Znamy ten schemat bardzo dobrze. PiS powtarza: opozycja nie jest demokratyczna – nie pogodziła się z wynikiem wyborów. Zgodnie z tym sposobem myślenia Zjednoczona Prawica po prostu wygrała wybory parlamentarne i może robić wszystko, co jej się podoba. Jeśli wyborcy nie będą z tego zadowoleni, to najwyżej odwołają władzę w wyborach. Z kolei opozycja odpowiada na to: PiS nie jest demokratyczne. Może rządzić w granicach określonych przez Konstytucję oraz ustawy. Oznacza to, że – oczywiście! – może realizować własny program, natomiast wyborcy dają władzy mandat do rządzenia w odpowiednich granicach, które PiS narusza.

Owe dwa podejścia pomaga w jasny sposób odróżnić Pierre Rosanvallon. W książce „Dobre rządy” francuski politolog wychodzi od twierdzenia, że w związku z historycznymi doświadczeniami ewolucji ustrojów politycznych – najwięcej miejsca poświęca, rzecz jasna, własnemu krajowi – potrzebujemy współcześnie „nadać taką formę demokracji, żeby nie mogła obrócić się przeciwko sobie samej”. Oznacza to, że powinniśmy nieco poszerzyć jej istniejącą koncepcję.

Rosanvallon odróżnia zatem dwa modele demokracji. Pierwszy z nich określa mianem „demokracji przyzwolenia”. W modelu tym lud daje w dniu wyborów zgodę na rządzenie – i tyle. Jak wiemy z historii, problem z takim modelem polega na tym, że skutkuje on zwiększeniem znaczenia władzy wykonawczej, która zaczyna twierdzić, że ucieleśnia wolę ludu, jak w przypadku francuskiego cezaryzmu w XIX wieku. Słowem, powoduje to przekształcanie się ustrojów parlamentarno-gabinetowych w reżimy prezydenckie, nieliberalne, a nawet autorytarne.

Drugi model nazywa Rosanvallon „demokracją sprawowania władzy”, czyli tytułowych „dobrych rządów”. Jest to koncepcja uzupełniająca zasadę demokracji przyzwolenia, ponieważ obok aktu wyrażenia przez lud zgody na rządzenie model opisuje właściwą relację między rządzącymi a rządzonymi. A zatem demokracja przyzwolenia istnieje punktowo, w dniu wyborów, a demokracja sprawowania władzy istnieje w sposób ciągły. W demokracji przyzwolenia działania rządu legitymizuje już sam tylko fakt zwycięstwa wyborczego, a w koncepcji dobrych rządów legitymizacja zależy również od określonego – demokratycznego – sposobu sprawowania władzy. Jak ujmuje rzecz Rosanvallon, głos ludu wybrzmiewa raz na jakiś czas, zaś oko ludu jest stale otwarte.

W tej chwili nie musimy zastanawiać się szczegółowo nad zasadami, na których powinna opierać się owa optymalna relacja między rządzonymi a rządzącymi. Francuski autor nie tylko przedstawia istniejące mechanizmy polityczne, które można by łatwo powielać, lecz również formułuje zadanie na przyszłość. Jego celem jest wzmocnienie wśród obywateli poczucia sprawczości, a tym samym wzmocnienie legitymizacji systemu demokratycznego. Na przykład, Rosanvallon pisze o znaczeniu zasady czytelności sfery politycznej – która obejmuje regułę jawności działania instytucji publicznych.

W tym miejscu istotne jest tyle, ile możemy znaleźć w następującym cytacie z jego książki: „demokracja nie może już ograniczać się do legitymizacji poprzez wybory; taka legitymizacja nie daje nieobwarowanego żadnymi warunkami zezwolenia na rządzenie. Centralne znaczenie ma obecnie sposób sprawowania władzy. Nasze systemy polityczne są określane jako demokratyczne, bo są uświęcane poprzez wybory, ale obywatele czują, że są rządzeni demokratycznie tylko wtedy, kiedy rządzący w swoim działaniu spełniają jasno określone wymogi przejrzystości, odpowiedzialności, rozliczania się, odzwierciedlania zróżnicowania społecznego czy wsłuchiwania się w głos obywateli”.

A teraz zwróćmy uwagę na trzy przykłady działania polskich władz. Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej właśnie stwierdził w odpowiedzi na wniosek Zbigniewa Ziobry, że Europejski Trybunał Praw Człowieka nie może badać legalności powołania sędziów TK. Wyraża się w tym odmowa kontroli sposobu rządzenia w Polsce przez niezależną instytucję, działającą na podstawie umowy międzynarodowej. Z kolei, w TK na orzeczenie czeka również wniosek pierwszej prezes Sądu Najwyższego w sprawie ustawy o dostępie do informacji publicznej, którego uwzględnienie może poważnie ograniczyć zasadę jawności życia publicznego. W sprawie walki z pandemią, PiS kapituluje przed ruchem antyszczepionkowym wbrew jasnemu interesowi publicznemu oraz zaleceniom Rady Medycznej przy premierze, ponieważ najwyraźniej nie chce zezłościć części przychylnego partii elektoratu, a także grupy antyszczepionkowo nastawionych posłów we własnych szeregach.

Podobnie jest zresztą w odniesieniu do głośnej ostatnio sprawy wiceministra sportu Łukasza Mejzy, który miał robić biznes na oszukiwaniu rodzin śmiertelnie chorych dzieci. To nie wszystkie bulwersujące historie, które dotyczą tego polityka. A jednak wiceminister w dalszym ciągu nie utracił stanowiska, ponieważ – jak to sam barwnie ostatnio określił – wisi na nim koalicja rządowa, której brakuje głosów w parlamencie. Czy należy przyjąć, że wyborcy zgadzają się na taki sposób działania władz publicznych, ponieważ oddali w 2019 roku głos w wyborach?

To wszystko są odrębne sprawy: niezależna kontrola działań władzy, jawność życia publicznego, uwzględnianie w działaniu rządu dobra obywateli niezależnie od przynależności partyjnej. Jednak w każdym przypadku pokazują one znaczenie przekonania, że współczesna demokracja to nie tylko moment głosowania, lecz również działanie zgodnie z określonym standardem dobrego rządzenia; rodzaj relacji między rządzącymi a rządzonymi, który powinien przejawiać się w ciągły sposób w toku sprawowania władzy. Rząd PiS-u powinien przyjąć, że sprawuje władzę gościnnie przez kilka lat – jak każdy rząd w demokracji – żeby służyć wszystkim Polakom, również tym, którzy na tę partię nie głosowali. Bez tego nie będzie możliwe solidne, poważne państwo, o którym rzekomo marzy prawica, a tylko kleptokracja.