Katastrofa bez konsekwencji

W każdej sekundzie w ujściu Odry do Zalewu Szczecińskiego wpada 535 m³ wody. Dziennie daje to trochę ponad 46 milionów m³. W ciągu 842 dni Odra byłaby w stanie 59 razy napełnić jezioro Śniardwy, co równa się prawie 39 miliardom m³. Tyle właśnie wody musiało upłynąć, aby Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska we Wrocławiu umorzyła postępowanie w sprawie szkody środowiskowej spowodowanej katastrofą odrzańską z 2022 roku.

„To jedyne postępowanie wszczęte z urzędu w sprawie Odry, w którym dążono do wydania jakiejś konkretnej decyzji. Zostało umorzone w grudniu 2023 roku. Wraz z szeregiem innych podmiotów złożyliśmy odwołanie do Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, gdzie toczy się postępowanie administracyjne w drugiej instancji. Póki co żadna droga sądowa w tej sprawie nie została jeszcze otwarta” – tłumaczy Maria Włoskowicz, prawniczka z Fundacji Frank Bold, która zajmuje się ochroną środowiska.

Postępowanie szkodowe jest jednym z rozwiązań prawnych pomagających chronić środowisko. Opiera się na zasadzie, że zanieczyszczający płaci za negatywne skutki swoich działań. Prowadzone jest na podstawie ustawy o zapobieganiu szkodom w środowisku i ich naprawie, będącej implementacją jednej z unijnych dyrektyw. W ocenie RDOŚ we Wrocławiu nie można wykazać związku przyczynowego między katastrofą na Odrze, a działalnością konkretnych podmiotów korzystających ze środowiska, między innymi kopalń czy elektrociepłowni.

Katastrofa odrzańska w 2022 roku pokazała, że nasze państwo nie działa dobrze w obszarze ochrony i zarządzania wodami. Opisuje to raport Najwyższej Izby Kontroli z listopada 2023 roku. „Kryzys ekologiczny ujawnił, że organy publiczne nie były przygotowane do przeciwdziałania zagrożeniom spowodowanym zanieczyszczeniem rzek. Wynikało to z dotychczasowych zaniechań organów odpowiedzialnych za dobrostan środowiska wodnego, będący istotnym ogniwem bezpieczeństwa narodowego, a także z niewystarczających rozwiązań prawnych dla skutecznej ochrony wód powierzchniowych przed ich zanieczyszczaniem” – ocenia NIK w wynikach kontroli. 

Widok na rzekę

Aby przekonać się o tym, jak wygląda nasze podejście do wód, nie trzeba czytać 265-stronicowego raportu od deski do deski. Można wybrać się nad rzekę. 

Przystań Zwierzyniecka we Wrocławiu. W lipcowym słońcu, gdy trwa sezon, ktoś wypożycza tu kajak, ktoś inny wciąga na brzeg rowerek wodny. Przez długi czas odpływał stąd w kierunku Ostrowa Tumskiego statek białej floty Driada. W ostatnich latach musiał zmienić on swoją przystań z uwagi na niski poziom wody w starorzeczu Odry. Wokół krążą setki turystów odwiedzających wrocławskie zoo czy kierujący się do pobliskiego beach baru ZaZoo.

W lutowe szare popołudnie jedynym źródłem ruchu jest smętnie bujający się pomost naznaczony zimową wilgocią – i nurt Odry. Łatwo go zaobserwować, ponieważ taflę wody pokrywa spora ilość białej piany. Woda chwilę wcześniej przepływa tutaj przez Jaz Szczytnicki, gdzie spada i tworzy kipiel. Mimo tego piana, niczym z kuchennego zlewu, nie wygląda na naturalną i neutralną dla rzeki. Idąc w górę nurtu cyplem, gdzie w 1997 roku miała miejsce heroiczna obrona ogrodu zoologicznego przed powodzią tysiąclecia, dojdziemy do kładki zwierzynieckiej. W dole widać całkiem wyraźnie, jak na powierzchni wody unosi się kożuch zanieczyszczeń.

Jak pomóc Odrze? 

Odpowiedzią rządów Zjednoczonej Prawnicy na katastrofę odrzańską było uchwalenie ustawy z dnia 13 lipca 2023 roku o rewitalizacji Odry, popularnie zwaną specustawą odrzańską. W dużej części została ona poświęcona inwestycjom hydrotechnicznym w dorzeczu, między innymi budowie stopni wodnych w Lubiążu i Ścinawie – kluczowych dla możliwości rozwoju żeglugi śródlądowej na Odrze. Ponadto powołana została Inspekcja Wodna, nowa służba mundurowa, mająca działać na rzecz ochrony i kontroli terenów wodnych. Uchwalono również plany modernizacji i utworzenia oczyszczalni ścieków i sieci kanalizacyjnych. 

Osią sporu było określenie, na czym ma polegać ochrona Odry, realizowana pod szyldem rewitalizacji: więcej regulacji czy więcej renaturyzacji? W tle tej dyskusji jest też przyszłość żeglugi śródlądowej w Polsce, jednego z priorytetów poprzedniego rządu. Marek Gróbarczyk wiceminister odpowiedzialny za gospodarkę wodną w poprzednim politycznym rozdaniu chwalił się w lutym w mediach społecznościowych, że dzięki zrealizowanym inwestycjom stworzona została pierwsza w Polsce droga wodna o IV klasie żeglowności, czyli szlak wodny o parametrach mininimum 40 metrów szerokości i 2,8 metra głębokości, pozwalająca na rozwój portu Szczecin-Świnoujście. Jednocześnie wyrażał obawy, że Donald Tusk pod wpływem organizacji ekologicznych może zadecydować o zablokowaniu zaplanowanych inwestycji, między innymi wspomnianych stopni wodnych w Lubiążu i Ścinawie, co uniemożliwi całoroczną żeglugę i bezpośrednie połączenie Śląska z portami Pomorza Zachodniego. 

Gra w statki

Mimo inwestycji poczynionych w ostatnich latach żegluga śródlądowa stanowi znikomą część naszego transportu. Według raportu GUS-u „Transport – wyniki działalności w 2022 r.” odpowiadała ona za 0,1 procent całego przewozu, transport samochodowy zaś za 86,8 procent, a kolejowy za 10,4 procent. W 2020 roku NIK oceniała, że „krajowa sieć dróg wodnych nie tworzy jednolitego układu komunikacyjnego, lecz zbiór odrębnych i różnych jakościowo szlaków żeglownych. Polskie śródlądowe drogi wodne charakteryzują się jednak niskimi parametrami eksploatacyjnymi”. Łączna długość sieci śródlądowych dróg wodnych w Polsce w 2022 roku wynosiła 3768 kilometrów. Międzynarodową klasę żeglugową (klasy IV i V) spełniało 5,5 procent dróg wodnych (206 kilometrów), z kolei długość dróg wodnych o znaczeniu regionalnym (klasy I, II, III) wynosiła 3562 kilometry. Dla porównania, kolej dysponowała w tym czasie 19 394 kilometrami linii, a drogi publiczne miały łącznie 427 580 kilometrów.

Wśród argumentów przemawiających za rozwojem żeglugi śródlądowej wskazuje się możliwość rozwoju gospodarczego i społecznego wzdłuż dróg wodnych, jej niskoemisyjność, zwiększenie ochrony przeciwpowodziowej, dużą ładowność i masowość floty rzecznej oraz mniejszy wpływ na środowisko, szczególnie w porównaniu z transportem samochodowym.

Aby lepiej poznać perspektywę praktyków żeglugi śródlądowej, spotkałem się z kapitanem żeglugi śródlądowej dr Janem Pysiem, Dyrektorem Urzędu Żeglugi Śródlądowej we Wrocławiu. „Zagospodarowanie rzeki to mniejsza produkcja dwutlenku węgla. Na barkę można załadować około sześćdziesięciu kontenerów, to sześćdziesiąt samochodów mniej na drogach. W dodatku są korzyści z produkcji energii elektrycznej, jak na przykład stopień wodny w Malczycach, gdzie elektrownia zaopatruje w prąd Środę Śląską” – mówi Pyś. Rozwój dróg wodnych to również potencjał nowych relacji handlowych: „Moglibyśmy skomunikować nasz transport z Europą Zachodnią. Teraz nie jest to możliwe, bo statek z Hamburga, Magdeburga czy Szczecina nie wpłynie w głąb Odry. A przecież kiedyś funkcjonowały regularne połączenia cargo, na początku XX wieku statkami pasażerskimi z Wrocławia można zaś było dopłynąć nawet do Berlina, Szczecina czy Magdeburga”.

Czy korzyści płynące z rozwoju żeglugi śródlądowej można pogodzić z argumentem o konieczności większej ochrony rzek, szczególnie w dobie kryzysu klimatycznego? 

W poszukiwaniu odpowiedzi odwiedziłem prof. Mariusza Czopa z Katedry Hydrogeologii i Geologii Inżynierskiej AGH w Krakowie. „W grudniu 2023 roku think tank Koalicji Ruchów Krakowskich «Wspólnie dla Miasta» stworzył manifest obywatelski, którego celem była poprawa stanu rzek. Obejmował on między innymi kwestie rozwoju żeglugi śródlądowej. Tak naprawdę nigdy nie było rzetelnego raportu, który pokazywałby, że transport rzeczny jest uzasadniony ekonomicznie. Barka płynie 10 km/h w górę rzeki, 25 km/h w dół. Podaje się przykłady Niemiec i Holandii, ale tam główne szlaki żeglugowe już są, bo zostały wykonane nawet w XIX wieku. U nas, żeby w ogóle pływać, musimy najpierw wydać dziesiątki czy setki miliardów złotych. Te środki można byłoby wydać dużo bardziej sensownie. Przy intensywnym rozwoju linii kolejowych wydaje się, że w XXI wieku transport rzeczny musi tracić na znaczeniu” – mówi prof. Czop.

Wątpliwości co tego, że kolej będzie korzystną alternatywą, nie mają organizacje środowiskowe. WWF Polska w raporcie „Żegluga czy kolej? Perspektywy rozwoju zrównoważonego transportu w Polsce do 2050 roku” jednoznacznie opowiada się za koniecznością rozwoju transportu szynowego. Jacek Engel, prezes Fundacji Greenmind, zwraca uwagę na kwestię wody w korytach rzek: „Mamy katastrofę klimatyczną. Z perspektywy hydrologicznej żegluga nie będzie miała dużych szans. Będą zmienne przepływy i bardzo mało wody latem. Opowieści o tym, że z Odry zrobimy drugi Ren, świadczą o braku pojęcia o hydrologii i wiedzy, że Ren jest zasilany z lodowca, a Odra z opadów. To oczywiście nie wyklucza żeglugi dostosowanej do rzeki: pasażerskiej, turystycznej, a nawet towarowej o małym zanurzeniu albo statków przewożących ładunki wielkogabarytowe, których nie da się przewieźć koleją ani drogą”. 

Park Narodowy na Odrze? 

Rozmawiam z posłanką Darią Gosek-Popiołek z partii Razem, która zajmuje się w Sejmie ochroną rzek: „Jeszcze jako aktywistka dostrzegałam, że jakość rzek jest bardzo dużym problemem. Kiedy po raz pierwszy w 2019 roku ubiegałam się o mandat poselski, dla dużej części społeczeństwa temat był zupełnie przeźroczysty” – opowiada. Pytam o katastrofę odrzańską: „Muszę przyznać, że wcale mnie to nie zaskoczyło. Większych i mniejszych katastrof tego typu widziałam trochę w swoim życiu. Na przykład Barycz w lipcu 2020 roku. Gorące lato, mały przepływ, niski stan wody, pozwolenia wodnoprawne, które nie uwzględniają takich uwarunkowań. To jest prosty przepis na katastrofę”. Podobne głosy słyszałem od wielu rozmówców. Gosek-Popiołek dodaje: „Jedyną silniejszą emocją była we mnie ta, czy ktoś zostanie pociągnięty do odpowiedzialności – i czy będzie to sprawa, która przełoży się na jakąkolwiek systemową zmianę. Niestety, nie zmieniło się nic”.

A jak zmienił się odbiór społeczny? Jacek Engel był współzałożycielem ostatniego powstałego w Polsce parku narodowego – Parku Narodowego Ujścia Warty, który powstał w 2001 roku. Teraz rozmawiam z nim w Przecławiu niedaleko Szczecina, w przerwie konferencji dotyczącej pomysłu utworzenia parku narodowego w Dolinie Dolnej Odry. Wzięli w niej udział samorządowcy z Kołbaskowa, Widuchowej i Gryfina, delegacja z Ministerstwa Klimatu i Środowiska, a także środowiska zainteresowane, ale również obawiające się tego, jak utworzenie parku zmieniłoby ich życie. 

Engel opowiada, że „w okresie katastrofy na Odrze było szalone wzmożenie mediów. Przez kilka miesięcy udzieliłem tylu wywiadów, co przez poprzednich 5 lat. O dziwo, to zainteresowanie nie zmalało, choć byłem przekonany, że po kilku miesiącach wszyscy zapomną”. Nic więc dziwnego, że pomysły utworzenia nowych parków narodowych kiełkują w różnych miejscach Polski. Jak pokazuje raport Fundacji Dziedzictwa Przyrodniczego, takie idee pojawiają się w mniej lub bardziej konkretnej postaci w 25 miejscach kraju. Jednym z najbardziej zaawansowanych pomysłów jest właśnie inicjatywa utworzenia Parku Narodowego Dolnej Odry.

„Są tu starorzecza, kanały, olbrzymia bioróżnorodność. Pod tym względem jest to niesamowite miejsce. Międzyodrze jest po prostu wspaniałym miejscem” – opowiada Piotr Rosiński, fotograf działający na rzecz utworzenia parku na tych terenach. „Jest masa gatunków chronionych, w tym zagrożonych na skalę europejską” – dodaje Piotr Piznal, również fotograf i kompan we wspólnej sprawie. Razem tworzą projekt fotograficzny „Życie w Dolinie Odry”, którego celem jest uwrażliwienie ludzi na piękno tego miejsca. „Rejestrujemy dźwięki i obrazy. Tworzymy do tego muzykę i powstaje z tego takie nasze combo. Fotografując, słyszymy, co tu się dzieje. To też fascynujące” – mówi Rosiński.

Rozmawiamy w trakcie spaceru przyrodniczo-historycznego po terenie, na którym miałby znajdować się nowopowstały park narodowy. Obecnie jest tu park krajobrazowy. Ta forma ochrony ma jednak znaczenie głównie lokalne, parki narodowe podnoszą poziom ochrony na wyższy poziom. Stworzenie takiego miejsca nie jest łatwe. Od prawie 23 lat w Polsce nie powstał żaden park narodowy.

Po drugiej stronie rzeki

Sytuacja na Międzyodrzu jest wyjątkowa, ponieważ wstępnie przychylne temu pomysłowi są wszystkie lokalne samorządy. Dotychczasowe działania zmierzające do tworzenia nowych parków narodowych rozbijały się o właśnie o ten aspekt. W dyskusji na konferencji wybrzmiewało jednak, że nawet w gronie samorządowców istnieją różne potrzeby i oczekiwania. Inaczej patrzy Kołbaskowo, czyli gmina metropolitalna w aglomeracji szczecińskiej, inaczej gmina wiejska, jaką jest Widuchowa, a jeszcze inne spojrzenie ma miejsko-wiejska gmina, której siedzibą jest miasto Gryfino. Dla każdej z nich park narodowy to inne konsekwencje, ale i inne obawy mieszkańców. Swoje wątpliwości wyrażali rybacy ze Spółdzielni Rybackiej Regalica w Gryfinie, a także wędkarze z lokalnych kół Polskiego Związku Wędkarskiego. Wiceminister Mikołaj Dorożała zadeklarował, że Ministerstwo Klimatu i Środowiska daje sobie 40 tygodni na przeprowadzenie procesu związanego z tworzeniem parku. Jeżeli wszystko pójdzie planowo, to są szanse, by został utworzony 1 stycznia 2025 roku.

Ustanowienie parku po polskiej stronie Odry byłoby dopełnieniem pomysłu utworzenia polsko-niemieckiego parku narodowego, który pojawił się po raz pierwszy w 1990 roku. Jak na razie zrealizowano ten pomysł jedynie po drugiej stronie Odry, gdzie od 1995 roku funkcjonuje Nationalpark Unteres Odertal. „Park posiada 10 tysięcy hektarów. Jego tereny stanowi rzeka na odcinku granicznym, równiny zalewowe, a także łąki. Obszar ścisłej ochrony to 51 procent powierzchni parku, pozostała część również podlega ochronie, ale tam, gdzie są łąki, korzystają z nich również rolnicy” – opowiada dr Jana Chmielewski, konsultantka ds. badań i monitoringu w niemieckim parku.

Jeśli również po polskiej stronie powstanie Park Narodowy Doliny Dolnej Odry, współpraca z jego niemieckim odpowiednikiem mogłaby stanowić dobry przykład międzynarodowej kooperacji w celu ochrony przyrody. Nie stanowi to jednak remedium na wszystkie problemy Odry. 

Czy Odra może mieć własny głos? 

Istnieją jednak aktywiści, którzy chcieliby jeszcze bardziej wzmocnić uprawnienia rzeki do obrony swoich praw. „Do sprawy z powództwa rzeki Odry przeciwko firmie Y o naruszenie prawa do zachowania różnorodności biologicznej oraz swobodnego przepływu!” – dziś z pewnością nie usłyszymy protokolantki wywołującej rozprawę sądową w taki sposób. Chce to zmienić nieformalna grupa Plemię Odry, dla której katastrofa odrzańska była impulsem, by spojrzeć na prawo w nowy sposób. 

Odra Centrum, ośrodek edukacyjno-kulturalny, mieszczący się na barce zacumowanej nieopodal wrocławskiego Mostu Grunwaldzkiego, był miejscem finału kampanii „Przepływy dla Odry”. Na akcję złożyło się 50 opowieści o rzece, którymi dzielili się między innymi pisarka Olga Tokarczuk, prezes Fundacji Batorego Edwin Bendyk czy piosenkarka Natalia Grosiak. Celem kampanii była zmiana naszego sposobu patrzenia na naturę. „Stworzyliśmy projekt ustawy o uznaniu Odry za osobę prawną, wystosowaliśmy apel do rządu, a petycję podpisało już blisko 15 tysięcy osób” – mówiła w trakcie konferencji prasowej Marta Mazgaj, koordynatorka kampanii. 

Inspiracje przychodzą z innych rejonów świata: nowozelandzka Whanganui, ekwadorska Vilcamba, kanadyjska Magpie. Wiele osób zgłasza wątpliwości co do sensowności takiego rozwiązania, ponieważ jest ono obce naszej kulturze prawnej. Czy podobny status powinny otrzymać lasy, masywy górskie, jeziora? Dyskusyjna jest kwestia reprezentacji, czyli tego, kto będzie występował w imieniu rzeki. Z drugiej strony, skoro mamy tyle różnych przepisów, ale nie zapobiegły one katastrofie odrzańskiej, to może warto rozważyć bardziej nieszablonowe rozwiązania? 

Woda dla natury

Długość Odry to według różnych pomiarów 853–854 kilometry. Szacuje się, że kiedyś wynosiła ponad 1000 kilometrów. W wyniku działań regulacyjnych Odra na przestrzeni dziesiątek lat została skrócona przynajmniej o 150 kilometrów. Można powiedzieć, że jest to odległość dzieląca dwa podejścia do rzek: regulację i renaturyzację. Każde z nich podaje inne odpowiedzi na pytanie o to, jakich zmian potrzebuje Odra, a także jak rozwijać nasze relacje z rzekami. Katastrofa odrzańska była wyraźnym sygnałem ostrzegawczym. 

Przysłuchując się we Wrocławiu konferencji „Odra – debata ponadregionalna 2024”, szczególnie zapadł mi w pamięć głos dyrektora Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej prof. Roberta Czerniawskiego: „Rozsądek mówi nam wyraźnie, żebyśmy najpierw zabezpieczyli wodę dla natury, dla przyrody. Jeżeli tego dopełnimy, to wtedy myślmy, w jaki sposób te rzeki, te wody użytkować. Nie myślmy tylko o Odrze, bo ten problem dotyczy 99,5 procent wód płynących w Polsce. Rozsądek przede wszystkim”.

 

This article was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.

Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.