To jeszcze nie koniec tej historii
Z Bradleyem Searsem, dyrektorem Instytutu Williamsa* o ostatnich sprawach dotyczących małżeństw homoseksualnych w amerykańskim Sądzie Najwyższym i o sytuacji prawnej osób LGBT w Stanach Zjednoczonych rozmawia Adam Bodnar.
Read in English: HERE
Adam Bodnar: Jaka była pańska reakcja, po decyzji Sądu Najwyższego w sprawie United States v. Windsor, wedle której niektóre z przepisów ustawy federalnej Defense of Marriage Act („Ustawa o obronie małżeństwa”) są niezgodne z konstytucją? Otworzono tym samym drogę do federalnego uznania małżeństw osób tej samej płci.
Bradley Sears: Decyzja Sądu Najwyższego, by uznać Defense of Marriage Act za ustawę niezgodnę z Konstytucją jest decyzją historyczną. Jest to pierwszy przypadek, kiedy amerykański Sąd Najwyższy zakwestionował ustawę federalną z powodu dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Ponadto, Sąd usunął z systemu prawnego przepis bezpośrednio dyskryminujący osoby homoseksualne. Ta sprawa jest istotna ze względu na równość małżeństw i praw związków osób jednej płci.
Zgadzam się, że rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego jest przełomowe. Ale gdy Europejczycy o niej czytają, myślą w ten sposób: w wyniku wyroku Sądu Najwyższego w Stanach Zjednoczonych będzie możliwość zawierania małżeństw jednopłciowych. Ostatnio odwiedziłem Północną Karolinę. Zapytałem lokalnych polityków o politykę wobec osób homoseksualnych. Odpowiedzieli mi, że w nie obowiązują w ich stanie żadne ustawy odnoszące się do takich osób. Nikt nie spodziewa się wprowadzenia takich ustaw w najbliższej przyszłości. W związku z tym chciałbym zapytać, jaki efekt będzie miała ta decyzja dla całych Stanów Zjednoczonych, nie tylko dla stanu Nowy Jork oraz dla tych, które w jakimś zakresie uregulowały status par osób tej samej płci.
Bezpośredni efekt będzie odczuwalny tylko w tych stanach, które już teraz uznają małżeństwa osób tej samej płci. Jest trzynaście takich stanów (w tym Kalifornia), które stanowią około 30 proc populacji Stanów Zjednoczonych. Wyrok Sądu Najwyższego nie zmieni sytuacji w pozostałych trzydziestu siedmiu stanach, które nie mają przepisów dotyczących małżeństw jednopłciowych. Amerykański system jest podzielony na poziom federalny i stanowy. To poszczególne stany muszą we własnym zakresie wprowadzić odpowiednie przepisy – tylko wtedy wyrok federalnego Sądu Najwyższego będzie miał dla nich znaczenie.
Ale w niektórych stanach istnieją również przepisy dotyczące związków partnerskich (np. w Nevadzie). Czy wyrok Sądu Najwyższego będzie miał wpływ na sytuację w tych stanach?
Jest sześć stanów, które, choć nie zezwalają na małżeństwa homoseksualne, mają inne formy regulacji związków partnerskich. Ta decyzja może mieć dla nich pewne znaczenie. Rząd federalny może bowiem zdefiniować małżonkę/małżonka jako osobę, która żyje w takim właśnie związku partnerskim. W takiej sytuacji wszelkie korzyści prawne wprowadzone przez rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego siłą rzeczy musiałyby dotyczyć również osób żyjących w takich związkach. Musimy więc poczekać w jaki sposób rząd federalny zareaguje na tę decyzję i czy taka interpretacja pojawi się w projekcie ustawy federalnej.
Jedną z konsekwencji rozstrzygnięcia amerykańskiego Sądu Najwyższego będzie przyznanie federalnych uprawnień małżeństwom osób tej samej płci, które zostały już zawarte na podstawie przepisów obowiązujących w poszczególnych stanach. Czy mógłby pan wyjaśnić jakie to są uprawnienia? Jakie jest ich znaczenie dla codziennego życia par homoseksualnych?
W prawie federalnym istnieje ok. 1000 uprawnień i przywilejów związanych z instytucją małżeństwa. Na przykład, istnieje możliwość wspólnego rozliczenia federalnego podatku dochodowego i złożenia wspólnej deklaracji z małżonkiem. Ponadto, istnieje kilka korzyści związanych ze świadczeniami socjalnymi, takich jak emerytury, renty, czy ubezpieczenia zdrowotne. Podatek spadkowy może być w pewnym zakresie regulowany przez władze stanowe, ale ważniejszy jest podatek na poziomie federalnym. Istnieje także wiele przepisów dotyczących zatrudnienia, które są w pewien sposób powiązane z prawem federalnym i dlatego decyzja Sądu może mieć na nie wpływ. Na przykład, jeśli pracodawca zapewnia ubezpieczenie zdrowotne pracownikowi, a pracownik dodaje do tego ubezpieczenia swojego partnera, to musi obecnie zapłacić za niego dodatkowy podatek ze względu na objęcie tym ubezpieczeniem. Szacujemy, że kwota podatku federalnego może wynosić nawet 1.000 dolarów rocznie. W przypadku małżeństwa nie będzie konieczności płacenia tego dodatkowego podatku. Jest również przepis, który pozwala na wzięcie trzymiesięcznego urlopu przeznaczonego ze względu na chorobę lub niepełnosprawność małżonka, bez utraty przywilejów pracowniczych oraz pracy. Ten przepis nie miał zastosowania do małżeństw osób tej samej płci.
W Europie dużo mówi się o uznawaniu zagranicznych małżeństw homoseksualnych i związków partnerskich w przypadku zmiany miejsca zamieszkania przez małżonków czy partnerów. Na przykład, do jakiego stopnia prawo unijne zobowiązuje Polskę do uznawania statusu przyznanego przez prawo hiszpańskie czy holenderskie? Wygląda na to, że jest to również znaczący problem w USA. Czy małżeństwa homoseksualne uzyskają w wyniku decyzji Sądu Najwyższego konstytucyjnie zagwarantowane prawo do podróżowania (right to travel) – analogiczne do unijnej swobody przepływu osób oraz zakazu dyskryminacji ze względu na przynależność państwową? Czy ich status będzie ważny również w stanach, które nie mają przepisów zezwalających na takie małżeństwa? Czy, na przykład, wyrok SN pomógłby w jakikolwiek sposób parze homoseksualnej, która musiałaby przeprowadzić się ze stanu Nowy Jork do Luizjany?
Decyzja nie miałaby w takiej sytuacji żadnego bezpośredniego wpływu, ponieważ dotyczy ona wyłącznie tego, jak rząd federalny zdefiniuje instytucję małżeństwa. Tak się składa, że istnieje inna sekcja Defense of Marriage Act, która nie była przedmiotem zaskarżenia przed Sądem Najwyższym. Odnosi się ona właśnie do kwestii uznawania małżeństw przez poszczególne stany. W grę wchodzą też pewne ogólne zasady konstytucyjne, na przykład prawo do podróżowania czy konstytucyjna klauzula pełnej wiary i zaufania (art. IV, sekcja 1), które wyznaczają na ile stany są zobowiązane do uznawania decyzji podjętych w innych stanach. Jest to bardzo kontrowersyjna kwestia. Nie ma jeszcze odpowiedzi na pytanie czy amerykańska konstytucja zobowiązuje stany do uznawania małżeństw osób tej samej płci zawartych w innych stanach. Istnieje długa tradycja rozbieżności pomiędzy poszczególnymi stanami w kwestii statusu prawnego małżeństw międzyrasowych. W pewnym okresie niektóre stany na nie zezwalały, podczas gdy inne ich zabraniały. Pary te również korzystały z prawa do podróżowania i zamieszkiwały na terytorium innych stanów. Z tego powodu powstawały problemy, które były rozwiązywane w wyniku pojedynczych sporów sądowych. Może będzie to truizmem, ale bez procesów sądowych nie rozstrzygnie się jakie prawa mają małżeństwa osób tej samej płci, które będą chciały przenieść się z jednego stanu do drugiego. Pierwsze, na co się natkną to system prawny, który odmówi uznania ich małżeństw – bądź wpisując to w konstytucję stanową, bądź w ustawy stanowe.
Sędzia Antonio Scalia w swoim zdaniu odrębnym stwierdził, że jest to „oszukańcze zwycięstwo”. Jednym z argumentów, jakich użył było to, że zwycięstwo liberałów jest niepełne, bo decyzja napisana przez Sędziego Kennedy’ego w imieniu większości pięciu sędziów (w stosunku do czterech sędziów głosujących przeciw) uniknęła odniesienia do klauzuli równej ochrony, a tylko ograniczyła się do zapisanego w Piątej Poprawce prawa do wolności osobistej. W ten sposób, jak twierdzi Sędzia Scalia, Sąd Najwyższy nie rozstrzygnął kwestii małżeństw osób tej samej płci poprzez bezpośrednie odniesienie się do zasady równości. Co pan o tym sądzi?
Myślę, że podobnie jak dwie poprzednie opinie większości napisane przez Sędziego Kennedy’ego (Romer v. Evans z 1996 r. oraz Lawrence v. Texas z 2003 r.) w sprawach dotyczących praw osób LGBT, również opinia w sprawie Windsor jest bardzo inspirująca i podkreśla emocjonalny charakter rozważanych kwestii. Opinia właściwie identyfikuje te prawa i zagadnienia, które powinny być przedmiotem rozważań w tego typu sprawie. Dla kogoś kto jest bardziej zainteresowany jasnością oraz doktryną prawa – jak właśnie Sędzia Scalia, choć niektóre prawa są uznane w wyroku, to jednak nie został zastosowany żaden z typowych testów oceny konstytucyjności ustawy. Niemniej, małżeństwo jest instytucją, która znajduje się na styku wartości, które są przedmiotem rozważań Sądu, a mianowicie wolności, równości, prywatności oraz prawa do podejmowania indywidualnych decyzji o własnym życiu. Sąd zwrócił się uwagę także na wartość, która jest bardziej związana z doktryną konstytucyjną państw europejskich, a mianowicie na godność jednostki.
Ale także można zauważyć odwołanie się do teorii ewolucyjnej interpretacji praw człowieka – społeczeństwo się zmienia i musimy dostosowywać do tych zmian nasze konstytucyjne myślenie.
Dokładnie. Sędzia Scalia jest sfrustrowany właśnie dlatego, że szuka on konkretnego doktrynalnego powiązania z klauzulą równej ochrony prawnej i rzetelnym procesem, i nie może go znaleźć w uzasadnieniu decyzji.
Jednak tego samego dnia Sąd Najwyższy wydał inny wyrok – w sprawie Hollingsworth v. Perry – która dotyczyła poprawki (Propozycji nr 8) do konstytucji stanu Kalifornia. Co ciekawe, Sędzia Antonio Scalia w tym wyroku, podtrzymując swoje tradycjonalistyczne rozumienie konstytucji, znalazł się w większości, podczas gdy to Sędzia Kennedy nie poparł opinii większości. Może więc Sędzia Scalia po prostu trzyma się swoich zasad i nie kieruje się w swoim postępowaniu poza-prawnymi argumentami?
Myślę, że jest bardzo trudno doszukać się konsekwentnych postaw poszczególnych sędziów w kontekście interpretacji tzw. legitymacji czynnej w postępowaniu przed Sądem Najwyższym, tj. tego czy strona może czuć się pokrzywdzona danym rozstrzygnięciem i mieć indywidualne prawo do wniesienia skargi. W przypadku tej decyzji nie widać jasnego politycznego podziału. Naturalnie, można się było spodziewać, że inni Sędziowie będą głosować na tak i na nie, niż przy decyzji w sprawie DOMA.
Sprawa Propozycji nr 8 może być trudna do zrozumienia dla europejskiego czytelnika. Walka o poprawkę do Konstytucji Kalifornii, która zakazywałaby małżeństw jednopłciowych, przypomina prawdziwą sagę. Czy mógłby pan w kilku słowach streścić tło całej sytuacji?
Kalifornia wprowadziła przepisy zezwalające na małżeństwa homoseksualne po wyroku Sądu Najwyższego Kalifornii w 2008 r. Od tego czasu zostało zawartych wiele małżeństw osób tej samej płci. Ale przeciwnicy tych przepisów zaproponowali wprowadzenie poprawki do konstytucji –Propozycji nr 8 – która zabraniałaby małżeństw innych, niż pomiędzy mężczyzną a kobietą. Ta poprawka, osiągając nieznaczną większość, została zaakceptowana w referendum. Jednakże, federalny Sąd Dystryktu Północnej Kalifornii uznał Propozycję nr 8 za niezgodną z amerykańską konstytucją. Każda konstytucja stanowa musi być zgodna z konstytucją amerykańską. Przeciwnicy małżeństw osób tej samej płci nie zgodzili się z tym stanowiskiem i postanowili odwołać się od decyzji sądu federalnego do Sądu Najwyższego.
Aby zrozumieć stanowisko Sądu Najwyższego w tej sprawie trzeba pamiętać o tym, że amerykańskie sądy działają inaczej niż europejskie sądy konstytucyjne. W Europie, w niektórych państwach sąd konstytucyjny może zająć się abstrakcyjną kwestią niezależnie od tego, czy jest ona w jakikolwiek sposób aktualna – czy istnieją dwie poróżnione strony, które domagają się sprawiedliwości. W Stanach Zjednoczonych sądy mogą rozpatrywać jedynie konkretne przypadki. Musi istnieć konkretny spór, który sąd będzie rozsądzał – w tym przypadku była to pani Windsor, która musiała zapłacić większy podatek majątkowy pomimo tego, że pozostawała w związku małżeńskim z osobą tej samej płci. Nie byłoby jednak możliwe przedstawić Sądowi Najwyższemu pytania o status małżeństw jednopłciowych, bez żadnej konkretnej sprawy do rozstrzygnięcia.
W sprawie Propozycji nr 8, małżeństwa osób tej samej płci zaskarżyły poprawkę, a sąd federalny przychylił się do skargi i uznał ją za niezgodną z konstytucją amerykańską. Kalifornijscy urzędnicy stanowi zgodzili się z decyzją sądu i oświadczyli, że nie będą się od niej odwoływać. Pozostały jednak osoby, które były niezadowolone z takiego obrotu rzeczy – te same, które doprowadziły do referendum w sprawie Propozycji nr 8. Próbowały one zaskarżyć orzeczenie sądu federalnego i wnieść sprawę do Sądu Najwyższego. Ale Sąd Najwyższy orzekł, że te osoby nie są bezpośrednio poszkodowane istnieniem w Kalifornii przepisów zezwalających na małżeństwa homoseksualne, i co za tym idzie nie mają podstaw do zaskarżania tej decyzji. Zdaniem Sądu, ci ludzie zwyczajnie nie zgadzają się z obowiązującym prawem. Istnieję liczne grupy obywateli, którzy nie zgadzają się z określonymi przepisami, ale z tego tytułu nie mają one automatycznego prawa do występowania przed sądami jeśli nie są bezpośrednio poszkodowane. A w tej sprawie, przepisy będące przedmiotem dyskusji w ogóle nie wpływają na życia tych ludzi i na ich prawo do zawierania małżeństw. Jeżeli przyjrzymy się prawdziwym stronom w tym sporze – gejowskim i lesbijskim parom z jednej strony, i urzędnikami stanu Kalifornia z drugiej – okaże się, że nie ma między nimi niezgody.
W Stanach Zjednoczonych widać teraz ogromną euforię w związku ze zwycięstwem przed Sądem Najwyższym, zgodnie ze znanym przysłowiem: „porażka jest sierotą, a sukces ma wielu ojców”. Czy nie obawia się pan, że w tej sprawie zbyt wiele osób zacznie przypisywać sobie zasługi; poszczególne osoby lub organizacje będą wyolbrzymiać swój wpływ na decyzję, podczas gdy ich amici curiae briefs (opinie przyjaciela sądu) w rzeczywistości jedynie powtarzały przytoczone już wcześniej argumenty?
Myślę, że faktycznie wiele organizacji i ludzi wspólnie pracowało przez lata nad obydwoma sprawami. Było blisko sto amici curiae briefs, które prezentowały różne punkty widzenia – i to po obu stronach debaty. Sąd Najwyższy rzadko doświadcza tak dużego zaangażowania społeczeństwa w sprawę sądową. Nie sądzę, żeby ktokolwiek przypisywał sobie nieproporcjonalnie dużą zasługę w tej sprawie. Jednak moim zdaniem kluczową rolę odegrali w tej sprawie urzędnicy stanu Kalifornia – decydując się na to, że nie będą bronić poprawki. Ich prerogatywą było odwołać lub nie odwołać się od decyzji sądu federalnego stanowiącej, że Propozycja nr 8 jest niezgodna z amerykańską konstytucją. To właśnie oni mieli odpowiednią do tego podstawę prawną. Musieli też brać pod uwagę, że Propozycja nr 8 została przecież przyjęta w referendum. Mam tu na myśli w szczególności Arnolda Schwarzeneggera, republikańskiego gubernatora Kalifornii i – już po wyborach – Edmunda G. Browna Jr. Ich decyzje niosły dla nich duże ryzyko polityczne.
Może było to rezultatem działalności prowadzonego przez pana Instytutu Williamsa…
[Śmiech] Oczywiście mamy nadzieję, że nasze badania okazały się przydatne dla osób podejmujących decyzje w tej sprawie. Ale ostateczny rezultat był wypadkową politycznych działań, kwestii związanych z biznesem, działalnością organizacji społeczeństwa obywatelskiego i zwiększaniem świadomości społecznej poprzez działania edukacyjne. Każdy z tych czynników długoterminowo wpływał na debatę.
Niektórzy z działaczy komentujących wczorajszą decyzję Sądu ogłosiło, że zaczynają nową kampanię. Mają nadzieję w pięć lat wprowadzić małżeństwa homoseksualne w pozostałych trzydziestu siedmiu stanach. Czy według pana jest to realistyczny cel?
Myślę, że opinie Amerykanów w sprawie małżeństw osób tej samej płci zmieniają się w bardzo szybkim tempie. Jest dosyć prawdopodobne, że będzie ono dozwolone we wszystkich pięćdziesięciu stanach na przestrzeni następnej dekady. Będzie to jednak zdecydowanie trudniejsze, niż w pierwszych trzynastu stanach, które wprowadziły małżeństwa jednopłciowe. Trzeba podkreślić, że wiele stanów nie ma żadnych przepisów dotyczących praw osób LGBT. Nie mają nawet zapisów gwarantujących ochronę przed dyskryminacją. W tych stanach zarówno zmiana opinii publicznej, jak i wprowadzenie nowych przepisów będzie znacznie trudniejsze.
Tak więc decyzja Sądu Najwyższego jest nowym początkiem, ważnym momentem zwrotnym dla ruchu na rzecz praw gejów i lesbijek, ale jednocześnie nie może być postrzegana jako osiągnięcie ostatecznego celu.
Absolutnie. Tempo zmian było ostatnio nader szybkie – i decyzja Sądu Najwyższego na pewno jeszcze bardziej je przyspieszy – jednak to nie jest koniec kwestii.
Chciałbym zapytać o inne, poza obostrzeniami dotyczącymi małżeństw, formy dyskryminacji osób LGBT. Gdy byłem w Cleveland w stanie Ohio byłem zdziwiony tym, że w wielu stanach nie ma żadnej ochrony prawnej gejów i lesbijek przed dyskryminacją, przykładowo można zwolnić osobę tylko z powodu orientacji seksualnej i nie istnieją żadne środki prawne, by z tym walczyć. Sytuacja tych osób jest więc diametralnie odmienna od innych dyskryminowanych grup, np. osób dyskryminowanych ze względu na pochodzenie rasowe lub etniczne czy osób z niepełnosprawnościami. W Europie wygląda to inaczej – unijna dyrektywa 2000/78 chroni przed dyskryminacją ze względu na orientację seksualną. Dyrektywa ta musiała zostać implementowana przez wszystkie państwa członkowskie, niezależnie od kontrowersji ideologicznych, które mogła budzić. Czy wyrok Sądu Najwyższego pomoże w działaniach na rzecz przyjęcia ustawodawstwa federalnego zakazującego dyskryminacji ze względu na orientację seksualną w określonych sferach życia społecznego, np. w zatrudnieniu?
Wyrok Sądu Najwyższego z pewnością ma pozytywny wpływ, ale w szerszym sensie, jako wyraz poszanowania równości praw osób LGBT. Nie ma bezpośredniego wpływu na kwestię dyskryminacji ze względu na orientację seksualną i, patrząc z doktrynalnego punktu widzenia, stanowi bardzo słabe oparcie w tej debacie. W orzecznictwie Sądu Najwyższego nie została stworzona ogólna zasada prawna, która miałaby zastosowanie do osób LGBT, co zostało zresztą podkreślone przez Sędziego Scalię. Aby Sąd Najwyższy mógł zająć się bezpośrednio kwestią dyskryminacji, konieczna byłaby konkretna sprawa, w której, na przykład, osoba zatrudniona przez rząd federalny zostałaby zwolniona na podstawie swojej orientacji seksualnej. Tylko taka sprawa mogłaby wymusić analizę prawną na poziomie federalnym. W tym momencie wciąż nie ma bowiem przepisów federalnych chroniących przed dyskryminacją ze względu na orientację seksualną. Większość stanów też nie ma odpowiednich ustaw, które regulowałyby tę kwestię na poziomie stanowym – zazwyczaj są to te same stany, które nie popierają małżeństw homoseksualnych.
Czy nie uważa Pan, że kwestia zakazu dyskryminacji ze względu na orientację seksualną jest ważniejsza dla wielu ludzi, niż przepisy dotyczące małżeństw homoseksualnych?
Z pewnością ta kwestia dotyka większej liczby ludzi, nie tylko tych żyjących w stabilnych związkach osób tej samej płci, a wszystkich, którzy pracują. Z jednej strony, wydaje się, że wprowadzenie praw przeciw dyskryminacji mogłyby być łatwiejsze do wprowadzenia. Jednakże, mamy obecnie Izbę Reprezentantów, która jest zdominowany przez przeciwników wprowadzenia przepisów zezwalających na małżeństwa homoseksualne. Z drugiej strony, udało się znieść przepisy, które wprowadzały oczywistą dyskryminację, takie jak „Don’t Ask Don’t Tell” (Nie pytaj nie mów) – zakaz manifestowania orientacji homoseksualnej w wojsku, penalizacja czynności homoseksualnych (sprawa Lawrence v. Texas).
W ostatnim numerze tygodnika „New Yorker” można znaleźć artykuł o tak zwanym „Gangu Ośmiu” – grupie polityków zawiązanej ponad podziałami partyjnymi, której celem jest doprowadzenie do przyjęcia przepisów regulujących imigrację. Stanowi to obecnie jedną z najważniejszych debat politycznych w Stanach Zjednoczonych. Czy myśli Pan, że istnieje szansa na podobne ponadpartyjne porozumienie w sprawie ustawy, która zakazywałaby dyskryminacji ze względu na orientację seksualną?
Myślę, że zauważalne jest rosnące poparcie dla praw osób LGBT w obu partiach, również w Partii Republikańskiej. W ciągu ostatnich kilku lat obu partiom bardzo trudno było się zgodzić w jakiekolwiek istotnej kwestii. Dlatego właśnie przepisy regulujące imigrację są w tym kontekście tak wyjątkowe. Powodem ustępstwa ze strony Republikanów jest polityczna kalkulacja – obawiali się utraty latynoskich wyborców, do czego niewątpliwie by doszło, jeśli odmówiliby choćby dyskusji na temat reformy polityki imigracyjnej. Nie jestem pewien, czy podobna kalkulacja miałaby sens w kwestii praw osób LGBT.
Innym interesującym aspektem praw LGBT w Stanach Zjednoczonych jest podejście do homofobicznej mowy nienawiści. Jak można skutecznie zakazywać homofobicznych wypowiedzi, mając na uwadze Pierwszą Poprawkę, która gwarantuje bardzo szeroką wolność słowa i nie pozwala na wprowadzenie ograniczeń dotyczących treści wypowiedzi? Czy jest to możliwe?
Tak. To prawda, że mamy w Stanach Zjednoczonych specyficzne napięcie pomiędzy Pierwszą Poprawką, a usiłowaniami wyeliminowania z dyskursu publicznego mowy nienawiści. Istnieje konsensus, w tym także wśród społeczności LGBT, co do tego, że aby coś mogło zostać ścigane jako przestępstwo, musi wiązać się z faktyczną krzywdą. Tak też jednym z pierwszy przepisów zaproponowanych przez prezydenta Baracka Obamę i zaakceptowanych przez Kongres był The Matthew Shepard and James Byrd, Jr., Hate Crimes Prevention Act z 2009 roku. Zakazuje on zbrodni nienawiści na tle orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej, zwiększa karę za przemoc motywowaną homofobią i nakazuje zbierać dane o przestępstwach tego typu.
Ale Matthew Shepard Act zabrania tylko aktów przemocy, które wiążą się z fizycznymi obrażeniami – nie mówi nic o szerzej pojętej mowie nienawiści.
To prawda. Matthew Shepard Act wymienia pewne rodzaje przestępstw, których ofiarą mogą paść ludzie zaatakowani z powodu swojej orientacji seksualnej. Jeśli chodzi o zjawisko mowy nienawiści, jest pewien postęp w szkołach. Wprowadzone zostały przepisy, których celem było wyeliminowanie prześladowania i znęcania się ze względu na orientację seksualną; przepisy, które wprowadzają bardziej rygorystyczne ograniczenia co do rasistowskich lub homofobicznych wypowiedzi. Te przepisy zostały zaskarżone przed Sądem Najwyższym. SN stwierdził jednak, że w specyficznym, pełnym bezbronnych osób środowisku, jakim jest szkoła, takie przepisy mają uzasadnienie. Szkoła jest miejscem, gdzie uczniowie muszą się znaleźć, z którego nie mogą się dobrowolnie wycofać – dlatego szkoły mają większe prawo do wprowadzania pewnych restrykcji.
Innym interesującym czynnikiem w debacie na temat małżeństw homoseksualnych był aktywny udział korporacji. Niektóre z największych, jak Google, Starbucks, Facebook czy Walt Disney bezpośrednio wspierały te przepisy. W moim kraju, największe korporacje nie podjęłyby tak dalece posuniętego ryzyka politycznego, ze względu na obawę o swoją reputację. Dlaczego w Stanach Zjednoczonych korporacje zdecydowały się jednak otwarcie poprzeć prawa par gejowskich i lesbijskich, ryzykując tym utratę reputacji i klientów, szczególnie w południowych stanach?
Jest pewne ryzyko. Jednak trzeba pamiętać, że korporacje muszą myśleć nie tylko o swoich klientach, ale także o pracownikach. Żeby przyciągnąć najlepszych kandydatów, trzeba mieć najlepszą politykę zatrudnienia. Niektóre z nich patrzą też na to w szerszej, historycznej perspektywie – chcią być „po właściwej stronie historii”. Wierzą w to, że młodsi konsumenci docenią to ryzyko, uznają jego podjęcie za moralnie nacechowany gest. Jest też kwestia silnego przywództwa. Dla przykładu, szef Starbucksa powiedział wprost – jeśli się nie zgadzacie z moim stanowiskiem – sprzedajcie akcje spółki. Myślę, że pokazuje to szerszą wizję i inny typ przywództwa, niż ten zorientowany jedynie na kalkulację zysków i strat.
Na koniec chciałbym zapytać, jak świętował pan zwycięstwo w Sądzie Najwyższym? Czy urządził pan w domu przyjęcie?
Byłem bardzo zajęty w Instytucie Williamsa. Dostałem kilka próśb o komentarze dla prasy, kilka telefonów z podziękowaniami za dwie opinie przyjaciela sądu, które wysłaliśmy do Sądu Najwyższego i za analizy, które dostarczaliśmy podczas całego procesu. Nie uczestniczyłem w żadnym świętowaniu, po prostu szczęśliwy poszedłem spać. Myślę, że ludzie, którzy będą szli w paradach w Nowym Jorku i San Francisco w następny weekend będą się dobrze bawić z okazji tego przełomowego momentu w historii amerykańskiego ruchu na rzecz praw osób LGBT.
* R. Bradley Sears, dyrektor i założyciel Instytutu Williamsa (Szkoły Prawa Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles); profesor w Szkole Prawa Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles (UCLA). Zasiada w radach nadzorczych lub doradczych w Being Alive Los Angeles, HALSA, USC’s AIDS Education Training Center, Center for Health Justice, i UCLA’s LGBT Studies program. Otrzymał nagrodę Being Alive Los Angeles’ Volunteer of the Year Award I w 2009 został wyrózniony na liście “40 Under 40” magazynu Advocate’s Magazine. W 2010 Williams Institute otrzymał nagrodę “Treasures of Los Angeles” od Los Angeles Central City Association.
** Adam Bodnar – wiceprezes zarządu Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz adiunkt w Zakładzie Praw Człowieka Wydziału Prawa i Administracji UW, stały współpracownik „Kultury Liberalnej”.
*** Wywiad zostal przeprowadzony w trakcie European Summer Marshall Memorial Fellowship 2013 organizowanego przez German Marshall Fund of the US.
„Kultura Liberalna” nr 235 (28/2013) z 9 lipca 2013 r.