W tygodniku polityczno-informacyjnym „Perspektywy” znajduję opis Nadzwyczajnego Zjazdu PZPR. Jego mottem, stwierdzał wstępniak, powinno być słowo „prosto”, uderza ono bowiem w „skrzydła” partii, które utrudniają sprawowanie przez nią przywódczej roli w państwie. Potwierdza także wolę kontynuacji odnowy oraz określa tej odnowy charakter i kierunek.

Zmierzając prosto do ściśle określonego celu, partia potrzebowała, zdaniem autora, przede wszystkim jedności, „ona bowiem stanowi o jej sile, jest rękojmią spełnienia przez partię roli kierowniczej w państwie”. W osiągnięciu tej upragnionej jedności główną przeszkodę stanowili rozmaici „rewizjoniści i lewacy”, czyli „reformatorzy budujący pozastatutowe struktury porozumień” i „krytycy o zawężonym do wiary w dogmat myśleniu”.

Do jedności można było dojść, rzecz jasna, tylko drogą walki. Walki ze wszystkimi wrogami na raz, „niezależnie od tego, czy pod sztandar totalnej negacji systemu się zaciągnęli, czy tylko pod proporzec zagrożenia jego fragmentu”. Droga wytyczona była prosto, mówił I sekretarz KC, „ni w lewo, ni w prawo, a prosto. Właśnie prosto”. Dzisiaj wiemy, dokąd ta droga prowadziła. Nie prowadziła tam, gdzie wtedy, w lipcu 1981 roku, pierwszy sekretarz sądził.

W dwudniowych obradach „zespołów problemowych” IX Nadzwyczajny Zjazd PZPR wykuł swój intelektualny miecz przeciw wrogom prostej ścieżki prawdy. Jeden zespół zajmował się „praworządnością i demokracją w funkcjonowaniu państwa”. Praworządność, według dyskutantów, była równoznaczna z „silną władzą”, która jako jedyna mogła sprostać trudnym zadaniom państwa „w atmosferze napięć, nacisków i często braku jakże potrzebnego zaufania”. „Pasywność władzy” wobec „nieodpowiedzialnych nacisków” została surowo skrytykowana, na tej podstawie mianowicie, że mogła ona doprowadzać do porozumień, które podważają siłę państwa wynikającą z jego „konstytucyjnych uprawnień”.

Delegaci Zjazdu podkreślali ponadto, że praworządność jest pojęciem obustronnym, albowiem „powinna być przestrzegana zarówno przez władze, jak i przez obywateli”. „Musimy dążyć – stwierdzali – do silnego państwa, z którym nie będzie można prowadzić walki podjazdowej, prowokować i przypierać do muru w imię nierozsądnych i nierealnych żądań”, ani też atakować jego „konstytucyjnych uprawnień”.

Kilka stron dalej, w dziale „idee i poglądy”, Jerzy J. Wiatr wyjaśniał swoim czytelnikom, na czym polega prawdziwa demokracja. Otóż, nie jest nią „działanie wymierzone w uprawnienia władz […], uczynienie z nich swego rodzaju parawanu, za którym anonimowa lub luźno tylko zorganizowana masa będzie przeprowadzała swoją, najczęściej niezbyt określoną, wolę”. Z kolei „nie ma nic wspólnego z demokracją ustawiczne rzucanie władzom kłód pod nogi, krępowanie ich możliwości działania”.

Na podstawie tych teoretycznych rozważań pan Wiatr sformułował przestrogę, którą chciał, żeby wszyscy Polacy wzięli sobie do serca. Ponieważ najwyraźniej nie wszyscy wysłuchali tej przestrogi, chciałbym ją dzisiaj przywołać raz jeszcze, w nadziei, że mądrość niegdysiejszych mężów stanu nie zostanie całkiem zaprzepaszczona, a obywatele dziś żyjący znów będą mogli z niej skorzystać:

„Wszyscy chcemy, by rząd […], by wszystkie władze polityczne dobrze, skutecznie działały. Czy rzeczywiście wszyscy? Czy chcą tego również ci, którzy zmuszają te władze do ustawicznego «gaszenia pożarów»? Ci, którzy władzom tym starają się odebrać jak najwięcej uprawnień, uczynić je tylko parawanem dla działalności innych? Wszyscy wiemy, że takie zjawiska istnieją. Wiemy, że są też publicyści i teoretycy – na skrajnym skrzydle niektórych nowych organizacji społecznych – którzy czynią z takich działań wręcz program polityczny. Warto postawić jasno sprawę. To nie jest działanie na rzecz demokracji. Jest to działanie przeciw demokracji, na rzecz albo rozkładu państwa, albo powrotu do autokratycznych sposobów rządzenia. Zupełnie niezależnie od tego, czy zwolennicy władzy słabej chcą, czy nie chcą takich następstw, czy zdają sobie z nich sprawę, czy też żyją w upojnym zaślepieniu”.

No nie wiem – siła perswazji?

Źródło: Perspektywy, nr 30 (621), 24 lipca 1981.

 

Ikona wpisu: Wikimedia Commons.