W galerii średniowiecznych papieży – a jest w niej prawie sto siedemdziesiąt osób, od Symplicjusza (468–483) do Aleksandra VI Borgii (1492–1503) – można odnaleźć wiele fascynujących postaci, wśród których trafiają się typy jak gdyby poprzedzające bohaterów wymyślonych setki lat później przez markiza de Sade, ale też takie, które mogą nas dziś interesować z powodów innych niż obyczajowo-skandaliczne.

Na przykład pewien kardynał, Lotariusz, hrabia Segni, napisał około 1195 roku krótki utwór o pogardzie świata i nędzy ludzkiego losu, tak gorzki w wymowie, że można go dziś uznać za symptom depresji. Ten sam Lotariusz okazał się jednak – pod imieniem Innocentego III (1198–1216) – jednym z najbardziej energicznych i władczych biskupów Rzymu, co stanowi ciekawy przyczynek do nierozstrzygalnej na ogół kwestii: „co naprawdę myśli i czuje papież”. Na drugim krańcu skali operatywności można z kolei postawić Celestyna V, który ustąpił z tronu papieskiego po pięciu miesiącach pontyfikatu w grudniu 1294 roku, prawdopodobnie z powodu niechęci do kierowania machiną kościelną, silnej zwłaszcza po tym, jak przekonał się osobiście o zasadach jej działania. Jego bojaźliwość znalazła uznanie u Petrarki, ale tak rozeźliła Dantego, że umieścił Celestyna (którego imię oznacza „niebiański”) w przedsionku Piekła jako tego, „co z trwogi wielką skaził się odmową” – przynajmniej tak sądzi większość badaczy, gdyż postać ta nie została w „Komedii” nazwana z imienia.

Niestety, mało wiemy również o życiu wewnętrznym innego przywódcy katolików z grupy „działaczy”, Grzegorza VII (urodzonego jako Hildebrand, ok. 1015/20–1085, papież od 1073). A szkoda, bo jego rządy przypadły na najbardziej gorącą fazę sporu o inwestyturę, będącego w pewnym sensie średniowiecznym odpowiednikiem konfliktu supermocarstw. Spór co do zasady dotyczył tego, kto ma prawo mianowania biskupów na obszarze Rzeszy, papież czy cesarz, lecz w istocie jego sednem była walka o najwyższe przywództwo w świecie zachodniego chrześcijaństwa. Krucha równowaga między władzą świecką cesarzy a duchowną papieży załamywała się wówczas bardzo często, ponieważ obu stronom konfliktu szło o zdobycie i utrzymanie władzy politycznej. W biografii Grzegorza VII napisanej przez wybitnego włoskiego mediewistę Glauco Cantarellę i wydanej właśnie po polsku przez Państwowy Instytut Wydawniczy można zaś znaleźć rzeczowe sprawozdanie z tej ostrej, a niekiedy brutalnej gry.

Ponieważ jednak chodzi tu o wydarzenia sprzed wielu wieków, znów, jak to na ogół bywa w książkach o średniowieczu, w ramach tego sprawozdania przesuwa nam się przed oczami szereg bladych cieni o powtarzających się imionach wynotowanych z kronik. Nadanie im realności wymaga sporo wysiłku – może dlatego tak popularne są w naszych czasach powieści, których akcja toczy się w wiekach średnich, tam bowiem robotę wykonują za czytelników ich autorzy, choć nieczęsto jest to robota wykonana dobrze. Przepełniony pustymi personaliami styl piśmiennictwa mediewistycznego sparodiował kiedyś Miron Białoszewski w utworze „Wyprawy krzyżowe z Drugiego programu Teatru Osobnego”. A powieściowy obraz sporu papieża Grzegorza VII z cesarzem Henrykiem IV przedstawił w literaturze polskiej Teodor Jeske-Choiński, zapomniany i niesympatyczny rywal Sienkiewicza, pisząc powieść „Tiara i korona”, wydaną po raz pierwszy w 1900 roku. Czyli, jak zawsze, można czytać a czytać, mając nadzieję na dotknięcie żywej przeszłości przez te wszystkie tekstowe zasłony.

Zresztą w tej samej serii, w której wyszła teraz biografia Grzegorza VII, ukazała się w 2000 roku również biografia jego oponenta. Można więc też ustawić obu rywali obok siebie na półce i śledzić z obu stron przebieg ich konfliktu, będącego walką nie tylko dyplomatyczną, lecz również jak najbardziej militarną, w której na przemian cesarz detronizował papieża, terroryzując Rzym swoimi wojskami, a papież ekskomunikował cesarza, wyrzucając go w ten sposób poza nawias wspólnoty społecznej.

W ogóle były to czasy dla nas raczej egzotyczne pod względem procedur elekcyjnych najwyższego kapłana Zachodu. Konklawe w znanej dziś postaci miało się uformować znacznie później, zaś w XI wieku papieży wciąż jeszcze niekiedy wybierał lud rzymski na drodze aklamacji (tak właśnie wybrano Hildebranda) albo wyłaniano ich w trakcie zdecydowanie świeckich negocjacji między możnowładcami. Wielu z nich nie miało wyższych święceń. Co zaś do sławnej sceny poniżenia złamanego Henryka IV, który podobno klęczał przez trzy dni na śniegu przed bramą rezydencji papieskiej ubrany w wór pokutny, to w naszych czasach trzeba by sporej fantazji, aby wyobrazić sobie analogiczną sytuację między przywódcami państw.

Średniowiecze ma też jednak wiele całkiem współczesnych smaczków. Autor biografii Hildebranda, wprowadzając odbiorców w klimat epoki, pisze między innymi o sławnym opactwie w Cluny założonym na początku X wieku, jednym z najważniejszych miejsc życia religijnego średniowiecznej Europy, promieniującym na wszystkie kraje katolickie: „Dziewictwo nie było wprawdzie stanem, który – według Ojców Kościoła – odnosiłby się do mężczyzn, lecz mnisi kluniaccy przyjęli je za swój znak rozpoznawczy, za szczególną prerogatywę i w ten sposób przekształcili swą wspólnotę we wspólnotę aniołów na ziemi, gdyż tylko aniołowie byli dziewiczy w swej istocie. Czyniło to ich modlitwy czystsze [właściwie: czystszymi] niż jakiekolwiek inne modły” [s. 45, przekład Marii Radożyckiej-Paoletti].

Ten piękny obraz przebóstwionych w czystości mnichów kontrastuje jednak nieco z zawartością penitencjałów, czyli zbiorów przepisów dotyczących pokuty za popełnione grzechy. Takich zbiorów powstały w średniowieczu dziesiątki, a ich obszerne cytowanie byłoby zapewne nużące (można je czytać w tłumaczeniach opublikowanych w piątym tomie Synodów i Kolekcji Praw, „Libri poenitentiales – Księgi pokutne”, Wydawnictwo WAM, Kraków 2011). Oto pierwszy z brzegu fragment, pochodzący z księgi pokutnej świętego Kolumbana (VI wiek): „Gdyby ktoś [z braci zakonnych] popadł w największe zatracenie i spłodził dziecko, winien pokutować przez siedem lat na wygnaniu o chlebie i wodzie. […] Gdyby ktoś natomiast dopuścił się nierządu z kobietami, nie spłodził dziecka i nie doszło to do wiadomości ludzi, jeśli to duchowny [clericus] [winien pokutować] trzy lata, mnich lub diakon pięć lat, kapłan siedem, biskup dwanaście” [wyd. cyt., s. 33]. Jak widać, demony władzy i seksu nie spały nigdy.

Ale co nas to wszystko może dziś obchodzić? Jakie znaczenie może dla nas mieć coś, co się działo tysiąc i więcej lat temu? Dobre rozumienie szczegółów sporu o inwestyturę, którego punktem szczytowym był epizod z Canossy, wymaga specjalistycznej wiedzy mediewistycznej. Chodzi tu jednak o pewien znacznie bardziej ogólny problem, który jest aktualny w każdej epoce ludzkiej historii. Pytanie brzmi – jaka fundamentalna zasada zezwala jednym ludziom na to, aby rządzili innymi? I na to pytanie nikt nigdy nie udzielił odpowiedzi, która by wszystkich przekonała.

 

Książka:

Glauco Maria Cantarella, „Grzegorz VII”, przeł. Maria Radożycka-Paoletti, PIW, Warszawa 2021, Biografie Sławnych Ludzi.