Adam Puchejda: Polskę znów zasnuł smog. Jak poważny to problem?

Andrzej Guła: Bardzo poważny. Smog to w Polsce głównie pyły i benzo(a)piren, czyli wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne. To one odpowiadają za 45 tys. przedwczesnych zgonów z powodu takich chorób, jak rak płuca, przewlekła obturacyjna choroba płuc, udary i zawały. Każdy epizod smogowy, jak ten ostatni sprzed tygodnia, to natychmiastowy skok w liczbie udarów i zawałów. Są na to badania.

Kto nas truje?

Sami się trujemy. 90 proc. emisji rakotwórczego benzo(a)pirenu pochodzi z kominów domowych, ze spalania węgla i drewna (to tzw. niska emisja). Pozostałe 10 proc. to przemysł i transport (smog komunikacyjny). Benzo(a)piren to typowe zanieczyszczenie ze spalania paliw stałych – węgla i drewna w niskich temperaturach i przy nieodpowiednich instalacjach. A w Polsce aż 70 proc. domów jednorodzinnych to budynki ogrzewane za pomocą przestarzałych technologicznie kotłów, tzw. kopciuchów lub śmieciuchów. Do tego prawie 40 proc. tych domów nie ma żadnego docieplenia ścian zewnętrznych, czyli energia zamiast ogrzewać mieszkania, ucieka przez nieszczelne ściany.

I nie dajmy się zwieść – smog nie jest tylko problemem dużych miast. W podobnym stopniu jest problemem małych miast i wsi. Do tej pory cała uwaga mediów była skupiona na Krakowie lub Warszawie, ale tak naprawdę smog w Polsce ma twarz małych miast i wsi. W tych ostatnich największym wyzwaniem jest niska emisja, w tych dużych dochodzi do tego jeszcze smog komunikacyjny.

Szulecki

Żeby wyeliminować te 90 proc. zanieczyszczeń wystarczy wymienić kotły?

To nie takie proste. Rozwiązania problemu tzw. niskiej emisji powinny być szyte na miarę każdego regionu. Zupełnie inna sytuacja jest np. w województwie warmińsko-mazurskim, gdzie domów jednorodzinnych jest stosunkowo niewiele, gęstość zabudowy jest rzadka, a przewietrzanie stosunkowo dobre. Zupełnie zaś inna np. w Małopolsce i na Śląsku, gdzie zabudowa jest bardzo gęsta, a kominów domowych jest nieporównywalnie więcej niż na północno-wschodnich rubieżach Polski. Z tego też powodu w Krakowie, położonym w niecce i dlatego jednym z najsłabiej wentylowanych miast w Polsce, zabiegaliśmy o wprowadzenie całkowitego zakazu palenia węglem i drewnem. Wejdzie w życie w 2019 r. Na terenie województwa małopolskiego chcemy już jednak wprowadzenia tylko wymogu emisyjnego. Jeśli ktoś będzie chciał mieć w swoim domu kocioł na paliwo stałe, to będzie musiał mieć taki, który spełni standardy emisyjne. To znaczy, że nie będzie emitował do atmosfery 500–600 miligramów na m sześcienny pyłów, tylko 40 miligramów. Różnica, jak pan widzi, ogromna!

Ile takich kotłów trzeba wymienić? Jakiej skali to problem?

Docelowo trzeba wymienić ponad 3 mln kotłów w całym kraju. Ale problemem jest nie tylko ich liczba. W Polsce pójdzie pan do marketu budowlanego i znajdzie z 15 różnych kotłów wystawionych na sprzedaż, tylko że żaden z nich nie powinien być dopuszczony do użytku, bo nie spełni minimalnych standardów emisyjnych. Żaden. A co roku sprzedaje się ich 100–150 tys., które będą w użytku przez kolejne 15–20 lat, bo tyle wynosi cykl techniczny życia kotła. W ten sposób tylko pogłębia się problem niskiej emisji.

Brakuje norm?

Bingo! Moglibyśmy systematycznie poprawiać jakość powietrza już wiele lat temu, gdybyśmy mieli normy dotyczące kotłów i spalanego w nich paliwa. Pod tym względem jesteśmy w epoce kamienia łupanego. Nie kontrolujemy jakości sprzedawanego węgla. Na składzie węgla może pan kupić muł węglowy, flotokoncentrat, czyli odpad, który powoduje gigantyczny problem z niską emisją. Może pan kupić węgiel o wysokiej zawartości siarki, który w ogóle nie powinien być palony w domowych kotłach. Dlaczego? Bo lobby węglowe nie zgadza się na normy. Dla nas to kwestia zdrowia, dla nich ogromne pieniądze. Podobnie jest z kotłami. Nie ma norm dla tych sprzedawanych, o czym już mówiłem, co prowadzi do takich paradoksalnych sytuacji, że finansujemy np. wymianę kotłów dobrej jakości, a w tym samym czasie na rynku ciągle może pan kupić kopciuchy. W Małopolsce w 2014 r. sfinansowaliśmy wymianę 3 tys. nowoczesnych kotłów, kosztem wielu milionów złotych, a jednocześnie w sklepach sprzedano w tym okresie 13 tys. kotłów złej jakości! Zmarnowaliśmy przez lata setki milionów złotych publicznych pieniędzy bez widocznego efektu poprawy jakości powietrza.

Piłat

Przeciwnicy regulacji twierdzą, że problem leży w biedzie, nie w braku zapisów prawnych.

To demagogia. Nie można prowadzić programów dotacyjnych bez regulacji. Programy wsparcia są ważne, ale one powinny uzupełniać regulacje, a nie je zastępować. Nie twierdzę przy tym, że w całej Polsce należy zakazać palenia węglem. Mówię tylko, że trzeba przyjąć regulacje, które pokażą, że te programy finansowe są po to, by wspierać pewien cel strategiczny. Na przykład – za 5–10 lat chcemy mieć ocieplone domy, bezpieczne piece i normy dla paliw. Bo przecież wprowadzono normy emisyjne dla samochodów po to, żeby rozwiązywać problem zanieczyszczeń, zakazano handlu benzyną ołowiową itd. Takie rzeczy może zrobić tylko mądry regulator. Mało tego, bez regulacji żadna kampania edukacyjna nie przyniesie pożądanego efektu. Edukacja jest niezmiernie ważna, ale ona powinna uzupełniać regulacje, a nie je zastępować. A my mamy tak – dotacje zastępują regulacje, edukacja ma też zastępować regulacje, a zapominamy o fundamencie polityki ochrony powietrza, czyli samych normach regulacyjnych. Smog to duża nieodpowiedzialność rządzących.

To odpowiedzialność rządu centralnego czy samorządów?

To jest dobre pytanie, bo mamy rozmycie odpowiedzialności. Centralny rząd zrzuca odpowiedzialność na samorządy, samorządy mówią z kolei, że nie poradzą sobie bez centralnego rządu. Wszyscy biadolą, że nic nie mogą zrobić.

Zacznijmy od rządu.

Rząd centralny powinien wprowadzić normy jakości sprzedawanego węgla i kontrolę na tym rynku. Ta kontrola powinna iść przez służby centralne, inspekcje handlowe, które powinny kontrolować jakość paliw. Rząd powinien też wprowadzić regulacje dotyczące sprzedawanych kotłów i norm emisyjnych. Wreszcie, powinien wprowadzić dobry program termomodernizacji budynków. I nie mówię tu tylko o wymianie kotłów, ale o dociepleniu ścian zewnętrznych, bo jedno bez drugiego nie ma sensu, to wyrzucone pieniądze. Takie programy na poziomie prawa krajowego jednak nie powstają.

Ilustracje: Magdalena Walkowiak
Ilustracje: Magdalena Walkowiak

A geotermia?

To proteza. Geotermia nie rozwiąże problemu smogu. Chcę podkreślić, że tam, gdzie to możliwe, geotermia powinna być wspierana, ale – po pierwsze – ona nie jest w wielu miejscach wykonalna, nie jest możliwa ze względów technicznych lub nie ma sensu ekonomicznego. A po drugie – geotermii nie da się wprowadzić w większości miejsc, w których mamy gigantyczny problem smogu, po prostu nie ma tam takich zasobów. Mówienie, że geotermia uratuje nas przed smogiem, to jest wprowadzanie opinii publicznej w błąd. Raz jeszcze powtórzę, bardziej niż geotermii potrzebujemy krajowego programu modernizacji domów. Przez całe lata rządy kładły nacisk na wsparcie budynków użyteczności publicznej, szkół, przedszkoli i tak dalej. Bardzo dobrze, tyle że ten zasób jest niewielki i on jest odpowiedzialny tylko za niewielką część emisji pyłów do atmosfery. Mieliśmy wieloletni program modernizacji bloków z wielkiej płyty, ale główny zasób, czyli domy jednorodzinne, był pozbawiony przez lata jakiegokolwiek wsparcia. A to prywatne domy są największym producentem niskiej emisji.

Dla wielu ludzi dom jednorodzinny to symbol luksusu. Stąd może przekonanie, że ich właściciele powinni radzić sobie sami.

To w Polsce mit. Większość domów jednorodzinnych zamieszkała jest przez ludzi bez większych pieniędzy. To jest nie tylko ściana wschodnia, to jest cała wieś, Małopolska, Dolny Śląsk itd. De facto połowa Polaków mieszka w domach jednorodzinnych. One są wszędzie, nie tylko na przedmieściach większych miast. Ten zasób przez lata omijano szerokim łukiem. A jest tak, że jeśli ociepli pan swój dom, to zużycie węgla spadnie panu z 6–7 ton rocznie do 2–3 ton. Jeśli do tego będzie pan używał węgla wysokiej jakości i miał dobry piec, to wyraźnie zmniejszy pan smog w swojej miejscowości. Tylko żeby wyremontować dom, większość Polaków musi otrzymać jakieś wsparcie. To mogą być zarówno dobre programy pożyczkowe lub jak w Czechach, lub dotacyjne. Tyle że z dotacjami nie mamy dobrego doświadczenia w Polsce.

Tryjanowski

Dlaczego?

W tej chwili dotujemy wymianę kotłów i nie zawsze te programy trafiają do najbardziej potrzebujących. Okazuje się, że często po dotacje na nowe kotły przychodzą ludzie, którzy po pierwsze, i tak mają już stosunkowo nowoczesne piecie, a po drugie, których stać na zakup, nie chcą jednak tracić dotacji i kupują na zapas. Ci z kolei, którzy palą u siebie w starych kopciuchach i nie mają pieniędzy na wkład własny, w ogóle nie biorą udziału w programie dotacji. Biedni nie otrzymują pomocy.

Wróćmy do odpowiedzialności. Mówił pan o rządzie, a co może zrobić samorząd?

Samorząd województwa może określić strategię walki ze smogiem, np. może przyjąć uchwałę antysmogową, która określi wymóg wobec wszystkich kotłów na danym terenie, w których spala się paliwa stałe, dając pewien horyzont czasowy na dostosowanie się. Taka uchwala została przyjęta dla Krakowa, co nie przyszło łatwo i było rewolucją na skalę kraju. W tej chwili zarząd województwa małopolskiego przedstawił zaś projekt uchwały dla całego województwa, który określa, że od 2022 r. wszystkie kotły będą musiał spełniać wymagania emisyjne dla klasy piątej. Innymi słowy, samorząd może przyjąć wymagania dla całego zasobu budynków z horyzontem czasowym, a rząd może powiedzieć, że przyjmuje normy dla sprzedawanego węgla i kotłów. To są dwie komplementarne regulacje. W ten sposób wysłalibyśmy społeczeństwu sygnał, że za parę lat chcemy żyć w czystym powietrzu.

A co z tymi, którzy nie stosują się do przepisów?

To kolejny problem. W Polsce rzeczywiście nie ma w zasadzie kontroli palenisk domowych. Ani pod kątem tego, co jest spalane, ani tego, jak jest spalane, ile dymi i pyli. Taki system kontroli powinien być dopiero stworzony.

Mamy przecież Inspekcje Ochrony Środowiska, straż miejską.

One nie działają skutecznie. Inspekcja jest niedofinasowana, brakuje inspektorów i procedur prowadzenia kontroli. Rzadko przeprowadza się kontrole interwencyjne, czasem nawet ostrzega przed kontrolą, jak to w Polsce. Straż miejska z kolei ma charakter lokalny, a kontrole powinny wykonywać jednostki ponadgminne. Znam wielu burmistrzów, którzy mówią, że oni nie wyślą swoich pracowników do kontrolowania sąsiadów. To dla nas kolejna lekcja do odrobienia.