doświadcza też wiele dobra. Ma wsparcie serdecznych ludzi. I sam pozostaje po prostu świetnym chłopcem.
No właśnie, ma dookoła bezwarunkowo kochających ludzi. Wiele dzieci z problemami zdrowotnymi nie ma tyle szczęścia. Bywa, że rodzice nie radzą sobie z takim wyzwaniem. Albo zaabsorbowani dzieckiem, które muszą szczególnie wspierać, zaniedbują ich zdrowe rodzeństwo. Myślałam o tym szczególnie, czytając o siostrze Augusta, Olivii.
Olivia to mądra dziewczynka, ale wewnętrznie rozdarta. Zaakceptowała sytuację rodzinną, rozumie, że rodzice są pochłonięci jej bratem, ale to nie znaczy, że jej to nie frustruje. Gdy rozpoczyna naukę w nowej szkole, nie przyznaje się do brata. Chce wreszcie mieć swoje życie, bez bycia postrzeganą jako siostra „tego” chłopca.
Ale ostatecznie wszystko kończy się dobrze. Nie obawiałaś się, że przedstawiona historia wyda się nierealna ze swoim bajkowym happy endem?
Wierzę w pozytywne zakończenia. Książkę zamknęłam świadomie we wspaniałej dla Augusta chwili. Nie znaczy to wcale, że potem już wszystko było zawsze sielanką. Po prostu chciałam, żeby opowieść zatrzymała się w takim dobrym dla niego momencie. Zasłużył na to!
Po prostu wybrałaś dobroć?
Dokładnie! Bo najważniejsze nie jest tu nawet słowo dobroć, a słowo „wybór”. Zarówno książka, jak i akcja Choose Kind mają nakłaniać do dokonywania właściwych, życzliwych wyborów. Bo dobro wraca, wierzę w to bardzo mocno.
Książka:
R.J. Palacio, „Cudowny chłopak”, tłum. Maria Olejniczak-Skarsgard, wyd. Albatros, Warszawa 2017.
* Fotografia użyta na stronie głównej: fot. Patryk Solski.
Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.