1. Patelnia, plac przy metrze Centrum. Pośrodku placu stoi radiowóz na bombach. Przed nim idzie człowiek o kręconych włosach. Jego włosy mają niebieską poświatę.
2. Zaraz obok stoi bukinista. Książki, które sprzedaje, kiedyś były nowe, dziś są stare. To Allain Botton o Hitlerze, coś Kertésza, Houellebecq – i wtedy mnie trafia. Znam te okładki, wychodziły dwadzieścia, trzydzieści lat temu, wtedy kiedy wszyscy marzyli o budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Jeszcze nie wierzono, że się uda. Dziś książki leżą u stóp, muzeum też – trzeba iść!
3. Wychodzę z placu i bach, pierwsze zaskoczenie: mamy nowy trakt w centrum. Zdjęto blachy, odsłonięto perspektywy, tu będzie życie.
4. I włącza się sentyment, kiedyś – jeszcze w technikum – kąpałem się z kolegami z klasy w pobliskich fontannach na placu Defilad. Było jak na tych pocztówkach z Iranu przed rewolucją – słonecznie, otwarcie, z mgiełką rozpylonej wody nad głowami. Potem przyszły okopy budów i grodzenia kapitalizmu, rewolucja. No i dorosłem. A dziś, jakby znowu pozwolili kąpać się w fontannach.
5. Przebiegający traktem szczur. Czy i on biegnie na otwarcie MSN-u? Świeci się z okien nowego budynku, jak u cioci Basi przed herbatką: już czekają.
6. Szczur (trochę się z nim utożsamiam) mieszka w okolicy, którą lubię. Gdy pada deszcz, ścieżki w trawie nad Dworcem Śródmiejskim potrafią ubrudzić przechodzącym buty. Taki śmietnik to już rzadkość.
7. TK Maxx, HalfPrice, wielkie neony po drugiej stronie ulicy. Tych marek nie było, kiedy zaczynano budowę. Po drugiej stronie wieżowce prawników. Nad czym teraz pracują na trzy zmiany, gdy dokonały się już najważniejsze oferty publiczne na polskiej giełdzie? Czy macie jeszcze co prywatyzować?
8. Pod samym muzeum mijam i podsłuchuję ludzi: dziewczyny „z Liberą miały plener”, są ze świata sztuki. Są wśród nich także sprzedawcy opowiadający o „największym, najlepszym apartamencie – on się Grand nazywa”. Kłócą się Hiszpanie.
9. Czy w muzeum są bramki i skanery? Tak, jak w prawdziwych europejskich muzeach, gdzie mogą być kradzieże i zamachy. Nie ma? To nie Europa.
10. Dwadzieścia lat temu miałem taką myśl. Musisz, Wojtek, zająć się sztuką współczesną, bo jak oni wybudują ten budynek, to będziesz na świeczniku, będziesz miał władzę. Są niskie pobudki i wysokie. Ta była najwyższa – dotyczyła władzy. Ale spóźnili się. Zainteresowanie sztuką nieco przeminęło.
11. Bliskość daty otwarcia do 1 listopada, Uroczystości Wszystkich Świętych, Dnia Zmarłych. To jest o utracie marzenia. Ten budynek scalał marzenia tego środowiska, żył bardziej w głowie niż na ulicy, a teraz jest – porównanie ciśnie się do głowy jak sprężone powietrze – jak nagrobek, który wszyscy odwiedzają. Coś się zmieniło, odblokowało. Te odwiedziny i otwarcie tuż przed początkiem listopada to Halloween. Halloween jest też świętem, które mówi o odzyskiwaniu wyobraźni. Są takie pogrzeby w rodzinach, z których wszyscy się cieszą.
12. No dobra, ale dzisiaj nie idę do muzeum, pójdę jutro. Obowiązki domowe.
13. Tysiąc prawd na wszystko, tysiąc butów w metrze. Wszystkie do pary: prawe, lewe. Ale już wygniecione po swojemu, ułożone na swój sposób, brudne, część nawet z błotem, własne ścieżki, pomysły, odkrycia, spojrzenia.
14. Z tym muzeum to nie poszedłem, bo je oswajam. Pójdę dziś.
15. Sen. Cały czas śnią mi się domy, ostatnio puste. To wszystko mogłoby dotyczyć muzeum. Podobno nic nie dali do środka na otwarcie, żadnych ważnych prac. Z jednej strony nagłe skojarzenie z napisem z Zamku Ujazdowskiego, kiedy jeszcze był najważniejszym muzeum sztuki współczesnej w Polsce: „Za dużo rzeczy, aby zmieścić w tak małym pudełku”. A skoro rzeczy się nie zmieszczą, to po co dawać rzeczy w ogóle? Z drugiej – podejrzenie, że to zaproszenie do myślenia: sam gmach jest obiektem sztuki, a więc wypełniajmy tę przestrzeń razem. Na końcu jest Trzaskowski, nietomny, że jest mniejszy niż to całe muzeum, miasto, sam bardziej we śnie niż wszyscy wokół. Z jego ust na otwarciu: „Sztuka współczesna jest naszym najważniejszym priorytetem”. Tak, ale otwiera pusty budynek pod kampanię wyborczą.
16. Kolejny sen, teraz na jawie. Na tym placu, tuż obok ma stanąć taki sam budynek tylko czarny – tym razem teatr. Ludzie od dawna siedzą w streamingach, ale będzie teatr. Zdaje się wieloletni szef Biura Kultury w warszawskim ratuszu ukochał teatry. Skoro można pojechać na marzeniu jednej grupy ludzi, czemu nie – pojechał. Jeśli mogę coś zgłosić: potrzebujemy tam czegoś od zdrowia psychicznego, miejsca wspólnot, po części ośrodka terapeutycznego, po części ośrodka medytacyjnego, po części szpitala. My się już napatrzyliśmy na aktorów.
17. Jeszcze o dyrektorach i w nawiązaniu do Zamku Ujazdowskiego. Po tej instytucji najlepiej widać upływ czasu. Wszyscy wciąż pamiętają charyzmatycznego Krukowskiego, ostatnim zapamiętanym jest Cavalucci. W MSN-ie dalej rządzi Mytkowska. Ale to pokolenie odejdzie. I będzie jak z CSW. Budynek stoi, ale co się tam dzieje, kto tam rządzi? Tego nie wie nikt. To znów jest o śmierci.
18. I dalej. Dwie dyrektorki. Houellebecuq gdzieś się bawi, opisując modele kapitalizmu obserwowane przez dwie ikony: Billa Gatesa i Steve’a Jobsa. To Joanna Mytkowska i Masza Potocka. Co one mogłyby reprezentować? Warszawę i Kraków, i wszystko, co je różni i upodabnia. Obie bezkonkursowe, obie z misją. Za mało o nich wiem. Dopiero niedawno dowiedziałem się o zmianie nazwiska przez Potocką właśnie na Potocka po rozwiedzionym mężu. Cudowny arywizm. Joanna Mytkowska i jej mąż Andrzej Przywara, handlujący sztuką na światowym poziomie, tuż obok, we własnej galerii. Trudno o brak podejrzeń.
19. Ale Warszawa, Jobs i Mytkowska wygrali. MSN stoi. Stolica przeniesiona. Nikomu dotąd nie udało się postawić czegokolwiek obok stalinowskiego pałacu kultury, a tym ludziom tak. Proponuję dokopać się do podziwu samego w sobie. Mnie się udało.
20. Jadę metrem, objadam się czekoladą i … mijam muzeum.
21. Poza tym. Pozwólcie mi być dzieckiem. W kolekcji budowanej przez MSN mnie nie ma (a dlaczego miałbym być?), mnóstwo ludzi płacze, że ich też nie ma. Rajkowska, że nie będzie jej na początkowej wystawie. Janin, że wystawią jej byłego męża. To rodzinny dramat rozpisany na media społecznościowe. Tylko ten Libera i Libera. To niech przynajmniej będzie coś z Ożarowa Mazowieckiego, śmieję się, z mojego miasta. Są zdjęcia z kolekcji Kossakowskiego, wizyta w pierwszej komunie hipisów w Polsce. Źle opisane (Ożarów Mazowiecki, a nie Ożarów), ale, niech tam, jesteśmy!
22. Na Pradze, na skwerze przy Stalowej księgarnia „Cerowanie skweru”. Potem wielu takich ludzi – podsypiających z komórkami w ręku w swoich butikowych sklepach: Pra Galeria, Jazz koncept… Wszyscy w komórkach.
23. Idę Stalową, wygląda jak najlepsze ulice Mokotowa. Tam nawet bardziej śmierdzi niż tu. Fake till you make it.
24. Idę na wystawę. No i niby na Pradze nastąpiła cała ta gentryfikacja, ale uzębienie bejów, ich wytworne kłótnie o to, kto jest bardziej agresywny po alkoholu, wskazuje na co innego. Stalowa, Inżynierska, 11 listopada – to podobne do muzeum sześcienne ciągi, do których dopiero wleje się wytworność, choć już stoją.
25. Wystawa rysunków Marty Ignerskiej, jak się okazuje, też wiąże się z budynkiem MSN-u. Formą podstawową, której wciąż się ze sztuki nie pozbyli, jest white box, biała kartka, od której się wszystko zaczyna. U Ignerskiej to kartka, na której zaczyna się szkic. Wystawa ma znaczący tytuł „Nuclear Family” i jest jakby rysunkami dziecka o sprawach rodziców. To są ciekawe, choć rzadko miłe rzeczy. I tak samo w muzeum. Dostaliśmy pustą kartkę, możemy znów poczuć się dziećmi, ale to, co naprawdę jest do narysowania, nie jest i nie powinno być miłe. W innym wypadku będzie zapaszkiem mieszczańskiej rodziny.
26. Ktoś w galerii opowiada o znanej, współczesnej artystce, która, jak większość tego pokolenia, ledwo wiąże koniec z końcem: O. weszła do muzeum, zadarła głowę w górę i długo smutniała. Myślę, że to był czas na zrozumienie różnicy między 1200 złotych brutto za wystawę, a blisko 1 000 000 000 złotych brutto za miejsce na wystawę.
27. Od Ignerskiej zabieram rysunek, wracam do MSN-u i myślę, że skoro muzeum jest puste, to może na partyzanta wnieść tam coś swojego. Kamil Sipowicz wieszał rzeczy w Zachęcie, Banksy w Luwrze, nie mogę ja w MSN-ie?
28. Dotąd w centrum nie było się gdzie wysikać, ale teraz już można. Ale nie, drzwi są zamknięte, minęła dwudziesta. Szatniarka w końcu robi porządek z kwiatami.
29. Miliard na muzeum. Ile kosztowało metro w Krakowie? Nic. Jest za darmo.
30. Dobrze. Wczoraj się nie udało, dziś idę z córką. Zbadamy sprawy dostępności.
– O czym on mówi? – pyta córka o faceta na patelni.
– On naucza o bogu – odpowiadam.
– Ale nikt go nie słucha – mówi U.
– Bo wszyscy gdzieś idą.
– To my go posłuchajmy.
– Nie. My idziemy do muzeum.
31. Przed muzeum hulajnoga wpada na auto. Auto trąbi. Pytam U., kto ma rację. Samochód. Dlaczego? Bo jest większy. I trąbi.
32. Ding, ding. Jest. Weszliśmy. Bolą mnie żyły. To przez stres i tłuszcz palmowy.
33. Jeszcze przy szatni – zalew światła, przeskalowanie, wielkie korytarze – od razu powrót do dzieciństwa: PRL, dworce, wielkie korytarze. Onieśmielenie, podróż z matką, podróż z ojcem. Zamieniam się w U., jesteśmy siedmiolatkami.
34. Liście na podłodze. Hate ludzie.
35. Aby dorosnąć podłączam się pod wycieczkę. Nie, oni też nie dorośli, przewodnik opowiada o: „…e…o…dekolonizacji muzeów europejskich… w Polsce to nie jest znany problem…” – nie dorośli, bo naśladują zachód. Zaraz potem jakieś prace: rysunki starych amfor, elementy cywilizacji greckiej i łacińskiej znalezione na Ukrainie. Puzzle. Delikatne wzruszenie.
36. Przyklejamy się do grup. Po jakiemu oni mówią? U. myśli, że jak pani mówi po ukraińsku, to oni myślą po angielsku.
37. Wyczuwalna atmosfera wśród ludzi: dziwadło, przyszli zobaczyć cyrk Barnuma i go dostali. Na piętrze performance. Czwórka młodych kobiet w czarnych sukienkach ciora się po podłodze (dlaczego nie starych kobiet, dlaczego nie ma perfo bez czarnej sukienki).
38. „Co robią?”, pyta U. „Taniec. Taki powoli, co chcą”, odpowiadam. U. jest zaczarowana.
39. Jeszcze żyję. Spotykam H. Uprzejmie podajemy sobie rękę, ale jest też tak, jakbyśmy mieli drugą parę rąk do podania swojej twarzy przed oczy drugiego, aby dowieść, że nie ma złych emocji między nami, choć przecież coś nas dzieli. Jakby twarze były talerzami, a na nich leżały inne dania, kucharz serwował inne losy.
40. Oglądam te tańce i czuję jeszcze ciśnienie z roboty. Mam ochotę jak wieśniok, dla rozładowania po wiejsku krzyczeć: poka cycki! Ale nie, wyrosłem. Nie żebrze się o fajki na ulicy, nie krzyczy na performance’ach.
41. To na pierwszy rzut oka filisterska praca, ale hipnotyzuje, dziewczyny starają się uważać na siebie, ciała grupują się i rozchodzą, wszystko z wolną ambientową muzyką w tle. Stereotyp. Jeszcze ten brak mężczyzn wśród tańczących. Coś o Gai na pewno. I kobiecej energii.
42. Nie! Jest jeden, ale ubrany na kobietę. Tym bardziej.
43. Odciągam U. w bok i podziwiam. Całość budynku to bardzo powiększona Galeria Stereo, może nawet Fundacja Galerii Foksal po mężu dyrektorki. To ten rodzaj prac i myślenia o sobie. Dostojny, ale spowszedniały kapitalistyczny minimalizm. Nie po to nas ewolucja ciągnęła w górę, by oglądać się w tył, na innych, choć minutę. Zostaje samotność, przestrzeń (there is plenty room on the top), ale i poczucie straty, odcięcia od anarchii uczuć. Jakby to puste miejsce miało być bramką: te uczucia wyświetlamy, te nie. W Galerii Stereo starają się, jak mogą, wyświetlać więcej (ostatnio bardziej kolorowe i ludzkie prace à la Wróblewski pokazywał Piotr Łakomy) i tu przecież trwa praca kuratorów: to będzie widoczne, to nie.
44. Nagle kontrast w sali obok. Zamiast białego kubika, widzę pokój wyłożony drewnem, szczapkami boazerii. Od razu w głowie pojawia się obraz sali koncertowej Akademii Muzycznej. Czy to nie tym budynkiem zachwycał się Kerez, gdy fotografował modernizm w Warszawie? Tropy i rymy. Jak te czerwone poduszki na parapecie, a za oknem wielki czerwony neon. Drewno, czerwień krwi. Tu będzie życie.
45. Póki co w czytelni na półkach stoi makulatura – albo dary po artystach, albo jak w Nero Café, wzięli coś ze szczurzego śmietnika, od bukinisty. Stary Mann, Ulysses, mhm, to ważne książki, a Tomasz Mann najważniejszy.
46. I znowu na schody! My, Polacy mamy talent do schodów. Z każdej z sal wychodzi się na centralną klatkę schodową. Przypominają się schody Zachęty (Niewiadomski!) przypominają się schody Narodowego (pierwszy raz złapałem tam dziewczynę za rękę), przypominają się schody Domu Meblarskiego „Emilia”, dawnej siedziby muzeum (mama przed muzeum kupiła mi tam pierwsze biurko). Przypominają się też schody-pomnik do samolotu. Schody to według Freuda symbol rosnącego podniecenia seksualnego. Wszyscy pragną spełnienia.
47. Na ścianach przed salami, na wysokości łydek wykute w betonie inskrypcje: „6.20 m. wysokości, 993.13 m2 powierzchni”. Tautologie, ale i dowody, że nie zmarnowano pieniędzy. Coś z amerykańskiej sztuki lat pięćdzesiątych. Estetyka śladu, odniesienia. Ale i przekaz: patrzajta, nieoszukane.
48. Co jakiś czas przed salami wielkie plansze opowiadające o historii budowy muzeum, roli sztuki etc. Plansze wyglądają trochę jak płyty nagrobne w pionie. To dotyczy całej identyfikacji graficznej. Minimalizm. Trochę nie-muzeum. Trochę mauzoleum.
49. O, drugi znajomy. R. ze swoją córką – drugi raz widzę, że żyję. W spotkaniu jest mieszanina niechęci (ot, mężczyźni) czy nieśmiałości i radości zarazem. Nie widziałem się z nim i całym jego środowiskiem z pięć lat.
– Możemy się spotkać.
– Muszę schudnąć wcześniej.
– Dla mnie nie musisz.
Lubię go. To ludzki mężczyzna.
50. Już trzeci raz widzę człowieka z napisem „J.M. Basquiat” na bluzie. Kiedy będzie ktoś w bluzie K. Harringa? Artystów współczesnych jest dwóch. Zamawiam drugiego.
51. U. opiera się o ścianę. Proszę, aby się odsunęła. U. pyta, czy ściana ją pobrudzi. Żałuję, że już nie jestem dzieckiem.
52. Ci wszędobylscy instagramerzy.
53. Klatka ewakuacyjna się nie otwiera (a co, gdyby nastąpił pożar w tym burdelu?). Za to otwierają się inne drzwi: składzik, magazynek, i widać ścianki działowe z gazobetonu (życie).
54. Znowu performance. Od razu klei mi się ten widok z „Wyjściem z miast”, starym konceptem, niech będzie Libery, teraz w ruchu. Ludzie, pół zwierzęta, pół obszarpańce, ciorają się o siebie. Z rzeczywistości, z polis nic już nie zostało. To exodus w głąb. No i tym razem są gołe piersi.
55. Ja – ukryta kamera. Wchodzą ludzie do sali z performance’u i widzę zmiany na ich twarzach. O, cycki! Nowość od milionów lat.
56. Kawałek opisu pracy. „To pieśń ku czci lodowca, który znika na skutek zmian klimatu”. Obok telewizor z tą pieśnią, obok telewizora strażnik. „To jest dla niego telewizor?”, pyta U. „Nie dziecko, ten telewizor pokazuje, jak topnieje śnieg”.
57. Inna praca, sztandar „Solidarność naszą siłą”. Obok na wideo kobieta tłumaczy, że sztandar „można od razu nosić na manifestacje i pikiety”. Otorbimy każdy dramat, tak było pisać na sztandarze!
58. I najpiękniejsze słowa całej wizyty. Drobny kawałek instrukcji jakiegoś artysty: jak użytkować muzeum. Znajdź dzieło i pomyśl, że jest odpowiedzią. Znajdź pytanie, na które znalazłeś odpowiedź.
59. I dalej zabawy-pytania na post-itach przyklejone do ściany po mijających warsztatach: „Jakiego koloru jest lustro?”, „Co jest po śmierci?”, „Czy da się klasnąć jedną ręką?”. Te pytania, zen, krótkie spięcia umysłu, które wyrzucają poza nieznośną codzienność. Ostatecznie broń w walce o własną uwagę. Błysk, otrząśnij się i zacznij od początku. Czy to ma coś wspólnego z muzeum? Nie wiem. Ze światem – wszystko. Trwa wielka bitwa o własną uwagę i czas. Jeśli nie będziemy umieli się skupić, zabiorą nam wszystko. Czy takie zdania nie mogą być bronią przeciwko nam? Mogą. Rzeczą uwagi jest, że znajduje się między rzeczami.
60. Oglądam ten gmach, już syty i myślę jedno. Nie bądźcie takimi zgredami, mówię do krytyków. To jest sto razy lepsze od Muzeum Historii Polski. W tamtym też nic nie ma, zwłaszcza polotu, a w dodatku jest pod Suwałkami. Wymieniać dalej?
61. O! Ping-pong. I gramy do dwudziestej.
62. Wygania nas pani, która chce zamknąć drzwi do czytelni, choć sama przyznaje, że nie umie i potrzebuje pomocy. Bo tego się już nie da zamknąć, proszę pani.
63. Mimo to uprzejmie wychodzimy i jesteśmy na wolności. Jestem znużony i przebodźcowany.
64. W metrze zachowujemy się jak zwykle, może z jedną zmianą. U. jak zwykle odchodzi daleko, aby poczuć się jak dorosła. Ja zatapiam się w komórce i zapominam o niej. Ginie mi, siadła tak daleko, że jej nie widzę. Ach! A może mnie już nie ma? To tak jak z tym muzeum. To co wypuszczamy na świat, zarazem znika. Czas na nowe, bardziej samodzielne życia.