Od momentu rozpoczęcia inwazji dwa lata temu Kreml nigdy nie czuł się tak pewnie. Kremlowska zuchwałość bierze się głównie z pomyślnych dla Rosjan wieści z zagranicy. Główny dowódca ukraińskiej armii został zmieniony w atmosferze konfrontacji, ukraińskie szeregi od dłuższego czasu doświadczają zaś poważnych problemów kadrowych. Pakiet pomocy wojskowej USA dla Kijowa stał się zakładnikiem amerykańskiej polityki wewnętrznej, a perspektywa możliwych zmian po wyborach nie napawa optymizmem, jeśli chodzi o dalsze wsparcie Ukrainy. Społeczeństwa Zachodu, mogące wywrzeć społeczny nacisk na klasę polityczną, przyzwyczaiły się do wojny za wschodnią granicą.
Putin przystępuje zatem do marcowych wyborów prezydenckich w Rosji w świetnym nastroju, niezagrożony przez nikogo. Borysa Nadieżdina, jedynego kandydata, który pozwalał sobie na otwartą krytykę Kremla, nie dopuszczono na listę wyborczą. Rosyjskich mężczyzn wciąż udaje się wysyłać na front bez większego oporu. Hojne wynagrodzenia dla żołnierzy i ich rodzin zamykają usta nawet wtedy, gdy krewny wraca do domu w trumnie. Skokowe zwiększenie nakładów na potrzeby militarne – czyli produkcję amunicji i sprzętu wojskowego – zwiększa zaś grupę tych Rosjan, którzy są żywo zainteresowani kontynuacją wojny dla własnych korzyści.
Putin czuje się na tyle pewnie, że zezwolił swoim siepaczom na zamordowanie uwięzionego Aleksieja Nawalnego – jedynego opozycyjnego polityka w Rosji, który był w stanie mobilizować Rosjan do wystąpień publicznych. Tak jak pisaliśmy w listopadzie, nawet za kratami opozycjonista stanowił dla Kremla pewnego rodzaju zagrożenie. Jego śmierć dowodzi, że władze są przekonane o nieistniejącym potencjale mobilizacyjnym wśród zniszczonej opozycji.
W logice kremlowskich możnowładców, istotne są gesty. Im bardziej patologiczne, tym lepiej. Zamordowanie Nawalnego jest jednym z nich. Płynący sygnał jest jasny: Kreml nie musi się obawiać nikogo ani niczego.
Wojna z Zachodem
Rosyjska postawa – widoczna na przykładzie tryskającego pewnością siebie Putina podczas niedawnego głośnego wywiadu prowadzonego przez amerykańskiego pseudodziennikarza Tuckera Carlsona – to jeden z wymiarów wojny, którą Kreml wypowiedział Zachodowi. W tym przypadku jest to konfrontacja na poziomie informacyjnym. Manifestowanie przekonania o nadchodzącym zwycięstwie Rosji jest tym silniejsze, im mocniejsze jest emocjonalne rozedrganie państw zachodnich.
Zaledwie rok temu zachodnia opinia publiczna karmiła się wizjami o rychłym upadku Rosji. Prognozy te były napędzane między innymi celowo prowadzoną przez Ukraińców propagandą sukcesu, ale większą rolę odegrało obecne na Zachodzie myślenie życzeniowe: wystarczy tylko nieco pomóc Kijowowi, aby ten rozwiązał problem za nas. Na pozostałości tej logiki można natknąć się i teraz, kiedy to media rozdmuchują każde niepowodzenie Rosjan do rangi przełomowego wydarzenia.
Tymczasem Rosjanie zdobyli donbaską Awdijiwkę, bronioną przez Ukraińców od 2014 roku. Wiadomość ta jest bolesna w zestawieniu z tym, że jeszcze rok temu – dosłownie – dzielono skórę na niedźwiedziu, wieszcząc odbicie Krymu latem 2023 roku. Śledząc opinię publiczną obecnie, można odnieść wrażenie, że teraz to Rosja znajduje się na błyskawicznej drodze do zwycięstwa. Suflowanie takiego przekazu prowadziłoby zaś do następującego wniosku: Ukrainę trzeba zmusić do koncesji na rzecz Kremla, ponieważ opór jest bezcelowy.
To nie koniec
Problem w tym, że jakakolwiek próba zaspokojenia rosyjskich żądań stanowić będzie jedynie zakończenie pewnego etapu. Jakiekolwiek ustępstwa nie rozwiążą problemu, którym jest kremlowski imperializm. W rozumieniu rządzących Rosją Ukraina jest jedynie elementem całej sekwencji działań obliczonych na podważenie zachodniej jedności i przemodelowanie ładu międzynarodowego. To o tym jest ta wojna. Putin, chcąc przejść do historii jako kolejny z grona „zbieraczy ziem ruskich”, z konieczności podważa zastany porządek– to bowiem zachodnie reguły zabraniają terytorialnego rewanżyzmu.
Wyłączając nawet to, jaka wizja świata kieruje Kremlem, rosyjskie władze już zbyt wiele zainwestowały w tym kierunku. Funkcjonowanie państwa zostało podporządkowane wojnie. Głównym bodźcem wzrostu gospodarczego są wydatki zbrojeniowe i prowadzenie działań militarnych, opiewające nawet na 40 procent całości rosyjskiego budżetu. Przekierowując strumień pieniędzy na ukraiński front, Kreml pozbawia Rosjan jakiejkolwiek innej przyszłości z wyjątkiem roli trybiku w maszynie wojennej.
I tej maszyny nie można już, ot tak, zatrzymać jednym dekretem. Gdyby tylko konflikt się skończył, Kreml miałby spory problem ze zwinięciem całej gospodarczej machiny bez wywołania społecznego niezadowolenia. Wrzucane w gospodarkę wojenną pieniądze uzależniają od siebie kolejne grupy społeczne, pozwalając na spłatę kredytów czy podnoszenie statusu majątkowego. Społeczne podglebie – przyzwolenie na przemoc, korupcja – tylko temu sprzyja. Uzależnienie jest zatem obustronne: wojna jest potrzebna i państwu, i społeczeństwu.
Rosja to nie wyzwanie
Z perspektywy Zachodu Rosja w obecnym kształcie jest chronicznym zagrożeniem dla bezpieczeństwa. I dopóki na Kremlu rządzi obecna elita, dopóty takim niebezpieczeństwem pozostanie. Zarówno dla społeczności międzynarodowej, swoich sąsiadów, jak i zwykłych Rosjan w kraju – o tym też nie należy zapominać. Iluzje powinny zniknąć już dawno.
Od rozpoczęcia pełnoskalowej inwazji Ukraińcy wiążą znaczne siły Kremla, bohatersko stawiając im zaciekły opór. Ale rosyjskie władze nie poprzestają na próbie ujarzmienia Ukrainy. Od lat putinowska klika testuje Zachód i będzie to robić dalej, stosując przy tym sprawdzony wachlarz instrumentów: skrytobójstwa, prowokacje, cyberataki. Nie można wykluczyć, że posuną się dalej – Rosjanie zwietrzyli bowiem krew.
Rosyjska „siła” stanowi wypadkową słabości Zachodu – to truizm, ale w wojnie informacyjnej ma to szczególne znaczenie, bowiem oddziałuje na decyzję o podjęciu działań bądź ich braku. Oba obrazy – potężna Rosja i słabe państwa Zachodu – nie są prawdziwe. Suflowany przez Kreml przekaz o niezwyciężonej Rosji ma pogrążyć jej adwersarzy w defetyzmie.
Jak nas malują
Według amerykańskich szacunków, w wojnie z Ukrainą Rosjanie ponieśli straty rzędu 350 tysięcy zabitych i rannych. Oprócz wiążących się z tym problemów z siłą roboczą dla całej gospodarki, nie jest wcale tak, że dla wszystkich Rosjan martwi żołnierze są obojętni. Kreml gorączkowo obawia się protestu żon zmobilizowanych, dlatego stara się izolować jakiekolwiek oznaki niezadowolenia i przeciwstawiać się ich organizacji. Nie jest też jasne, czy w razie intensyfikacji działań mobilizacyjnych rosyjskie władze nie spotkają się z oporem. Pomimo nawoływań o konieczności mobilizacji ze strony bardziej krewkich turbopatriotów, Kreml jak ognia unika tego tematu.
Straty zaś będą rosnąć, dlatego czas – mimo że na Zachodzie pojawia się przeciwna teoria – wcale nie musi grać na korzyść Rosji. W mediach co rusz można natknąć się na opinie, jak to sankcje na Rosję nie działają. Wraz z tym przekazem pojawia się sugestia, aby reżim sankcyjny całkowicie porzucić – wszak nie doprowadził do upadku putinowskiego systemu. W tego rodzaju doniesieniach pomija się jednak fakt, że w zeszłym roku rubel stracił na wartości 30–40 procent względem walut zachodnich, a z jakiegoś powodu płynna część rezerw zgromadzonych w rosyjskim Funduszu Dobrobytu Narodowego stopniała z przedinwazyjnego poziomu ponad 110 do 55 miliardów dolarów na koniec ubiegłego roku. To oczywiście jedynie wycinek całości makroekonomicznego obrazu Rosji, ale wystarczy, żeby mieć świadomość, że wojna nie odbywa się dla Rosjan bez kosztów. I nie można jej prowadzić w nieskończoność.
Przemilczanie bądź bagatelizowanie strat wyrządzonych putinowskiej Rosji tworzy iluzję potęgi Kremla. Obecny optymizm Putina to przecież także próba ukrycia tego, że Kreml ma dość ograniczone pole manewru. Jego pewność siebie może równie dobrze obrócić się przeciwko niemu, jeśli obecne pasmo sukcesów zostanie boleśnie przerwane – czy to w wyniku zatrzymania rosyjskiej ofensywy czy uderzenia gospodarczego ze strony Zachodu.
Kreml będzie manewrować tak długo, jak pozwoli się mu na to na Zachodzie. Nie jest tak, że po pierwotnym szoku z 2022 roku Rosja jest obecnie zupełnie odporna na działania z zewnątrz. Tutaj jednak koniecznością jest opanowanie trudnej sztuki gry na wielu fortepianach: począwszy od wsparcia dla Ukrainy oraz rozbudowy własnych zdolności obronnych, do dalszego zacieśniania pętli sankcyjnej wokół państwa-agresora i ostatecznego odebrania rosyjskich zamrożonych aktywów w Europie. Bezpowrotna utrata inicjatywy w konfrontacji z Moskwą stanowić będzie niewybaczalny błąd. Wówczas pieczołowicie budowany przez dekady gmach liberalnych demokracji zostanie zburzony. Rosyjski agresor jest zaś w stanie postawić tylko jedną budowlę: więzienie.
This article was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.
Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.