Stale powracającym pytaniem w ostatnim roku jest to, czy rząd Donalda Tuska stał się populistyczny. Dyskusja jest burzliwa, jednak pytanie nie jest nowe – można było je zadawać także za czasów pierwszych rządów Platformy Obywatelskiej.

Ówczesna obietnica stworzenia systemu podatkowego tak prostego, że zeznanie podatkowe zmieści się na jednej kartce, sprawiała, że Platforma Obywatelska kojarzyła się niektórym z liberalnym odpowiednikiem ówczesnej Samoobrony. Platforma oferowała przyciągające wzrok, ale zbyt uproszczone rozwiązania złożonych kwestii politycznych. W niektórych liberalnych kręgach niepokój wzbudziło również nagłe zamiłowanie Tuska do twardej polityki w zakresie prawa i porządku, takiej jak chemiczna kastracja pedofilów lub dalsze przetrzymywanie w więzieniach przestępców, których wyroki wygasły po tym, jak karę śmierci zamieniono na 25 lat pozbawienia wolności. Jednak zarówno w kraju, jak i za granicą populizm był zwykle kojarzony z drugą stroną głównego podziału w polskim systemie partyjnym.

Populiści to oni

Z pisaniem o populizmie wiążą się trzy problemy. Pierwszym z nich jest tendencja do używania go wyłącznie jako normatywnego epitetu o zazwyczaj pejoratywnym znaczeniu. Jak zauważył kiedyś krytyk literacki Terry Eagleton, „ideologia, podobnie jak cuchnący oddech, jest tym, co ma druga osoba”. To samo często odnosi się do populizmu, przynajmniej wtedy, gdy jest on używany wyłącznie w celu zdyskredytowania kogoś, z kim się nie zgadzamy lub kogo podejrzewamy o granie pod publiczkę. Drugim problemem, wynikającym w niemałym stopniu z pierwszego, jest tendencja do nadmiernego stosowania tego terminu do tego stopnia, że po rozciągnięciu go na wszystko, nie pasuje do niczego. Oba te problemy prowadzą do trzeciego zastrzeżenia, że skoro populizm jest wyraźnie wszechogarniającym terminem pejoratywnym, nie ma on żadnej użyteczności jako pojęcie.

Populizm jako ideologia

O ile wspomniane problemy zniechęciły niektórych badaczy do stosowania tego pojęcia, o tyle istnieje spójna literatura teoretyczna i empiryczna dotycząca zarówno tego, czym populizm jest, czym nie jest i jak się przejawia. W literaturze tej dominują zasadniczo trzy podejścia. Ci, którzy postrzegają populizm jako ideologię, podążając za takimi badaczami jak Cas Mudde, rozumieją go przede wszystkim jako zestaw twierdzeń na temat polityki. Społeczeństwo jest podzielone na dwie antagonistyczne grupy, czyli „czysty lud” i „skorumpowaną elitę”, a rolą populistów jest reprezentowanie autentycznych interesów ludności przeciwko uprzywilejowanej elicie, która zdradziła i nie zasługuje na zaufanie społeczeństwa. Co najważniejsze, ten manichejski podział jest rozumiany w kategoriach moralnych – dla populistycznego ideologa kompromis jest nie do pomyślenia, ponieważ przeciwnicy są moralnie źli, a nie tylko odmienni pod względem politycznym.

Populizm jako styl uprawiania polityki

Ci, którzy postrzegają populizm jako styl, kładą nacisk na widowisko polityczne. Populiści używają określonych wzorców komunikacyjnych i gestów, aby nawiązać kontakt z publicznością. Unikają złożonego, technokratycznego języka liberalno-demokratycznej polityki, aby mówić prosto i bezpośrednio do odbiorców, formułując uwagi w kategoriach zdrowego rozsądku i często celowo łamiąc normy „poprawnego” zachowania, aby podkreślić swój status outsidera. 

Styl populistyczny obejmuje również ciągłe przywoływanie narracji kryzysowych. Dla populistów nie istnieje „zwykła polityka”, ale odwieczny stan zagrożenia dla ludzi – zagrożenia, które można oczywiście zażegnać, jedynie głosując na populistów.

Populizm jako strategia polityczna

Według innego podejścia populizm jest przede wszystkim strategią polityczną mającą na celu zdobycie i sprawowanie władzy. Strategia ta polega na wykorzystaniu bezpośrednich form komunikacji między przywódcą a ludem, takich jak środki masowego przekazu, a ostatnio także media społecznościowe, unikając filtrów kanałów instytucjonalnych lub struktur partii politycznych. 

Przywódca stosujący strategię populistyczną często twierdzi, że osobiście uosabia wolę ludu, koncentrując władzę w swoich rękach i osłabiając instytucjonalne mechanizmy kontroli i równowagi. Strategia ta często obejmuje mobilizację części społeczeństwa, które do tej pory były politycznie nieaktywne lub zmarginalizowane, zakłócając w ten sposób istniejące systemy partyjne.

To nie tylko obietnice i uproszczone rozwiązania

Niektórzy badacze są bardziej przywiązani do jednego podejścia niż do drugiego, ale one nie wykluczają się wzajemnie, lecz rzucają światło na różne aspekty nadrzędnego zjawiska. Ruch populistyczny może łączyć ideologiczną koncentrację na moralnym potępieniu elit z impertynenckim i łamiącym tabu stylem komunikacji oraz strategicznym personalistycznym przywództwem, przy czym względne znaczenie każdego z tych elementów różni się w zależności od kontekstu i przypadku. 

Z definicji tej jasno wynika jednak, czym populizm nie jest. Pod względem ideologicznym populizm nie polega na przywiązaniu do określonego zestawu polityk. Podczas gdy populiści mogą definiować ludzi w kategoriach wykluczenia i odpowiednio projektować politykę, natywizm i szowinizm opiekuńczy są odrębnymi zjawiskami, które nie są wyłączne dla samych populistów.

W praktyce populizm nie polega na „nadmiernych obietnicach” lub „proponowaniu uproszczonych rozwiązań złożonych problemów”. Żadna partia polityczna nie jest odporna na te pokusy, choć populistyczne uproszczenie polityki może czynić ją na to bardziej podatną. 

Jednocześnie populizm powinien być postrzegany jako odrębny zarówno od illiberalizmu, który oferuje bardziej rozbudowany ideologicznie zestaw zasad, promując koncentrację władzy, politycznie stronnicze państwo i zamknięte społeczeństwo z ograniczonym pluralizmem, jak i od autorytaryzmu, który posuwa roszczenia illiberalizmu jeszcze dalej i odrzuca nacisk populizmu na demokrację większościową.

Jednym z powodów, dla których populizm stał się tak potężną siłą we współczesnej polityce, jest właśnie jego ideologicznie kameleonowa natura. Podczas gdy liberałowie, konserwatyści i socjaldemokraci, niezależnie od tego, że ich polityka może się zmieniać w czasie, są zakotwiczeni w podstawowym zestawie zobowiązań politycznych, ideologicznie „cienki” charakter populizmu oznacza, że jego praktycy mogą dostosowywać swoje preferencje polityczne do celu konfrontacji z wrogiem. Wczesna literatura na temat populizmu koncentrowała się na populizmie będącym cechą konkretnych partii politycznych, zazwyczaj zajmujących marginalną pozycję w opozycji i często podlegających kordonowi sanitarnemu oddzielającemu je od głównego nurtu polityki.

Populizm jako duch czasu

Jednak w miarę jak w ciągu ostatnich dwóch dekad populizm przesuwał się z marginesu do głównego nurtu, zainteresowanie naukowców zwróciło się w kierunku zrozumienia tego zjawiska nie tyle jako cechy partii politycznych, co ducha czasu – rzeczywistości politycznej, do której wszystkie partie są zmuszone się odnosić.

Jeśli rok 1989 na pewien czas uczynił z liberalizmu, według słów politologa Aureliana Crăiuțu, „obowiązkową składnię myśli politycznej”, to podobna logika ma w dzisiejszych czasach zastosowanie do populizmu. W tym sensie pytanie o to, czy rząd koalicyjny jest czy nie jest populistyczny, wydaje się błędne. Pytanie brzmi raczej, czy koalicja może uniknąć wciągnięcia w populistyczny zeitgeist, niezależnie od swoich intencji. Przedstawione powyżej trzy oblicza populizmu dostarczają nam czegoś w rodzaju listy kontrolnej, za pomocą której możemy ocenić charakter rządu wkraczającego w drugi rok sprawowania władzy.

Czy rząd jest populistyczny?

Jeśli mówimy o ideologicznym obliczu populizmu, trzeba zaznaczyć, że głęboka polaryzacja afektywna jest najwyraźniej trwała w polskiej polityce i społeczeństwie. Nie tylko utrudnia to poszukiwanie pluralizmu, na którym opiera się liberalna sfera polityczna, lecz także sprzyja rozkwitowi manichejskich impulsów populizmu. 

Rząd koalicyjny został wybrany na fali sprzeciwu wobec kontrelity, która spędziła poprzednie osiem lat na tworzeniu i instytucjonalnym osadzaniu sieci politycznej, gospodarczej i kulturowej. To mogło ułatwić zwycięstwo sił anty-PiS-owskich, ale moralna motywacja do konfrontacji ze skorumpowaną elitą PiS-u ma wyraźnie populistyczny charakter. 

Mimo że rząd może dowodzić, że wróg naprawdę jest skorumpowany, a potrzeba utrzymywania wspólnego frontu koalicjantów w dążeniu do interesu społecznego jest naprawdę nadrzędną koniecznością, nie czyni to populistycznej logiki mniej realną. Pojawienie się napięć między Koalicją Obywatelską a Lewicą w związku z brakiem postępów w kwestiach takich jak aborcja i mieszkalnictwo, a także między KO a Trzecią Drogą w związku z głębokością i tempem rozliczeń po PiS-ie, świadczy o pluralizmie koalicji. Podkreśla jednak również, w jakim stopniu osiągnięcie celu, który połączył ją na początku, będzie zależało od uniknięcia wewnętrznych różnic. Aby przywrócić pluralizm, konieczne więc będzie jego stłumienie.

Jeśli w sensie ideologicznym koalicja podejmuje populistyczną logikę przez dominujące okoliczności polityczne, to w przypadku populistycznego stylu i strategii można dostrzec większy stopień politycznego woluntaryzmu. 

Istotnym tego przejawem jest decyzja rządu o rezygnacji z rzecznika prasowego. Podczas gdy Jarosław Kaczyński pozostawał wycofaną i nieodgadnioną postacią, która komunikaty przekazywała głównie przez swoich przedstawicieli, Donald Tusk jest entuzjastycznym użytkownikiem mediów społecznościowych. Komunikuje się bezpośrednio z ludźmi i walczy z krytykami osobiście, przez co jego profile w mediach społecznościowych różnią się od wypielęgnowanych i nijakich profili wielu liderów politycznych głównego nurtu. Pod tym względem bardziej przypomina Badenocha czy Ziobrę niż Starmera czy Scholza. Jego tweet z początku lipca, w którym zamieścił amatorsko nagrane przemówienie wideo na temat zagrożeń związanych z islamską imigracją, był kwintesencją komunikacji politycznej w stylu populistycznym, kojarzącym się raczej z nieformalnością i spontanicznością niż z wygładzonym i przećwiczonym stylem tradycyjnej komunikacji.

Nagły zwrot w kwestii migracji był również zgodny z populistyczną strategią, w której lider nadaje ton, nieobciążony wpływem instytucji pośredniczących ani partnerów politycznych. Chociaż w przemówieniu Tuska zabrakło radykalnie natywistycznego nacisku na konieczność ochrony Polaków przed pasożytami i pierwotniakami, o której mówił w kampanii wyborczej w 2015 roku Jarosław Kaczyński, język „odzyskania kontroli” nad polskimi granicami mocno przypominał „spektakl kryzysu” wprowadzony w życie przez kampanię brexitową. Ogłaszając w połowie października rządową strategię obrony granic, w szczególności zamiar zawieszenia prawa do azylu, Tusk zaskoczył wielu członków własnego klubu parlamentarnego, a jego oświadczenie, że „będzie domagał się uznania tej decyzji przez Europę”, brzmiało jak wprost zaczerpnięte z podręcznika Kaczyńskiego. Decyzja o przyjęciu bardziej zdecydowanego podejścia do migracji mogła być podyktowana uznaniem, że PiS wygrało spór w tej kwestii i że takie są nastroje społeczne. Jednak bezkompromisowy i skoncentrowany na liderze sposób, w jaki zamiary rządu w tej kwestii zostały zakomunikowane, świadczył o rosnącej frustracji Tuska z powodu formalnych i nieformalnych ograniczeń w podejmowaniu decyzji. Powoływanie się przez niego na potrzebę użycia instrumentów „walczącej demokracji” odnosiło się w szczególności do problemów związanych z demokratycznym regresem w obliczu sprzeciwu PiS-owskich sędziów i krnąbrnego prezydenta Dudy. Jednak jego pragnienie, aby móc podejmować działania „nie do końca zgodne z literą prawa”, w celu rozwiązania problemów, które w przeciwnym razie byłyby nierozwiązywalne, ponownie odbiło się echem koncepcji ukochanej przez jego głównego wroga politycznego – idei impossybilizmu.

Polska zwiastunem zmian

Mało kto w Polsce lub za granicą zaklasyfikowałby KO jako partię populistyczną, a koalicję jako przede wszystkim populistyczną w swoim charakterze. Przy wszystkich wodzowskich i apodyktycznych tendencjach Tuska, pozostaje on w stylu i tonie bliższy swoim liberalnym współbraciom niż Le Pen, Meloni czy Orbánowi. Jednak jednym z wniosków, jakie można wyciągnąć z pierwszego roku urzędowania koalicji – i widać, że Polska będzie zwiastunem zmian, których możemy spodziewać się w innych krajach – jest to, że partiom głównego nurtu coraz trudniej będzie uniknąć działania w trybie populistycznym. 

Z ideologicznego punktu widzenia, toksyczne połączenie afektywnej polaryzacji i demokratycznego regresu sprawia, że polityka staje się coraz mniej związana z kwestiami politycznymi, a bardziej z moralnym potępieniem. Przebicie się do coraz bardziej sceptycznego i nieufnego elektoratu wymaga przyjęcia stylistyki odległej od zmediatyzowanej technokracji liberalnej demokracji. Strategicznie rzecz biorąc, zwycięstwa polityczne populistów i przeprowadzona przez nich udana mobilizacja nowych wyborców wokół kwestii zaniedbywanych przez liberalny główny nurt tworzą znaczące zachęty dla polityków tego nurtu do odejścia od ideologicznego status quo. Nowa składnia polityki obfituje w elementy populizmu.