Burkińskie władze zarzucają Francuzom nieskuteczność: tylko w minionym roku w walkach zginęło 2,5 tysiąca cywili, a rząd nadal nie odzyskał kontroli nad 40 procentami terytorium tej byłej francuskiej kolonii. To kolejna klęska Francji po tym, jaki w ubiegłym roku najpierw jej ambasador, a potem jej żołnierze zostali usunięci z sąsiedniego Mali, gdzie także walczyli z islamskimi bojownikami. Zastąpili ich tam Rosjanie z grupy Wagnera, mocno już osadzeni w Republice Środkowoafrykańskiej (RŚA).
Wagadugu zaprzecza, jakoby Wagner był już w Burkinie. Potwierdzili wszelako, że rosyjska firma Nordgold dostała koncesję na kopalnie złota w Samtendze. Od takich interesów gospodarczych w RŚA zaczęła się rosyjska obecność zbrojna w Sahelu. Rosyjskie przedsiębiorstwa dostają od miejscowych władz licencje na eksploatację surowców, a rosyjskie oddziały bezlitośnie likwidują tych, którzy zagrażają tym władzom, a więc także rosyjskim interesom. Wagnera oskarża się o zbrodnie wojenne w RŚA i Mali, ale prowadzenie dochodzenia jest niemożliwe. Już w 2018 roku trzech rosyjskich dziennikarzy zginęło w RŚA, gdy chcieli się przyjrzeć interesom Wagnera z bliska.
Cień kolonialnych map
Kraje Sahelu mają wspólny, strukturalny problem. Arbitralnie wytyczone kolonialne granice połączyły w nich we wspólnych państwach pustynną, koczowniczą i muzułmańską północ i rolnicze, osiadłe i chrześcijańskie bądź animistyczne południe. Na północy mieszkają głównie Arabowie i Tuaregowie, rdzenni mieszkańcy północy Afryki z czasów sprzed arabskiego najazdu, nadal w państwach arabskiego Maghrebu dyskryminowani, na południu głównie narody afrykańskie.
Nawet w najlepszych warunkach ich współistnienie byłoby trudne: Afrykanie byli często niewolnikami ludów pustynnych, w Mauretanii niewolnictwo zniesiono dopiero w 1981 roku, ale od niepodległości elity rządzące są z reguły z południa. Dodatkowo susza dramatycznie zaostrza konflikty między pasterzami a rolnikami o wodę, zaś od upadku reżimu Kadafiego w Libii region zalały libijskie zasoby taniej i łatwo dostępnej broni oraz ludzi umiejących jej używać.
Od lat w Sahelu Północ skutecznie buntuje się przeciwko Południu. Francuska operacja wojskowa Barkhane, popierana przez Unię Europejską i Stany Zjednoczone, nie była w stanie tego buntu pokonać i formalnie została zakończona, po ośmiu latach, w listopadzie ubiegłego roku. Usunięcie wojsk francuskich z Burkiny Faso to jedynie ostateczne potwierdzenie klęski.
Francuzi chcieli walczyć z islamistami, władze państw Sahelu – z muzułmanami po prostu, których z islamistami i powstańcami utożsamiają. W Burkinie armia, niezadowolona z braku sukcesu w walkach, rok temu obaliła rządy cywili i przejęła władzę; podobne zamachy miały miejsce w Mali i w Czadzie. Ale zmiana władzy nie spowodowała zmiany sytuacji na froncie – i we wrześniu podpułkownika Damibę obalił z kolei kapitan Ibrahim Traoré. Ulica poparła zamach; w stolicy doszło do antyfrancuskich i prorosyjskich demonstracji.
Dwa tygodnie przeszkolenia, potem broń do ręki
Nowy przywódca najpierw usiłował usunąć z kraju przedstawiciela ONZ – za „dyskredytowanie kraju”, a następnie ambasadora Francji – za nieskuteczność w walce z terroryzmem. Usuwanie ich okazało się jednak trudniejsze niż usunięcie własnego prezydenta – i obaj urzędnicy w końcu zostali.
Kapitan Traoré wziął jednak sprawy walki z terroryzmem we własne ręce i utworzył ochotniczą formację paramilitarną, rekrutującą się zasadniczo z uchodźców z Północy i mieszkańców Południa: Ochotników Obrony Ojczyzny. Zapisało się 50 tysięcy ludzi, którzy po dwóch tygodniach przeszkolenia dostają broń i idą walczyć.
Popularność Ochotników bierze się nie tylko z ważnej w zubożałym kraju obietnicy żołdu, ale i z chęci odwetu za zbrodnie popełniane przez terrorystów. W grudniu w mieście Nouna na północy znaleziono ciała 28 miejscowych muzułmanów, zamordowanych przez Ochotników. ONZ zażądała dochodzenia – ale kraj żył już sprawą porwania przez dżihadystów 66 kobiet i dzieci, które udało się w niejasnych okolicznościach siłom bezpieczeństwa jednak uwolnić. Wagnerowcy, gdy w końcu nieuchronnie przybędą, nie będą – inaczej niż Francuzi – mieli skrupułów przed stosowaniem metod z Nouny.
W ich efekcie jednak muzułmanie, choć także padali ofiarą dżihadowskiego terroru, popierać będą walkę z Ochotnikami, czyli z państwem. Zaś państwo, miast wykorzystywać wewnętrzne podziały przeciwnika – Tuaregowie pragną autonomii, nie państwa islamskiego, zaś walczące w Burkinie lokalne odłamy al-Kaidy i Państwa Islamskiego nienawidzą i chrześcijan, i siebie nawzajem – zjednoczy go jedynie przeciwko sobie. Metoda „terrorem w terror” nigdzie nie przyniosła innych efektów.
Neokolonializm w antykolonialnym przebraniu
Ale kapitan Traoré będzie mógł sobie powetować niepowodzenia militarne sukcesami międzynarodowymi. Burkiną zainteresował się Iran: jego szef MSZ złożył właśnie wizytę w Wagadugu i zapowiedział zacieśnienie stosunków. Teheran ma ścisłe związki z Algerią, a poprzez Hezbollah obecny jest w działalności terrorystycznej w Nigerii i Senegalu, zaś w przeszłości, mimo fundamentalnych różnic teologicznych z sunnitami, współpracował z al-Kaidą; wpływy w Burkinie byłyby dlań strategicznie korzystne.
Zaś tam, gdzie obecna jest Rosja i Iran, Chiny, które dużo zainwestowały w sąsiedniej Ghanie, nie mogą być daleko: w 2018 roku Burkina ponownie zerwała stosunki z Tajwanem, lecz obiecana dywidenda z Pekinu odwlekała się, ze względu na prozachodnie nastawienie cywilnych władz. Wojskowi nie będą mieli takich zahamowani.
Podobnie jak w drugiej połowie XIX wieku mocarstwa ścigają się ze sobą o wpływy w Afryce, tyle że teraz są to głównie mocarstwa nieeuropejskie i robią to pod sztandarem wypędzenia dawnych mocarstw kolonialnych. Neokolonializm w antykolonialnym przebraniu.