Za pierwszy utwór w historii literatury japońskiej uznaje się często wiersz ułożony przez cesarza Yūryaku, który według półlegendarnej tradycji panował w kraju Yamato w latach 456–479 (czyli na jego rządy przypada najczęściej przyjmowana data upadku Cesarstwa Rzymskiego, co odnotowujemy jako ciekawy zbieg okoliczności). Przypisywany mu wiersz otwiera najważniejszą antologię dawnej poezji japońskiej, „Man’yōshū” [Zbiór dziesięciu tysięcy liści]. W przekładzie Aleksandra Janty brzmi on:

Twój koszyczek, z twym pięknym koszyczkiem

twa łopatka, twa mała łopatka

panienko zrywająca zioła na zboczu wzgórza

spytałbym gdzie twój dom?

czy nie powiesz mi swego imienia?

ponad obszerną krainą Yamato

ja panuję tak rozlegle i szeroko

i ja sam twój pan powiem tobie

o mym domu i jakie mam imię

Można by powiedzieć, że początki zawsze są trudne. Ale znawcy twierdzą, że jest tu drugi, a może i trzeci poziom znaczeń, co z kolei dla nas oznacza, że już od samego początku japońska poezja odznaczała się wyrafinowaniem formalnym i treściowym, aczkolwiek było ono trudne do wykrycia dla osób nieznających się na rzeczy. Czy jednak takie utajenie nie jest wyznacznikiem każdej prawdziwej rafinady?

Godne uwagi – i łatwiej zrozumiałe, zwłaszcza tu i teraz – jest zróżnicowanie japońskiej literatury dworskiej ze względu na płeć osób piszących. Spontaniczne (przynajmniej pozornie) wyrażanie emocji i wrażeń widoczne w dziennikach i zapiskach dam dworskich było w tamtym świecie domeną kobiet, które pisały nie tylko inaczej niż mężczyźni, ale również używały innego systemu zapisu, bliższego ówczesnej realnej, żywej mowie. Mężczyźni natomiast tworzyli z reguły bardzo skonwencjonalizowane wiersze, zapisywane pismem niezrozumiałym dla większości ludzi, będące często przepustką do awansów w hierarchii dworskiej i antologizowane przez specjalnie do tego wyznaczonych rozkazami cesarskimi wysokich urzędników. Wiele spośród tych antologii, na czele z „Man’yōshū”, zachowało się do naszych czasów i czytając je, możemy obserwować, jak kolejne generacje dworzan-poetów prowadzą subtelny dialog z poprzednikami, emulując czy korygując użyte przez nich wyrażenia oraz czyniąc do nich niezliczone aluzje. Przypomnijmy, że wszystko to działo się w czasach, kiedy w Europie władca mógł otrzymać przydomek „Mądry”, jeśli umiał się podpisać pod dokumentem spisanym przez swoich kancelistów. Przypomnijmy też jednak dla równowagi, że pogrążona w estetycznym wyrafinowaniu klasa rządząca z epoki Heian była nadzwyczaj podatna na wpływy energiczniejszych jednostek, mniej zajętych komponowaniem kolejnych poezji, a bardziej wojaczką. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że ta dworska estetyzacja życia była jednym z bardziej skrajnych historycznych przypadków wyalienowania klasy wyższej w jej systemie społecznym.

Powracając zaś do spraw genderowych – szczególnie ciekawym przykładem ich powikłania w Japonii epoki Heian jest dworzanin i wysoki urzędnik cesarski Ki no Tsurayuki (872–945), który, pragnąc dać wyraz swojej realnej żałobie po zgonie córki, napisał dziennik podróży [Tosa nikki], stosując żeński rodzaj gramatyczny, kobiecy styl i kobiecą pisownię. Wygląda na to, że nie wypadało mu wyjść z konwencji literackich, pozostając zarazem mężczyzną. Tekst Tsurayukiego jest starannie zaprojektowaną kreacją, jego pierwsze zdanie brzmi „Powiadają, że pamiętniki – czy jak je tam zwą – piszą tylko mężczyźni, lecz oto i ja postanowiłam spróbować” (przekład Krzysztofa Olszewskiego), jak gdyby autor od razu rozpoczynał grę z czytelniczką. Ta gra z rolami płciowymi fascynowała autorów z XX wieku – na przykład Edmund White inspirował się podobno Tsurayukim, pisząc „Zapominanie Eleny”. Zresztą „Pamiętnik z Tosy” nie jest lamentacją nad utraconym dzieckiem, jak „Treny” Kochanowskiego – przeciwnie, trzeba go czytać uważnie, żeby w ogóle zauważyć jakieś oznaki żałoby autor(a)/ki po stracie córki. Stereotyp przedstawiający Japończyków jako ludzi, którzy są całkowicie „nieczytelni” emocjonalnie, ma głębokie korzenie. Poza tym Tsurayuki nie był amatorem – przeciwnie, musiał znać poezję doskonale nawet na tle swoich kolegów, ponieważ cesarz Daigo powierzył mu w roku 905 współredakcję jednej z ważnych antologii poetyckich. Poza tym sam również pisał regularne konwencjonalne wiersze. Przedsięwzięcie, jakim był „Pamiętnik z Tosy”, skądinąd opublikowany anonimowo, było zaś kolejnym chwytem w grach, które prowadzili ze sobą ci niewiarygodnie uwrażliwieni na słowo pisane ludzie sprzed kilkunastu wieków.

Gatunek nikki, który wybrał Tsurayuki dla swoich celów (nadając mu przy okazji formę, którą przejęły późniejsze autorki), jest bogato reprezentowany w dawnej literaturze japońskiej, a europejscy literaturoznawcy-genologowie mają problem z dopasowaniem dla niego jakiejś nazwy. Teksty należące do tego gatunku łączą bowiem cechy dziennika i pamiętnika – składają się na ogół z zapisów przywołujących przeszłość osoby piszącej, ale zapisy te mają precyzyjną datację. Mamy obecnie okazję, by zapoznać się z kolejnym zabytkiem japońskiego piśmiennictwa, właśnie z gatunku nikki, ponieważ Uniwersytet Mikołaja Kopernika wydał „Pamiętnik z Sarashiny”, spisany w pierwszej połowie XI wieku przez nieznaną nam z imienia córkę Sugawary Takasuego. Wydanie składa się z przekładu tego tekstu i obszernego komentarza napisanego przez tłumacza, znawcę tematu.

Tytuł polskiej edycji, „W świecie opowieści i snów”, jest w pełni adekwatny – tekst, spisany przez autorkę w jesieni życia, jest ubogi w warstwie faktograficznej. Składa się głównie właśnie z „opowieści” zasłyszanych przez ową damę na różnych etapach jej życia i z dokładnych opisów jej snów. Jeśli traktować go jako odzwierciedlenie sposobu życia autorki i jej warstwy społecznej, wyłania się z niego obraz grupy osób mających raczej niezbyt silny kontakt z rzeczywistością, pogrążonych w swoich wewnętrznych światach, które budowane były na opowieściach, snach – i na lekturach. Damy dworskie z epoki Heian kochały czytać. Oto jeden tylko cytat o czytaniu z „Pamiętnika z Sarashiny”: „Zaczęłam je [zwoje z «Opowieścią o Księciu Genji»] czytać nieomal w biegu, ale przeglądając tylko niektóre fragmenty, i tak niczego nie zrozumiałam. […] Wyciągałam i czytałam zwój po zwoju, pełna szczęścia, przy którym nawet bycie samą cesarzową nic by nie znaczyło. Przez cały dzień aż do zmroku, a także wieczorem przy zapalonym z boku kaganku, dopóki nie zmykały mi się oczy, wciąż czytałam. I nie wiedząc kiedy, nauczyłam się na pamięć wszystkich imion bohaterów, co uważałam za coś wspaniałego” [s. 35–36].

Można by z takich wzmianek w utworach starojapońskich ułożyć całą antologię. Instytucja czytania w świecie japońskiej kultury dworskiej była bujnie rozwinięta. Ale właściwie co owe wyrafinowane damy miały robić innego w swoim życiu? Żyły prawdopodobnie w nieświadomości tego, że trzeba zarządzać krajem i załatwiać mnóstwo spraw bieżących, o czym wiedzieli tylko ich mężowie, bracia i ojcowie, dla których czytanie i pisanie było istotne bardziej jako element gier statusowych niż jako samoistna czynność. Pogrążały się więc w lekturze i odrywały jeszcze bardziej od rzeczywistości, może trochę tak, jak w XIX i XX wieku pożeraczki tanich romansów, a w bieżącym stuleciu maniacy seriali z platform telewizyjnych. Przemieszanie realnej rzeczywistości i świata umysłu autorki żywionego lekturami – z przewagą tego drugiego – jest jedną z naczelnych cech „Pamiętnika z Sarashiny”.

Lecz i u tej delikatnej osoby znajdujemy obrazy bynajmniej nie idylliczne, a łańcuchy jej skojarzeń bywają czasem zastawiające. Przyjrzyjmy się bliżej epizodowi z kotkiem:

„Pewnej nocy w 5. miesiącu długo nie kładłam się spać, do późna czytając opowieści. Naraz usłyszałam donośne miauczenie. Ze zdziwieniem zobaczyłam bardzo ładnego kotka. Rozglądałam się, skąd też mógł przyjść. Moja starsza siostra powiedziała: «Cicho, nic nikomu nie mów! To niezwykle miły kot. Może byśmy go nakarmiły». [Następnie obie przygarniają kotka i ukrywają go przed innymi ludźmi.] Moja chora siostra przebudziła się i rzekła: «Co się dzieje?… A kot? Przynieś go tutaj!» – Spytałam dlaczego. – «Śniło mi się, że ten kot przyszedł do mnie i powiedział: Jestem istotą, którą stała się [po swej śmierci] córka starszego radcy». […] Pewnego razu, kiedy byłam sama, kotek usiadł przede mną, pogłaskałam go i tak do niego przemówiłam: «Więc raczy tu przebywać córka radcy dworu. Może by go o tym powiadomić?». Kot przyglądał mi się z uwagą i miauczał. I czy to jakieś przeczucie w sercu, czy oczy mnie zwodziły, ale to nie był zwyczajny kot… Wydawało mi się, że rozumiał, co mówię” [s. 39–40].

Autorka zaczyna więc dostrzegać w kotku zmarłą córkę radcy dworu pod wpływem snu swojej siostry. Niestety, dalsze losy zwierzęcia są smutne i podsumowuje się je zwięźle:

„Pewnego razu w 4. miesiącu następnego roku w środku nocy wybuchł pożar. Spłonął w nim także kotek, o którym myślałyśmy, że jest córką starszego radcy dworu. Kiedy wołałyśmy do niego «Córko radcy dworu!», przysłuchiwał się temu ze zrozumieniem, miauczał i przybiegał, tak że nawet nasz ojciec mówił: «To niezwykłe i wzruszające. Może trzeba powiedzieć o tym radcy dworu?» Było mi naprawdę smutno i żal” [s. 42].

Okazuje się więc, że nawet w świecie łagodnej melancholii japońskich dam dworu z czasów Bolesława Chrobrego nietrudno jest odnaleźć ślady wszechobecnego w dziejach ludzkości Grand Guignolu.

 

Książka:

Adam Bednarczyk, „W świecie opowieści i snów. Wokół «Pamiętnika z Sarashiny» córki Sugawary Takasuego”, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2019.

 

* Ilustracja użyta na stronie głównej: „Kobieta czytająca książkę”, Utamaro Kitagawa (1753–1806). Fot. Rawpixel. Źródło: Wikimedia Commons (CC BY-SA 4.0).