Biografia Marii Tudor – pierwszej królowej Anglii ukoronowanej i panującej jako samodzielna monarchini – której przekład wyszedł niedawno w serii „Biografii Sławnych Ludzi” Państwowego Instytutu Wydawniczego, ukazała się w angielskim oryginale dziesięć lat temu i jest już odległa od zeszłowiecznych wzorców pisania tego rodzaju książek. Jej autorka zrezygnowała generalnie z treści, które są zmorą dla czytelników biografii osób żyjących w epokach dawnych, czyli ze szczegółów dotyczących gier politycznych i militarnych rozgrywanych przez uczestników dawnej wielkiej polityki – te szczegóły najłatwiej jest wypisywać ze źródeł, których autorzy na nich właśnie z reguły się skupiali. Takich informacji jest tu jednak niewiele, a zamiast nich pojawia się wiele detali wydobytych również ze źródeł, lecz dotyczących życia codziennego, afektów, reakcji psychologicznych. W tym tkwi główna wartość tej biografii, składającej się z sześćdziesięciu sześciu bardzo krótkich, kilkustronicowych rozdziałów. Jej autorka przypomina czytelnikom, że bohaterowie dawnej historii również byli ludźmi – podobnie jak my dzisiaj, także coś odczuwali. Ich zachowania, dla nas niepojęte lub odrażające, były często rezultatami tych odczuć. Rekonstruowanie sfery afektywnej ludzi żyjących wiele stuleci temu jest zawsze obarczone sporym ryzykiem (między innymi dlatego moda na tak zwaną psychohistorię trwała krótko), a jednak warto je podejmować.
[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2013/04/02/majewski-cienie-widma-zmory-o-wspolczesnych-biografiach-rogera-ii-sycylijskiego-i-jana-luksemburskiego/” txt1=”Czytaj tekst Pawła Majewskiego” txt2=”„Cienie, widma, zmory? O współczesnych biografiach Rogera II Sycylijskiego i Jana Luksemburskiego”” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/07/Roger-550×367.jpg”]
Już choćby przedstawiony w tej książce obraz dwuipółletniej Marii Tudor zaręczanej z półrocznym delfinem Francji Franciszkiem Walezjuszem uprzytomnia nam, jak ścisły był splot przednowoczesnej polityki z biologią – i był to splot inny niż ten, który nazwano w XX wieku biopolityką. Mamy tutaj do czynienia pozornie z komunałem historycznym, jakim są zaślubiny dzieci, lecz ponownie warto przebić się przez zaporę oczywistości w stronę afektów. Przenosimy się do czasów, w których dwudziestolatki bywały ojcami i matkami wielodzietnych rodzin, wdowami i wdowcami, samodzielnymi władcami rozległych państw. W epokach dawnych żyło się szybko i umierało młodo. Ludzie prawdopodobnie nie byli tak kurczowo przywiązani do istnienia, jak obecnie. Może dlatego, że ogólnie wierzyli w życie wieczne.
Nawiasem mówiąc, umieszczenie biografii Marii Tudor w serii „Biografii Sławnych Ludzi” jest jak gdyby wprowadzeniem jej do grona rodzinnego. W serii tej wyszły bowiem w ubiegłych latach biografie jej ojca („Henryk VIII” pióra A.F. Pollarda), siostry („Elżbieta I” J.E. Neale’a), babki („Izabela Katolicka” Manuela F. Álvareza), ciotki („Joanna Szalona” Johana Brouwera), ciotecznego brata i teścia zarazem („Cesarz Karol V” Manuela F. Álvareza) oraz męża („Filip II” Geoffreya Parkera). Niestety, zasoby źródłowe są nieubłagane – najwięcej informacji osobistych z epok dawnych przekazują na temat monarchów. Nam zaś pozostaje wyczytywać z tych źródeł możliwie wiele informacji nie tylko na tematy publiczne.
[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2018/05/22/pawel-majewski-recenzja-dracula-matei-cazacu/” txt1=”Czytaj tekst Pawła Majewskiego” txt2=”o kaźniach, wampirach i książce „Dracula” Matei Cazacu ” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/07/Vlad_Tepes-550×367.jpg”]
Pora teraz wskazać na najistotniejszą cechę omawianej biografii. Jest to książka o kobiecie napisana przez kobietę. Inaczej niż to się działo w przypadku biografii wielu mężczyzn (pisanych na ogół przez mężczyzn), które odbrązawiały swoich bohaterów, tutaj mamy do czynienia raczej z dowartościowaniem postaci o niezbyt dobrej opinii historycznej. Maria I Tudor to „Krwawa Maria”, prześladująca zawzięcie anglikanów w imię swojego żarliwego katolicyzmu; twarda, wyrachowana monarchini, która przesuwała ludzi jak pionki na szachownicy; różniąca się zdecydowanie na niekorzyść od swojej młodszej siostry, która przeszła do historii jako Elżbieta Wielka, a wreszcie, w historiografii pozostająca zawsze w jej cieniu – wszystkie te stereotypy zostają w książce Anny Whitelock rozbite. A nawet nie tyle rozbite, co raczej wzgardliwie zignorowane. Maria Tudor ukazana jest w niej przede wszystkim jako osoba wystawiona od dzieciństwa na bardzo poważne zagrożenia – z zagrożeniem życia włącznie – którym stawia czoła z dużą determinacją, a kiedy wskutek splotu okoliczności zostaje wyniesiona z dna hierarchii swojej elity, na którym wegetuje jako „bękartka”, na jej szczyt – jako królowa Anglii – nie waha się wprowadzać w życie własnych zamiarów równie bezwzględnie, jak to robili jej poprzednicy i ludzie z jej otoczenia.
Warto przypomnieć jeszcze kilka faktów pozornie oczywistych. Maria Tudor i Elżbieta Wielka były córkami Henryka VIII, władcy, który posłał większość swoich krewnych na szafot, wyprowadził Anglię z katolickiej ekumeny po to, aby zalegalizować jedno ze swoich małżeństw, żenił się sześć razy, dwie swoje żony kazał ściąć, z dwiema innymi się rozwiódł. Ani Maria, ani Elżbieta – przynajmniej jeśli wierzyć źródłom – nie miały w ogóle życia intymnego. Maria wyszła za mąż jako kobieta czterdziestoletnia za Filipa II Habsburga, wyłącznie z przyczyn politycznych. Wątpliwe jest, czy to małżeństwo zostało skonsumowane. Wprawdzie Maria dwukrotnie ogłaszała, że jest w ciąży – co w jej przypadku było informacją najwyższej wagi państwowej – lecz za każdym razem okazywało się, że była to ciąża urojona. Elżbieta ze swojego panieństwa i dziewictwa uczyniła emblemat własnego panowania, a obrzydliwe pamflety na jej temat kolportowane przez jej wrogów nie zdołały zniszczyć tego wizerunku. Fakty sterylności życia Marii i Elżbiety Tudor stwierdza się w opracowaniach historycznych od setek lat, podobnie jak niepohamowany promiskuityzm ich ojca, ale rzadko staje się przedmiotem uwagi i refleksji wzajemny związek tych faktów. Dodajmy do tego, że i Maria, i Elżbieta dorastały w otoczeniu, w którym spory interpersonalne rozwiązywano nie przy pomocy zespołów mediacyjnych i kryzysowych grup wsparcia, lecz poprzez topór i stos. Obie księżniczki za młodu doświadczyły statusu „bękartek” nieomal wyjętych spod prawa, kiedy ich ojciec wyklinał swoje kolejne żony i unieważniał związki z nimi. Matka Marii została na wszelkie sposoby poniżona, matka Elżbiety – ścięta na szafocie. Jak wyglądał profil psychologiczny młodych kobiet doświadczających tego rodzaju przeżyć?
Według współczesnej terminologii rodzina Tudorów w pokoleniach Henryka VIII i jego córek (młodo zmarły Edward VI nie odgrywa tu znaczniejszej roli) stanowi wzorcowy przykład rodziny dysfunkcjonalnej. Maria, „bękartka” i twarda wyznawczyni katolicyzmu wbrew całemu swojemu otoczeniu, przez wiele lat żyła w poczuciu osobistego niebezpieczeństwa, mimo że była córką panującego monarchy. W tym kontekście nie jest dziwne, że podczas własnego krótkiego panowania nie sprzeciwiała się posyłaniu na stos heretyckich anglikanów. Jedna z ważkich różnic dzielących współczesne gry polityczne od tych z dawnych epok jest nacisk, jaki kładzie się w nowoczesności na oddzielenie osobistych nachyleń psychologicznych i osobowościowych przywódców od ich decyzji dotyczących sfery publicznej. Zatarcie tego podziału jest jednym z ważniejszych symptomów naszego obecnego kryzysu cywilizacyjnego.
[promobox_wydarzenie link=”https://kulturaliberalna.pl/2019/02/26/andrzej-marzec-nie-zakochuj-sie-we-wladzy-recenzja-faworyta/” txt1=”Czytaj także recenzję filmu” txt2=”„Faworyta” w reżyserii Giorgosa Lanthimosa” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2019/07/Faworyta-550×367.jpg”]
Postać Marii Tudor w biografii Anny Whitelock przypomina trochę postać jej następczyni z końca XVII wieku – Anny Stuart – przestawioną w zeszłorocznym filmie Jorgosa Lanthimosa „Faworyta”. Obie te monarchinie rządziły Anglią (oraz Szkocją w przypadku Anny) jako suzereni, a jednocześnie obie borykały się – jak to dziś możemy poszlakowo odtwarzać – z ciężkimi problemami psychologicznymi, chociaż były to problemy przeciwstawnej natury. O ile bowiem Maria prawdopodobnie stłumiła własne libido po traumatycznych przejściach młodości, o tyle Anna powiła swojemu mężowi, księciu Jerzemu Duńskiemu, osiemnaścioro dzieci, z których dwanaścioro urodziło się martwo, troje umarło zaraz po urodzeniu, dwoje w niemowlęctwie, a ostatnie – w pięć dni po ukończeniu jedenastu lat. Fachowcy dyskutują do dziś na temat choroby Anny Stuart, która mogłaby być przyczyną stuprocentowej śmiertelności jej licznego potomstwa. Jakiekolwiek byłoby to schorzenie, jest raczej pewne, że ekscentryczne zachowanie królowej Anny, tak świetnie oddane przez Olivię Colman w filmie Lanthimosa, było przynajmniej po części skutkiem druzgoczącego doświadczenia matki tracącej wszystkie – tak liczne – dzieci.
***
Jeśli chodzi o przekład książki Anny Whitelock o Marii Tudor, warto podkreślić, że tłumaczka znakomicie oddaje archaiczną angielszczyznę licznych cytatów źródłowych, ale za to redaktorzy znów nie przyłożyli się zbytnio do roboty (może goniły ich terminy?). Na niektórych stronach książki brak żywej paginy, a indeks osób stał się „indexem”, jak gdyby archaizacja przekładu poszła nieco za daleko.
Książka:
Anna Whitelock, „Maria Tudor. Pierwsza królowa Anglii”, przełożyła Beata Biały, PIW, Warszawa 2019, seria „Biografie Sławnych Ludzi”.