Czas decyzji
Czy wybory prezydenckie w 2020 roku to najważniejsze wybory od początku III RP? Podobne opinie wyrażano przy okazji wyborów w 2019 roku, a także wcześniejszych. Tego rodzaju oceny nie pojawiają się bez powodu. Wiążą się one z obawą, że w pewnym momencie PiS doprowadzi do sytuacji, w której albo nie będzie już więcej normalnych wyborów, albo system polityczny zostanie zorganizowany w taki sposób, że utworzenie jakiejkolwiek realnej opozycji wobec PiS-u będzie nadzwyczaj trudne.
[promobox_wydarzenie link=”https://patronite.pl/KL” txt1=”Właśnie ukazał się 600. numer Kultury Liberalnej. Co planujemy dalej?” txt2=”Zajrzyjcie na patronite.pl/KL i dołączcie do grona naszych Patronów!” pix=”https://kulturaliberalna.pl/wp-content/uploads/2020/07/600_crosslink2-550×549.png”]
Jeśli myśleć w ten sposób, to każde kolejne wybory są potencjalnie „tymi ostatnimi” – od wyniku miałoby zatem zależeć, czy pójdziemy w stronę nieodwracalnych zmian, czy w kierunku normalnej rywalizacji politycznej, na gruncie której wybory nie są „ostateczne”, lecz mają znaczenie w perspektywie kilku lat, aż do następnych wyborów. Wydaje się, że istnieje w tym kontekście jeszcze jedna obawa, a mianowicie niepewność co do siły szeroko rozumianego „obozu liberalnego”. Bo przecież gdyby było jasne, że istnieje trwały społeczny fundament demokracji liberalnej w Polsce, że obóz zwolenników demokratyczno-liberalnej Polski jest trwały, to walka o przyszłość polskiej polityki nie dobiegnie końca, niezależnie od wyniku wyborów.
Ciężar kontynuacji
W kampanii wyborczej na pierwszy plan wysuwa się dyskusja na temat zasadniczych różnic między Andrzejem Dudą oraz Rafałem Trzaskowskim. Duda przekonuje, że będzie gwarantować bezproblemową współpracę z rządem, podczas gdy prezydentura Trzaskowskiego gwarantuje chaos. Trzaskowski pokazuje, że PiS dąży to utworzenia nieograniczonych rządów monopartii, a jego zwycięstwo wprowadzi do systemu bezpiecznik, dzięki któremu polski porządek polityczny nie stoczy się do autorytaryzmu. Nie ulega wątpliwości, że owe różnice są bardzo istotne. Jest ich zresztą znacznie więcej, dotyczą one kierunku rozwoju naszej wspólnoty politycznej w najważniejszych sferach. Polaryzacja polityczna w naturalny sposób sprzyja temu, by ukazywać kampanię wyborczą w kategoriach punktu zwrotnego, który odmienia wszystko. I z pewnością w pewnym ważnym sensie tak właśnie jest.
Ale tego rodzaju sposób myślenia ma także swoje głębsze podłoże. W polskiej polityce pytanie o to, w jaki sposób należy zerwać z przeszłością zazwyczaj wygrywa z pytaniem o to, w jaki sposób możliwe jest budowanie przy pomocy dostępnych materiałów. W naszym kraju wciąż popularne jest mówienie o tym, że w polityce trzeba zacząć „od nowa”, zmienić system, stworzyć nowe państwo, a może wymienić istniejące partie – tak jakby rzeczywistość dało się przekształcić przy pomocy gromkiego zawołania. W mniejszym stopniu zastanawiamy się nad tym, co to znaczy, że państwo istnieje w materii i w czasie. A jednak przeszłości nie da się wymazać, tylko trzeba sobie z nią radzić, PiS ani PO nie schodzą dobrowolnie ze sceny, a wczorajsze problemy dają o sobie znać z nową intensywnością – wystarczy wspomnieć o tym, że 85 procent pielęgniarek i pielęgniarzy w Polsce ma więcej niż 40 lat, przy czym 15 procent jest w wieku emerytalnym.
Problem tego, jak kontynuować – nieznośny ciężar kontynuowania – można dostrzec nawet w kampanii Andrzeja Dudy. PiS-owscy politycy oraz intelektualiści wielokrotnie mówili o potrzebie utworzenia „nowego państwa” albo „rekonstytucji polskości”. PiS rządzi już pięć lat, stąd trudno mu cały czas twierdzić, że nie ma na nic wpływu i musi walczyć z minionym systemem. A jednak obozowi rządzącemu wciąż brakuje języka politycznego – a także, co ważniejsze, brakuje instynktów politycznych, które w naturalny sposób pozwoliłyby opisać zalety budowania trwałych instytucji politycznych na lata. Tego rodzaju myślenie nie jest kompatybilne z domyślnym modelem polityki PiS-u, ponieważ prowadziłoby ono do sytuacji, w której trzeba by uwzględnić w działaniu interesy więcej niż tylko jednej partii. Zamiast tego w naturalny sposób przychodzi działanie tak, jak gdyby opozycja miała nie istnieć, wyszukiwanie wewnętrznych i zewnętrznych wrogów, którzy mają rzekomo zagrażać wyśnionemu ładowi – który niby już istnieje, już tu jest, a który jednocześnie trzeba dopiero ustanowić w drodze rewolucyjnej zmiany.
Jeśli wygra Duda, jeśli wygra Trzaskowski
Jednak niezależnie od tego, czy wygra Duda, czy Trzaskowski, zwycięstwo nie będzie ostateczne. Jeśli wygra Duda, PiS może zyskać trzy lata nieprzerwanej władzy, do wyborów parlamentarnych w 2023 roku. Jednak opozycja pozostanie silna i liczna – około połowa wyborców zagłosuje w wyborach na jej kandydata. PiS tworzy iluzję, że reprezentuje lud, ale w rzeczywistości lud jest podzielony. Opozycja ma szanse zachować większość w Senacie, a z czasem może być coraz lepiej zorganizowana – w takim scenariuszu będzie musiała przeciwstawiać się kolejnym atakom PiS-u na prawa i wolności obywateli, co będzie wymuszać poszukiwanie coraz bardziej skutecznych form działania. Do tego władza Kaczyńskiego będzie ograniczona w wyniku rozmaitych wewnętrznych słabości jego własnej polityki. Na dłuższą metę, jedna z owych słabości wiąże się z tym, że PiS wygrywa w pierwszej kolejności dzięki głosom starszego pokolenia. Jednak młodsi wyborcy, którzy mniej chętnie głosują na PiS, będą mieli coraz więcej do powiedzenia. Wynika z tego, że z czasem partia będzie musiała się zmienić lub utracić władzę.
Jeśli wygra Trzaskowski, stanie naprzeciw silnego obozu władzy, który sprawuje bezpośrednią kontrolę nad przytłaczającą liczbą instytucji publicznych. W takim scenariuszu PiS z pewnością może faulować i próbować ograniczać kompetencje prezydenta. Nowe, rozszerzone interpretacje prawa mogą oznaczać nie tylko, jak dotychczas, zmianę ustroju bez zmiany ustaw, ale także nowe interpretacje istniejących ustaw, umożliwiające większą władzę bez wprowadzania nowej legislacji – aby uniknąć prezydenckiego weta. Atak PiS-u na niezależne sądownictwo może zostać do pewnego stopnia ograniczony – jednak problem ukształtowania Trybunału Konstytucyjnego, Krajowej Rady Sądownictwa oraz Sądu Najwyższego za władzy PiS-u nie będzie mógł zostać rozwiązany przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi, a być może nie zostanie rozwiązany nigdy. Jeśli wygra Trzaskowski, obóz rządzący może ulec dekonsolidacji, PiS może z czasem osłabnąć w wyniku wewnętrznych podziałów, żadna formacja nie istnieje wiecznie. Jednak nie byłoby rozsądne wyobrażać sobie, że PiS – jako symbol szeroko rozumianej formacji politycznej, która może istnieć pod różnymi nazwami – zniknie z dnia na dzień albo z miesiąca na miesiąc. A zatem trzeba myśleć o polityce w taki sposób, jak gdyby PiS miało wiele władzy, a także istniało, w takiej czy innej postaci.
Zadania na przyszłość
Tytuł książki „The End of the Liberal Mind” – książki na temat współczesnej polskiej polityki, wydanej właśnie przez „Kulturę Liberalną” dla międzynarodowej publiczności – może zatem wydać się zbyt pesymistyczny. Nie opisuje on jednak śmierci umysłu liberalnego, lecz zmierzch formacji intelektualnej, dla której stabilna polityczność Zachodu była naturalnym punktem odniesienia w myśleniu o teraźniejszości i kierunkach rozwoju polskiej polityki. Autorzy książki – Maciej Gdula, Iwan Krastew, Jarosław Kuisz, Rafał Matyja, Stefan Sękowski, Karolina Wigura, a wśród nich także ja – diagnozują w swoich esejach znaczenie pewnego historycznego momentu, w którym liberalno-demokratyczna przyszłość Polski stanęła pod znakiem zapytania.
W istocie, stanęła ona pod znakiem zapytania na długo przed 2015 rokiem. Postkomunistyczna transformacja wiązała się z procesem ucieczki od dawnego ustroju i dołączenia do zachodnich struktur politycznych oraz gospodarczych. Kiedy zmiana ustroju została dokonana, a Polska stała się częścią Zachodu, wraz z wejściem do NATO oraz UE – pole polityki otworzyło się na nowo, a polska scena polityczna była gotowa na nowy start. Zewnętrzne warunki, które określały dotąd podstawowe parametry transformacji, straciły na znaczeniu. Od tego momentu przyszłość polskiej polityki musieliśmy kształtować w większej mierze samodzielnie, a treść naszej polityki stała się funkcją jej dynamiki wewnętrznej. Krok od postkomunizmu do liberalnej demokracji trzeba było dopiero uczynić. Jest to zadanie, które pozostaje do wykonania, niezależnie od wyniku drugiej tury wyborów prezydenckich.