Kiedy na początku roku w Europie szalała pierwsza fala pandemii, w kolejnych państwach zaczęto nakładać coraz to nowe restrykcje. Paradoksalnie zrodziło się dzięki temu wiele nowatorskich pomysłów na to, jak trafić z kulturą pod strzechy. We Włoszech na przykład grupa aktorów wpadła na pomysł, by co wieczór czytać dzieciom przez telefon bajki. Akcję z sukcesem zrealizowano: codziennie między godziną szesnastą a dwudziestą aktorzy dzwonili do maluchów, które wcześniej się zgłosiły, i czytali im jeden tekst. Pomysłodawców zapewne zainspirował tytuł zbioru, który wybrali jako lekturę na dobranoc – „Favole al telefono” [Bajki przez telefon]. Dlaczego jednak sięgnęli akurat po tę książkę? Dla Włocha odpowiedź jest oczywista: dlatego że jej autorem jest Gianni Rodari, jeden z najważniejszych twórców włoskiej literatury dziecięcej. Poza tym, co nie bez znaczenia, w 2020 roku przypada setna rocznica urodzin pisarza.
Ucieczka w świat lektur
Urodzin, które miały miejsce w mieście Omegna na północy Włoch, w rodzinie robotniczej. Warto o tym pamiętać, bo fakt ten miał niebagatelny wpływ na twórczość pisarza. Ze względu na to, że ojciec Gianniego, będący z zawodu piekarzem, zmarł, gdy jego syn miał zaledwie osiem lat, to na surowej i despotycznej matce spoczął obowiązek wychowania chłopaka i jego dwóch braci. Doświadczenie rygoru panującego w domu rodzinnym i w seminarium, do którego Gianni uczęszczał między jedenastym a czternastym rokiem życia, było dla młodego chłopaka doświadczeniem formacyjnym. Ucieczki przed sztywnymi ramami, które usiłowano mu narzucić, szukał w książkach. Pochłaniał ich mnóstwo i każdego rodzaju: od pozycji poświęconych religii i sztuce, przez te filozoficzne, aż po literaturę piękną.
W wieku lat siedemnastu Gianni został nauczycielem w wiejskiej szkole. W tym czasie zaprzyjaźnił się z miejscowymi zwolennikami komunizmu. W czasie wojny, wyłącznie ze względów pragmatycznych, związał się jednak ze środowiskami faszystowskimi: jako student należał do włoskiej młodzieżowej organizacji faszystowskiej Gioventù Italiana del Littorio, a później również do Narodowej Partii Faszystowskiej. Do tej ostatniej, jak podają źródła biograficzne, zapisał się tylko po to, by zdobyć posadę dyplomowanego nauczyciela – podobnie jak jego ojciec, Gianni był krytyczny wobec faszyzmu, bo w dorosłym życiu podstawowe znaczenie miała dla niego wolność jednostki, którą faszyzm ograniczał. Do wystąpienia z szeregów organizacji faszystowskich skłoniły jednak Rodariego nie jego osobiste przemyślenia, a dwa konkretne wydarzenia: strata dwóch bliskich przyjaciół i uwięzienie jego brata w niemieckim obozie koncentracyjnym. Po zerwaniu z reżimem Gianni zapisał się do Włoskiej Partii Komunistycznej i stał się członkiem włoskiego ruchu oporu.
Językowa rewolucja
Po wojnie komunizm nie przestawał go fascynować, dlatego szukając pracy, młody Gianni Rodari skierował swoje kroki do redakcji komunistycznego periodyku „L’Unità”. Choć został przyjęty na stanowisko reportera politycznego, dość szybko poproszono go o pisanie tekstów dla dzieci – był bowiem jedynym członkiem redakcji, który miał jakiekolwiek doświadczenie w pracy z najmłodszymi. Po dwóch latach WPK powierzyła mu posadę edytora nowego magazynu dla dzieci, „Il Pioniere”. W następnym roku Rodari opublikował swoje pierwsze książki skierowane do najmłodszych: „Il Libro delle Filastrocche” [Książka z rymowankami] złożoną z wierszy publikowanych na łamach czasopism i „Il Romanzo di Cipollino” [„Opowieść o Cebulku” wydana w Polsce w 1954 roku], które szybko przyniosły mu rozgłos.
Od tego momentu kariera Rodariego jako pisarza powoli nabierała rozpędu. Co jakiś czas publikował we Włoszech kolejne dzieła, a te szybko zaczęły być tłumaczone na języki obce – przede wszystkim na języki państw należących do bloku wschodniego, w tym na polski. Z uwagi na zaangażowanie polityczne pisarza nie powinno to dziwić, choć trzeba w tym miejscu przyznać, że Rodari nigdy nie ukrywał swojego antystalinizmu i krytycznego stosunku do tego, w jaki sposób komunizm wcielany jest w życie w ZSRR. Przełomowym momentem w karierze pisarza były rok 1960, kiedy ukazał się jego głośny zbiór wierszy dla dzieci, i rok 1962, gdy pojawiły się „Favole al telefono”, które z miejsca stały się hitem sprzedażowym. To właśnie wtedy Rodari zdobył rozgłos również wśród osób spoza jego środowiska ideologicznego. W 1970 roku otrzymał zaś za swoją twórczość największe wyróżnienie, jakie może otrzymać twórca literatury dziecięcej: Medal im. Hansa Christiana Andersena. Zmarł w Rzymie dziesięć lat później.
Co zadecydowało o tym, że obecnie, czterdzieści lat po jego śmierci, Gianniego Rodariego uznaje się za jednego z najważniejszych włoskich twórców literatury dziecięcej? Przede wszystkim zrewolucjonizował on wcześniejszy nienaturalny i zmanierowany język książek dla najmłodszych. Pisząc z myślą o dzieciach z nizin społecznych, Rodari posługiwał się frazą, która była dla nich przystępna i zrozumiała. Nie oznacza to jednak, że unikał gier lingwistycznych – wprost przeciwnie. Lubił choćby żarty słowne mające swoje źródło w błędach językowych i chętnie się nimi posługiwał, żeby ośmielić dzieci mające gorszy dostęp do edukacji, pokazując im, że błędy mogą być przejawem kreatywności. Co nie bez znaczenia, to właśnie w latach 60. we włoskich szkołach wprowadzono reformę, która miała uczynić je bardziej przystępnymi dla dzieci z biednych rodzin robotniczych. Nie pozostawało to bez wpływu na postawę i założenia twórcze Rodariego, który na bieżąco śledził aktualne nurty w pedagogice.
Człowiek, którego imię jest wymawiane, pozostaje przy życiu
Główne założenia tej twórczości polskiemu czytelnikowi najłatwiej będzie prześledzić na przykładzie wydanej w bieżącym roku „Był sobie dwa razy baron Lamberto, czyli tajemnice wyspy San Giulio” (to już drugie wydanie tej książki, pierwsze ukazało się w tym samym wydawnictwie Muchomor w roku 2004), napisanej na dwa lata przed śmiercią Rodariego i dzięki temu w możliwie pełny sposób obrazującej jego postawę twórczą. Głównym bohaterem książki jest tytułowy baron Lamberto, człowiek bardzo zamożny i jeszcze bardziej schorowany. Poznajemy go, gdy ma dziewięćdziesiąt trzy lata. Mieszka w ogromnej willi na wyspie San Giulio – niby samotnie, choć nie do końca, bo przez cały czas towarzyszy mu sztab służących, kucharzy, ogrodników i zaufany kamerdyner Anzelm.
Ale nie tylko. Już na samym początku tej krótkiej powieści dowiadujemy się, że na poddaszu willi barona mieszka oprócz tego sześć osób, którym płaci on ciężkie pieniądze za to, żeby na przemian powtarzały jego imię: „Lamberto, Lamberto, Lamberto…”. Po co? Otóż okazuje się, że pewien arabski starzec powiedział kiedyś baronowi pewną mądrość: „Człowiek, którego imię jest wymawiane, pozostaje przy życiu” – i Lamberto postanowił sprawdzić, czy to faktycznie działa. Nikt jednak nie spodziewał się, że zwykłe powtarzanie imienia przez przypadkowe, zatrudnione do tego osoby faktycznie poskutkuje, a w dodatku że baron zacznie młodnieć w zastraszającym wręcz tempie: „Przed kilkoma tygodniami był starcem, który trzymał się na nogach dzięki lekarstwom i słynnym laskom o złotych rękojeściach, a teraz proszę, oto mężczyzna w pełni sił, niemal młodzieniec, wyprostowany, wysoki, jasnowłosy, atletyczny”. Młodnienie barona jest przyczyną komplikacji biegu i tak dość zaskakujących zdarzeń – przede wszystkim z perspektywy jego żądnego spadku siostrzeńca Ottavia, który postanawia „zaopiekować się” wujem, bandytów, którzy w pewnym momencie postanawiają wziąć barona jako zakładnika, i dyrektorów banków, w których Lamberto przechowuje swoją fortunę, gdy okazuje się, że weryfikacja jego tożsamości sprawia nie lada problemy…
Kiedy to, co fantastyczne, staje się prawdopodobne
Pierwszym, co rzuca się w oczy podczas lektury tej opowieści, jest nagromadzenie fantastycznych zdarzeń, które pozostają mocno zakorzenione w realiach współczesnych pisarzowi Włoch. Takie zderzenie powoduje, że rzeczy fantastyczne sprawiają wrażenie prawdopodobnych. Postrzegamy je dzięki temu jako coś, co należy interpretować zgodnie z zasadami logiki – tyle że nie logiki rozsądku, ale przedziwnej logiki fantazji, której istnienia doszukiwał się konsekwentnie Gianni Rodari. Pozwala to wyjść poza utarte schematy myślenia. Dodatkową zaletą jest fakt, że znacznie łatwiej jest zafascynować czytelnika (zarówno małego, jak i dużego) tym, co fantastyczne i nieznane, niż tym, do czego zdążył on już przywyknąć w życiu codziennym.
Poza tym świat wyobraźni – a jej właśnie przecież trzeba użyć, gdy wchodzą w grę elementy fantastyczne – to jedna z nielicznych przestrzeni, w której każdy człowiek może poczuć się wolny. „Wolność” zaś to drugie słowo kluczowe w twórczości Gianniego Rodariego. Wybrzmiewa ono w zakończeniu „Był sobie dwa razy…”, w momencie gdy baron Lamberto, który pod koniec książki ma zaledwie kilka lat, zastanawia się nad tym, co chciałby robić w życiu. Przez głowę przechodzą mu różne plany na przyszłość: „Chcę zostać artystą cyrku konnego. Zawsze o tym marzyłem i tym razem mam całe życie przed sobą, żeby spełnić swoje marzenie. […] Będę linoskoczkiem, akrobatą, trampolinistą, będę tańczył na linie, ujarzmiał lwy i słonie, będę klaunem, będę grał na trąbie i na bębnie, będę tresował foki, psy, pchły i dromadery…”. Nikt z obecnych wokół barona dorosłych nie doradza mu w wyborze – należy on wyłącznie do samego zainteresowanego.
Wolność przewija się także w epilogu. Narrator przyznaje w nim otwarcie, że ma świadomość tego, że zakończenie historii o baronie Lambercie nie każdemu się podoba – i namawia czytelników do napisania własnego zakończenia, zachęcając: „Słów nigdy nie należy się bać”. Niezależnie od tego, czy występujemy w roli twórcy, czy w roli czytelnika. Moment lektury jest przecież chwilą, w której i my doświadczamy twórczej swobody. Tak też postrzegał go Gianni Rodari: „Lektura jest albo chwilą życia, chwilą wolną, pełną, bezinteresowną, albo jest niczym”. Jego książki – pełne ciepłego humoru umilającego chwile czytania – stanowią zachętę do tego, by się o tym przekonać.
Pisząc tekst, korzystałam przede wszystkim z artykułu Marii Luisy Salvadori „Apologizing to the Ancient Fable: Gianni Rodari and His Influence on Italian Children’s Literature” opublikowanego 2 kwietnia 2002 roku w czasopiśmie akademickim „The Lion and the Unicorn” i artykułu Anny Momigliano „Famous in Italy, Rodari Reaches U.S. Shores With «Telephone Tales»” opublikowanego 5 września 2020 roku w „The New York Times”.
Książka:
Gianni Rodari, „Był sobie dwa razy baron Lamberto, czyli tajemnice wyspy San Giulio”, przeł. Jarosław Mikołajewski, il. Ewa Poklewska-Koziełło, wyd. Muchomor, Warszawa 2020.