Dziś można powiedzieć, że było wiele sygnałów. Retoryka Kremla – skierowana tak do rosyjskich odbiorców, jak i do opinii publicznej poza Rosją – stawała się od lat coraz bardziej mocarstwowa i antyzachodnia. Ukraina była w tej narracji stale obecna jako część nacjonalistycznego, wielkorosyjskiego, autorytarnego projektu reżimu Putina. W tym sposobie myślenia nie było miejsca na Ukrainę, która prowadziłaby politykę niezależną od Rosji i odniosła gospodarczy sukces.
Wedle słów prezydenta Rosji największą katastrofą geopolityczną jego czasów był rozpad ZSRR. W ramach zemsty i przez analogię – dla nas, ludzi Zachodu, taką tragedią ma być rozpad istniejącego ładu międzynarodowego, w tym upadek liberalnej demokracji.
Według wyobrażeń Władimira Putina, Rosja nie może pogodzić się z dołączeniem dawnych państw bloku wschodniego do NATO czy Unii Europejskiej. Jak głosi memorandum opublikowane niedawno przez Rosję, Putin domaga się powrotu relacji międzynarodowych do rzeczywistości sprzed 1997 roku – wtedy zawarto porozumienie o współpracy i bezpieczeństwie między Federacją Rosyjską z Sojuszem Północnoatlantyckim. Skoro według Putina takiej współpracy być nie może – dla nas też nie ma powrotu do lat dziewięćdziesiątych i będziemy rozszerzającym się Sojuszem.
Putin doszedł do władzy za późno, dlatego nie mógł sabotować drogi na Zachód krajów bałtyckich oraz tych z Europy Środkowej. Lecz w 2004 roku, kiedy był już prezydentem, a Ukraina wybrała drogę w tym samym kierunku, przelała się czara goryczy. Wydarzenia na kijowskim Majdanie z zimy 2013/2014 były dla Putina jak koszmarny sen.
Odpowiedzią Kremla była wojna propagandowa i ta zupełnie realna, trwająca od 2014 roku na wschodzie Ukrainy – aneksja Krymu, utworzenie i wspieranie samozwańczych republik w ukraińskich obwodach ługańskim i donieckim. Była nią także aktywność militarna w Gruzji czy Syrii, zacieśnianie zależności Białorusi od Rosji oraz wzmożona działalność dezinformacyjna między innymi w krajach Unii Europejskiej, Stanach Zjednoczonych i na Bałkanach.
Dziś Ukraina jest na pierwszej linii frontu, a Władimir Putin wyłożył karty na stół. Moskwa zaskoczyła wielu komentatorów – nie zdecydowała się na powolne militarno-gospodarcze dręczenie Ukrainy i dalsze podminowywanie liberalizmu w Europie i USA. Zamiast tego, Rosja dokonała inwazji na Ukrainę i otwarcie prowadzi wojnę w Europie, a ryzyko agresji, będące dotąd codziennością dla Ukrainy i krajów kaukaskich – dziś staje się bardziej realne w krajach nadbałtyckich i w Europie Środkowej.
Zachód zbyt długo ignorował prowokacje Putina. Prowadzona przez niego dotąd „wojna hybrydowa” okazała się zbyt nieczytelna, podobnie jak wulgarna wizja historii przedstawiana w jego wystąpieniach. Czy otwarty atak na Ukrainę będzie wystarczającym szokiem, aby obudzić Zachód i skłonić go do bardziej zdecydowanych działań wobec reżimu Putina?