0000398695
close
W walce o demokrację nie robimy sobie przerw! Przekaż 1,5% na Fundację Kultura Liberalna WSPIERAM
close
Kultura Liberalna solidarnie z Ukrainą

PRZEKAŻ
1,5%
PODATKU
close

W walce o demokrację

nie robimy sobie przerw!

Przekaż 1,5% na Fundację
Kultura Liberalna

Przekaż 1,5%
na Fundację Kultura Liberalna
forward
close

KULTURA LIBERALNA > Patrząc > POPŁAWSKI: Dzieciństwo w...

POPŁAWSKI: Dzieciństwo w ciemności. „Wiedźma wojny” Kima Nguyena

Błażej Popławski

Dzieciństwo w ciemności. „Wiedźma wojny” Kima Nguyena

Walczą w wojnach dorosłych, choć nie są za nie odpowiedzialne ani nie znają ich celów. Łączy je widmo utraconego dzieciństwa i doświadczenie kultury przemocy. Według definicji UNICEF są to osoby poniżej 18 roku życia, będące dobrowolnie lub przymusowo, bezpośrednio lub pośrednio, członkiem sił zbrojnych lub innych uzbrojonych grup. Sam zwrot „dziecko-żołnierz” budzi zakłopotanie jako oksymoron wskazujący na trudności z podziałem na ofiarę i sprawcę.

Losy jednego z nich – afrykańskiej nastolatki, Komony – śledzi film „Wiedźma wojny”, kanadyjski kandydat do Oscara 2013, nagrodzony Specjalnym Wyróżnieniem Jury Ekumenicznego oraz Nagrodą Srebrnego Niedźwiedzia dla Najlepszej Aktorki na Festiwalu Berlinale. To film bolesny – zdecydowanie potrzebny, ale niewolny od uproszczeń. Czy kanadyjskiemu reżyserowi udało się zgłębić złożoność problemu dzieci-żołnierzy – zarówno jeśli chodzi o podłoże problemu jak i szukanie jego rozwiązań? Czego nie zdołał nam pokazać?

Kolejna podróż do jądra ciemności

W opartym na wspomnieniach dzieci-żołnierzy z Burundi scenariuszu widać wyraźne inspiracje Conradowskim „Jądrem ciemności”. Komonę poznajemy jako dwunastolatkę, jej spokojne dorastanie przerywa atak rebeliantów. Widz nie wie, przeciwko komu walczą, w imię jakich wartości i ideałów. Wie jedynie, że dokonują masakry mieszkańców wioski; wówczas też zmuszają Komonę do zastrzelenia własnych rodziców, po czym rozpływają się w dżungli , uprowadzając dziewczynkę ze sobą. Choć obrazek ten może przywodzić na myśl hollywoodzkie ujęcia problemów Afryki – oparte na eksponowaniu przemocy, egzotyki i barbarzyństwa, wyrwane z lokalnego kontekstu i grające na emocjach widza – Nguyen szybko jednak zrywa z uproszczoną narracją.

Pogłębione spojrzenie na problem dzieci-żołnierzy widać chociażby w rzetelnym sposobie, w jaki reżyser pokazał proces ich psychicznego łamania: indoktrynowania do ślepego posłuszeństwa zbrodniczym rozkazom, narkotyzowania, szantażowania, wpajania, że zabijanie to zabawa, a wojna to gra. Patrzymy, jak dzieci angażowane są w sytuacje skrajnej przemocy, po to, by znieczulić je na cierpienie, wykształcić mentalność żołdacką. Karabiny i obuwie wręczane im przez szamana stanowić mają amulety chroniące przed kulami – to manipulacja, która już w pierwszym starciu kończy się tragicznie.

Interesującym zabiegiem, na który zdecydował się Nguyen, jest oparcie się na konwencji realizmu magicznego, dosyć swobodne łączenie przedstawień naturalistycznych z onirycznymi. Część filmu wypełniają zatem wizje Komony, która – poddana działaniu narkotyków – walczyła w imię idei, której nie mogła zrozumieć. O jej przetrwaniu zadecydował kontakt z duchami zmarłych rodziców, podpowiadających, jak uniknąć niebezpieczeństwa; jej dar, użyteczny na polu bitwy, stał się jednak – po ucieczce od partyzantów – symptomem choroby psychicznej. Przedstawiając wszechobecność magii w tradycyjnych kulturach i starając się przenieść na ekran stan umysłu dzieci, Kim Nguyen skupił się na ukazaniu psychospołecznego wymiaru traumy. Tym samym jednak zmarginalizowane zostały strukturalne mechanizmy przeciwdziałania problemowi dzieci-żołnierzy.

Państwo upadłe, czyli gra stereotypami o Afryce

Nguyen świadomie unikał umiejscowienia akcji w konkretnym miejscu i czasie. Rozpoznać tu można jedynie ulice Kinszasy, choć większość akcji dzieje się w głębokim, afrykańskim interiorze. Z jednej strony, takie ujęcie problemu sprzyja może uniwersalizacji przekazu; pokazuje, że dramaty dzieci-żołnierzy mogą zdarzyć się wszędzie. Areną konfliktów są zresztą często trudno dostępne, nadgraniczne regiony, co znacznie utrudnia chociażby estymację liczby ofiar. Z drugiej strony jednak, scenariusz taki podtrzymuje stereotypy Afryki – kontynentu jednorodnego, zamieszkałego przez nieznane, homogeniczne ludy.

Oblicze współczesnych wojen w Afryce zostało zatem ukazane w sposób schematyczny – toczą je, według Nguyena, partyzanci z wojskami rządowymi. Nie uwzględniono czynnika różnic etnicznych, a wyjaśnienie przyczyny konfliktu sprowadzono do rywalizacji o złoża koltanu – materiału stosowanego w elektronice oraz przy produkcji pancerzy czołgowych i kadłubów statków kosmicznych. Wojny surowcowe przedstawione zostały ponadto na poziomie mikro – jako prowadzone w gęstwinie lasu równikowego starcia dzieci-żołnierzy Wielkiego Tygrysa. Choć Nguyen najwyraźniej starał się zatem uchwycić kształtowanie się wysoce zmilitaryzowanej „kultury kałasznikowa” – udało mu się to tylko połowicznie. Widz pozbawiony został bowiem informacji o geopolitycznym kontekście transetnicznych i transnarodowych wojen o strategiczne surowce. Państwo jest tutaj z zasady upadłe – pozbawione działających instytucji politycznych – a jego społeczeństwo znajduje się w stanie anomii. To kolejny uproszczony obraz, oparty na powielaniu negatywnych klisz poznawczych o Afryce.

Co umknęło „Wiedźmie wojny”?

Szkoda, że Nguyen skupił się na dość jednostronnym portrecie Czarnego Lądu i jego mieszkańców. Jeśli nawet zgodzimy się, że reżyser chciał ukazać tylko jeden z aspektów wojen prowadzonych w Afryce, warto było przynajmniej zasygnalizować inne wymiary problemu dzieci-żołnierzy.

Oś filmu stanowi przedstawienie nieludzkiej, dokonywanej siłą rekrutacji. Porywanie dzieci z wiosek, przeistaczanie ich w wojowników na skutek indoktrynacji i brutalnego treningu na pierwszy rzut oka łatwo jest wytłumaczyć jedynie tym, że dzieci-żołnierze są użyteczne: mało kosztują, nie muszą być opłacane, są wytrzymałe, posłuszne i wytrenowane w znoszeniu okrucieństwa.

Nguyen nie dostrzegł jednak złożoności problemu zwiększenia się liczby dzieci-żołnierzy w różnych regionach Afryki. Ich akces do grup rebelianckich nie zawsze jest wymuszany – często decydują się nań dobrowolnie jako na formę ucieczki od dramatycznych sytuacji rodzinnych, biedy, samotności czy marginalizacji etnicznej. Dla mieszkańców obszarów o wysokim poziomie korupcji, przemocy czy ubóstwa to szansa na awans społeczno-ekonomiczny, a zbrojny oddział niejednokrotnie stanowi dla wielu nową, lepszą rodzinę. Daje im złudne poczucie bezpieczeństwa.

Stwierdzenia te mogą wydawać się szokujące – warto jednak pamiętać o skomplikowanym kontekście etniczno-ekonomicznym, determinującym wybory młodych Afrykańczyków. Temat ten przedstawiony został niestety zdawkowo – zasygnalizowano jedynie wybrane zagadnienia. Ujęcie takie skrytykują zapewne osoby oczekujące od reżysera przygotowania rzetelnego dokumentu lub też – per contrarium – luźnej, fabularnej opowieści o Afryce. Balansowanie na granicy narracji reportażu i fantazji nie jest wygodne dla widzów, którzy nie dysponują wiedzą kontekstualną o Afryce – sprzyjać może natomiast utrwaleniu stereotypów.

Pamiętajmy zatem, że nie we wszystkich krajach na południe od Sahary dzieci-żołnierze spacerują radośnie z kałasznikowami po ulicach miast. Szacuje się ponadto, że problem wcielania do armii dotyka około 300 tysięcy dzieci z całego świata, z czego 1/3 przypada na państwa Afryki. Kwestia ta dotyka znacznej części krajów rozwijających się Azji i Ameryki Łacińskiej, nieobcy był także dziejom Europy i Ameryki. Ponadto dzieci-żołnierze to nie tylko osoby walczące z karabinem – problem ten obejmuje także dziesiątki tysięcy tragarzy, kucharzy oraz seksualnych niewolnic oddawanych za „żony” liderom partyzantek. Dzieci-żołnierze pełnią role wojowników, giermków, ale także prostytutek. Są przedmiotem handlu i wykorzystywania.

Dokąd wracają dzieci-żołnierze?

Kim Nguyen dotknął jedynie problemu reintegracji dzieci-żołnierzy ze społeczeństwem; ich powrót do rodzinnych wspólnot jest niezwykle trudny. Po wygaśnięciu konfliktu młodzież często wcielana jest do regularnej armii – nie ma wiec mowy o jakichkolwiek programach resocjalizacji, lecz raczej o utrwaleniu i instytucjonalizacji kultury przemocy. Alternatywnym rozwiązaniem, coraz częściej implementowanym na południe od Sahary, są na szczęście specjalistyczne ośrodki opiekuńcze, w których dokonuje się rekonstrukcja historii dziecka oraz powolne przezwyciężanie traumy. Pracownicy socjalni i psychiatrzy próbują przekonać dzieci, że koniec służby nie oznacza dla nich deprywacji statusu, przemiany z dorosłego wojownika w bezbronnego nastolatka.

Pobyt w ośrodkach reintegracji ma zatem na celu oddanie im dzieciństwa. Dopiero jednak po kampanii społecznej skierowanej do wspólnot, z których pochodzą dzieci-żołnierze, można myśleć o ich powrocie do społeczeństwa. W filmie Nguyena rolę instytucji odpowiedzialnej za resocjalizację pełni dom rzeźnika, gdzie Komona znajduje pracę – mieli ziarna palmy oleistej, tłoczy z nich olej. Zabrakło tu jednak informacji o wyzwaniach demobilizacji i reintegracji byłych dzieci-żołnierzy, a także o naglącej potrzebie edukacji społecznej i konieczności wypracowania wielowymiarowego konsensu etnicznego.

Tym samym Nguyen nie sili się na ukazanie jakiegokolwiek wymiaru pojednania. Wskazuje, że młodzież, zamiast marzyć o przyszłości, załamuje się raczej pod ciężarem nieprzemijającej przeszłości – jedyną alternatywą jest dla niej agresja; często są to zachowania autodestrukcyjne. „Wiedźma wojny” to wstrząsający obraz wojen domowych widzianych oczami dziecka oraz hołd ich ofiarom. To także przejmująca, naturalistyczna opowieść o nadziei i woli przetrwania, portret pamięci naznaczonej traumatycznym w skutkach koszmarem wojny. Być może na bardziej złożone obrazy przyczyn problemu dzieci-żołnierzy przyjdzie nam jednak jeszcze poczekać.

Film:

„Wiedźma wojny” (Rebelle / War Witch)
Reż. Kim Nguyen
Kanada 2012

* Błażej Popławski, doktor historii, socjolog, członek Polskiego Towarzystwa Afrykanistycznego.

„Kultura Liberalna” nr 194 (39/2012) z 25 września 2012 r.

Skoro tu jesteś...

...mamy do Ciebie małą prośbę. Żyjemy w dobie poważnych zagrożeń dla pluralizmu polskich mediów. W Kulturze Liberalnej jesteśmy przekonani, że każdy zasługuje na bezpłatny dostęp do najwyższej jakości dziennikarstwa

Każdy i każda z nas ma prawo do dobrych mediów. Warto na nie wydać nawet drobną kwotę. Nawet jeśli przeznaczysz na naszą działalność 10 złotych miesięcznie, to jeśli podobnie zrobią inni, wspólnie zapewnimy działanie portalowi, który broni wolności, praworządności i różnorodności.

Prosimy Cię, abyś tworzył lub tworzyła Kulturę Liberalną z nami. Dołącz do grona naszych Darczyńców!

SKOMENTUJ

Nr 194

(39/2012)
25 września 2012

PRZECZYTAJ INNE Z TEGO NUMERU

KOMENTARZE



WAŻNE TEMATY:

TEMATY TYGODNIA

drukuj