0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Pytając > Polityka jest rozrywką...

Polityka jest rozrywką dla brzydkich ludzi

Z Janem ZIELONKĄ rozmawia Łukasz PAWŁOWSKI

Polityka jest rozrywką dla brzydkich ludzi

O roli mediów w polityce z profesorem Janem Zielonką rozmawia Łukasz Pawłowski

Łukasz Pawłowski: Prowadzi pan na Uniwersytecie w Oksfordzie program badawczy „Media i demokracja w Europie Środkowo-Wschodniej”. Dlaczego dzieli pan Europę na wschód i zachód? Nie ma pan już dosyć analizowania naszego regionu przez pryzmat jego komunistycznej przeszłości?

Jan Zielonka: Oczywiście, że mam. Kiedy moi hiszpańscy przyjaciele mówią o Polsce tylko w tych kategoriach odpowiadam, że Hiszpanów nikt nie nazywa dziś „post-faszystami”.

Skąd więc taki podział? Czy po ponad dwudziestu latach od upadku komunizmu kraje tego regionu nadal mają ze sobą tyle wspólnego i nadal na tyle różnią się od krajów Europy Zachodniej, by czynić z nich oddzielny przedmiot badań? Czy naprawdę Polska lub Czechy mają wciąż więcej wspólnego z Albanią lub Rumunią niż z Niemcami? Może lepiej byłoby po prostu badać media w Europie jako takiej?

I tak, i nie. Wszystkie granice są w pewnym sensie nienaturalne. W Europie jest mnóstwo linii podziałów, a podział na Europę starą i nową, jest – jak wszystkie inne – do pewnego stopnia sztuczny. Są przecież kraje katolickie i protestanckie, rolnicze i przemysłowe, są biedniejsze i bogatsze, większe i mniejsze, są takie, w których pije się wino, i takie, gdzie pije sie piwo, itd. Z tych powodów nigdy nie traktowaliśmy naszego podziału jako żelaznej granicy, ale każdy projekt musi się na czymś koncentrować. Poza tym szybko doszliśmy do wniosku, że kraje naszego regionu pod wieloma względami przypominają kraje południa Europy, głównie z uwagi na pewne podobieństwa w kulturze politycznej. Z drugiej strony komunistyczna przeszłość nadal ma znaczenie, a Polska jest tego dobrym przykładem.

W jednym z artykułów pisze pan, że kraje te znajdują się w stadium permanentnej transformacji. W czym to się przejawia?

Zmiana jest permanentnym elementem życia społecznego, ale w naszym regionie te zmiany były bardzo głębokie i nastąpiły w krótkim okresie czasu. W Polsce do tej pory trudno nam dzielić scenę polityczna na lewicę i prawicę w taki sposób, w jaki to się robi na Zachodzie. W dalszym ciągu podstawowym podziałem jest podział na postkomunistów i dawną opozycję, mimo że na scenie pojawiają się takie partie jak Ruch Palikota, a młodsze pokolenia nie mają już z komunizmem nic wspólnego. Po drugie, instytucje nieformalne w dalszym ciągu są dużo silniejsze od instytucji formalnych. Pod tym względem jesteśmy bardzo podobni do Europy Południowej, gdzie oficjalne reguły gry mają często mało wspólnego z tym, co się dzieje za kulisami.

Jaki ma to wpływ na relacje między mediami a polityką?

Jeżeli nie istnieją silne organizacje partyjne, jeśli partie nie mają względnie stałego elektoratu, jeśli ich program jest mętny, bo starają się trafić do jak najszerszego grona odbiorców, to jedynym sposobem na odróżnienie się od innych ugrupowań jest właśnie zaistnienie w sferze medialnej. Poza tym w naszym regionie stabilizacja systemu partyjnego jest bardzo powolna i nie ma gwarancji, że to kiedykolwiek nastąpi. Rządzące partie wciąż rzadko kiedy ponownie wygrywają tu wybory. Taka płynność daje mediom niemałą siłę oddziaływania.

Czy w Europie Zachodniej nie jest podobnie?

Elektoraty partii zachodnich nie są już tak żelazne, jak były niegdyś, ale wciąż są bardziej przewidywalne niż w Polsce. W Wielkiej Brytanii od czasu skandalu podsłuchowego [dziennikarze gazety „News of the World” zakładali podsłuchy w telefonach polityków, piosenkarzy, aktorów, a także zwykłych ludzi, bohaterów swoich reportaży oraz korumpowali urzędników państwowych, by dotrzeć do niejawnych informacji; przyp. red.] toczy się dyskusja na temat nieformalnych układów dziennikarzy z czołowymi politykami. Oczywiście na Wyspach partie polityczne i media także wpływają na siebie, ale jednocześnie są prężnymi organizacjami, z dużymi środkami finansowymi i mogą się wzajemnie równoważyć. Do tego dochodzą wpływy wielu innych, formalnych organów, których w Europie Środkowo-Wschodniej nadal brakuje, takich jak związki zawodowe, stowarzyszenia dziennikarzy, artystów itd. Z drugiej strony etyka dziennikarskiego obiektywizmu w wielu instytucjach – także na Zachodzie – zanika. Obecnie nawet agencje stricte informacyjne, takie jak Reuters, zaczęły publikować komentarze. Komentarz zaś nigdy nie jest do końca obiektywny, zawsze ma jakieś ideologiczne zabarwienie.

Skąd ta zmiana?

Po części wynika to z rozwoju nowych technologii komunikacyjnych. Media coraz bardziej muszą walczyć o swoich odbiorców, co z kolei skutkuje albo tabloidyzacją, albo postępującą stronniczością. W tym drugim wypadku zawęża się znacznie grupę odbiorców, ale zyskuje wiernych widzów, którym w zamian za wierność trzeba jednak mówić to, co chcą usłyszeć.

Czy rosnące znaczenie internetu, portali społecznościowych oraz dziennikarstwa obywatelskiego poprawia kondycję mediów, ponieważ pozwala ludziom na swobodne poszukiwanie informacji oraz ich poprawną weryfikację, czy też ma wpływ negatywny, ponieważ przyzwyczaja ludzi do informacji darmowej, co z kolei zmniejsza przychody mediów i prowadzi do pogorszenia ich jakości?

Bardzo ważną cechą współczesnego rynku medialnego jest jego fragmentyzacja. Z pomocą internetu właściwie każdy może założyć swoje medium, w związku z czym na rynku funkcjonuje dziś o wiele więcej aktorów niż niegdyś. Większa fragmentaryzacja nie musi jednak oznaczać większej niezależności czy nawet pluralizmu ideologicznego. Niezależnie od tego, jak wiele mediów działa w danym regionie, większość może być finansowana z tego samego źródła czy motywowana tą samą ideologią. Poza tym więcej aktorów na rynku oznacza większą konkurencję, a wszystkie te podmioty muszą z czegoś żyć. Tymczasem dobre dziennikarstwo kosztuje, więc niejednokrotnie duża liczba mediów idzie w parze z ich marną jakością. Żeby zrobić dobry reportaż, trzeba zatrudnić dobrego dziennikarza, zapłacić mu wyższą pensję niż stażyście, wysłać gdzieś i dać mu czas. A pieniędzy i czasu media mają coraz mniej.

Czy pana zdaniem pluralizacja i zubożenie mediów to kolejny czynnik zacieśniający związki między nimi a politykami?

Oczywiście. Kiedy nie ma pieniędzy na dobre dziennikarstwo, to powstałą lukę w programie czy przestrzeń w gazecie trzeba zapełnić czymś innym. Na to miejsce wchodzi więc wałkowanie bieżącego życia politycznego. Dużo taniej wysłać dwie kamery do parlamentu, niż wysłać kogoś do Syrii, żeby zrobił dobry reportaż. A kiedy media skupiają się niemal wyłącznie na bieżącej walce politycznej – jak to ma miejsce choćby w Polsce – z czasem maleją oczekiwania stawiane samym dziennikarzom. Żeby spekulować czy to Kaczyński, czy Tusk wygrał kolejną rundę pojedynku, dziennikarz nie musi wiedzieć nic o rzeczach naprawdę ważnych – ekonomii, zadłużeniu, Unii Europejskiej, Stanach Zjednoczonych, itd. Wystarczy zorientować się, która ze stron podsunęła nam w danym dniu nowy medialny spektakl. A przecież takie spektakle politycy generują codziennie. Ktoś powiedział kiedyś, że polityka jest rozrywką dla brzydkich ludzi…

Dlaczego dla brzydkich?

Bo ładni zostali aktorami.

Jak ocenia pan zawodową tożsamość środkowoeuropejskich dziennikarzy? Czym różnią się od swoich zachodnich kolegów?

Wiele zależy od kraju. We Włoszech dziennikarz jest jak trener piłkarski – musi mieć dyplom, natomiast w Polsce czy Wielkiej Brytanii dziennikarzem może być każdy. Problem w Europie Środkowo-Wschodniej polega na tym, że dziennikarze nie mogą liczyć na specjalną ochronę czy to ze strony pracodawców, czy związków zawodowych. Mam na myśli bezpieczeństwo pracy, bezpieczeństwo finansowe i ochronę prawną. Generalnie rzecz biorąc w naszym regionie pozycja dziennikarza – za wyjątkiem kilku najsłynniejszych – jest bardzo słaba. To ludzie najczęściej zatrudniani jako wolni strzelcy, bez żadnej stabilizacji, w związku z czym mogą bardzo łatwo stracić pracę. Redakcje nie mają również pieniędzy, by chronić swoich pracowników, gdy są pociągani do odpowiedzialności sądowej – a to przecież najskuteczniejszy sposób na zniechęcenie dziennikarza do zajęcia się danym tematem. Kiedy dziennikarz zdecyduje się, dajmy na to, na ujawnienie malwersacji jakiejś potężnej firmy, trafia do sądu, a tam nie ma szans na dobrą obronę. Trudno się dziwić, że w środowisku nie funkcjonują jasno określone zasady etyczne, które sami dziennikarze mogliby egzekwować – na przeszkodzie stoi brak ochrony finansowej i prawnej, a w konsekwencji ogromna rotacja ludzi w tym zawodzie.

Ludzie przechodzący do nowej redakcji muszą dostosowywać swoje poglądy do linii pisma?

Ja większy problem widzę w tym, że ze względu na niskie zarobki wielu dziennikarzy decyduje się na pracę w firmach public relations. Różnica pomiędzy dziennikarstwem a PR-em zamazuje się. W pewnych krajach naszego regionu pisanie artykułów na zamówienie sponsorów jest rzeczą normalną. W Bułgarii na przykład nie trzeba nawet wspominać o tym, że dany artykuł ukazał się dzięki pieniądzom kogoś z zewnątrz. Gdy dziennikarze działają jako płatni agenci różnych interesów biznesowych czy politycznych, środowisko nie może być dobrze zorganizowane i zdolne do przyzwoitego wykonywania swojej pracy.

Jaką rolę w życiu polityczno-medialnym w naszym regionie odgrywają specjaliści od wizerunku, tzw. spin-doctors? W Wielkiej Brytanii postacią ikoniczną pozostaje Alastair Campbell, doradca medialny premiera Tony’ego Blaira. Campbell – były dziennikarz – stał się na Wyspach symbolem polityki nastawionej wyłącznie na kreowanie wizerunku, a nie realizowanie jakichkolwiek celów. Jak to wygląda w Europie Środkowo-Wschodniej?

W Polsce jest bardzo podobnie. Rzecznik prasowy jednego z byłych premierów powiedział mi kiedyś, że za jego czasów dzień w kancelarii zaczynał się od sprawdzenia wydarzeń, które dadzą najlepszą photo opportunity, czyli możliwość sfotografowania się w jakiejś korzystnej sytuacji. Pytania, czy lepiej danego dnia pójść do żłobka, na targ, czy może na jakąś budowę, były bardzo ważne.

Z czego to wynika?

Po pierwsze, z ogromnej powszechności i zasięgu mediów. Po drugie z tego, że politycy mają niewiele innych możliwości przekonania do siebie wyborców, a muszą im jakoś przypaść do gustu. Sytuacja państw europejskich najbardziej pogrążonych w kryzysie pokazuje, że wyborcy mogą zmieniać rządy, ale nie bardzo mogą zmienić prowadzoną politykę. Czy ta polityka jest dyktowana przez globalne rynki finansowe, Unię Europejską, kanclerz Merkel, czy lokalnych lobbystów – o to możemy się spierać, ale jest oczywiste, że wpływ partii politycznych na pewne decyzje jest coraz bardziej ograniczony. Jeśli politycy mają coraz mniejsze możliwości oddziaływania na to, co obiecują ludziom w kampanii, muszą znaleźć inne sposoby na przekonanie wyborców, że warto głosować właśnie na nich. W takich warunkach sposób komunikacji, często forma raczej niż treść, staje się najważniejszy.

Jeżeli ani lewica, ani prawica nie może pozwolić na upadek pewnych banków, które zachowały się w sposób skandaliczny; jeżeli obie strony sceny politycznej godzą się, by dla ich ratowania skorzystano z pieniędzy szarego podatnika, co z kolei wpędza państwa w długi i prowadzi do cięć wydatków publicznych; otóż jeżeli taka podstawowa kwestia nie różnicuje partii lewicowych i prawicowych, to dlaczego wyborca ma głosować na jednych lub drugich? Forma komunikacji staje się rzeczą absolutnie podstawową, ponieważ poszczególne partie pod względem przekazywanych treści praktycznie się nie różnią.

W takim razie rodzi się pytanie, jaki będzie dalszy kierunek zmian? Nie zanosi się na to, by możliwości działania polityków nagle dramatycznie się poszerzyły, wręcz przeciwnie – wiele wskazuje na to, że będą jeszcze bardziej ograniczone.

Nie do końca. Tak jest w przypadku krajów zadłużonych, ale kraje będące w lepszej sytuacji gospodarczej mają duże większe pole działania. Nie zgadzam się z tymi politologami, którzy ogłaszają „koniec władzy” i twierdzą, że nikt nie ma już na nic wpływu. Wpływ zawsze był pojęciem względnym – jedni mają wpływ większy, inni mniejszy. Mimo to faktem jest, że media są dziś nie tylko głównym pasem transmisyjnym między politykami a społeczeństwem, ale także narzędziem odróżniania się od politycznego przeciwnika.

Jaki interes mają media, by brać udział w tej grze? Czy realizują polityczne cele swoich właścicieli?

Rzadko. Myślę, że większość mediów nie ma jakiejś z góry narzuconej agendy politycznej. Ich interes polega na generowaniu przychodów. Nawet media publiczne muszą mieć pomysł na sprawny biznes, ponieważ i w ich wypadku większość dochodów generują reklamy, a ceny reklam rosną wraz z oglądalnością. Celem mediów jest więc bycie zawsze w centrum uwagi, bycie ośrodkiem, bez którego politycy i biznesmani nie mogą się obejść. I dobrze sobie w tej roli radzą. Często jestem zapraszany na konferencje do różnych krajów, gdzie obok siebie siadają najważniejsi politycy, biznesmani oraz najbardziej znani dziennikarze i nagle orientuję się, że wszyscy mówią do siebie po imieniu.

* Jan Zielonka, politolog, wykłada politykę europejską w St. Antony’s College na Uniwersytecie w Oksfordzie. Jest koordynatorem projektu badawczego „Media and Democracy in Central and Eastern Europe”. Ukończył prawo we Wrocławiu i obronił doktorat z nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Do jego najgłośniejszych książek należą „Imperium Europa”, „Explaining Euro-paralysis” i „Europe Unbound”.

* Łukasz Pawłowski, doktorant w Instytucie Socjologii UW, członek redakcji „Kultury Liberalnej”. Pisze o demokracji, polityce amerykańskiej i brytyjskiej.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 212

(4/2013)
29 stycznia 2013

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj