Tomasz Sawczuk: Czy sankcje działają?
Iwona Wiśniewska: Tak. Ale jak zwykle siła sankcji gospodarczych ujawnia się dopiero z czasem. Na razie widzimy przede wszystkim wzrost cen. Inflacja wynika z osłabienia rubla, a także ograniczonej dostępności towarów, zawłaszcza pochodzących z zagranicy. Jednocześnie wzrasta popyt, ponieważ społeczeństwo próbuje uciekać od rubla, który traci wartość, wykupując towary o długim terminie spożycia. Dotyczy to przede wszystkim osób najbiedniejszych, które nie mogą inwestować w złoto, więc pozostaje im wykupowanie cukru, soli czy mąki.
Joe Biden mówił w Warszawie, że w najbliższych latach gospodarka Rosji zmniejszy się o połowę. Czy to jest realistyczne założenie?
Tak naprawdę – nie wiemy. Na Rosję nadal nakładane są restrykcje. Wstępne prognozy zakładają spadek rosyjskiego PKB o około 10 procent w tym roku. Istnieją też scenariusze mówiące o 20 procent i więcej. Ale kto wie? Mamy do czynienia z rewolucją w rosyjskiej gospodarce.
Nawet spadek PKB o 10 procent to potężny kryzys.
A przecież to nie jest tak, że w 2023 roku zacznie się wzrost. Ta gospodarka nie ma się od czego odbić. Nie ma potencjalnych nowych źródeł wzrostu. Mamy do czynienia z długotrwałym kryzysem. Powrót gospodarki do poziomu rozwoju z dnia 23 lutego 2022 roku zajmie Rosji lata, a może ponad dekadę.
Czyli wiemy, że w Rosji rośnie inflacja. Co jeszcze można zmierzyć w tym momencie?
Z tym jest problem. Rosyjskie organy udostępniają nam coraz mniej danych. Bank centralny na razie przestał publikować dane dotyczące rosyjskich banków. Dane dotyczące produkcji w marcu będziemy znali dopiero w połowie maja. Do danych udostępnianych przez rosyjskie urzędy zawsze trzeba było podchodzić z dużą ostrożnością. Przez ostatnie lata rosyjski urząd statystyczny ciągle zmieniał metodologię. A w czasie wojny wskaźniki staną się kolejnym elementem propagandy.
Mówimy, że załamał się rubel. Ale niektórzy wskazują, że oficjalna wartość rubla jest dzisiaj podobna jak przed wojną. Jak jest naprawdę?
Kurs rubla jest dzisiaj czysto wirtualny, w zasadzie kreowany dla Władimira Putina. Bank centralny ma nad tym kursem pełną kontrolę. Przede wszystkim, obywatele Rosji nie mogą kupować obcych walut w gotówce, istnieją też ograniczenia w dostępie do walut obcych dla biznesu. A zatem nie jest możliwe to, co dzieje się zwykle w sytuacji kryzysów, czyli masowe kupowanie dolarów i euro jako najstabilniejszego pieniądza. Właśnie dlatego Rosjanie wykupują towary.
Do tego bank centralny zobowiązał rosyjskich eksporterów do odsprzedaży 80 procent swoich wpływów walutowych na rynku wewnętrznym, więc eksporterzy praktycznie codziennie wrzucają na rosyjski rynek nowe ilości euro i dolarów, które uzyskali za granicą. Mając pod kontrolą zarówno podaż, jak i popyt, bank centralny może tworzyć w zasadzie dowolny kurs rubla. W związku z tym wykreował ten kurs na poziomie sprzed wojny, żeby pokazać: „panie prezydencie, swoją robotę zrobiliśmy. Mamy sytuację pod kontrolą”.
Niektórzy sugerowali, że skoro kurs rubla wrócił do normy, to sankcje nie działają. Tak nie jest?
Absolutnie nie. W tym momencie rubel nie jest już walutą wymienialną. Realny kurs rubla jest zupełnie inny. Skoro nie można kupić dolarów czy euro oficjalnie, to pojawili się cinkciarze, znani z czasów PRL-u. Oczywiście oni się zmodernizowali, oferty można znaleźć w sieciach społecznościowych. Nielegalnie dolara można kupić za 120–200 rubli, a nie za oficjalne 80 rubli.
Po miesiącu zamknięcia otworzyła się giełda w Moskwie. Co tam się dzieje?
Giełda otworzyła się przede wszystkim dla rosyjskich inwestorów. Zagraniczni inwestorzy nie mogą kupować, a przede wszystkim nie mogą transferować potencjalnych zysków do swoich krajów.
Otwarcie było konieczne, żeby umożliwić inwestycje w papiery skarbowe rosyjskiego banku centralnego. Dodatkowo banki komercyjne potrzebowały miejsca, gdzie mogą inwestować nadwyżki rubli, które posiadają. Podniesiono stopy procentowe, jest wysokie oprocentowanie, więc jeśli ludzie mają oszczędności w rublach, to wkładają pieniądze do sektora bankowego. Banki nie bardzo mają co robić z tymi pieniędzmi, przy obecnym oprocentowaniu akcja kredytowa mocno osłabła, rynki zagraniczne są niedostępne, nowe projekty inwestycyjne wstrzymane. Dla inwestorów giełda stała się jedną z nielicznych możliwości lokowania kapitału. Jeśli jednak chodzi o wielkość dziennie zawieranych na giełdzie transakcji, to jest ona kilkakrotnie niższa niż ta sprzed wojny.
Unia Europejska nałożyła bezprecedensowe sankcje na rosyjskie banki. Jednak krytycy mówią, że sankcje obejmują w praktyce jedynie połowę rosyjskiego sektora finansowego.
UE nałożyła sankcje na siedem banków, które zostały odcięte od systemu SWIFT. To ważne podmioty, ale nie ma wśród nich największego rosyjskiego banku, czyli Sbierbanku. Został on objęty sankcjami amerykańskimi, między innymi został odcięty od dolara, natomiast od 13 kwietnia nie może zawierać żadnych transakcji z amerykańskimi podmiotami. Jego aktywa zostały zamrożone także w Wielkiej Brytanii. Sektor bankowy już teraz szacuje ogromne starty, które poniesie w tym roku. To może być około 40 miliardów dolarów. Banki państwowe musiały się zaangażować w obsługę kosztownych programów rządowych wspierających społeczeństwo i biznes, w tym ulgi kredytowe czy odroczenia spłaty kredytów. Nie wiadomo, w jakim stopniu zostanie im to zrekompensowane.
Czy to oznacza, że banki będą upadać?
Bank centralny nie dopuści do upadku największych rosyjskich banków, ale być może będzie odbierać licencje mniejszym prywatnym bankom. Już wprowadzono szereg rozwiązań, które pozwalają działać dalej. Banki mogą obecnie wliczać do bilansu papiery wartościowe czy bony skarbowe po cenie sprzed wojny, mimo że ich wartość spadła o 20–40 procent. To oznacza poważne wsparcie, jednak w którymś momencie trzeba to będzie przeliczyć na realne pieniądze. A straty całego sektora są ogromne. Można się spodziewać, że władze będą zmuszone wesprzeć sektor także kapitałem.
Kolejny temat to handel ropą, gazem i węglem. Mówi się, że Rosja zarabia na tym więcej niż przed wojną. Istnieją też plany ograniczenia zakupów przez UE. Jak wygląda sytuacja?
Nie całkiem zgadzam się z tym, że Rosja zarabia na paliwach kopalnych więcej niż przed wojną. Jeśli porównamy pierwszy kwartał 2022 roku, z pierwszym kwartałem 2021 roku, to rzeczywiście wzrost dochodów z eksportu wynosi prawie 50 procent. Jeśli jednak porównamy wyniki z ostatnim kwartałem 2021 roku, kiedy ceny gazu w Europie były już bardzo wysokie, choć nie tak wysokie jak teraz, to w pierwszym kwartale 2022 roku mamy do czynienia ze spadkiem eksportu o 14 miliardów dolarów.
A będą dalsze spadki. W ostatnim miesiącu część państw, w tym Stany Zjednoczone, zrezygnowały z zakupu ropy i gazu z Rosji. Taką decyzję podjęło również wiele koncernów, w tym Shell czy BP. Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje, że w marcu sprzedaż rosyjskiej ropy i produktów naftowych mogła spaść nawet o jedną trzecią, natomiast te straty były w dużej mierze rekompensowane wysoką ceną – i to mimo że rosyjska ropa jest sprzedawana z dużym dyskontem. Każda baryłka jest około 30 dolarów tańsza niż baryłka ropy brent, a normalnie to był jeden dolar różnicy. Czyli w tym momencie Rosja traci 30 dolarów na baryłce, tylko dlatego, że to jest rosyjska ropa.
Na tym próbują korzystać Indie, które kupują przecenioną rosyjską ropę, ale nie w takich ilościach, w jakich mogła kupować Europa. Z kolei chińskie spółki państwowe odmówiły zakupu dodatkowej ropy, ponieważ obawiają się naruszenia sankcji. Kupują je jedynie prywatne rafinerie. Natomiast w przypadku gazu sytuacja jest o tyle jasna, że jeśli Gazprom przestanie sprzedawać gaz do Europy, to nie zrobi z tym gazem już nic więcej. Nie ma technicznych możliwości, żeby przekierować go do Chin lub skroplić i eksportować morzem.
Na razie minął miesiąc, a jak to będzie za kilka lat?
Może się okazać, że dostawy gazu z Rosji do UE będą minimalne. Jeśli chodzi o dostawy ropy i produktów naftowych, wiele zależy od rynku, ale dywersyfikacja będzie znaczenie większa. Rosja podcięła gałąź, na której siedzi. Wpływy z ropy i gazu stanowiły w zeszłym roku 36 procent budżetu, a w pierwszym kwartale 2022 roku było to 41 procent. Konieczność przerzucenia tego gazu czy ropy na rynek chiński nie jest dla Rosji idealnym rozwiązaniem. Chiny płacą mniejsze pieniądze za ten surowiec, dla Rosji to nie jest atrakcyjne. Do tego oznacza to konieczność realizacji ogromnych inwestycji w infrastrukturę przesyłową. Całkowite uzależnienie się od Chin również stanowi zagrożenie dla stabilności rosyjskiej gospodarki.
Czy sankcje mają wpływ na życie przeciętnego Rosjanina?
Inflację odczuwa każdy. Natomiast skala zmian jest inna w każdej grupie społecznej. Wzrost cen towarów spożywczych i leków, który wyniósł w marcu około 10 procent, oznacza kolosalną zmianę dla najuboższych. Jeszcze przed wojną około 20 milionów Rosjan żyło w biedzie, poniżej minimum socjalnego. Tym ludziom nie starczało dochodu nawet na jedzenie. W związku w tym dziesięcioprocentowy wzrost cen oznacza dla tej grupy społecznej dramat.
W bezwzględnych wartościach sankcje najbardziej dotykają klasy średniej. Najbardziej wzrosły ceny towarów przemysłowych, takich jak samochody, sprzęt AGD, elektronika. To są zmiany na poziomie 30–40 procent. Ludzie muszą przy tym przeorganizować cały swój styl życia. Nie ma zwykłych kapsułek do kawy, brakuje papieru do drukarek, wielu osób nie stać na to, żeby pójść do restauracji.
Na razie mówimy o wzroście cen i spadku dochodów, a jest jeszcze kwestia bezrobocia. Rosyjskie firmy traktują zwolnienia jako ostateczność. W pierwszej kolejności obniża się zarobki i ogranicza czas pracy. Z tym mamy do czynienia w większości zakładów. W sektorze motoryzacyjnym przed wojną było 20–30 zakładów samochodowych. Obecnie realnie pracują tylko cztery z nich. Pozostałe albo wycofały się z Rosji, albo brakuje im części. Nawet największy rosyjski producent AwtoWAZ jest na trzytygodniowym urlopie, właśnie z uwagi na brak części. Jedyny chiński zakład operujący w Rosji nadal pracuje, ale ograniczył produkcję z trzyzmianowego dnia pracy na dwuzmianowy z powodu problemów logistycznych i wzrostu cen.
Do tego mamy sankcje osobowe, którymi zostali objęci ludzie bliscy Władimirowi Putinowi. Czy to jest przede wszystkim symboliczne, czy również ma przełożenie na gospodarkę?
Ma to znaczenie symboliczne, ale jest to również poważny cios wpływający na rosyjską gospodarkę. Takie osoby mają zakaz wjazdu do UE, USA czy Wielkiej Brytanii. Dodatkowo wszystkie ich aktywa są zamrażane. Ostatnio wyspa Jersey ogłosiła, że zajęła 7 miliardów dolarów z majątku Romana Abramowicza. Podmioty z państw nakładających sankcje mają zakaz prowadzenia biznesów z tymi osobami.
Jak to działa w praktyce?
Weźmy sankcje nałożone na Aleksieja Mordaszowa, który jest właścicielem zakładów metalurgicznych Sewierstal. Zakłady te straciły wielu importerów. Nawet jeżeli uda mu się sprzedać produkt, to pojawiają się problemy z transferem pieniędzy, ponieważ banki zagraniczne nie chcą obsługiwać transakcji, która dotyczy osoby objętej sankcjami. Sewierstal ma też problemy, żeby spłacić kupony z euroobligacji. Albo spójrzmy na sankcje nałożone na Olega Deripaskę, który jest współwłaścicielem zakładów aluminiowych Rusał. Australia ogłosiła zakaz eksportu boksytów do Rosji, który jest podstawowym składnikiem potrzebnym do produkcji aluminium. Kolejny główny dostawca surowca z Mikołajowa na Ukrainie nie pracuje ze względu na wojnę. W konsekwencji koncern został odcięty do znacznej części surowca. A ponieważ skala sankcji personalnych rośnie w tempie niemal geometrycznym, to w praktyce nie ma w Rosji biznesu, który nie byłby objęty restrykcjami.
Czy Unia Europejska również ponosi straty z powodu sankcji?
Dla większości zaangażowanych w Rosji spółek rynek rosyjski to było 2–3 procent przychodów globalnych. Nie jest więc tak, że zamknięcie rynku rosyjskiego powoduje ogromne straty. Również w przypadku banków zachodnich sytuacja nie jest dramatyczna. Obroty handlowe UE z Rosją stanowiły niespełna 6 procent całości wymiany handlowej Unii. Natomiast wojna i restrykcje przyczyniają się do wzrostu cen, zwłaszcza surowców energetycznych. W efekcie inflację odczuwamy wszyscy, robiąc codziennie zakupy. Wzrost kosztów przekłada się na sytuację całej gospodarki.
W takim razie, czy jest jeszcze pole do poszerzenia sankcji? I w jakich obszarach miałoby to sens?
UE wciąż nie zdecydowała się na poważne ograniczenie importu surowców, zwłaszcza energetycznych. Inna możliwość to dalsze odcinanie rosyjskich banków od współpracy z zagranicą, a także rozliczeń w euro i dolarach. To powodowałoby, że nawet jeśli rosyjskie firmy otrzymają pieniądze za eksportowane towary, nie będą mogły z nich korzystać.
Trzeba jednak pamiętać, że nawet najsilniejsze sankcje będą działać z opóźnieniem. Nawet wstrzymanie importu ropy i gazu nie spowoduje, że rosyjski budżet zostanie już dzisiaj bez pieniędzy. Rosja ma rezerwy w Funduszu Dobrobytu Narodowego. Są też rezerwy na kontach Ministerstwa Finansów. Te środki pozwoliłyby rządowi przez pół roku wytrzymać w ogóle bez bieżących dochodów. Konsekwencje sankcji będą więc długoterminowe. Nie jest tak, że sankcje mogą zatrzymać rosyjską agresję, one jedynie podnoszą koszty tej wojny. Zatrzymać agresję może tylko siła militarna.
A jak spojrzymy na konsekwencje długoterminowe, jaki to jest obraz?
Przez ostatni miesiąc doszłam do wniosku, że brakuje mi już wyobraźni. Mówimy o sytuacji, w której rosyjska gospodarka cofa się o 15–20 lat, a w niektórych sektorach do początku transformacji cyfrowej. Spójrzmy na Kamaz, produkujący ciężarówki, którego partnerem był niemiecki Daimler, który się wycofał. Oni mówią, że wracają do produkcji samochodów w standardzie z czasów sowieckich. Minęło trzydzieści lat! I jedyną odpowiedzią, jak rozwiązać problem, jest powrót do czasów sowieckich.
A nie powiedzieliśmy jeszcze o kluczowym sektorze, który powinien w teorii rozwijać się mimo sankcji, czyli o rolnictwie. Rosja, jeśli chodzi o materiały niezbędne do produkcji rolnej, jest nadal bardzo zależna od importu. To są nasiona, jaja do hodowli kurczaków, materiał genetyczny do hodowli krów. Importują nawet sadzeniaki ziemniaków. Całe wsparcie naukowo-badawcze rolnictwa umarło wraz ze Związkiem Radzieckim i od tego czasu nie powstawały nowe instytuty, które zajmowałyby się rozwojem nowoczesnego nasiennictwa czy hodowli.
Czyli jeśli ktoś ma wątpliwości, czy sankcje działają, to trzeba mu powiedzieć, że w Rosji nadchodzi kompletna katastrofa?
To jest swego rodzaju katastrofa. Oczywiście, to nie znaczy, że rosyjska gospodarka przestanie istnieć. Ale Rosjanie będą żyli znacznie biedniej, infrastruktura będzie się degradowała, technologicznie Rosja będzie się cofać. A każdy taki spadek dochodów to także wzrost kryminalizacji życia społecznego. Wiele osób pamięta lata dziewięćdziesiąte i zuchwałość bandytów. Teraz mamy sezon wiosenny. Minęła fala wykupowania cukru, wykupuje się nasiona. Ludzie zamierzają produkować żywność na swoich działkach, żeby w ten sposób wyżywić rodzinę.