Fakty

To była dla PKW doskonała lekcja, ba, wręcz studia nad własną kompetencją, możliwościami i odpowiedzialnością. Po długich namysłach, dwukrotnym przekładaniu decyzji, Państwowa Komisja Wyborcza odrzuciła sprawozdanie komitetu wyborczego PiS-u (głosami 5 za, 3 przeciw, 1 wstrzymujący). Wartość wydatków uznanych za nielegalne określono na 3,6 miliona złotych. Oprócz obowiązku zwrotu tej kwoty powoduje to karne pomniejszenie rekompensaty kosztów kampanii o jej trzykrotność i zmniejszenie corocznej subwencji dla partii przez cztery lata o takąż trzykrotność. Łącznie to 57,6 miliona złotych. 


Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku…
W obliczu dynamicznie zmieniających się technologii i mediów nie pozostajemy bierni. Aby móc nadal dostarczać Ci wartościowe analizy, prosimy o podzielenie się swoją opinią na temat pracy Kultury Liberalnej i wypełnienie anonimowej ankiety.
Dołącz do nas i współtwórz Kulturę Liberalną — wypełnij ankietę >>

Uchwała nie jest definitywna. Podlega zaskarżeniu do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w Sądzie Najwyższym. Ewentualnie negatywne stanowisko (SN ma na to 60 dni) spowoduje automatyczne przyjęcie sprawozdania przez PKW. 

We wrześniu PKW ma decydować o sprawozdaniu finansowym całej partii. To o tyle istotne, że sankcje ustawy o partiach politycznych są surowsze (możliwość pozbawienia subwencji w całości) niż sankcje wynikające z Kodeksu Wyborczego; w uchwale odrzucającej sprawozdanie komitetu wyborczego PiS-u nie osiągnęły one dopuszczalnego pułapu (75 procent całej subwencji) oscylując w granicach 40 procent. A nieprawidłowości gospodarki funduszami publicznymi używanymi w partyjnym interesie, ujawnione (niekoniecznie nawet uwzględnione) przy badaniu sprawozdania komitetu wyborczego – z pewnością nie pozostaną bez wpływu na wrześniową ocenę PKW. 

Im gorzej, tym głośniej

Hipotetyczna perspektywa (niestety nie pomogło jej uczytelnieniu niezbyt jasno przedstawione stanowisko samej PKW przez jej przewodniczącego) wzmogła medialne zainteresowanie sprawą i tak traktowaną od tygodni jako wysoce gorący news. Zainteresowanie wynika bardziej z ulubionego przez media sensacyjnego infotaimentu politycznego niż z dbałości o transparentność zawiłych mechanizmów demokracji i staranność w relacji o prawie. Epatowanie wielkością hipotetycznych strat już obecnie stało się zresztą elementem propagandowej strategii PiS-u. Idzie nie tylko o narrację o niesprawiedliwości i politycznej zemście, której PiS ma być ofiarą, ale i o wzmacnianie jedności partii oraz last but not least skłonienie członków do osobistej ofiarności na rzecz chudnącej kasy. 

Dużo obiecuje – mało gwarantuje

Kilka lat temu pisałam o kamuflującym rzeczywistość formalizmie Kodeksu Wyborczego, regulującego tak podstawową gwarancję rzetelności wyborów, jaką są składane do sądów protesty. Ludzie w nie wierzą. Tyle że bodaj ponad 90 rocent tego, co ludzie traktują jako protest, po prostu „nie łapie się” w to pojęcie, określone w Kodeksie wąziutko i czysto formalnie. 

To samo pojawia się też przy kontroli sprawozdań komitetów wyborczych. Oczekujący na „puszczenie w skarpetkach” nielubianego komitetu od tygodni szeroko kolportowali bulwersujące informacje o wykorzystywaniu majątku publicznego w partyjnych wyborczych celach. Nie ograniczali się przy tym tylko do danych ujętych w sprawozdaniu komitetu wyborczego i tylko w ramach sześciotygodniowej oficjalnej kampanii wyborczej, od 8 sierpnia 2023, jak przewiduje prawo. 

Wzmagało to oczekiwania wobec PKW, ale i nie ułatwiało jej pracy. Ocena PKW jest bowiem ograniczona przedmiotowo i czasowo. Natomiast ci, którym niebezpodstawnie zarzucano nierzetelności w kampanii, mieli nadzieję, że PKW sprawozdanie po prostu „klepnie”. Przemawiała za tym wieloletnia tradycja powierzchownie-formalnego przyjmowania sprawozdań, prowadząca do powierzchownego traktowania gwarancji kontrolnych i sprawozdawczych prawa wyborczego. Umacniało ją i teraz Krajowe Biuro Wyborcze. Ta jednostka obsługująca organizacyjnie PKW, lansowała mianowicie (lipiec 2024 roku) interpretację, że podstawą odrzucenia i wytknięcia uchybień sprawozdania nie może być wskazanie wpływu działań innego podmiotu na polepszenie szans wyborczych komitetu wyborczego, o ile te były dokonane bez porozumienia z komitetem wyborczym. Zatem aby zalegalizować to, co zakazane (prekampania i korzyści wykraczające poza wskazane jako dopuszczalne w art. 132 § 5 KW) wystarczało to puścić „bokiem”, nie przez komitet i jego sprawozdanie – jako niespodziewany, szczęśliwy dar losu, nieznany członkom komitetu. 

Niedozwolone prowadzenie kampanii przed oficjalnym jej otwarciem i wydatki (przyjęte korzyści) na kampanię nieujawnione w sprawozdaniu, pozostawałyby wtedy poza kontrolą PKW. Ta jawna kpina z gwarancyjnego charakteru ustawowych ograniczeń finansowania kampanii (art. 129, 132 KW) wynika z hipokryzyjnego paradoksu Kodeksu Wyborczego: to co zakazane w prawie wyborczym, nie może być jednocześnie skontrolowane jego narzędziami. 

Ku rozczarowaniu i frustracji wyborców, kodeks dużo obiecuje, ale mało gwarantuje. To taki wariant znanego logice paradoksu kłamcy. O nim mówił (używając nieco ezopowego języka) przewodniczący PKW sędzia NSA Sylwester Marciniak na konferencji prasowej: „Idealnie byłoby, gdyby można było rozstrzygnąć sprawę nie tylko zgodnie z prawem i sprawiedliwie. Istnieje jednak także możliwość, że będzie rozstrzygniecie sprawiedliwe, ale niezgodne z prawem, czy wręcz niesprawiedliwe”.

Źródłem paradoksu nie jest tu nawet sam tekst, tylko jego interpretacja: utrwalona, lansowana przez KBW, skrajnie formalistyczna, tekstowa i prowadząca do czegoś, przed czym przestrzega nauka prawa – interpretacja nie powinna prowadzić do wniosków nonsensownych z punktu widzenia systemu prawa. A tu prowadzi.

Szekspirowski dylemat naszych czasów

Dziewięciu członków PKW znalazło się więc w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Z jednej strony, dyszeli im nad głowami żądający spektakularnych rozliczeń i rozbudzone społeczeństwo obywatelskie z dużymi apetytami na rzetelność prawa. Z drugiej – krzyczący o zamachu na demokrację kontrolowany komitet wyborczy i stojąca za nim partia, profitentka przy kampanii wyborczej szczęśliwych zrządzeń losu.

W 2018 roku zrezygnowano przy tym z czysto sędziowskiej obsady PKW. To wielka szkoda. Wybierani przez Sejm wedle partyjnego parytetu członkowie (rzeczywiście zresztą głosowanie nad uchwałą przebiegało wedle przewidywanego schematu) niezależnie od ich osobistych cech, są więc już „na wejściu” pozbawieni kredytu, właściwego statusowi sędziego. A przecież oczekiwano od nich radykalnej zmiany dotychczasowej wysoce sformalizowanej kontrolnej praktyki. 

Zmiana interpretacji, zwłaszcza utrwalonej, zawsze jest trudna i zazwyczaj dokonuje się jej stopniowo, serią kolejnych przybliżeń, dobrze uzasadnianych w fachowo przygotowanych motywach rozstrzygnięcia. Do tego są przyuczeni sędziowie. Tu, z uwagi ogromną skalę zgłaszanych zastrzeżeń, w warunkach zwiększonych oczekiwań i ograniczonego przez politykę, wyjściowego kredytu zaufania – zadanie takie było misją niemal niemożliwą. PKW stała się bohaterką wyzwania szekspirowskiego (no, był to taki Szekspir na miarę naszych czasów). 

O tym właśnie mówił cytowany wyżej Sylwester Marciniak na konferencji prasowej 29 sierpnia. Dodam, że sądy administracyjne (macierzystym sądem Przewodniczącego PKW jest Naczelny Sąd Administracyjny) niejako z urzędu są nastawione na badanie czysto formalnej zgodności prawem. To im ogranicza wrażliwość na uroki interpretacji systemowej (bardzo pożądanej na gruncie Kodeksu Wyborczego) z natury rzeczy wymagającej wnioskowania z szerszego materiału niż dosłowne (lub wnioskowanie przez przeciwieństwo) brzmienie kawałka przepisu zestawionego z fragmentem innego przepisu. 

Wedle mego przekonania, interpretacja (bo z pewnością nie jest to – jak głosi polityczna propaganda – naruszenie ustawy) dokonana przez PKW w jej uchwale jest przeprowadzona zgodnie z zasadami wykładni systemowej (wnioskowanie z systemu gwarancji i kontroli wyborów regulowanych w Kodeksie Wyborczym). Byłoby jednak pożądane, aby uzasadnienie uchwały było nie tylko społecznie, ale i jurydycznie na tyle przekonywająco, sprawnie napisane, aby umocnić powszechnie to przekonanie.

Co dalej 

Trudno przesądzać, na ile PKW swoją uchwałą z 29 sierpnia 2024 roku w skuteczny i trwały sposób da początek nowej praktyce badania sprawozdań komitetów wyborczych w sposób wolny od powierzchownego formalizmu. A jeszcze mniej można wróżyć, czy w jakiś sposób wpłynie to na zmianę politycznego obyczaju wyborczego. 

Nie wiadomo też, co zrobi Sąd Najwyższy. Zwłaszcza że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w SN, gdzie – teoretycznie – powinno trafić zaskarżenie, ma wątpliwy status jako niezależny sąd obsadzony przez niezależnych sędziów. To wynika z cierpliwie, krok po kroku budowanego orzecznictwa TSUE (zwłaszcza C-718/21, z 23 grudnia 2023 roku) i ETPCz (zwłaszcza Wałęsa przeciw Polsce z 23 listopada 2023 roku), a także z Uchwały III Izb SN z 23 stycznia 2020, BSA I-4110-1/20. Fakt ten co raz szerzej uznaje praktyka polskich władz. Zapewne zatem pojawią się próby zmiany adresata zaskarżenia. Ale one z kolei niewątpliwie staną się przedmiotem kolejnych polityczno-prawnych przepychanek, szczególnie wobec stanowiska Trybunału Konstytucyjnego w obecnym składzie, kontestującego powinność wykonywania wyroków ETPCz, TSUE i Uchwały III Izb SN [1]. To rozchwianie i status Izby Kontroli Nadzwyczajnej zasiewają tu więc nieufność co do nadmiernej przewidywalności rozstrzygnięcia. Polityka mieszająca się do prawa utrudnia przewidywania.

Mamy zatem zagwarantowany dalszy ciąg wydarzeń na tej scenie. 

Przypis: 

[1] Co do TSUE z 14 lipca 2021, P 7/20,; z 7 października 2021, K 3/21; co do Konwencji Europejskiej z 24 listopada 2021, K 6/21; z 10 marca 2022, K 7/21. Orzeczenie TK o niekonstytucyjności Uchwały III Izb SN: z 20 kwietnia 2020, U 2/20.