W pięknym eseju o dawaniu czasu wybitny francuski filozof Jacques Derrida tłumaczy, że dar jest aporią, czyli sprzecznością samą w sobie. Dawanie rozumiemy zwykle jako relację między dającym a otrzymującym. Jako wymianę, której rezultatem jest powstanie długu, zupełnie jak w rachunku ekonomicznym. A jednak Derrida oczekuje od daru czegoś więcej. Z perspektywy filozoficznej, aby dar był godzien swojej nazwy, musi stać się czymś niemożliwym – dający musi być nieświadomy tego, że daje, a przyjmujący nie może wiedzieć, że otrzymuje, a nawet, kim tak naprawdę jest dający.
W aporii daru przeglądają się relacje Pawła Śpiewaka z jego uczniami, w tym ze mną. Relację tę można oglądać z różnych perspektyw: dalszych, a potem coraz bliższych, zupełnie tak, jak on lubił czytać i omawiać teksty filozoficzne. Są tu trzy zbliżenia: Paweł jako nauczyciel, Paweł jako reprezentant metody filozoficznej, Paweł jako myśliciel. Wszystkie te role odnajdują się w koncepcji derridiańskiego daru.
Nauczyciel
Paweł Śpiewak odegrał olbrzymią rolę w kształtowaniu biografii zarówno mojej, jak i środowiska „Kultury Liberalnej”. Podarował nam, osobom skupionym wówczas wokół nieformalnego seminarium domowego, dziesięć lat swojego życia. To pierwszy wielki dar: bo najcenniejsze, co można dać innym, to swój własny czas.
W ciągu tych dziesięciu lat spotykał się z nami regularnie. W różnych mieszkaniach, raz u mnie, raz u niego, innym razem jeszcze u kogoś innego. Nasza grupa liczyła około dwudziestu osób. Polecał nam czytać Hannah Arendt, Primo Leviego, Emmanuela Levinasa, Raymonda Arona i wielu, wielu innych. Zabierał nas do swojego domu na Roztoczu, gdzie do białego rana ciągnęły się dyskusje o filozofii polityki. Jeździł z nami także do Treblinki, do Bełżca. Wyrównał gigantyczną lukę w naszej edukacji po polskiej szkole publicznej, w której nie uczono nas o relacjach polsko-żydowskich. Dyskutowaliśmy o Holocauście, czytaliśmy świadectwa ocalonych. Seminarium o „Fudze śmierci”, wstrząsającym wierszu Paula Celana o Zagładzie Żydów, zajęło kiedyś sześć godzin.
Część zajęć z nami poświęcił filozofii wybaczenia, wiedząc, że interesuje mnie to ze względu na temat mojego doktoratu. Wyjątkowo zresztą zareagował, gdy przyszłam do niego z pomysłem pisania rozprawy właśnie o tym. Obawiałam się, że nie potraktuje mnie poważnie: tematyka wybaczenia mogłaby znaleźć miejsce w Instytucie Filozofii, ale na Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego? Paweł wysłuchał mnie uważnie. Im dłużej słuchał, tym bardziej był pogodny, wreszcie powiedział: „Jeśli to cię naprawdę interesuje, to świetnie! W takim razie zajmij się tym tematem w kontekście polityki”.
Osoby z grupy uczęszczającej na seminarium domowe rozeszły się potem w różnych kierunkach. Część z nich pracuje na Uniwersytecie Warszawskim, część w szkołach, są takie, które poszły pracować do biznesu. Bez Pawła nie byłoby jednak także „Kultury Liberalnej”. Nie tylko dlatego, że dziesięciu latach seminariów domowych, powiedział nam: „Naorganizowaliśmy się seminariów, a teraz zróbcie coś własnego. Załóżcie pismo”. Także dlatego, że „Kultury Liberalnej” nie byłoby bez dziesięciu lat z Pawłem, bez nauki czytania, myślenia, bez szkoły tego, jak wybierać naprawdę istotne tematy.
Metoda filozoficzna
W pismach socjologicznych Maksa Webera znaleźć można klasyczny esej poświęcony obiektywności w naukach społecznych. Weber stara się pogodzić obiektywność z temperamentem badacza. Nie chce, aby nauki społeczne miały charakter wyłącznie dowolny, jednostkowy, intuicyjny. Ale też nie życzy sobie, aby zamienić je w kolejną dziedzinę ścisłą, podliczanie statystyk. Zdaje sobie sprawę z wielości wątków kulturowych i znaczeniowych w podejmowanych przez badaczy społecznych tematach.
Weberowi ostatecznie udaje się wybrnąć z paradoksu. Stwierdza, że badacz społeczny powinien wybierać tematy, które powodują u niego osobistą reakcję. Może to być reakcja emocjonalna, coś, co szczególnie go zajmuje, co głęboko go porusza. Następnie, gdy temat zostanie już wybrany, badacz winien użyć metod obiektywnego badania, porównywania, obliczania, analizy historycznej. W ten sposób subiektywność i obiektywność stają się w socjologii harmonijną całością.
Nie jestem pewna, czy metoda filozoficzna Pawła Śpiewaka była Weberem inspirowana. Jednak z całą pewnością doprowadzał on weberowskie postępowanie naukowe do jego logicznego końca. Dla Pawła myślenie było sprawą osobistą, najważniejszą i centralną. Wybierać należy takie tematy, które grają w nas wewnętrzną melodię. Jeśli jest to melodia wewnętrznego bólu – tym lepiej. Kiedy oddawałam mu kolejne rozdziały prac naukowych, nie pytał, co przeczytałam, jakie robiłam przypisy. Pytał: „Bolało, jak pisałaś? Pisanie ma boleć. Ma być o czymś dla ciebie ważnym. Jak bolało, to jest dobrze”. Potem jednak czytał dokładnie i dokładnie krytykował, zawsze bardzo konstruktywnie.
Ta szczególna metoda filozoficzna była widoczna także podczas dyskusji. Paweł uczył nas dyskutować, myśleć do końca, być bezkompromisowymi. Na zajęciach potrafił zadać pytania tak głęboko niepoprawne politycznie, że pytaliśmy go, czy na serio to ma na myśli. On odpowiadał: myśleć musicie do końca, bo musicie wiedzieć, do czego dane myślenie was prowadzi. A jeśli chodzi o działanie, to inna sprawa. Należy umieć się zatrzymać.
Paweł Śpiewak nie uznawał autorytetów i walczył z nimi – i tego samego oczekiwał od nas. Przygotował nas do życia w kraju pełnym nieoczywistych, a wielkich postaci. Skomplikowanie legend, takich jak Jan Paweł II, Adam Michnik, Lech Wałęsa, w pewnym sensie nigdy nie robiło na nas wrażenia, bo już wcześniej on przygotował nas do tego, aby widzieć tych ludzi jako skomplikowanych, pełnych wewnętrznych sprzeczności. Na seminariach kłóciliśmy się z nim, przeciwstawialiśmy się mu, a on miał wyraz twarzy, jakby nareszcie działo się coś ważnego. Mówił po takiej dyskusji: można było we mnie mocniej walić.
Dyskutuj, argumentuj – mówił – ale najpierw się przygotuj, przeczytaj tak dokładnie, żeby zacząć myśleć tym autorem i potem dopiero go skrytykuj. Częścią jego metody filozoficznej była więc również cisza. Ta cisza, która potrzebna jest, aby dokładnie przeczytać esej filozoficzny. Cisza wybrzmiewała na zajęciach z nami – potrafił z pochyloną nad zeszytem głową milczeć przez połowę zajęć, zanim w ogóle zabrał głos. Kiedy jednak zaczynał mówić, podważał wszystko, co zostało powiedziane, koncentrował uwagę na jednym szczególe, który, wcześniej nie dostrzeżony, stawał się sercem interpretacji. Albo wiązał interpretację z jakąś fundamentalną wartością, jak wolność i godność. Budował własną, silną interpretację każdego filozoficznego i politycznego zjawiska.
Ta metoda filozoficzna była drugim darem, jaki otrzymałam ja i inni uczniowie od Pawła Śpiewaka. W niej derridiański dar wyraża się w najpełniejszy sposób, ponieważ właśnie tutaj Paweł mógł najmniej wiedzieć, co nam daje i na jak długo to z nami zostanie. Nie wiedział, że nie tylko napiszemy pod jego wpływem książki naukowe. Wieczne poszukiwanie i podważanie wszystkiego wiodło przez kolejne dekady. Z nim nie potrzebowaliśmy Oksfordów i Harvardów, bo mieliśmy jego. Ale to jego dar w te miejsca nas później zaprowadził.
My także nie wiedzieliśmy, jak głębokie zostawi w nas ślady to wyjątkowe spotkanie z filozoficzną bezkompromisowością Pawła. Zupełnie jak w aporii Derridy, nie wiedzieliśmy także, kim Paweł jest. Widzieliśmy w nim, jak to młodzieńcze dusze, przychylnego profesora, który idzie z nami kawałek dalej niż inni. Z bliska dostrzegaliśmy także nieraz jego skomplikowanie w relacjach. Dopiero teraz, z perspektywy wieku i własnego doświadczenia, jesteśmy w stanie zrozumieć, że był absolutnym ewenementem, który na zawsze nas ukształtował.
Myśliciel
Jednym z seminariów, które Paweł Śpiewak poprowadził w ostatnich dziesięcioleciach na Uniwersytecie Warszawskim, było to poświęcone Leszkowi Kołakowskiemu. Zaś jednym z centralnych pytań, jakie zadawaliśmy o autora „Głównych nurtów marksizmu” podczas tamtego roku, było to: czy był li tylko historykiem idei, doskonałym analitykiem myśli innych? Czy też jednak, choć sam się od tego odżegnywał, stworzył swój własny system filozoficzny?
O Pawła Śpiewaka można byłoby zadać to samo pytanie – może w jeszcze większym stopniu niż w przypadku Leszka Kołakowskiego. Jest tak, ponieważ Paweł nie pozostawił po sobie wielu książek. Te, które pozostawił, nie składają się na systematyczny ogląd rzeczywistości. Część z nich była napisana w pośpiechu. Zaś jego eseje stanowią dość rozproszony zbiór tekstów, poświęconych sprawom bardzo różnym.
Systemu filozoficznego zatem Paweł Śpiewak na pewno nie stworzył. Był jednak myślicielem szczególnego rodzaju, potrafiącym na konkretnym temacie, albo na kilku konkretnych tematach, koncentrować całość swojej uwagi. Budował w ten sposób wypowiedzi filozoficzne, obdarowujące czytelnika pytaniami, które zostawały z nim na długo. W moim przypadku – właściwie na zawsze.
Dobrym przykładem jest esej Pawła „Szoah – drugi upadek”. W inteligentny i nieoczywisty sposób potyka się w nim Paweł Śpiewak z dwiema interpretacjami Zagłady Żydów. Z jednej strony, że był to masowy mord na grupie rozpoznanej jako obcy, jakich w historii bardzo wiele – oprócz Żydów wymienia choćby czarnoskórych, imigrantów, muzułmanów. Z drugiej strony, że było to wydarzenie wyjątkowe. Śpiewak doskonale wiedział, że zagład, ostatecznych rozwiązań, masowych mordów, zarówno w historii, jak i w naszej współczesności można wskazać o wiele więcej. A jednak zbudował własną interpretację, nawiązującą do eseistyki George’a Steinera, zgodnie z którą zabójstwo Żydów było jednocześnie zabójstwem (i samobójstwem) chrześcijańskiej Europy.
Gdy Europejczycy, wyznający religię-spadkobierczynię judaizmu, postawili sobie za cel zabicie wszystkich Żydów, miało to, według Śpiewaka, wymiar filozoficzny. „Milczenie i cierpienie Boga wobec zbrodni było znakiem Jego słabości, ba, nieistnienia – pisał. – Jego bezsilność dawała im poczucie mocy i panowania. Oni zbiorowymi mogiłami, rozsypanym popiołem śmierci, odtąd czuli się w swej potędze nowymi bogami. Czuli się wolni, doskonale niepodlegli, wolni od głosu sumienia, wolni od pamięci, wolni od tych, którzy moralne wyzwanie im przypominali. Ze śmiercią Żydów dokonywała się zastępcza egzekucja Boga. Teraz milczenie niebios mogli już zagłuszyć dalszym stukotem wojny i miarową pracą fabryk śmierci”.
W ten sposób Paweł, nie ignorując wielości zbrodni masowych, podaje jednocześnie własną, wyjątkową interpretację antysemityzmu i Shoah. Ten tekst zawiera pytania, do których wracam regularnie od lat, za każdym razem czytając je inaczej niż poprzednio. Właśnie te pytania to trzeci z jego darów, który zostanie ze mną na długo, pozwalając za każdym razem na udzielenie innej odpowiedzi, zgodnie z tym, co doradzają mi kolejne upływające lata.