Książka zaskakuje, głównie ze względu na autora, gdyż Roman Kuźniar znany jest przede wszystkim jako wytrawny badacz stosunków międzynarodowych. I choć w jego nowej pracy owe stosunki są wnikliwie przedstawiane, zło autor wywodzi nie z analizy tych relacji i ich następstw, lecz jako wynik postępowania złego człowieka – niemoralnego drapieżcy. 

Opanowywanie terytorium, porywanie bydła, kobiet i dzieci występowały we wszystkich cywilizacjach. W warunkach braku, zdobycie cenionych dóbr mogło zapewnić pomyślność, a nawet przeżycie własnej rodziny, plemienia czy później nowoczesnych narodów i państw. Przemoc nie była uznawana za zło, gdy dotykała nie nas i naszych, lecz innych, obcych. Dzieje się tak do dziś. Uchodźcy ukraińscy zostali uznani za naszych, a ci na granicy z Białorusią o ciemnej karnacji skóry spotkali się z obojętnością jako obcy.

Święte księgi wiary są niekonsekwentne. W Starym Testamencie i Talmudzie nie brakuje barwnych opisów zbrodniarzy czy rozlewu krwi lub wycinania w pień ludności całych miast. Ale też czytamy, że „kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat”. W Koranie obok przykazania przyjęcia i chronienia każdego gościa mamy wezwanie do zabijania innowierców oraz każdego, kto islam porzuci. 

Rewolucyjnym było nauczanie Chrystusa, by za zło odpłacać dobrem i zawsze dążyć do dobrego. Religie, w tym judaizm i chrześcijaństwo, głosząc bezwzględny nakaz chronienia życia, nie mają zaufania do człowieka, toteż próbują temperować jego dziką naturę poprzez nakazy i zakazy, także przez kreowanie tabu.

Mimo to, wychowani na przykazaniach ludzie mordują, porzucają lub zabijają noworodki (na przykład niegdyś w Chinach masowo mordowano dziewczynki, gdyż tylko męscy potomkowie byli cenieni), kradną, oszukują, pomawiają, pożądają żony bliźniego swojego i tak dalej, i tak dalej. Ludzie źli są od zarania dziejów naturalnym elementem ludzkiego pejzażu. Aniołowie nie mogliby ukazywać swojej anielskiej natury bez istnienia diabła, toteż Kuźniar przystawia złu lustro, poszukując dobra, i przez pryzmat dobra identyfikuje zło i jego następstwa.

Zło jako atawizm, pożądanie czy zawiść?

Szukamy odpowiedzi na pytania o źródła postępowania złych ludzi: czy takimi się urodzili? wychowali w toksycznej rodzinie, gdzie ojciec katował matkę i dzieci? Z pewnością wieloma powodowało pragnienie zdobycia pożądanych dóbr, nieokiełznana ambicja i zawiść, świadomość poczucia bycia gorszym bądź rzeczywiste traktowanie jako kogoś gorszego i sprawienie, że jeśli nie mogę być lepszy i mieć lepiej, to niech przynajmniej innym będzie gorzej? Tym właśnie była PiS-owska „redystrybucja godności”.

Pozostajemy czujni na zło, pamiętając złowrogie słowa Jarosława Kaczyńskiego o migrantach rozsiewających zarazki. Słowo żyje własnym życiem i rezonuje, na przykład poprzez zabójstwo Pawła Adamowicza. Nie będzie szczególnie poprawne politycznie w dzisiejszych czasach przywołanie słów Jerzego Giedroycia, który powiedział mi z nutą optymizmu, żeby się specjalnie radykalnymi wypowiedziami nie przejmować, gdyż Polacy mają z gruntu rzeczy naturę kobiecą i nie bywają konsekwentni w działaniu. Nazbyt wielu jednak zazwyczaj poczciwych mieszczan i chłopów dopuszczało się pogromów, zaczynając od upamiętnienia tym czynem odzyskania niepodległości we Lwowie 11 listopada 1918 roku, a ponad dwadzieścia lat później się cieszyło, że Hitler jak Hitler, ale Żydów się pozbył. 

Przeszłość nigdy nie jest przeszłością, ostrzegała niedawno Madelaine Albright w książce o groźbie nawrotu faszyzmu. Społeczeństwa pozostają produktem atawistycznych odruchów czy mitów, dzielenia ludzi i całych społeczności na dobrych-swoich i gorszych-obcych.

Ideologie, polityka i religie 

Problem narasta, gdy od początku opisanego czy opowiadanego świata zło jednostkowe potęgują działania w ramach większych społeczności lub instytucji. Powiadał Leszek Kołakowski: „polityka jest ulubionym łowiskiem diabła”. Roman Kuźniar bada więc przykłady i konsekwencje działań złych ludzi w ramach krajów i w skali międzynarodowej. Ponad sto milionów ofiar zbrodni Stalina i Hitlera, w Chinach, w Kambodży czy w Rwandzie i Darfurze to ostateczne i krańcowe zło ludobójstwa, o najgroźniejszym wymiarze. Wszystkie ideologie, które do niego doprowadziły,  niezależnie od ogłaszanych wzniosłych celów, kierowały się nienawiścią oraz wywyższaniem swoich przez unicestwianie innych. Diabeł w człowieku staje się prawdziwie groźny, gdy do dzieła przemocy zaprzęga instytucje – państwa i religie.

Gdy Nowy Testament za Chrystusem woła o miłowanie nieprzyjaciół, historia zinstytucjonalizowanego w kościele powszechnym chrześcijaństwa obfituje w liczne przykłady masowych mordów na innowiercach. Pozostawmy na boku krwawe odbijanie Jerozolimy z rąk obcych muzułmanów i weźmy choćby wymordowanie przez krzyżowców z inicjatywy papieża ponad stu tysięcy wczesnych protestantów – albigensów/katarów w XIII wieku, głównie w Langwedocji w południowej Francji. Krzyżowcy zabili ponad 20 tysięcy mieszkańców miasta Beziers, niezależnie od ich wyznania – katarów i katolików. 

Krucjacie przewodził z ramienia kościoła legat papieski Arnaud Amaury, który zdał papieżowi listownie następującą relację: „Dzisiaj Wasza Świątobliwość, dwadzieścia tysięcy mieszkańców wydano mieczowi, niezależnie od posady, wieku czy płci. Po tak wielkiej rzezi ludzkiej miasto zostało splądrowane i spalone. W ten sposób dosięgła je zdumiewająca kara boska”.

Do historii przeszła przypisywana jemu odpowiedź na pytanie dowódcy wojsk, jak mają rozpoznać heretyków, którzy mogą się kryć wśród prawowiernych katolików w mieście. Miał on odpowiedzieć: „Zabijcie wszystkich! Bóg rozpozna swoich”…

Czy namiestnik apostolski był złym człowiekiem? Z pewnością był człowiekiem głęboko wierzącym i w Chrystusa-Króla, i na pewno w kościół i jego misję. A że w katolicyzmie nie ma zbawienia poza kościołem, więc dla opata z Cîteaux zwycięstwo kościoła było dlań tożsame z chwałą Zbawiciela.

Podobnie wojny religijne, które pustoszyły Europę przez dwieście lat.

Przytaczane przez autora niezliczone przykłady dowodzą, że nieokiełznany prawem, powodowany absolutyzującą moralnością czy radykalną ideologią zły człowiek władzy może i często prowadzi do despotii, tyranii i dyktatury oraz do zbrodni i wojen. Kuźniar zauważa: „Zły człowiek w stosunkach międzynarodowych był wcześniej zły we własnym kraju”.

Jeśli jesteśmy, jak wzniośle powiadamy, „rodziną ludzką”, to jej członkowie często się nienawidzą i wyrzynają. Do dziś, nawet w Europie, że przypomnę rzezie etniczne na Bałkanach w latach dziewięćdziesiątych.

Ograniczyć zło prawem

Profesor Kuźniar podaje też liczne w dziejach próby, niekiedy skuteczne, a często nieskuteczne, ograniczania działań złego człowieka nie przez nauki moralne, bo te ukazały swoje ograniczenia, lecz przez prawo krajowe i międzynarodowe, podbudowane zasadami moralnymi i uzasadniane doświadczeniem. 9 grudnia obchodziliśmy 75. rocznicę konwencji ONZ o zapobieganiu i karaniu zbrodni ludobójstwa. Autor śledzi kolejne etapy tworzenia prawa międzynarodowego, jak powołanie Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze czy Kartę Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Początki myślenia o spętaniu złego człowieka wynikały niekoniecznie z idealistycznego humanitaryzmu, gdy coś, co w przeszłości było traktowane jako moralne, słuszne i chwalebne, takowym być przestało, lecz z konieczności, po zdaniu sobie sprawy, że nasz kontynent pustoszy – jak to określił Zbigniew Brzeziński – „europejska wojna domowa”.

Nie powinno dziwić, że prawnik Rafał Lemkin, między innymi twórca pojęcia genocide – ludobójstwa, o którego pracach i osiągnięciach Kuźniar często pisał, dostrzegał związek między ludobójstwem a systemami dyktatorskimi, które eliminują praworządność oraz instytucje zapewniające pluralizm polityczny, kulturowy i religijny. Władcy takich systemów nie tylko potęgują agresywny nacjonalizm i nienawiść etniczną jako metodę mobilizacji oraz kontroli, ale także uznają wszelki pluralizm jako zagrożenie dla ich despotycznego porządku.

Intencje eksterminacyjne wywołał Putin, który idąc tropem Hołodomoru z lat trzydziestych, ogłasza zapierające dech wizje historyczne, odmawiając Ukraińcom prawa do samodzielnego istnienia jako narodu i państwa.

Wstrząsające intencje eksterminacyjne regularnie ogłaszane są w telewizji moskiewskiej, w której usłyszeliśmy – cytuję:

„Nie powinni w ogóle istnieć. Powinniśmy ich rozstrzelać. Zabijemy milion. Zabijemy pięć milionów. Zniszczymy ich wszystkich. Utopimy dzieci w rzece bądź je wrzucimy do płonących drewnianych chat”.

Pytania i wątpliwości

Ta wciągająca książka skłania do zadania kilku pytań i zgłoszenia wątpliwości. 

Pojęcie racji stanu [raison d’etat] jest wyzwaniem, angażującym politycznie, intelektualnie i moralnie. Wątpliwość wywodzę ze stwierdzenia Friedricha Nietzschego: „Państwem zwie się najzimniejszy ze wszystkich zimnych potworów”. 

Wiemy, że wykształceni i kierujący się zasadami wyższej moralności przywódcy, decydują się na działania z nimi sprzeczne. Co sprawia, że, wydawałoby się, prywatnie wysoce moralni politycy i wojskowi, w odpowiednich warunkach podejmują decyzje w imię wyższych celów racji stanu, których by nie podjęli jako zwykli ludzie w ich codziennym życiu?  

Zbliżam się do odpowiedzi, sięgając do epizodów z własnej przeszłości. Nikogo (jeszcze) nie zamordowałem, ale w BBC w latach dziewięćdziesiątych w staraniach o ograniczenie kosztów przyczyniłem się do zmniejszenia zatrudnienia w korporacji z 32 do 26 tysięcy osób. Podobnie, będąc w Zarządzie Polskiego Radia zmniejszyliśmy rozdęte zatrudnienie o kilkaset osób. Nie miałem wątpliwości, że dla dobra przyszłości obu instytucji, musimy to zrobić, ale wielu ludzi bez wątpienia ucierpiało. Czy takie racjonalne działanie czyni ze mnie człowieka złego?

Na początku lat dwutysięcznych człowiek głęboko wierzący, zapytał bliskiego znajomego, czy przyjąć ofertę objęcia stanowiska ministra zdrowia. Ten zapytał go, czy jest gotów dokonywać trudnych wyborów: na przykład, czy będzie więcej środków kierował na profilaktykę, czy na leczenie? Przy ograniczonym budżecie bowiem profilaktyka będzie nakierowana na młodszych, w wieku produkcyjnym, podczas gdy leczenie w rosnącym stopniu obejmować będzie ludzi starych. Kandydat na ministra był zszokowany, gdyż się nie zastanawiał, że będzie podejmował decyzje o czyimś życiu i śmierci. Czy zrezygnowanie z ministrowania czyniło go człowiekiem dobrym?

Wszelka działalność publiczna wymaga podejmowania niejednoznacznych moralnie decyzji, które w kogoś uderzają.

Pytanie: jak znaleźć równowagę między ważnymi wartościami, na przykład między wolnością słowa a bezpieczeństwem narodowym czy obroną podstaw liberalnej demokracji?

W związku z przypadkami palenia Koranu, 7 grudnia duński parlament przegłosował zakaz palenia świętych tekstów religijnych w miejscach publicznych, przy czym zarówno koalicja rządząca, jak i opozycja uważają, że jest to krok w kierunku ograniczenia wolności słowa.

Czy każda wojna jest złem?

Wielu poruszyło jedenaste przykazanie Mariana Turskiego: „Nie bądź obojętny”. Tymczasem wśród licznych nierozwiązanych problemów, z którymi borykają się filozofowie, istnieje tak zwany dylemat „moralnego szczęścia”, odnoszący się do odpowiedzialności moralnej za wydarzenia, na które ludzie w swej masie uznają, że nie mają wpływu, instrumentalnie przyjmując uspokajającą sumienie pozycję widza. Roman Kuźniar odrzuca taką postawę, szczególnie w obliczu występowania skrajnego zła ludobójstwa. I dalej, czy wobec przykazania „nie zabijaj”, wszelkie formy wojny uznać należy za zło? Jak bowiem traktować obronę przed agresją, w tym wojnę prewencyjną, gdyż zagrożeni miewają niewielkie motywacje, by unikać wojny? Kto jest tutaj tym złym? 

A co z uznaniem przez kościół uzasadnionej agresją wojny sprawiedliwej, co niedawno podważył Franciszek, odwołując się do przykazania „Nie zabijaj”, przy tym najwyraźniej namawiając Ukraińców, by zaprzestali obrony? 

Zdruzgotani Żydzi pytali: gdzie był Bóg w Auschwitz? Chrześcijanie podążają podobnym tropem, pytając: „Dlaczego istnieje zło na świecie, skoro Bóg jest i wszechmocny, i dobry? Kościół katolicki po stuleciach odwołuje się współcześnie do wolnej woli człowieka, tym samym uznając, że może on wybrać i zło, i że również to jest wyrazem woli Boga. 

Nasuwa się też problem z uzasadnieniem „mniejszego zła”. Przykłady możemy mnożyć, choćby w polskim kontekście: Wojciech Jaruzelski był przekonany, że wprowadzając stan wojenny, chronił Polskę przez inwazją sowiecką. 

Przez lustro indywidualnej moralności autor przygląda się ludziom, ich decyzjom i wyborom. Na ile jednak możemy absolutyzować ów wymiar moralny w wypełnionym stronniczością i niejednoznacznościami świecie polityki, zwłaszcza gdy pewność jest atrakcyjna, uspokajając sumienia?

Henry Kissinger uważał, że dla interesów wielkich mocarstw, uniknięcia wojny jądrowej, stabilizacji oraz przewidywalności w stosunkach między państwami nuklearnymi należy poświęcić wartości takie jak prawo innych narodów do samostanowienia, wolność, demokrację i prawa człowieka. Kissinger bywa oskarżany o to, że w przeciwstawianiu się komunizmowi co najmniej przymykał oczy na zbrodnie Pinocheta w Chile, lub wręcz że był współautorem projektu masowych bombardowań Kambodży i Laosu podczas wojny wietnamskiej. Czy był więc, pytamy, złym człowiekiem? 

Nie jestem też pewien, czy do przejawów działań złego człowieka, o czym pisze autor, można zaliczyć następstwa decyzji George’a W. Busha ataku na Irak, gdyż liczne ofiary były nie celem, lecz nieprzemyślanym i nieprzewidzianym następstwem okupacji i próby zmiany architektury bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie, swoistym ich collateral damage.

Przekonania geopolityczne, militaryzacja polityki zagranicznej aroganckich elit supermocarstwa mającego poczucie zwycięstwa w zimnej wojnie, brak wiedzy i wyobraźni, takoż sprecyzowania kryteriów sukcesu i planu wyjścia, presje lobbystyczne, wzmacniana przez media panika szerokiej opinii publicznej po zamachu terrorystycznym z 11 września 2001 roku, złożyły się na podjęcie tej fatalnej decyzji okupacji Iraku, której konsekwencje pozostają z nami do dzisiaj.

Niejednoznaczne życie publiczne

Zadaję też pytanie o wymiar socjologiczny i psychologiczny (niekiedy wręcz psychiatryczny), który by ukazał złożoność problemu działania złego człowieka. Funkcjonowanie instytucji i zbiorowisk ludzkich, w tym zachowania tłumu, są przez badaczy świetnie rozpoznane. Przemocowe postępowanie jednostek autorytarnych w rodzinach i w instytucjach też jest dobrze przeanalizowane. W Polsce, ale nie tylko, prowadzi to do zarządzania folwarcznego i besserwisserstwa szefów, także eliminowania potencjalnych konkurentów. Ochrona władzy, statusu i autorytetu takich naczelników, liderów partyjnych bądź premierów bywa najważniejsza, ze szkodą dla celów istnienia instytucji.  

Wiemy, że zazwyczaj siła moralnego rozumu ustępuje przed logiką siły. Tym bardziej, że niemała jest liczba ludzi w Europie, w USA i w reszcie świata, którzy uznają, że demokracje nie dość skutecznie radzą sobie z problemami, i gotowi są złożyć swój los w ręce demagogów czy silnych przywódców.

Miejmy nadzieję, że Roman Kuźniar zmierzy się z takimi pytaniami w drugim, rozszerzonym wydaniu swojej książki. Też i po naszych doświadczeniach z rządami PiS-u, którym nie oszczędza słów potępienia. Ma nade wszystko rację, gdy powiada, że musimy identyfikować zło i złych ludzi po to, by na jak najwcześniejszym etapie móc się przed nimi bronić.

My zaś, czujni, czepiamy się każdej gałązki-wskazówki, takiej jak posłanie Władysława Bartoszewskiego, którą autor kończy książkę: „Warto być przyzwoitym”.

Niepokoi pytanie, czy owa słynna dewiza wystarczy w działalności publicznej, gdzie często brakuje tak moralnie pożądanej i uspokajającej jednostkowe sumienie jednoznaczności, w obliczu której musimy dokonywać często trudnych wyborów. 

W obronie podstawowych wartości mających ratować ludzkość przed nią samą Roman Kuźniar napisał i głową, i sercem ten ważny, erudycyjny i edukacyjny strategiczny moralitet – sercem zbryzganym krwią milionów ofiar złych ludzi.

 

Książka:

Roman Kuźniar, „Książeczka o złym człowieku”, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2023.