Na moskiewskiej „Paradzie Zwycięstwa” zabrakło większości przywódców europejskich państw (i słusznie). Jednym z nielicznych wyjątków – i zapewne najważniejszym – był prezydent Serbii, Aleksandar Vučić. Tymczasem jeszcze w październiku ubiegłego roku Donald Tusk, podczas wizyty w Belgradzie, deklarował: „Bardzo serio mówię o perspektywie europejskiej dla państw bałkańskich, które są nią zainteresowane. Rozszerzenie UE musi uwzględniać Serbię, bo nie ma kompletnej Unii bez Serbii”. Vučić z kolei przyznał wówczas, że Tusk jest jednym z nielicznych europejskich polityków, którzy rozumieją Serbię – dając jasno do zrozumienia chęć współpracy.
To było 24 października 2024 roku. Kilka miesięcy później, w maju tego roku, Vučić mówi już zupełnie innym tonem. „Nie będę milczał. Powiem im [UE – przyp. red.] dokładnie, co myślę o wszystkich typach relacji politycznych, jakie prowadzili wobec Serbii. A kraj będzie kontynuował swoją drogę – zarówno europejską, jak i każdą inną wcześniej obraną” – cytuje prezydenta portal „Balkan Insight”.
Pojawia się więc pytanie: czy to polityczna schizofrenia, czy raczej porażka europejskiej i polskiej dyplomacji. Serbia miała być jednym z priorytetów unijnej polityki zagranicznej – obok wsparcia dla Ukrainy i zbyt wyważonego podejścia do migracji. Problem jednak sięga głębiej niż dyplomatyczne nieporozumienia.
Serbski lit
Znaczenie Serbii dla Unii Europejskiej wykracza poza czysto geopolityczne kalkulacje, choć i te są istotne – zwłaszcza w kontekście chińskiej ekspansji gospodarczej na Półwyspie Bałkańskim, czego przykładem niech pozostanie wykupienie portu w Pireusie. Kluczowa jest kwestia tak zwanych surowców krytycznych. W lipcu 2023 roku UE podpisała z Serbią porozumienie dotyczące ich pozyskiwania. Chodzi przede wszystkim o lit – kluczowy dla dalszej transformacji cyfrowej i energetycznej regionu.
Jak pisała Marta Szpala z Ośrodka Studiów Wschodnich, Unia stara się uniezależnić od Chin, które dostarczają dziś aż 79 procent światowego litu. Alternatywą są między innymi Kanada, Ukraina, Namibia – oraz Serbia. Z perspektywy Belgradu umowa to szansa zarówno na zyski gospodarcze, jak i na wzmocnienie pozycji wobec Zachodu. Władze liczą także na nowe miejsca pracy – przykładem jest uruchomiona w lipcu produkcja Fiata Grande Panda w Kragujevacu, która ma przynieść około 20 tysięcy etatów.
Korzyści z porozumienia miały czerpać też europejskie koncerny – szczególnie niemieckie, jak Mercedes-Benz – które mogłyby pozyskiwać lit na preferencyjnych warunkach. O potencjalnym wyzysku w tym kontekście wielokrotnie pisał serbski socjolog i ekonomista Aleksandar Matković.
Surowce a prawa człowieka
Lit, przypomnijmy, to dziś surowiec strategiczny. Bez niego nie byłoby nie tylko samochodów elektrycznych, ale i smartfonów, laptopów, serwerów. Baterie litowo-jonowe zasilają cyfrową gospodarkę, a ich właściwości – niska masa, duża pojemność i energooszczędność – czynią je fundamentem mobilnych technologii.
Dlatego też, jak można sądzić, Unia przymknęła oko na wydarzenia, które rozgrywały się w Serbii. Kiedy Tusk deklarował, że jej miejsce jest w Europie, w kraju trwały już protesty przeciwko projektowi Jadar – planowanej kopalni litu nieopodal Kragujevacu. Demonstracje miały pokojowy charakter, ale rząd potraktował protestujących jak zagrożenie: publikowano ich zdjęcia w mediach państwowych, co narażało ich na represje i zastraszenie. Później, po tragedii na dworcu w Nowym Sadzie, gdzie na przechodniów zawalił się dach, protesty eskalowały. Władze miały używać między innymi armatek dźwiękowych i wywozić demonstrantów poza miasta – wszystko to przy milczeniu Brukseli.
W zamian za przyzwolenie na łamanie praw człowieka Unia liczyła na realizację interesów surowcowych. Bezskutecznie – projekt Jadar został przynajmniej czasowo wstrzymany.
Jednocześnie Vučić nie zerwał bliskich relacji z Moskwą. Przypomnijmy: jego dotychczasowy rząd podał się do dymisji w styczniu, na papierze – z powodu społecznej presji. Nowym premierem został zaś Đuro Macut – endokrynolog bez doświadczenia politycznego. Sam Vučić zapowiedział, że nowy szef rządu ma się zająć sprawami gospodarczymi i administracyjnymi (chodzi o „kwestie regionalne” czy kwestię ceł nakładanych przez administrację Trumpa), a nie zmianą kursu politycznego. To oznacza kontynuację dotychczasowej linii i marginalizację protestów, które rząd sprowadza do kwestii porządku publicznego, reagując na nie siłą.
Protesty – paradoksalnie – mogą rządowi służyć. Pozwalają odwlec decyzje dotyczące wydobycia litu, usprawiedliwiając bezczynność presją społeczną. Bo Vučić wie, że ma silniejsze argumenty niż głosy obywateli. Dla UE i USA dostęp do litu jest zbyt ważny, by naruszenia praw człowieka przesądzały o relacjach z Belgradem. Dla Chin z kolei utrata monopolu na ten surowiec to strategiczne zagrożenie. Vučić to rozumie i rozgrywa obie strony.
Trochę z Europą, trochę z Rosją
Wizyta w Moskwie to więc nie tylko gest – to próba pokazania Zachodowi, że Belgrad ma alternatywę. I że się Brukseli nie boi.
Wreszcie, to także przypomnienie, że Serbia pozostaje zależna od rosyjskiego gazu. Dlatego jej gest to wyraźny sygnał.
Tymczasem w kraju panuje atmosfera niepokoju. Moi znajomi z Belgradu czy Nowego Sadu – publicyści, udzielający się publicznie akademicy, naukowcy – coraz częściej wyjeżdżają do pobliskich Włoch czy Słowenii z obawy przed represjami.
Najlepszym scenariuszem byłby kompromis, w którym z wydobycia litu korzystają również sami obywatele Serbii, a podstawowe zasady demokratyczne – jak prawo do zgromadzeń – są przestrzegane. Ale rzeczywistość geopolityczna – układ sił między Brukselą, Belgradem, Moskwą i Pekinem – nie pozostawia na razie wiele miejsca dla ludzi.
This issue was published as part of PERSPECTIVES – the new label for independent, constructive and multi-perspective journalism. PERSPECTIVES is co-financed by the EU and implemented by a transnational editorial network from Central-Eastern Europe under the leadership of Goethe-Institut. Find out more about PERSPECTIVES: goethe.de/perspectives_eu.
Co-funded by the European Union. Views and opinions expressed are, however, those of the author(s) only and do not necessarily reflect those of the European Union or the European Commission. Neither the European Union nor the granting authority can be held responsible.