W Kijowie odbywa się spotkanie ministrów spraw zagranicznych OBWE – jedynej obok Eurowizji organizacji skutecznie jednoczącą całą Europę. Niektórzy o tym zapomnieli, ale Ukraina obecnie do OBWE przewodniczy.
Jeden z Polaków obecnych na kijowskim Majdanie zdenerwował się w środę na innego Polaka, który tutaj w Polsce mówił mu, że należy w dalszym ciągu rozmawiać z ekipą prezydenta Janukowycza. Młody, rewolucyjny umysł nie rozumie zawiłych zasad dyplomacji. A tymczasem aksjologia rewolucyjna musi dość często ustępować prostej grze dyplomatycznej. Polski minister nie może stanąć na Majdanie i zażądać dymisji prezydenta czy premiera. Polski minister musi szanować demokratyczny wybór Ukraińców z ostatnich wyborów, a jego efektem jest właśnie prezydentura Janukowycza i premierostwo Azarowa. Wzorcem z Sevres polskiego zachowania na Ukrainie jest Aleksander Kwaśniewski z roku 2004. Wtedy to on zajmował się dyplomacją, a na kijowskim Majdanie Lech Wałęsa i tłumy przybyszów z Polski zajmowały się obroną ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego.
Należy także liczyć się z historycznymi demonami, których pomiędzy Polakami i Ukraińcami jest sporo, a Majdan może je co najwyżej wyciszyć, lecz nie zmazać. Minister Sikorski musi wejść w buty Aleksandra Kwaśniewskiego z roku 2004 i uniknąć pouczania Ukrainy – nawet tej janukowyczowskiej. A byłoby jeszcze lepiej gdyby – tak jak dziewięć lat temu – Polska występowała tu jako część Unii Europejskiej.
Udział Polaków aktywnych w roku 2004 w obecnych przemianach na Ukrainie trwa nadal – Aleksander Kwaśniewski słusznie zauważa, że losy Ukrainy rozstrzygną się w ciągu najbliższych dni, jeśli nie godzin. Jeżeli protest przetrwa, władza może zacząć ustępować – kto wie, może nawet jest szansa na przeprowadzenie przedterminowych wyborów lub rekonstrukcję rządu. Na razie jednak politycznie wygrywa ekipa aktualnie rządząca Ukrainą – od tygodnia nie odszedł z rządu nikt, parlament nie przegłosował votum nieufności, a polityka przeczekiwania jest kontynuowana. Gdyby nie pacyfikacja sprzed kilku dni, nie podniósłby się nawet poziom poparcia dla protestujących. Ktokolwiek podjął tamtą decyzję – musi jej obecnie żałować.
Wbrew licznym twierdzeniom o wszechmocy Rosji, z tamtej strony panuje cisza. Czy aby na pewno, zapytają zapewne liczni polscy „znawcy” Wschodu. Owszem, mamy obrzydliwe artykuły rządowej „Rossijskoj Gazety”, w których mówi się, że za protestami na Majdanie stoi europejski spisek na czele z Polakami, manipulującymi Unią dla swoich nacjonalistycznych interesów. Ale ten nawrót do tradycyjnej propagandy, która już w czasach carskich przypominała o złowróżbnej roli Polaków (i jezuitów) – paradoksalnie świadczy o tym, że Rosja jest zdolna jedynie do ostrzału propagandowego. W innych sprawach musi czekać – podobnie jak my wszyscy.
Polskie społeczeństwo solidaryzuje się z Ukrainą – Pałac Kultury został podświetlony w narodowe barwy tego kraju, rozentuzjazmowani młodzi ludzie gromadzą się na placach naszych miast lub jadą do Kijowa, a dziennikarze biorą do rąk ukraińskie flagi. Nie zapominajmy jednak o tym, że lepszym prezentem byłoby ze strony Polski i Polaków doprowadzenie do zniesienia lub złagodzenia reżimu wizowego i budowanie autentycznych związków z Ukrainą, gdy rewolucja już się skończy. Poprzednio, w roku 2004, też staliśmy na placach naszych miast. Potem było już tylko gorzej, a w lipcu 2013 roku wróciła nieodwołalnie retoryka postkolonialna. Jak będzie za dziewięć lat? Przyszłość naszych stosunków nie rozegra się na placach Warszawy i Kijowa, ale na przejściach granicznych gdzieś na Lubelszczyźnie.