W ciągu ostatnich dni Gdańsk wypełnił się debatami, wystawami, wystąpieniami. Przyjechali prezydenci i premierzy Polski, dysydenci, na teren Stoczni Gdańskiej, gdzie skupione były uroczystości rocznicowe, przyszło także wielu gdańszczan.

Widziałem, jak ludzie spontanicznie odśpiewali „sto lat” Bronisławowi Komorowskiemu i Aleksandrowi Kwaśniewskiemu w holu Europejskiego Centrum Solidarności. Bohaterowie transformacji wszędzie witani byli owacyjnie. 4 czerwca w czasie przemówień Lecha Wałęsy i Donalda Tuska na Długim Targu wśród tysięcy zebranych panował wielki entuzjazm.

Nostalgia pokolenia Okrągłego Stołu

Cieszę się, że byłem 4 czerwca w Gdańsku. Po czterech dniach spędzonych w mieście „Solidarności” pozostało we mnie jednak pewne poczucie goryczy. Mam uporczywe wrażenie, że obchody rocznicy wyborów kontraktowych 4 czerwca nie były skierowane do mnie ani w ogóle do wielu osób, które znam.

Z początku wydawało mi się, że polegały przede wszystkim na wspominaniu i miały przez to głównie znaczenie biograficzne. Choć trudno byłoby mi się do tego osobiście odnieść, bo urodziłem się zbyt późno, by te wydarzenia pamiętać, w takiej intencji obchodów nie byłoby niczego niewłaściwego. Element wspomnienia, jest podczas takich uroczystości ważny. W Gdańsku pojawiały się zresztą liczne głosy, że obecna władza ma tendencję do fałszowania historii i choćby z tego powodu warto pamiętać o faktach.

A jednak widzę i taką scenę: w jednej z sal Europejskiego Centrum Solidarności aż huczy od braw, kiedy Lech Wałęsa mówi, że nigdy nie był tajnym współpracownikiem SB, chociaż nie podważają tego nawet tacy – bynajmniej nie sympatyzujący z PiS-em – znawcy historii „Solidarności” jak profesor Andrzej Friszke. Nie mam z biografią Wałęsy żadnego problemu. Czy nie jest piękna historia człowieka, który uległ autorytarnej władzy, a potem stanął na czele wielkiego ruchu społecznego i przyczynił się do jej obalenia? Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że w Gdańsku chodziło o coś innego niż tylko o przypomnienie, jak było.

Dlatego z czasem miałem coraz silniejsze wrażenie, że wcale nie chodzi tutaj o fakty – chodzi o zamrożenie czasu, zrobienie fotografii części pewnego pokolenia, aby niczego nie dało się już w tym obrazie zmienić. A potem można już tylko raz na jakiś czas przyglądać się owemu zdjęciu z nostalgią.

Swoi mówili do swoich

Do tego dokłada się jeszcze jeden kontekst. Ambicje tych obchodów były polityczne. I w tym także nie ma niczego niewłaściwego. Problem polega tylko na tym, że przez politykę definiujemy to, kim jesteśmy jako wspólnota. Tymczasem w Gdańsku to swoi mówili do swoich – do ludzi zadowolonych, którzy przeżyli świadomie 1989 rok. Nie było języka dla młodych ani dla tych, którzy nie wspominają transformacji z nostalgią, bo albo jej nie pamiętają, albo mieli i mają w życiu inne problemy.

Mogę powoływać się na rozmowę z kelnerką po wystąpieniach na Długim Targu czy na wypowiedzi moich rówieśników, z którymi do późnego wieczora rozmawiałem o tym, co zobaczyli w czasie gdańskich uroczystości.

Zwróćmy uwagę na prosty fakt: moje pokolenie nie miało możliwości przeżywać świadomie roku 1989. Nie mogę przeżyć ponownie wyborów kontraktowych, chociaż słucham i czytam o tamtych realiach z wielkim zainteresowaniem. I jestem pewien, że osób takich jak ja jest o wiele więcej. Większość z nich wykazuje może wobec wydarzeń sprzed 30 lat mniejsze zainteresowanie, ale nasza demokracja potrzebuje nas wszystkich.

W węższym planie potrzebuje nas natomiast opozycja. Osób, które chcą z powodów biograficznych świętować rocznicę wyborów 4 czerwca, jest po prostu za mało, żeby dało się w ten sposób bronić dorobku III RP.

[promobox_publikacja link=”https://bonito.pl/k-90669821-nowy-liberalizm” txt1=”Tomasz Sawczuk, Nowy liberalizm. Jak zrozumieć i wykorzystać kryzys III RP” txt2=”O książce napisali:
Książka Tomasza Sawczuka to największe intelektualne osiągnięcie szeroko rozumianego obozu liberalnego od czasu dojścia PiS-u do władzy. Jest świeża, intelektualnie dojrzała, łatwa w odbiorze i jednocześnie erudycyjna.
Michał Kuź, Klubjagiellonski.pl” txt3=”28,00 zł” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/02/nowy_liberalizm_okladka-423×600.jpg”]

Konflikt pokoleń to ślepa uliczka

Nie chcę powiedzieć, że starsi nie mają racji, a mają ją ludzie młodsi albo sfrustrowani. Popatrzcie na Fransa Timmermansa, wiceszefa Komisji Europejskiej i kandydata socjaldemokratów na nowego szefa Komisji, polityka bliskiego przecież środowisku Koalicji Europejskiej. Kiedy trzeba, Timmermans klarownie mówi o tym, dlaczego rządy prawa są ważne. Ale potem chętnie zajmuje się kwestiami takimi jak ekologia czy polityka mieszkaniowa, które należą dziś w Europie do tematów najważniejszych dla młodych.

Czy będzie zrozumiałe, jeśli powiem, że rozmowa o przeszłości może mieć znaczenie polityczne wtedy, gdy nie będzie polegać tylko na wspominaniu – że musi ona zawierać zaproszenie do współprzeżywania?

Rzecz jasna możemy racjonalnie przyznać, że wydarzenia 1989 roku miały w historii duże znaczenie. Ale to w polityce za mało. Dla nas, dla ludzi, którzy nie pamiętają roku 1989, tamte wydarzenia nie istnieją jako tkwiące w ciałach i umysłach przeżycie. I jeśli moment założycielski III RP ma stać się dla nas autentycznie ważny, to rozmowa o nim nie może sprowadzać się do kombatanckich wspomnień, lecz musi stanowić element historycznego łańcucha, który prowadzi bezpośrednio do naszych własnych doświadczeń, aby w ten sposób poruszać nas osobiście.

Potrzebujemy więc nieustannie aktualizować opowieść o III RP w taki sposób, żeby myśleć o naszej wspólnej historii politycznej jak o historii postępu, która chce przyjąć do siebie jak najszersze grupy obywateli, aby mogli ją opowiadać jak swoją. W ten sposób możliwe byłoby zaproszenie do udziału w demokracji także tych grup, które nie przeżywają lub z powodów metrykalnych nie mogą tak głęboko przeżywać wydarzeń przełomu 1989 roku.

Jak zrobić coś wspólnie?

Przykro mi pisać to wszystko, ponieważ wiem, że entuzjazm ludzi, których widziałem w Gdańsku, był szczery. Nie chcę go krytykować ani umniejszać wagi ich doświadczenia – jest ono równie istotne jak nasze. Nie mam wątpliwości, że w czasie gdańskiego święta spotkało się wiele wspaniałych osób, które chcą dobrze i mają otwarte głowy.

Wydaje mi się po prostu, że bardzo ważne jest stworzenie warunków do tego, abyśmy mogli współpracować. Potrzebujemy w większym stopniu wzajemnie wyciągnąć do siebie rękę. Jeśli starsi poważnie traktują przestrogi o tym, do czego doprowadzą dalsze rządy PiS-u i chcą bronić demokracji, to nie powinno im zależeć na tym, by wymuszać posłuch dla swojej wizji dziejów, lecz raczej na tym, by poszerzać granice porozumienia.

Oczywiście, zawsze można arogancko powiedzieć, że czasy są nadzwyczajne i wszyscy, bez gadania, powinni się karnie ustawić w szeregu na komendę Grzegorza Schetyny (a może Donalda Tuska, bo wciąż nie wiadomo). Ale to się po prostu nie wydarzy, a taka postawa buduje tylko mury między ludźmi. Słyszę też, że sytuacja jest dzisiaj podobna jak wtedy, bo kiedyś trzeba było pokonać komunistów, a dzisiaj trzeba pokonać PiS – więc powinniśmy rozumieć powagę chwili. Ale to tylko niektórym wydaje się, że sytuacja jest podobna, ponieważ taka była ich historia – i w praktyce mają pretensje do ludzi za to, że urodzili się w niewłaściwych czasach albo w niewłaściwym miejscu.

Zamiast tego, można spróbować usłyszeć innych, aby postarać się nawiązać z nimi relację. Pokolenie Okrągłego Stołu, które ma dzisiaj władzę i środki, powinno zastanowić się nad tym, jak poszerzyć swoją opowieść o trzydziestoleciu w taki sposób, aby mogła obejmować także tych, którzy nie wspominają 1989 roku z łezką w oku – bo nie zawsze było im dobrze albo po prostu są na to zbyt młodzi. Jeśli nie z lepszych powodów, to chociaż z tego jednego, że PiS już to z powodzeniem robi.