Oto jedni będą świętować rok 1989 w Gdańsku, inni w Warszawie. Po raz kolejny, my, Polacy, zostajemy z wrażeniem, że nic nas nie łączy, a punkt widzenia partii politycznych jest ważniejszy od państwa jako domu dla wszystkich obywateli. W tej sytuacji należy wziąć dwa głębokie wdechy – i nabrać dystansu do bieżącej polityki i polityków.

I świętować po swojemu. Bo jest do tego przynajmniej jedna okazja.

Oto 30 lat III RP to jednocześnie – jak zwraca uwagę Jarosław Kuisz – pierwszy od czasu rozbiorów moment, gdy całe pokolenie Polaków mogło urodzić się i dorosnąć we własnym, niezależnym od innych państw kraju. Tego nie było od rozbiorów Polski!

„To rzutuje na doświadczenie świata w zupełnie nowy sposób, w szczególności: państwa, prawa i polityki. Między pokoleniami Polaków powstała zatem ogromna różnica w przeżywaniu świata”, pisze Kuisz.
I nie chodzi tu o niepozbawioną znaczenia kwestię metryki, ale raczej o światopogląd, który w wielu przypadkach ukierunkowany jest na dekady wstecz i na co dzień uwikłany w personalne spory i kłótnie w postsolidarnościowym gronie. Wzajemne utarczki o to, kto ma bardziej splamiony rodowód, lub o to, kto jest „komuchem”, coraz większą część obywateli obchodzą coraz mniej.

Podkreślają to głosy urodzonych jeszcze w PRL, ale dorastających w III RP muzyków. Znany raper Adam „Łona” Zieliński mówi o tym, że „jesteśmy raczej obojętni wobec polityki rozumianej jako walka dwóch postsolidarnościowych obozów PO vs. PiS – oni nie mówią naszym językiem i zrobili wszystko, byśmy im nie ufali. Domyślam się, że wy – urodzeni już w III RP – macie tak samo, tylko jeszcze mocniej”. Podobnie o niemożności oderwania się od martyrologii i przeszłości opowiadał nam Paweł „Pablopavo” Sołtys, zwracając uwagę na to, że „kiedy na świecie dzieją się rzeczy bardzo ważne […] my siedzimy w trumnach. Tylko to już nie jest wyłącznie Dmowski i Piłsudski, ale trumny Jaruzelskiego, Lecha Kaczyńskiego i legenda żyjącego jeszcze Wałęsy. To wielkie płótno martyrologiczno-patriotyczne przykryło ten kraj i trzeba sobie wycinać w nim dziury, żeby spojrzeć w przyszłość. Bez sensu!”.

Ilustracja: Max Skorwider

Na konsekwencje polskiego balastu historycznego zwraca uwagę Padraic Kenney, amerykański politolog i znawca historii Polski, który apeluje o uwolnienie się z historii po trzydziestu latach komunizmu, bo „umysły tkwiące w ciągłym poczuciu zagrożenia podległością to woda na młyn dla polityków i ekspertów. Polsce niczego dobrego to nie przynosi”.

I chociaż zobojętnienie na narracje postsolidarnościowych ugrupowań rośnie, szczególnie wśród młodszych pokoleń, to politycy, którzy zasiadali przy Okrągłym Stole, wciąż pozostają głównymi graczami polskiej sceny politycznej. O tym mówi Karolina Lewicka, dziennikarka TOK FM, która podkreśla, że „poprzednie generacje tak silnie zawłaszczyły scenę polityczną, że przez długi czas nie było oddechu i przestrzeni dla pokolenia lat 80. Proszę zobaczyć, że mówiąc «młody polityk», często przywołuje się przykład Rafała Trzaskowskiego, który ma 47 lat!”.

To rodzi problem, bo polityków, którzy potrafią mówić o problemach młodszego pokolenia jego językiem, jest jak na lekarstwo. Narracje byłych opozycjonistów są obce dla tych, którzy urodzili się już w III RP, a „domaganie się od młodszych, żeby politycy zajmowali się ich realnymi problemami, a nie opowiadali rzeczywistość AD 2019 w formie opozycyjnych metafor i powtarzanej do znudzenia mantry, że «trzeba odsunąć PiS od władzy», jest dowodem rozsądku, a nie politycznej niedojrzałości”, pisze Jakub Bodziony z naszej redakcji.

Podobnie o rozgoryczeniu młodszych pokoleń opowiada Michał Szułdrzyński, zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”, wskazując na to, że „od 1989 roku wyrosło nowe pokolenie Polaków, którzy masowo wyjeżdżali za granicę na studia czy korzystali z programu Erasmus, ponad milion młodych wyjechało za granicę do pracy. Te osoby potem wracały do Polski i pytały – dlaczego my nie jesteśmy normalnym krajem?”.

Tezę tę zdaje się potwierdzać Bartosz Węglarczyk, dyrektor programowy Onet.pl, który podkreśla słuszność słów Bartłomiej Sienkiewicza o polskim „państwie teoretycznym”, które „dalej takie jest, bez względu na to, kto nim rządzi”.

Samo postawienie pytania o sens celebrowania urodzin III RP dziwi Aleksandra Smolara, dyrektora Fundacji Batorego, mówi o bezsprzecznym sukcesie suwerennego, ale niedoskonałego państwa. Tylko z jakiego powodu celebrowanie rocznicy jego powstania nie wzbudza powszechnego entuzjazmu? Smolar wskazuje na szereg powodów, zaczynając od tego, że nie istnieje nawet zgoda co do konkretnej daty, którą można by było świętować, a kończąc na tym, że „wysokie koszty materialne, statusowe, psychologiczne naszej transformacji – nawet jeżeli dzisiaj Polacy jej skutki akceptują – utrudniają radosne i powszechne świętowanie rocznicy 1989 roku”.

Co należałoby zrobić, żeby kolejna dekada wolnego państwa upłynęła zorientowana na jego przyszłe pokolenia, a nie życie przeszłością? Na pewno nie służy temu bezwarunkowa apoteoza działań polityków wywodzących się z opozycji i niedoceniania społecznych kosztów politycznej i gospodarczej transformacji. Tylko starsze pokolenie często reaguje na takie uwagi alergicznie – krytykę ich dawnych posunięć traktuje jak atak na swoje biografie. „Nie tak to powinno wyglądać. To w interesie tych starszych jest bycie otwartym na nowe pokolenie”, zwraca uwagę Rafał Woś z „Tygodnika Powszechnego”. I chociażby dlatego trzydziestolecie III RP wymaga międzypokoleniowej debaty, a nie akademii.

 

Wszystkie wywiady i teksty „Kultury Liberalnej” z ostatniego półrocza, w których opowiadamy o kondycji III RP, znajdą Państwo tutaj.