Podstawowy problem to oczywiście filtrowanie uchodźców według kryterium wyznaniowego. Tej bezprecedensowej taktyki destylowania solidarności próbuje się bronić na kilka sposobów. Główny argument to tzw. „bliskość kulturowa”. Już gdy MSZ ewakuował osoby polskiego pochodzenia z Donbasu można było mieć wątpliwości, czy słusznie zastosowano kryterium etniczne, ale absolutnie nie można zgodzić się na kryterium religijne. Rzeczpospolita jest co prawda z nazwy „polska”, ale przymiotnika „chrześcijańska” w tej nazwie nie ma. Jednocześnie nie da się zdjąć odpowiedzialności z rządu, mówiąc, że rodziny są wybierane nie przez polski MSZ, a przez księży i pastorów na miejscu w Damaszku. Rząd doskonale wie, że do segregacji dochodzi, i akceptuje tę procedurę.

Podobno jeśli zgłoszą się inne organizacje, które chcą pomóc innym uchodźcom, polskie władze wesprą i je. Jednocześnie jednak rząd podejmuje wszelkie możliwe starania, by powstrzymać unijny plan relokacji uchodźców z drastycznie przeciążonych ich napływem Włoch i Grecji. Trudno w tej sytuacji uwierzyć, że jeśli jakaś muzułmańska organizacja przygotuje przyjazd muzułmańskich uchodźców z Damaszku, ich prośba zostanie potraktowana identycznie.

Achrześcijańskie miłosierdzie

Najtrudniej zrozumieć mi jednak nie rząd, a samych chrześcijan z Fundacji Estera. W ich inicjatywie mamy do czynienia z filtrowaniem miłosierdzia przez sito przynależności wyznaniowej. Przypowieść o dobrym Samarytaninie przestrzega przecież właśnie przed tym! Co więcej, reprezentanci Kościołów chrześcijańskich igrają z przekłamaniami na temat sytuacji chrześcijan na Bliskim Wschodzie. Według powszechnie podzielanych wyobrażeń wyznawcy Chrystusa są tam powszechnie prześladowani i zabijani. Miriam Shaded, prezeska Fundacji Estera, mówi bez wdawania się w niuanse, że „chrześcijanie są masowo eksterminowani na terytoriach muzułmańskich”. To uproszczenie zahaczające o manipulację.

W rzeczywistości aktywne prześladowania, mimo że coraz częstsze, pozostają wyjątkiem, w przeciwieństwie do bezkrwawej dyskryminacji w niektórych krajach, np. szykanowania mniejszości koptyjskiej w Egipcie i braku swobód religijnych w Arabii Saudyjskiej. Łatwo wzbudzić współczucie, grając na tych uproszczeniach, ale szkoda, że innych prześladowanych ta sympatia zdaje się nie dotyczyć. Już w zeszłym roku, podczas największych masakr wyznawców jazydyzmu z rąk organizacji „Państwo Islamskie”, przez Polskę przeszły marsze solidarności z prześladowanymi… chrześcijanami.

Autorka ilustracji: Judyta Mierczak
Autorka ilustracji: Judyta Mierczak

To oczywiście prawda, że „Państwo Islamskie” od dwóch lat w bestialski sposób morduje chrześcijan za to tylko, że są chrześcijanami; ale morduje też jazydów za to, że są jazydami, alewitów za to, że są alewitami, homoseksualistów za to, że są homoseksualistami itd. Dokąd mają zgłosić się członkowie tych mniejszości? Nie istnieje żadna „Republika Alewicka”, na mapie nie ma „Jazydolandu”. Co powiemy dzieciom szyitów i jazydów? „Wróćcie do nas, gdy zaopatrzcie się w różaniec?”. Przypomnijmy, że ani Turcja, ani żaden inny bliskowschodni kraj nie robią selekcji – przyjmują wszystkich Syryjczyków, bez pytania o to, do kogo się modlą.

Państwo Islamskie od dwóch lat w bestialski sposób morduje nie tylko chrześcijan, ale też jazydów, alewitów, homoseksualistów. Dokąd mają zgłosić się członkowie tych mniejszości? | Jakub Sypiański

Nie jest winą bombardowanych Syryjczyków, głodujących uciekinierów z własnych domów, że muzułmańskie reżimy z Zatoki Perskiej nie mają w swoich biznesplanach wpuszczania uchodźców. Te natomiast państwa regionu, które ich przyjmują, pękają już w szwach – sześciomilionowa Jordania przyjęła ich milion. Powinniśmy wreszcie pogodzić się z tym, że uchodźcy są zadaniem dla nas, dla bogatej Północy, a nie dla krajów rozwijających się, które przyjmują obecnie aż 80 proc. z nich.

Ekskluzywna solidarność

Zwolennicy przyjęcia rodzin chrześcijańskich argumentują, że lepiej uratować 60 rodzin niż nie uratować żadnej. To fałszywa alternatywa. Czy Rzeczypospolitej Polskiej nie stać na przygarnięcie na kilka lat grupy 3621 uchodźców, którą chce nam przydzielić Bruksela? Niemcy w samym 2014 r. rozpatrzyły pozytywnie 48 tys. wniosków o azyl. Gdybyśmy, zachowując proporcje, przyjęli ich tyle co Szwecja, to gościlibyśmy już 130 tys. azylantów. Owszem, jesteśmy od obu tych krajów ubożsi, ale czy aż kilkadziesiąt razy? Zawstydzające dla mnie, jako obywatela, jest słuchanie wykrętów polskiego rządu, odmawiającego zgody na skierowanie do nas maleńkiego ułamka uchodźców, od których pęcznieją Włochy i wyczerpana kryzysem Grecja.

Nie można też zgodzić się na odpychający argument, że lepiej przyjąć chrześcijan, bo w społeczeństwie polskim panuje powszechna wrogość do islamu. Powinniśmy działać odwrotnie. Mam za złe rządowi oraz duchownym związanym z Fundacją Estera, że zaprzepaścili okazję, żeby dać społeczeństwu dobry przykład i pokazać, że „Innemu” też trzeba pomagać. Kto ma okazywać uniwersalne, chrześcijańskie miłosierdzie, jeśli nie duchowni? Kto ma demonstrować neutralność wyznaniową państwa, jeśli nie premier? Źle się stało, że w społeczeństwo wysłano odwrotny sygnał.

Co gorsza, ten sygnał został dostrzeżony także na zewnątrz. Komunikat, który wysłaliśmy muzułmańskim sąsiadom ewakuowanych z naszą pomocą chrześcijan, może stać się wodą na młyn fundamentalistycznych kaznodziejów i rekruterów organizacji „Państwo Islamskie”: „Widzicie, Europa ma za nic wasze cierpienie, dla nich liczy się tylko krew chrześcijan”. Do dżihadu najskuteczniej werbują indywidualny ból i obojętność świata.

Jeśli rzeczywiście bylibyśmy zmuszeni sprowadzić cały problem do (fałszywego) pseudodylematu: czy lepiej pomóc tylko swoim, czy nikomu, to oczywiście lepiej, żeby Fundacja Estera i MSZ pomogły tylko rodzinom chrześcijańskim niż żadnej. To jednak rozwiązanie dobre jedynie na krótką metę i destruktywne w dłuższej perspektywie. Miłosierdzie i solidarność tylko dla swoich mogą bardzo łatwo przejść w zwykłe kumoterstwo i trybalizm. Obawiam się, że dla większości polskich chrześcijan religia staje się przede wszystkim etykietką polityczną i totemem tożsamościowym. Przesłanie Ewangelii ginie tymczasem w tle.

Podobni mają lepiej?

Spójrzmy na tę inicjatywę na szerszym tle. Liczne duże, profesjonalne organizacje działające na rzecz uchodźców nie osiągnęły takiego świetnego efektu, jak inicjatywa młodej i małej Fundacji Estera. To szokujące, że argumentem o krwi chrześcijan można w Polsce tak wiele zdziałać. Co więcej, tym chrześcijanom przysługiwać będzie imigracja na preferencyjnych warunkach – wśród polskich rodzin z zapewnionymi warunkami do integracji. Inni uchodźcy wędrują do przepełnionych ośrodków.

Komunikat, który wysłaliśmy muzułmańskim sąsiadom ewakuowanych z naszą pomocą chrześcijan, może stać się wodą na młyn fundamentalistycznych kaznodziejów. | Jakub Sypiański

Nie byłoby w tym wszystkim nic złego, gdyby nie pośrednie rezultaty takiej mechaniki. Omijając neutralne kryteria przyjmowane przez ONZ i inne organizacje międzynarodowe zajmujące się uchodźcami, sprawimy de facto, że niektóre grupy, niekoniecznie te najbardziej potrzebujące opieki, będą cieszyć się specjalnymi przywilejami. I znów, niekoniecznie jest to coś złego – lepiej wszak wzmacniać żywe, autentyczne odruchy solidarności, niż wprowadzać systemowe kanały pomocy uchodźcom oparte chłodnych kalkulacjach. Jest tylko jeden problem – nie wszyscy mają równie dobrze sytuowanych etnicznych i duchowych „krewnych”. Globalna bogata Północ jest w większości chrześcijańska. Jeśli pozwolimy na wywieranie tego rodzaju społecznej presji na pomoc humanitarną, to za jakiś czas ze zdziwieniem odkryjemy, że azyl dostają u nas tylko osoby podobne do nas samych.

Równie dobrze prywatne inicjatywy wyznaniowe mogłyby być tworzone przez patrole policji, szpitale czy domy dziecka dla współwyznawców. Te mogłyby bronić ich podobnie, mówiąc, że lepiej wyleczyć kilku chrześcijan niż nikogo. Pewne sprawy muszą pozostać w rękach państwa, jeśli chcemy zachować równość obywateli.

Musimy przyjmować najbardziej potrzebujących, a nie tych, którzy wygrywają w castingach współczucia. Fundacja Estera powinna przekierować swoja wysiłki na budowanie wśród Polaków tolerancji i zgody na przyjęcie uchodźców. Wiele instytucji i organizacji z dużym doświadczeniem, jak UNHCR i ECRE, zajmuje się od wielu dziesięcioleci pomaganiem osobom szukającym azylu i wie dobrze, komu należy się pomoc. Młode inicjatywy prywatne nie powinny zastępować ich w tej roli, ale skupić się na wywieraniu nacisków na rząd, żeby dał zielone światło do sprowadzania azylantów – niezależnie od ich wyznania.