Z wielkim smutkiem dowiedziałem się o śmierci Pawła Śpiewaka.
Bez Pawła Śpiewaka nie byłoby „Kultury Liberalnej”. Nasz tygodnik wyrósł z seminariów, które On zainicjował i które blisko dekadę odbywały się w różnych domach. Niebywałe, Paweł poświęcił nam, uczestnikom spotkań, swoje serce, intelekt i mnóstwo czasu. Prawie dziesięć lat.
To nie były zajęcia akademickie, ale rozmowy na serio, do wyczerpania tematu i uczestników. Literatura, polityka, filozofia czy socjologia – te podziały nie miały sensu, ważne było uczynienie z myślenia sprawy osobistej.W życiu poza gronem rodziny spotyka się zaledwie garstkę osób, które naprawdę nas kształtują. Paweł był jedną z nich, był fenomenalnym myślicielem-pedagogiem. Tu, w Polsce, okazywał się mistrzem sokratejskiej metody: prowokował, drażnił, zmuszał do wysiłku, nawet pochwalił. Nie lubił letnich temperatur. Zabierał bandę młodych ludzi na wieś, żeby bawić się i czytać eseje z filozofii polityki.
Po latach nie bez zaskoczenia dowiedziałem się, że nasze seminaria miały swoją „prehistorię”. Nieżyjący również Jerzy Jedlicki zaprosił nas do domu i wyciągnął kartonowe pudełko: „to wszystko, co mi zostało z tych seminariów” – i opowiedział nam o dawnych seminariach domowych w 1976 roku zainicjowanych przez Pawła Śpiewaka i Marcina Króla.
Okazało się, że Paweł trzydzieści lat później podarował nam, wówczas młodym ludziom, to, co sam najlepszego otrzymał wcześniej: wytwarzanie środowiska intelektualnego. W naszym kraju to jednocześnie oznaczało przyuczenie do brania spraw publicznych na poważnie, gotowości do postawienia się w myśleniu panującym modom, rozmaitym lokalnym oportunizmom.
O sprawach polsko-żydowskich dowiedzieliśmy się na tyle dużo, że byliśmy w stanie – na spokojnie – podejmować rozmowy na ten temat poza krajem. Podczas wizyty w Izraelu z wdzięcznością myślałem o Pawle, który intelektualnie nas przygotował do niełatwych przecież debat. Wspólnym lekturom towarzyszyły wyprawy, wesołe, ożywiające, czasem trudne. W pamięć szczególnie zapadła mi wyprawa do miejsca pamięci w lasach Treblinki, piękna pogodna, pusto, wspólne milczenie.
W towarzystwie Pawła brało się garściami wszystkie rejestry życia. Tak, po wielu latach zdajemy sobie sprawę, że to te a nie inne spotkania, to te a nie inne osoby, wywarły na nas prawdziwy wpływ. Najpierw wszystko wydaje się oczywiste, świat otwarty. Później zdajemy sobie sprawę, że tak nie jest, że pewne osoby naprawdę są – były w naszym życiu wyjątkowe.
Niedawno podczas seminarium poświęconego pamięci Marcina Króla wyściskaliśmy się serdecznie. Paweł wydawał się w znakomitej formie, zachwycał błyskotliwością, niektórych pewnie znów zirytował – i tym lepiej. Sprawiał, że przez moment odnosiło się wrażenie, że intelektualne centrum świata naprawdę jest tutaj.
Byłem zachwycony jak dawniej. Kochany Pawle, będzie mi Ciebie cholernie brakowało. Dziękuję za przyjaźń.