Polityka tożsamości nie działa
Donald Trump stał się dla Partii Republikańskiej wyborczym obciążeniem. Amerykanie mają silną preferencję dla polityków o umiarkowanych poglądach.
Donald Trump stał się dla Partii Republikańskiej wyborczym obciążeniem. Amerykanie mają silną preferencję dla polityków o umiarkowanych poglądach.
W ostatnich miesiącach w Platformie Obywatelskiej miało miejsce pięć ważnych zmian politycznych. Czy nowy eksperyment Donalda Tuska może się udać?
Czy partia Szymona Hołowni będzie w polskich warunkach lepszą partią zielonych niż Partia Zielonych?
Lepszy jest system polityczny, w którym medium może zablokować konto prezydenta, niż system, w którym władza może zablokować niezależne media.
Żaden republikański kongresmen – choćby i prywatnie uważał Trumpa za niebezpiecznego szaleńca – nie odważył się zagłosować przeciwko niemu i zaryzykować utraty stanowiska w przyszłorocznych wyborach. W Senacie – dokąd teraz przeniesie się cała procedura i odbędzie się sąd nad postawionym w stan oskarżenia prezydentem – czeka nas, niestety, to samo.
O ile jeszcze parę miesięcy temu zdecydowana większość obywateli sprzeciwiała się impeachmentowi, o tyle dziś, po ujawnieniu ukraińskiej afery, zwolenników i przeciwników jest już mniej więcej tyle samo. To szybka zmiana.
„To bardzo ważne, aby zaznaczyć, że nie możemy odpuścić tak zwanej polityki tożsamości. Nie możemy dać sobie spokoju z kwestią nierówności ze względu na kolor skóry czy płeć. Ale musimy uzupełnić politykę tożsamości o coś więcej”, mówi amerykański filozof Michael Walzer.
„Kompromitujące materiały w posiadaniu Rosjan – to byłoby racjonalne wyjaśnienie zachowania Trumpa wobec Rosji. Ale w zachowaniu Donalda Trumpa nic innego nie jest racjonalne!”, mówi amerykański dziennikarz śledczy, współautor książki „Rosyjska ruletka”.
W oczach wszystkich – mediów, opinii publicznej i samego Trumpa – zbliżające się wybory będą referendum nad dwoma latami jego prezydentury.
Jedni podejrzewają któregoś z Mike’ów – wiceprezydenta Pence’a albo sekretarza stanu Pompeo; inni jednego z generałów: szefa sztabu Białego Domu, Johna Kelly’ego, albo sekretarza obrony, Jamesa Mattisa. Wszyscy jednak kategorycznie zaprzeczyli, nikt nie przyznaje się do autorstwa anonimowego artykułu, który ukazał się w środę na łamach „New York Timesa” i który (o ile w ogóle jeszcze da się używać takiego określenia) wstrząsnął amerykańską polityką.
W rezultacie wprowadzenia przez amerykański Kongres ustawy o walce z handlem niewolnikami seksualnymi FOSTA/SESTA, zagrożona jest swoboda wypowiedzi w internecie
Donald Trump zapowiadał w kampanii, że zlikwiduje Obamacare „natychmiast”, zastępując ją „czymś wspaniałym” i nie odbierając nikomu ubezpieczenia zdrowotnego. Realizacja tej obietnicy idzie mu mniej więcej tak samo, jak innych – zbudowania muru na granicy z Meksykiem i pokonania ISIS w ciągu pierwszego miesiąca swojej prezydentury.
W sobotę, 29 kwietnia, mija pierwsze sto dni prezydentury Donalda Trumpa. To symptomatyczne, że setny dzień spędzi na wiecu poparcia w Pensylwanii, a nie w Waszyngtonie, gdzie odbędzie się doroczna Kolacja Stowarzyszenia Korespondentów w Białym Domu – uroczyste spotkanie dziennikarzy, na którym zgodnie z tradycją goście bezpardonowo śmieją się z prezydenta, a i on sam żartuje na własny temat.
Jedno z haseł, którym amerykańskie media opatrują kolejne doniesienia na temat prezydenta Trumpa, brzmi: „To nie jest normalne”, This is not normal.
Nie mam wątpliwości, że Europa powinna obecnie przemyśleć swoją politykę bezpieczeństwa. Czas, kiedy to Stany Zjednoczone zapewniały bezpieczeństwo całemu kontynentowi, właśnie dobiegł końca.