Na obrazku znajduje się okładka książki „Upiór. Historia naturalna” Łukasza Kozaka

Opublikowany w 2021 roku „Upiór” stał się pretekstem do niezliczonych wywiadów, których Łukasz Kozak udzielił w wielu miejscach. W każdym z nich podkreślano odkrywczość dzieła, a właściwie robił to sam autor. W rozmowie przeprowadzonej dla Culture.pl czytamy, że Kozak doszedł do „wniosków zarówno rewolucyjnych, jak i kontrowersyjnych”. W innym miejscu przyznawał, że jego „Upiór” jest „obrazoburczy, ale tylko wobec przestarzałych akademickich ustaleń” (przekroj.pl). Wreszcie badacz stwierdza wprost: „To wolta z perspektywy dotychczasowych prac naukowych” (tysol.pl).

Recenzenci również podkreślali innowacyjność książki. Recenzent „Trybuny” zauważa, że książka Kozaka skłania nas „co najmniej do innego spojrzenia na ten fenomen [upiora – przyp. TW]”. Autor bloga poświęconego historii, „Sigillum Authenticum”, już w tytule swojego tekstu stwierdza, że „Upiór” narusza status quo. Książka to rzeczywiście bogate w informacje, prawdziwe kompendium, ukazujące, jak na liczne sposoby upiór przejawiał się w kulturze ludowej, jak przeniknął do nowożytnych dyskusji teologicznych, do pism jezuitów czy jak wtargnął do literatury polskiej i zachodniej. 

„Upiór” potraktowany jako odświeżenie tematu jest bardzo wartościową publikacją, ale jego odkrywczość należy traktować z dużą nieufnością. Jest to kompilacja starych danych z uzupełniającymi je nowymi historycznymi ilustracjami do obecnych już i zarejestrowanych w nauce zjawisk. Jest to praca przydatna o tyle, o ile oczyszcza prace poprzedników (do których się nie przyznaje) z przestarzałego żargonu „wampiryzmu” i „zabobonów”, ale jednocześnie bardzo kłopotliwa, ponieważ przyczynia się do tworzenia nowego mitu.

Tym mitem – i nowością, którą miała przynieść praca Kozaka – są „żywe upiory”, ludzie z krwi i kości, za życia już uważani za upiory. Co więcej, ten „żywy upioryzm” miałby wykazywać związki z szamanizmem.

Ani pionierska, ani odkrywcza

Nie miejsce tutaj na szczegółowe wyliczenia, ile Kozak zawdzięcza swoim poprzednikom (naprawdę sporo), dlatego ograniczę się do kilku przykładów.

Przede wszystkim dziwi, że w przedmowie do swojej książki, w której ma miejsce przegląd dotychczasowej literatury przedmiotu, Kozak nie wymienił prac Bohdana Baranowskiego, którego badania wyznaczają jakieś 90 procent treści jego książki. Że upiory to istoty z dwiema duszami czy sercami; że zmarłego Mickiewicza uznano za płanetnika; że należy oddzielać upiory od literackich wampirów; że upiory rodzą się z zębami; że upiory bywają pomocne czy że sypiają ze swoimi żonami – tego wszystkiego i wiele więcej czytelnicy dowiedzą się z książki Baranowskiego z 1981 roku o tytule… „W kręgu upiorów i wilkołaków” („Kiedy zaczynałem badać ten temat, byłem zdziwiony, że nikt go nie opracował”, mówił Łukasz Kozak w rozmowie dla wprost.pl). 

Baranowski jest uznanym autorem wielu prac, w których poruszał tematykę czarownic, zmór, strzyg i wieszczych – prac, które są nawet nadal cytowane przez zagranicznych uczonych. W książce Kozaka pojawia się on jednak tylko raz na końcu przypisu odsyłającego do pracy tylko pośrednio związanej z upioryzmem. Czym tłumaczyć tę nieobecność wielkiego poprzednika?

W przedmowie „Upiora” czytamy, że „badaczom całkowicie umknęła postać żywego upiora”. Ale to zwyczajnie nieprawda. Niektórzy nie poświęcili jej wiele uwagi, ale o „żywych upiorach” pisała już choćby Małgorzata Pilaszek w swoim znakomitym studium „Procesy o czary w Polsce w wiekach XV–XVIII” [2008].

Zebrane przez Kozaka przykłady ilustrujące tezę o upiorach-szamanach pochodzą głównie z terenów ukraińskich. Niemniej już Kazimierz Moszyński w „Kulturze duchowej Słowian” (dziele przedwojennym) pisał, że w tych regionach upiór jest po prostu synonimem czarownika (Moszyński, podobnie jak teraz czyni to Kozak, również sugerował związki upioryzmu z ludami tureckimi).

W „Upiorze”, a także w towarzyszących jego publikacji materiałach prasowych na niezliczone sposoby powraca wątek „zignorowanych źródeł kaszubskich”. Niemniej informacje o urodzonych w czepku czy o piciu krwi zmarłych, a także gruntowne przebadanie upioryzmu wśród Kaszubów w XIX i XX wieku można znaleźć w książce „Na brzegu życia i śmierci” ks. Jana Perszona, specjalisty od kaszubskich zwyczajów [pierwsze wyd. 1999, ostatnie wznowienie 2017]. Co ciekawe, Kozak wielokrotnie cytuje tę pracę.

Sama teza o żywych upiorach-szamanach nie znajduje potwierdzenia w przykładach, które znajdujemy w książce Kozaka. Niektóre przywołane przez niego przypadki wykazują pewne ciekawe zachowania rytualne. To jednak wciąż jeszcze za mało, by mówić o szamanizmie. Szaman odróżnia się od innych czarowników tym, że do komunikacji z sacrum używa transu bądź ekstazy. Brakuje dowodów na to, by żywe upiory to robiły, nie mówiąc już o związkach z takimi klasycznymi tematami jak „choroba szamańska”, inicjacja czy „lot” i „podróż w zaświaty”. Co nie znaczy, że tego rodzaju zjawiska nie występowały wśród Słowian. Po prostu nie widać, by koniecznie wiązały się z upiorami.

Kozak odwołuje się do książek zachodnich historyków nad europejskim szamanizmem (dalekich od powszechnej akceptacji w środowisku naukowym i będących wciąż przedmiotem kontrowersji), ale to nie wzmacnia w niczym jego argumentacji. Być może pewnym wyjaśnieniem teoretycznych braków „Upiora” jest praktycznie zupełna nieobecność współczesnej antropologii i religioznawstwa – właściwie większość uczonych reprezentujących te dyscypliny w tej książce pochodzi lub urodziła się w XIX wieku, co przekłada się również na język książki, w której pojawiają się takie anachronizmy jak „wierzenia archaiczne”, „animizm” czy „człowiek pierwotny” – te sformułowanie często nie są nawet opatrywane cudzysłowami, tak by zaznaczyć ironiczny dystans.

Arbitralna wybiórczość

Dodatkowo, autor „Upiora” w bardzo selektywny sposób operuje zebranymi przez siebie danymi, czego najlepszym przykładem jest przywołanie w jednym miejscu pracy Oskara Kolberga. Omawiając domniemanych szamanów-upiory, Kozak stwierdza z całą powagą, że badane przez Kolberga tereny ukraińskie mówią o istnieniu upiorów rozumianych jako właśnie żywi ludzie-czarownicy, po drugie o istnieniu ich „bractw”, a także o tym, że niektóre z nich uczą się, by być upiorami. Trzeba przyznać, że brzmi to intrygująco.

Kozak nie mówi jednak, od kogo Kolberg zaczerpnął podobne informacje. Gdy sięgniemy do 31. tomu „Dzieł Zebranych” wielkiego folklorysty, możemy dowiedzieć się, że jego informatorem był… dziewięcioletni chłopiec.

Żeby ocenić jakość tego źródła, wystarczy dodać, że już w kolejnym akapicie tekstu Kolberga pojawiają się standardowe ludowe wątki, zgodnie z którymi „upiór służył wiedźmie za konia” (jeśli wiedźma nie miała swojego upiora, latała na kiju). Sensacje o domniemanych upiorach-szamanach zostają wydestylowane z całego potoku stereotypowych, uroczo naiwnych „opowieści o strachach”. To, co brzmi blisko tezy upiora-czarownika-szamana, zostaje przez Kozaka przywołane (przykładowo, „upiory posiadają wszechwiedzę”, „znają przyszłość”), ale to, że „upiór wyjeżdża z cmentarza na czarnym źrebcu”, jest już pominięte.

Źródła etnograficzne jasno pokazują, że upiorem (żywym-trupem) mogli stać się po śmierci nie tylko czarownik czy czarownica, ale również samobójca, zabójca, wojownik, człowiek zmarły nagle, kobieta zmarła w połogu, władca lub ofiara. Według niektórych wiejskich informatorów wręcz każdy może się nim stać. Fakty tego rodzaju autor „Upiora” jednak właściwie ignoruje, najchętniej przywołując tylko te związane z ludźmi zajmującymi się „czarami”.

Tutaj dotykamy kolejnego problemu. Dwudziestowieczna antropologia kulturowa, szczególnie brytyjska, rozróżniała różne rodzaje „czarów”. „Czary” pojawiające się w źródłach przywoływanych przez Kozaka należy interpretować głównie jako szkodliwą działalność magiczną, o którą kogoś się oskarża. Jeszcze do niedawna w Polsce tłumaczono tak wszelkie nieszczęścia, choroby ludzi czy zwierząt. W latach sześćdziesiątych sąsiadka zarzuciła mojej prababce, że za pomocą czarów zabrała mleko jej krowie. Czy stąd koniecznie wynika, że moje prababka rzuciła takie zaklęcie? Nie. Zgodnie z logiką proponowaną przez Kozaka każda kobieta spalona na stosie była prawdziwą czarownicą. Tak też w „Upiorze” znalazły się przypadki zwyczajnych samosądów na ludziach oskarżonych o bycie upiorem. Absurdem jest na tej podstawie wnosić o istnieniu upiorów-szamanów.

Fantastyka naukowa

Badacze od dawna wskazywali na powszechność „strachu przed potężnymi zmarłymi”, występującego w różnych zakątkach globu. Wskazywanie w „Upiorze” analogii między siejącym grozę i spustoszenie duchem potężnego zmarłego syberyjskiego szamana a słowiańskimi upiorami znów nie dowodzi jakichś niezwykłych pokrewieństw historycznych między jednym a drugim, bo pod tym względem można by równie dobrze zestawiać zwyczaje słowiańskie z indonezyjskimi, nowozelandzkimi czy staroegipskimi.

Stąd, że w kilku znanych przypadkach w określonym regionie upiór był ekwiwalentem czarownika, nie wynika, że wszelkie praktyki i zwyczaje związane z upiorami występujące na innych terenach posiadały ten sam charakter. Przypuszczanie zaś na tak wątłej podstawie istnienia instytucji pradawnego upiora-szamana, bractw upiorów mówiących tajemnym językiem upiorów, które następnie w toku dziejów ewoluowały czy też rozpadały się w różnorodność zjawisk dotyczących upiorów, strzyg i wieszczych, „żywych trupów”, to jest już czysta fantastyka naukowa (zresztą bardzo w dziewiętnastowiecznym stylu). 

Z „Upiora” nie dowiemy się również, że w niektórych regionach Słowiańszczyzny wierzenia i praktyki związane z upioryzmem w ogóle nie występują, a to również osłabia tezę o jej „archaicznym” pochodzeniu.

Badaczki i badacze (jak choćby wspominana Małgorzata Pilaszek czy Daniel Wojtucki w swojej świetnej pracy „Magia posthuma”) zwracali uwagę, że intensyfikacja strachu przed „żywymi trupami” ma miejsce w czasach nowożytnych, a jego prawdziwe apogeum przypada dopiero na XVIII wiek. Ponadto dostrzeżono frapujący związek między upioryzmem i końcem polowania na czarownice. A nawet więcej: zgodnie z pewnymi teoriami to dopiero upiory doprowadziły do zaniku polowania na czarownice. Oskarżenie formułowane wobec zmarłych (domniemanych czarowników i czarownic czarujących po śmierci, ale nie rozpoznanych za życia), bardzo przypominają te, które stawiano żywym czarownicom i czarownikom. Ludzie znów odkrywali winnego, na którego mogli przenieść swoją agresję. Unieszkodliwianie domniemanego upiora miało zaś wiele zalet: wiązało się z mniejszymi kosztami niż spalenie czarownicy, nie wymagało pośrednictwa sądów, nikogo nie musiano torturować. 

Krótko mówiąc, mamy powody, by sądzić, że upioryzm jest w dużym stopniu zjawiskiem… nowożytnym.

 

Książka:

Łukasz Kozak, „Upiór. Historia naturalna”, Fundacja Evviva L’Arte, Warszawa 2021.